Gość: gf
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
27.11.04, 00:38
w nocy z piatku na sobote ;) i mysle ze w ludziach jest tyle leku...
wlasciwie o co? czyzby o swoj stan posiadania?
oswieccie mnie: co czuje czlowiek 'zdradzony' w potocznym sesie zdrady?
czy czujecie sie gorsi/gorsze? upokarza Was np. uroda konkurencji? czy w
ogole fakt, ze ktos, chocby niekochany i niepozadany juz, wybral kogos
innego? na zasadzie: jest chciany a ja nie jestem chciana przez nikogo...?
serio budujecie poczucie wartosci na tym, ze ktos Was wybiera? i niknie ono,
kiedy rezygnuje na rzecz innego/innej?
czy moze szczescie Was boli w obliczu faktu, ze Wy go nie macie?
czy obrzyganie jadem 'zdrajcy' i 'wspolzdrajcy' przynosi ulge czy nakreca?
Jak to jest, wytlumaczcie mi prosze...wiazecie sie z kims, mowicie 'kocham' i
toi Waszym zdaniem na wybranke/a naklada jakies obowiazki? milosc jest
odbieraniem, Waszym zdaniem? oczekiwaniem warowania jak pies?
Uprasza sie o namysl a nie o chrzanienia na poziomie magla 'bo ty widac
jestes za cudzolostwem'...Nikt normalny nie jest za koncem milosci, bez jaj.
Serio chcialabym pojac.
pozdrawiam