Gość: err+
IP: *.215.akron.wroc.pl
15.11.04, 23:09
Mam problem. Mieszkam z rodzicami i studiuję. Z matką mam swietne układy, rozumie mnie i zawsze się z nią dogaduję. Gorzej z ojcem. Nie wiem w ogóle od czego zacząć... Ojciec to specyficzna osoba. Jak ma dobry humor to wszystko jest super i cacy. Gorzej jak się stresuje (a ma taką pracę że prawie ciągle się stresuje). Wtedy wszystko jest źle. Wszystko co zrobię jest źle i nie uznaje tego, że ktoś może mieć inne zdanie niż on. Przyczepia sie do wszystkich najdrobniejszych nawet rzeczy. Że wanna nie spłukana, że jest bałagan w szafie, że zmywarka źle zapakowana, że trzaskam drzwiami (chyba nie wie co znaczy trzaskać)... To po prostu sobie tłumacze jego cechą charakteru którą nazwałem 'upierdliwość'. Aha, gdy mu się zwróci uwagę że jest 'upierdliwy' obraża sie na caly świat mówiąc ze jakby nie on to nie wiem co bym zrobił (chodzi o to że zarabia (niamale) pieniadze). Do tego ja nie mogę zrobić żadnej 'złej' miny bo jak twierdzi doprowadza go to do furii tylko siedziec i pokornie słuchać jego bezsensownych pretensji. No ale to i tak nie jest najgorsze, bo mogę zrozumieć ze ktos jest pedantyczny. Zdarzaja sie takze jednak jego zachowania których nie jestem w stanie sobie w żadne sposób (mimo moich szczerych chęci) wytłumaczyć. Np dzisiaj mial pretensje że rozmawiając przez telefon zawsze zamykam sie w swoim pokoju. Mimo tego ze rozmawiale wparowal do mnie i zaczal mowic ze jak to jest ze sie zawsze zamykam u siebie jak rozmawiam. Pozniej stwierdził ze on nigdy nie ma nic przeciwko temu zeby inni slyszeli o czym rozmawia ale skoro ja mam to jak on gdzies bedzie telefonowal mam isc do siebie. POwiedzialem mu co o tym mysle (pewnie to samo co wiekszosc z was) ale jego sie nie da przekonac, on uwaza ze to nie jest ok ze mam przed nim tajemnice skoro on nie ma. Powiedzial ze jak on dzwoni to ja mam w takim razie nie sluchac i isc do swojego pokoju (nienormalne - co mu powiedziałem i po jakims czasie mu przesżło). Co gorsze ten jego stan psychczny sie chyba posuwa wraz z upływem czasu. Na 1 roku nie zdalem egzaminu (przy czym moj ojciec uznaje egzamin za niezdany gdy nie jest zaliczony w 1 terminie - u mnie na uczelni sa 3 terminy...) przestal przez tydzien mowic o zakupie auta dla mnie - co bylo planowane od pół roku (a nie mam blisko na uczelnie) - po tygodniu wszystko wróciło do normy. Na 2 roku tez mialem ten sam problem, była ogólna awantura i zmieszanie mnie z błotem bo przecież 'Małgosia od wujka Wieska' ma stypendium naukowe (nawiasem mowiac nie robi nic poza uczeniem się). Natomiast na 3 zapowiedział z góry ze jak czegos nie zdam to sprzeda moje auto i przestanie finansować 'moje szlajanie sie po klubach' (nie robie tego częściej niz moi rówieśnicy, ba nawet rzadziej). Stwierdził ze jakbym miał jedną parę butów i 5 zł w kieszemi to bym siedział i sie uczył. Oblałem 1 egzamin w 1 terminie co musiałem ukryć. Jak pośpię do 11 to jest problem, bo on wstaje o 7 wiec ja sie musze 'opie***alać', z drugiej strony nie wiem co mam robić? Mam mało zajec na studiach bo to juz 4 rok, a do pracy nie moge isc bo jednak codziennie musz eisc na uczelnie. Przy każdej okazji powtarza ze 'robi to wszystko dla mnie, żebym miał łatwiejszy start' ale mi po prostu brakuje normalnego ojca, w którym bym mogl znalezc oparcie i zrozumienie, a nie takiego który traktuje mnie jak pracownika na pensji (bo chyba tak najlepiej określić nasze relacje) Czuje sie jakbym mieszkał z wrogiem pod 1 dachem. Dodam ze co roku kryzys mam zimą, kiedy to rodzice nie wyjezdzają na weekendy. Jak codziennie wchodzimy sobie w droge jest strasznie. Żyję świadomością że w przysżłym roku rodzice się wyprowadzają. Co mam robić, wiem że wtedy będzie lepiej, ale ja nie chcę nie mieć ojca, chciałbym sobie jakoś z nim ułożyć stosunki.