Dodaj do ulubionych

Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywdy i t

20.05.23, 00:41
Witajcie, jestem tu nowa.
Jak w tytule wątku - nie radzę sobie, z tym co się stało w moim życiu.
Pochodzę z rodziny, w której nikt tak naprawdę o mnie nie dbał, bo nie wiedział, jak się prawidłowo dba o dziecko. Jest u nas duża dysfunkcja. Jestem tego wszystkiego bardzo świadoma, ale sami zebranie wiedzy mi nie wystarcza.

Koło 10 lat temu poznałam gościa, wydawał mi się dobry i uczuciowy, jak ja, też taki wrażliwy. Zrobil taka aurę wokół siebie, że szybko mu zaufałam. Tempo rozwoju relacji było chore, na pierwszym spotkaniu już mnie obejmował i przytulał, jak swoją dziewczynę. Teraz, po wielu latach wiem, że tak robią toksyczni ludzie, szybko skracają dystans, Tempo rozwoju relacji gigantyczne

Z tym, że my, jako młodzi niedoswiadczeni w relacjach damsko-meskich ludzie, od początku popełnialiśmy błędy. Pierwszym poważnym błędem było zaczynanie relacji od seksu, zamiast od poznawania siebie, spędzania czasu. My zamiast poświęcić czas ja rozmowy (ok, one też byly), po prostu uprawialiśmy seks, albo przygotowywaliśmy posiłki, oglądaliśmy filmy. Zachowanie nastolatków, a nie dojrzałych osób, byliśmy po 20. Przez to, że tak rozwijała się nasza relacja, nie zdążyliśmy się tak naprawdę poznać, stwierdzić, czy aby na pewno jesteśmy dla siebie.
Pewnego razu wpadliśmy, z tej wpadki powstała nasza córka, która teraz nadaje sens mojemu życiu.
Oboje nie byliśmy na to przygotowani kompletnie, tak samo, jak nie umiemy budować zdrowych relacji. Mimo wszystko, uważam, że darzyliśmy się jakimś uczuciem, coś nas do siebie ciągnęło, podczas rozmów wydawało się, że jesteśmy dość podobni. Niestety, nikt nie uczył nas jak normalna relacja wygląda, toteż podczas poznawania się, nie zwróciłam uwagi na to, co istotne.
W życiu okazało się, że coś nas łączy, ale więcej dzieli.
Ów chłopak stał się po czasie moim mężem, decyzję o tym przyspieszyła oczywiście ciąża.
Nie mieliśmy ani przygotowania emocjonalnego, ani funduszy, by stać się rodzicami, dlatego padła decyzja, by zamieszkać w domu rodzinnym męża (w którym na tamta chwile bylam zakochana).

Zamieszkałam tam i rozpoczął się mój dramat.
Pochodzę z rodziny, ktora jest dysfunkcyjna, co podkreśliłam już wcześniej, ale nie są potworami. Mają ludzkie odruchy, jakąś empatię. Umieją się troszczyć, umieją coś zrobić dla drugiego człowieka, wychodząc ze swojej strefy komfortu.

Rodzina męża natomiast, od początku mnie obserwowała. Bylam nowym członkiem rodziny, więc na celowniku. Szczególnie toksyczną postacią w niej jest matka męża, ale ojciec też niczego sobie - o tym za chwilę.

Cały czas kontrolowali nasze małżeństwo. Są autorytarni, władczy, apodyktyczni. Bardzo mnie krytykowali, umniejszali mi, to było okropne. Mąż nie reagowal, a poza tym zwyczajnie przyjął ich zdanie o mnie. Wiem, że to nie jest obiektywna prawda o mnie, a wynik ich zaburzen.

