amiralka
05.11.16, 18:22
Nie wiem po co zakładam ten wątek, chyba po to żeby się wyżalić... Ssak ma dwa i pol roku i wizja samoodstawienia czy jakiekolowiek odstawienia jest wciaz poza horyzontem. Za nami zmiany, bo zaangazowalam sie w projekt, przez ktory nie ma mnie w domu dluugie godziny (do tej pory pracowalam tylko do poludnia, rzadko caly dzien). Ale nawet i wczesniej synek nigdy nie ssal mniej niz kilka razy w dzien i roznie w nocy. W kazdym razie wlasnie teraz zaczyna mnie to denerwowac jak nie wiem. Od paru dni mam wrazenie, jakby to odkurzacz ssal, zaczelam odczuwac duzy dyskomfort. Ale ssak tylko mleczko i mleczko. Powiedziec mu - juz bylo, albo: za chwile (albo co gorsza zawolac wtedy meza w rozpaczy), to jakby zabrac psu miche, zaczyna sie glosny dramatyczny placz. Skracac, co jeszcze jakis czas temu bylo mozliwe dzieki metodzie odliczania (ktorej synek wyjatkowo nie lubi wiec puszcza od razu piers i krzyczy z satysfakcja: nie policzylas) - nie da sie. Odpina sie tylko zeby przypiac sie z drugiej strony. Noce nie sa zle, ale rano ssie jak noworodek, czasem 20 minut, a jak sie da to i 40,50 !!! Wiem, ze pewnie sobie odbija stres rozlaki ale rosnie we mnie irytacja. Mysle, ze to wyczul, czasem nawet dla jaj potrafi powtarzac mleczko-mleczko, bo czuje, ze to cos we mnie prowokuje (wtedy to jest tylko zart, nie chec mleka; jak jest chec mleka nie ma zartow

Co robic, jak nie uciekac przed wlasnym dzieckiem, jak nie dawac mu odczuc, ze ten kontakt zrobil sie niemily? Szczerze, to nie mysle o odstawieniu, podejrzewam ze moj stan jest chwilowy, w projekcie za niedlugo przerwa poltoramiesieczna wiec znowu bedziemy razem. Wiem, ze nie ma metod ale strasznie potrzebuje, zeby mnie ktos, no nie wiem, chocby zrozumial.