Głównym zarzewiem konfliktu jest to, że ich odrzuciłam (jego rodziców), to znaczy wchodziłam z nimi w konflikty i nie dbałam o nasze dobre relacje, które wg nich są głównie moja działka, to ja powinnam się o nich starać. Drugi powód nieustannej krytyki jego matki, to to, że on mnie utrzymywał. Ona mówi na mnie bardzo przykre rzeczy np. Że leżałam i pachniałam, a kto w tym czasie zajmował się córką? Ona mi w tym nie pomagała, zapraszała córkę do siebie (swoją wnuczkę) tylko wtedy, kiedy sama wyznaczyła termin, trzeba było to skonsultować z nią, powiadamiać wcześniej, najlepiej jeden dzień przed, bądź kilka godzin. Musieliśmy się też deklarować,o której odbierzemy mała. To wszystko się działo, będąc w tym samym domu.

Podczas gdy było między nami względnie dobrze, mąż mi mówił na nich okropne rzeczy, które sprawiły, że się do nich nastawiłam negatywnie. Powiedział mi, że grzebał w matki notatkach, byla u notariusza, żeby się dowiedzieć, jak tu siostrę wykluczyć z majątku. Były notatki, czytałam je, nawet sobie zdjęcie zrobiłam,by pokazać mojej matce, z jak okropnymi ludźmi mam do czynienia. Notatki przyniósł mi mąż.

Potem, gdy zaczęło być między nami źle, mąż mnie lekceważył, ignorował,w ogóle to małżeństwo było jednym wielkim dramatem.
Od początku wprowadzali swoje chore zasady, np. Od pierwszych chwil u nich, mielismy z mężem osobny pokój, żeby jaśnie pan się wyspał do pracy.
Tak zostało już na zawsze, bo potem był nowy argument, że go zalewam swoimi negatywnymi emocjami i wykańczam, więc on musi się izolować.

Dochodziło też do przemocy fizycznej z jego strony, o psychicznej już nie wspomnę, psycholog mnie pytała, po co mi relacja w której jestem notorycznie odrzucana.
Dużo więcej było kuriozalnych zachowań męża, bądź jego rodzicow, ale to jest temat na 5 godzin pisania, z boku jest się z czego pośmiać, dla mnie to dramat.

On nie dostrzega żadnego wpływu rodziców na nasze małżeństwo, uwaza, ze sami je rozwaliliśmy.
Nie zgadzam się z tym.

Po mojej wyprowadzce od nich (miałam już dość przemocy psychicznej jego rodzicow i tego, że mąż mnie zwyczajnie olewa, odgradza się , nie buduje relacji, tylko buduje mury, przez co bylam wiecznie sfrustrowana i wściekła i tę agresję wywalałam na niego, co kończyło się krzykami i uzywamiem siły fizycznej, patologia), on się zmienił do mnie o 180 stopni.

Zrobil się podły, mówi o mnie ohydne rzeczy, nagle z "delikatnej jak kwiatuszek" stałam się dla niego kimś niepotrzebnym. Jest to druzgocące, bo sama mam ranę odrzucenia, jeszcze z dzieciństwa. On mnie generalnie lekceważył już wtedy, gdy razem mieszkaliśmy, teraz już się odsunal, odseparował, oczywiście żyję dalej z rodzicami i we wszystkim ich słucha, to są eksperci od wszystkiego, jego mentorzy. Idzie w kierunku rozwodu.

Żadne moje argumenty do niego nie trafiają.
Nie piszcie o terapii par - byliśmy już i w większości przypadków terapia z nim to był dla mnie dramat, chętnie podzielę się doświadczeniami, dlaczego.

Wiem, że on bez solidnej terapii z nikim nie zbuduje szczęścia.
Oczywiście konsekwentnie zaprzecza wszystkiemu, co tu opisałam.
Do przemocy fizycznej się przyznaję, do reszty NIE.

Nie mam prawa go informować o tym, jak mnoe skrzywdził , to daje jeszcze gorszy efekt.
Uwaza, ze go obwiniam, robię z niego potwora.
Neguje wszelkie uzależnienia (wg mnie ma ich kilka), Neguje nieprzecietą pępowinę, Neguje, że ma zaburzenia osobowości.

Mówi, że jest normalny, że musi sprawdzić, czy to na pewno z nim coś jest nie tak, ogólnie wszystko zmierza do tego, że poznał zaburzona kobietę i to ona jest nieodpowiednia, jego zachowania są ok.

Na pytanie, co powiedział mu psychiatra i psycholog, powiedział , że uderzył mnie, bo był przeciążony psychicznie (oczywiście przeze mnie), zapytałam, czy coś mu zdiagnozowali. Nic - jest zdrowy, ma problemy rodzinne. Tyle z jego terapii.

Także próbowałam.
Wysyłałam na terapię, Mówiłam jak mnie krzywdzi, a nawet czym, że krzywdzi nasza córkę, to nie działa, on już podjął decyzję.

Najgorsze jest to, że czasem się do mnie zbliża i mu ulegam, czasem się przytulamy i całujemy, co sprawia, że nigdy nie będę mogła iść w żadna ze stron - ani zapomnieć o tym człowieku, ani z nim żyć, bo on tego odmawia.

Oznajmił mi już na kilka tygodni od mojej ucieczki od nich, że do małżeństwa już nie wróci.

Widzicie - czasem on potrafi być naprawdę dobrym gościem i wiem, że w środku taki jest.
Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, on potrafi czasem zrobić dla nas coś dobrego i ja się tych dobrych chwil chwytam, bo przypominają mi się dobre chwile naszego małżeństwa. Jak się domyślacie, oprócz problemów emocjonalnych, ma też dobre strony, jak każdy. W środku to dobry facet, choć mocno skrzywdzony przez rodziców.

Jest mi przykro, że skreślił nasza relację, a mimo tego, gdy się spotykamy ze względu na córkę, on wysyla mi różne sprzeczne sygnały.
Uśmiecha się do mnie, chce przytulać, czasem zrobi nam jedzenie. To sprawia, że ja wciąż robię sobie nadzieję.

Po tym wszystkim, on znowu wraca do siebie, do tego domu, gdzie akceptują go w pełni i jego dysfunkcję.
Obserwuj wątek
    • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 09:36
      A czy Ty też chcesz tego rozwodu?

      Bo jeżeli chcesz, to moim zdaniem łatwiej będzie Ci pogodzić się z rozstaniem i poczuciem krzywdy.

      A jeżeli nie chcesz, to uważam, że powinnaś być w terapii, bo bycie w takim związku jest dla Ciebie wyniszczające, to jest toksyczny związek. Ja bym zwiewała z takiego małżeństwa.

      Wiem, że łatwo to napisać, a wykonać trudniej, dlatego napisałam o terapii. Piszę to z własnego doświadczenia.

      Pozdrawiam i daj znać, co Ty na to?
      • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 12:25
        Nie wiem, czy chcę, myślę że jestem do bólu naiwna i wierzę w szczęśliwe zakończenia. Tak pewnie się nie stanie. Gdyby tak miało być, on dawno by coś zrozumial, a jest cały czas taki sam i nie zmienia się w działaniach. Mimo iż go przecież informowałam, z powodu których konkretnie zachowań cierpię, jest ich cala masa.

        Wiem, że facet mnie nie szanuje, pomimo tego, że rozumowo on chce się rozstać, potrafi chcieć ode mnie seksu, to dopiero toksyczne.

        Zapytałam go dlaczego tak mnie traktuje, powiedział że on oddziela sferę seksu od uczuć.

        Mówi, że każdy facet tak ma, co jest nieprawdą.

        On wierzy w wiele falszywych przekonań, sama swoim gadaniem nie sprawię że mu się odmienią.

        Ostatnio powiedział mi, że powinnam obowiązki domowe robić z uśmiechem na twarzy (także te przy nim). Padłam...
        • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 12:33
          Chyba jestem w stanie Cie zrozumieć, co przechodzisz. Ale nie rozumiem, że nie chcesz go wywalić że swojego życia. Ja tak zrobiłam z podobnym toksykiem, chociaż zajęło, mi to LATA. Nie rób sobie tego, takiej KRZYWDY.
    • horpyna4 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 10:42
      To, że chwilami potrafi być dobry, jest typowym elementem manipulacji. Powinnaś sobie to uświadomić i nie wyobrażaj sobie, że wiesz, jaki jest w środku. Własne życzenia bierzesz za rzeczywistość.

      Spróbuj popatrzeć na całą sytuację z boku, tak, jakby nie dotyczyła Ciebie. Może coś zrozumiesz.
      • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 12:20
        Oczywiście, masz rację, ja nie wiem jako on jest naprawdę. Czasem on się do mnie "zbliża", robi mi tymi sytuacjami nadzieję, ale potem znowu jest taki sam. To okropne, że wciąż w tym tkwię. Nie mam pojęcia, jakie on ma zaburzenia, ale domyślam się. Robi mi sieczkę z głowy, raz mówi, że nie kocha, inny razem, że nie powiedział, że nic do mnie nie czuje.
        Jednak i tak najgorsze jest to, że on jest całkowicie posłuszny rodzicom.

        Prawda jest taka, że obrażał mnie, moja godnosc.
        Mimo tego wszystkiego jakoś nie umiem wymazać go z pamięci i cały czas żywię nadzieję, że on coś pojmie - on widzi nasz rozpad związku inaczej niż ja.

        Poza tym, jego nie wolno niczym obciążać, bo to jest "przerzucanie na niego swoich emocji, za które ja nie biorę odpowiedzialnosci",natomiast ja musze wysłuchiwać, jak to o niego nie dbałam i jak go wykanczalam.
        • horpyna4 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 14:39
          Powinnaś popracować z psychologiem nad podwyższeniem własnego ego. Wtedy sama zrozumiesz, jak głupio robisz tkwiąc w tym chorym związku. Szanuj się, kobieto, bo inaczej nikt nie będzie Cię szanować.
    • ta Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 20.05.23, 13:19
      blackhorse34 napisała:
      „Widzicie - czasem on potrafi być naprawdę dobrym gościem i wiem, że w środku taki jest.
      Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, on potrafi czasem zrobić dla nas coś dobrego i ja się tych dobrych chwil chwytam, bo przypominają mi się dobre chwile naszego małżeństwa. Jak się domyślacie, oprócz problemów emocjonalnych, ma też dobre strony, jak każdy. W środku to dobry facet, choć mocno skrzywdzony przez rodziców.

      Jest mi przykro, że skreślił nasza relację, a mimo tego, gdy się spotykamy ze względu na córkę, on wysyla mi różne sprzeczne sygnały.
      Uśmiecha się do mnie, chce przytulać, czasem zrobi nam jedzenie. To sprawia, że ja wciąż robię sobie nadzieję”

      ———————
      Klasyka narcyza. Przestudiuj ten temat, jest coraz więcej materiałów w sieci na ten temat.
      Najlepsze są publikacje ( np na YouTube) osób, które uwolniły się od narcyza, np pani SoulGPS.

      Pan manipuluje robiąc ci sieczkę z mózgu ( sprzeczne sygnały, „dobroć” na przemian z degradowaniem), by pozbawić cię zdolności przytomnej oceny sytuacji i podjęcia jedynie słusznej decyzji o definitywnym odejściu z tej makabry.

      Przyjmij do wiadomości i pozbądź się złudzeń, im wcześniej, tym lepiej:
      - NIE, ten pan NIE JEST dobrym człowiekiem, ani na zewnątrz, ani „ w środku”!
      - darowane ci „ dobre chwile” są cyniczną grą, manipulacją, by utrzymać twój stan bezradności i niezdolności do podjęcia decyzji o odejściu, bo robisz sobie nadzieję na poprawę jego zachowania.
      - NARCYZ nie „ poprawia się” NIGDY

      • horpyna4 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 21.05.23, 12:27
        Jeżeli mąż ją maltretuje słownie, to powinna nagrywać jego kwestie. A jak się zbierze ich trochę, to do adwokata i pozew rozwodowy. Jak sama go złoży, to mina manipulanta bezcenna.
        • ta Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 21.05.23, 12:44
          Na razie kobieta jest lata świetlne od takiej przytomności, by zbierać dowody maltretowania, przecież ona teraz nawet nie potrafi tego, co się dzieje tak rozpoznać i nazwać.

          Musi sięgnąć po informacje, jak najwięcej przeczytać o przemocy psychicznej, rozpoznać temat, wiedza musi przeniknąć przez malusie dziurki w jej tarczy ochronnej przed niewygodną prawdą zbudowanej ze złudzeń.

          Dopóki broni go sama przed sobą i siebie oszukuje splatając, że on jest „dobry w środku”, to gdzie jej tam do zbierania dowodów na dręczenie. Na razie ona skupia się na dowodzeniu, że „on jest dobry”, tylko okoliczności przyrody przeszkadzają mu w realizacji tej dobroci.

          Bardzo długa droga przed autorką, ale jest nadzieja, że się wyrwie - pierwsze kroki uczyniła pisząc tutaj.
          Widzę światełko w tunelu i gorąco życzę powodzenia w ucieczce do prawdziwie dobrego życia.
          • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 21.05.23, 22:33
            Nie, on mnie nie maltretuje słownie. On mnie lekceważy i olewa, a czasami się do mnie zbliża, co ryje mi banię- krótko mówiąc.
            A że to przemoc psychiczna, wiem od kilku lat.
            Sama wiedza jeszcze nikomu nie pomogła.
            Wyjść z takiej sytuacji to dramat.
            Człowiek się chwyta tej nadziei, że może coś zrozumie, może jednak coś go oświeci.
            Ja mam pełno ran z dzieciństwa- ranę odrzucania przede wszystkim, bycia nieważną, niezauważana.
            Co najśmieszniejsze, przy nim one mi się ciągle otwierają.
            Nie mogę pojąć, jak można tak maltretować kobietę- wie, na czym mi zależy, jakie mam rany
            Zbliża się do mnie, wtedy gdy ma na to ochotę, nie wiem, na czym to dokładnie polega , może ktoś mnie oświeci.

            A że to narcyz, podejrzewałam już w 2020.
            • ta Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 10:52
              blackhorse34 napisała:

              > Nie, on mnie nie maltretuje słownie. On mnie lekceważy i olewa, a czasami się d
              > o mnie zbliża, co ryje mi banię- krótko mówiąc.

              Robi to subtelnie, ale skutecznie, nie używając słów dosadnych. Przeanalizuj jego teksty, na pewno znajdziesz takie, lub podobne: „nie masz racji”, „ a kogo to obchodzi”, „ wymyślasz”, „ znowu to samo”, „bądź poważna”, „ nie bądż dzieckiem”, „ daj spokój”, „nikt tak nie myśli”,

              > A że to przemoc psychiczna, wiem od kilku lat.
              > Sama wiedza jeszcze nikomu nie pomogła.

              Sama wiedza nie, ale trzeba zdobyć jej jak najwięcej, by móc rozeznać, co się dzieje i zacząć działać.
              Na razie masz jej za mało, bo gdybyś znała choćby podstawowe schematy działania narcyza nie zadawałabyś takich pytań, jakie zadajesz.

              > Wyjść z takiej sytuacji to dramat.

              Większym dramatem jest tkwić w takim chorym układzie i tracić zdrowie i życie.
              Wielu ludziom zawładniętym przez narcyzów udaje się wydobyć i uciec jak najdalej.

              > Człowiek się chwyta tej nadziei, że może coś zrozumie, może jednak coś go oświe
              > ci.

              Jeśli chwytasz się tej nadziei to znaczy, że jeszcze twoja wiedza na temat tego w czym ugrzęzłaś jest niewielka.
              Dlatego nie barmusz się, jak ci proponuję, byś zdobyła jej jak najwięcej.

              > Ja mam pełno ran z dzieciństwa- ranę odrzucania przede wszystkim, bycia nieważn
              > ą, niezauważana.
              > Co najśmieszniejsze, przy nim one mi się ciągle otwierają.
              > Nie mogę pojąć, jak można tak maltretować kobietę- wie, na czym mi zależy, jaki
              > e mam rany

              I znów - poszerz swoją wiedzę na temat charakteru tego zaburzenia osobowości. Przecież to schemat, według którego działają usidlając i wykorzystując swoje ofiary. Opisywany szczegółowo przez fachowców od tych zaburzeń i przez ofiary narcystycznej przemocy.
              Narcyz poznaje szczegółowo twoje rany, słabe punkty, by te wiedzę skrupulatnie gromadzoną potem bezwzględnie wykorzystać, bo degradowanie, poniżanie, zastraszanie wywoływanie bólu psychicznego, lęku u ofiary, odmawianie tego, na czym ofierze zależy daje mu konieczne do chorej egzystencji paliwo.
              Twoje rany z dzieciństwa nie otwierają się przy nim same, to ON je świadomie, z premedytacją otwiera.

              > Zbliża się do mnie, wtedy gdy ma na to ochotę, nie wiem, na czym to dokładnie p
              > olega , może ktoś mnie oświeci.

              Kto tu będzie ci robił skrypty, kiedy możesz sama sięgnąć do bardzo obfitych materiałów publikowanych w sieci na ten temat. Masz internet, szukaj, słuchaj, czytaj. Wrzuć w wyszukiwarkę np publikacje na YouTube na temat narcyzmu pani Izabeli Kopaniszyn, o SoulGPS juz wspominałam

              > A że to narcyz, podejrzewałam już w 2020.

              Co zrobiłaś przez te 2,5 roku, by poszerzyć swoją wiedzę, a więc uzbroić się w narzędzia do obrony?
              • ta Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 10:58
                Piszesz autorko:
                > „Jedyna osoba, która doswiadcza tej mrocznej strony jestem ja.”

                Tak, oczywiście. Przecież na zewnątrz N pielęgnuje wypracowany i skrupulatnie pilnowany obraz człowieka jak najbardziej „w porządku”. Dlatego ofiarom jest tak trudno wydostać się z tego piekła, bo mają przeciw sobie nie tylko oprawcę, ale i środowisko rodzinne i znajomych, którzy nie wierzą w skargi ofiary, jeśli ta zdecyduje się mówić o narcystycznych nadużyciach partnera.
              • ta Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 11:37
                >Zbliża się do mnie, wtedy gdy ma na to ochotę, nie wiem, na czym to dokładnie p
                > olega , może ktoś mnie oświeci.

                Krótko. Połamał wszystkie twoje granice. Teraz sięga po co chce i kiedy chce.
                Jesteś naga i bezbronna, zrobi co zechce. To jego cel i go osiągnął.
    • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 04:52
      A jaka terapię przszłas/przeszliście?
      Piszę, bo wydaje mi się nie do końca skuteczna.
      Jesteś świadoma tak wielu aspektów waszej racji i całej tej sytuacji, w której tkwicie, a nie potrafisz zrobić tego decydujacago kroku naprzód, pi prostu odejść z chorej relacji i uciec od przemocowca, a nawet jeszcze go bronisz - to już zakrawa na syndrom sztokholmski - bezsensowne wydawoby się przywiązanie do oprawcy. Nie skladaz też sprawy do sądu o znęcanie, nie skladasz nawet zeznań na policji, czy niebieskiej narty.
      • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 05:09
        * sorry za literówki, nie chciałam jeszcze wysłać powyszego posta, byłam w trakcie jego edycji.

        Wracając do rzeczy - dlaczego nie walczysz z nim przy pomocy policji? Na co czekasz, aż Cię poważnie pobije? Dlaczego nie składasz sprawy przeciw niemu jako przemocowcowi w sadzie?

        Piszesz, że jeszcze masz nadzieję- pytam na co? Chcesz takiego życia zamiast spokoju samotnosci czy wejścia w kolejny, być może udany związek? Dlaczego pozwalasz mu się zbliżać do Ciebie? Piszesz, żebyśmy Cię oswiecili, ale to Ty powinnaś się nad tym zastanowić, sama lub będąc w terapii, bo nikt z nas nie siedzi w Twojej głowie.
        Ja mogę tylko gdybać, na podstawie doświadczenia. Mogę Ci napisać, że terapia pomogła mi w tym, o czym pisalam powyżej, w walce o siebie, o swoje, włączając w to zeznania na policji, co było bardzo trudne dla mnie, wzywając policję do domu, z tym że dla nich liczył się głównie alkoholizm, sama przemoc psychiczną, to dla nich było za mało, zostali przesłuchani świadkowie, rodzice obu stron i sprawa była przekazana do prokuratury, niestety p.prokurator "łaskawie" ja umorzyła, jak to niestety często bywalo/bywa w naszych realiach. Ale ex tak się tego wystraszył, że już nie było mowy o tym żeby przeciwstawiał się rozodowi, poprzez szantażowanie mnie dziećmi, o długie lata robił. A, i to ja wniosłam sprawę o rozwód.

        Nie powiem nie było łatwo, przypłaciłam to naruszeniem mojego zdrowia psychicznego, ale perspektywy uważam, że nawet mimo tego byli warto.

        • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 05:15
          A i pierwsza sprawa to odstawienie go od łóżka. Skoro on ma to od Ciebie plus uległość mu pomimo wszystko, to bedzie pławil się jak basza w takim układzie.

          A dlaczego chodzisz z nim do łóżka? Jesteś przywiązana do niego/kochasz go jeszcze na wasz chory sposób, masz nadzieję na jego zmianę? Ja nie wiem, spróbuj sama odpowiedzieć sobie na to pytanie, ono jest kluczowe, bez tego nie ruszysz z miejsca.
          • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 08:29
            mona.blue, my już nie mieszkamy razem.
            On mnie nie bije, tu chodzi bardziej o to, co napisałam powyżej, o tę huśtawkę emocjonalną.
            Już z nim nie chodzę, ale zdarza mi się do niego przytulić, bądź pocałować, co w tej sytuacji jest kompletnie chore.
            On to wykorzystuje.

            A terapię juz zaczęłam, tyle że w ośrodku zajmującym się przemocą w rodzinie.

            On się są przemocowca oczywiście nie uważa, uważa się za ofiarę.

            W jakiś chory sposób jestem do niego przywiązana, pamiętam, że on umie być też dobry plus ta nadzieja, że coś się odmieni. Ale na to są małe szanse.

            Ja czuję do niego też złość i gniew, on wyzwala u mnie agresję

            Gdybyś jednak poznała jego ojca - to jest pełen obraz socjopaty

            Jak on może być normalny.
            Po ludzku mi jest go żal.

            Bardzo możliwe, że mam ten syndrom.
            Co więcej, uważam, że on go ma w stosunku do rodziców.
            • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 08:33
              Wiem, że on się nie zmieni, bo nic na to nie wskazuje.
              Mnie po prostu trudno się pogodzić z tym, co się stało.
              Najgorsze, że otoczenie najbliższe, członkowie jego rodziny (także ciotki, kuzynki) trzymają jego stronę , bo pamiętają go jako miłego uczynnego grzecznego chłopca, pomocnego i uległego- taki on jest do ludzi.

              Jedyna osoba, która doswiadcza tej mrocznej strony jestem ja.
              • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 10:36
                blackhorse34 napisała:

                > Wiem, że on się nie zmieni, bo nic na to nie wskazuje.
                > Mnie po prostu trudno się pogodzić z tym, co się stało

                To chociaż o tyle dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że on się nie zmieni.
                Co do pogodzenia się z tym, co się stało to ,oze zająć sporo czasu, to przeżycie pewnego rodzaju żałoby po związku, tym bym się tak bardzo nie martwiła, to jest proces.

                > Najgorsze, że otoczenie najbliższe, członkowie jego rodziny (także ciotki, kuzy
                > nki) trzymają jego stronę , bo pamiętają go jako miłego uczynnego grzecznego ch
                > łopca, pomocnego i uległego- taki on jest do ludzi.
                >
                Trudno spodziewać się czegoś innego, tak po prostu jest, że swoi bronią swojego, w moim przypadku,u też tak było.
                Ale ważniejsze co na to Twoi rodzice, czy wspierają Cie. Podobnie Twoi przyjaciele i znajomi.

                > Jedyna osoba, która doswiadcza tej mrocznej strony jestem ja.
                • horpyna4 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 11:00
                  Trzeba zacisnąć zęby i uwolnić się od poczucia krzywdy. Powiedzieć sobie, że i mąż, i jego rodzina, nie zasługują na to, żeby przejmować się ich durnymi tekstami. Skreślić ich jako coś nieistotnego.

                  Trzeba powiedzieć sobie "to ja jestem ważna, a reszta niech spada na drzewo". I tak często sobie to powtarzać, aż się nabierze takiego przekonania.

                  I warto pamiętać, że jak ktoś o nas mówi źle i niesprawiedliwie, to godzi to nie w nas, tylko w mówiącego. Sam daje świadectwo swojej małości. Czyli jest nikim i nawet nie warto słuchać jego gadania, a co dopiero przejmować się.
                  • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 12:11
                    horpyna4 napisała:

                    > Trzeba powiedzieć sobie "to ja jestem ważna, a reszta niech spada na drzewo". I
                    > tak często sobie to powtarzać, aż się nabierze takiego przekonania.
                    >

                    Dobry tekst, mi też się przyda. Jeżeli chodzi o proby kontroli moich rodziców nade mna.

                    > I warto pamiętać, że jak ktoś o nas mówi źle i niesprawiedliwie, to godzi to ni
                    > e w nas, tylko w mówiącego. Sam daje świadectwo swojej małości. Czyli jest niki
                    > m i nawet nie warto słuchać jego gadania, a co dopiero przejmować się.

                    Fakt, nie brać sobie do serca, tylko olać i wręcz osadzić tych, co mówią niesprawiedliwie.
            • mona.blue Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 10:31
              To moim zdaniem tyłko terapia Ci pomoże odejść od niego, jeżeli będziesz tego chciała. Wyplatac się z takiego chorego uzależnienia od drugiego człowieka jest często horrendalnie trudno. Mi dopiero terapia pomogła. Zależy jak dobrego masz terapeutę, to wcześniej lub później sama zechcesz podjąć decyzje- zostać czy odejść. Ale zostać w związku z przemocowcem to autodestrukcja. Mam nadzieję, że ta terapia Ci to dobitnie uświadomi.
              Mój terapeuta był bardzo dobrym fachowcem, jego metody były bardzo skuteczne. Praktycznie po jakichś kilku spotkaniach grupowych i sesjach indywidualnych uświadomiłam sobie jaka krzywdę wyrządzą mi ex i jak ja biernie się temu poddaję, jaka jestem uległa wobec niego i cóż, jaka głupia w tym wszystkim bylam. U mojego ex wchodził jeszcze w grę alkohol i równoległa moja terapia współuzależnienia, to trwało dłużej, całe 1,5 roku, ale ,moja decyzją o rozwodzie zapadła chyba w pierwszym półroczu terapii , złożyłam pozew o rozwód.

              Piszesz, że masz huśtawkę emocjonalna, rozumiem. Tylko nie rozumiem, że jak piszesz to Ty pierwsza się do niego przytulasz, całujesz. Gdyby to on niejako wymuszl to na Tobie to bym prędzej zrozumiała, a tak to już się gubię jak Ci pomóc.
              • blackhorse34 Re: Nie radzę sobie z rozstaniem, poczucie krzywd 22.05.23, 12:48
                Jasne, tego nikt nie rozumie.
                Czasem pierwsza, czasem on, ale poprzedzone jest to tym, że on się do mnie uśmiecha i mnie zwabia. Albo na mnie gdzieś czeka, mamy dziecko, więc choćby pod przedszkolem. To powoduje, że robię sobie mikronadzieję. Jednak po rozmowie z nim wracam chora i smutna do domu, mówi okropne rzeczy, pozbawione emocji, gdzie takim ludziom jak ja, trudno to pojąć.
                Gada głównie o pieniądzach, o konkretach, na ludzi mówi rzeczy, skupia się na materii.
                Mnie to odrzuca i szokuje, do tej pory.

                Pamiętam jak znalazlam kiedyś u niego na kompie usługi towarzyskie.
                Powiedział, że nie skorzystał, bo były za drogie.

                Ręce opadają....

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka