Dodaj do ulubionych

Jak reklama robi nam wodę z mózgu

27.08.11, 10:31
W wątku o pielęgnacji włosów forum.gazeta.pl/forum/w,103682,128272924,128272924,Co_to_jest_jedwab_do_wlosow_.html wywiązała się dyskusja jak nas mami reklama i co tak na prawdę jest wartościowego w tych kosmetykach, które mają nas uczynić najpiękniejszymi i bez zmarszczek. Czy was też rażą bezsensowne reklamy, dzięki którym kupujemy jedwab do włosów bez odrobiny jedwabiu, albo kremy z ureą, bo mocznik się źle kojarzy.
Czy kobiety chcą być tak mamione?
Obserwuj wątek
    • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 11:15
      > Czy was też rażą bezsensowne reklamy, dzięki którym kupujemy jedwab do włosów bez
      > odrobiny jedwabiu, albo kremy z ureą, bo mocznik się źle kojarzy.

      Normalnie staram sie wylaczyc moja uwage na takie rzeczy, bo mialabym w domu tylko szare mydlo. Ale sa granice, ktorych nie jestem w stanie przekroczyc, i zdarzylo mi sie pare razy czegos nie kupic wlasnie ze wzgledu na mega idiotyczna reklame.
      OT: w pracy kupujemy zbiorowo mleko do kawy, i jakis czas temu zmienilismy firme, ze wzgledu na to, ze miala na opakowaniu napis "bez inzynierii genetycznej" (doslowne tlumaczenie). Wydalo nam sie to glupie, bo wlasnie tym sie zajmujemy - po paru miesiacach wrocilismy do tego mleka, bo kazda inna firma tez ma ten napis. Nie chce tu zaczynac dyskusji o GMO, chodzi mi o to, ze reklamy czasem sie nie przeskoczy.
    • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:22
      Pchanie łaciny do nazw, żeby brzmiały bardziej naukowo i lepiej się kojarzyły. L. casei defensis, actiregularis i inne bzdury.
      • pierwszalitera Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:53
        ananke666 napisała:

        > Pchanie łaciny do nazw, żeby brzmiały bardziej naukowo i lepiej się kojarzyły.
        > L. casei defensis, actiregularis i inne bzdury.

        To nie po to by się lepiej kojarzyły, tylko istnieje coś takiego jak International Nomenclature of Cosmetic Ingredients w skrócie INCI. Dzięki temu nie muszę polegać na fantazji marketingowców, tylko mogę sprawdzić, co rzeczywiście znajduje się w kosmetyku. Nazwy są wtedy zwykle łacińskie i czasem nie wie się, co one oznaczają, ale są przynajmniej jednoznaczne i można je sobie sprawdzić. Producenci, którzy mają poważny stosunek do klienta, często podają na etykiecie podwójną listę składników, najpierw jako INCI, a potem w krajowym tłumaczeniu.
        Za skandal uważam za to, że wiele firm nie podaje na swoich stronach internetowych i w firmowych sklepach online pełnego składu kosmetyków. Na przykład Dr. Irena Eris pisze przy jednym ze swoich kremów: Formuła kremu oparta jest na HexaPeptideC™, ale nigdzie tam nie mogę nawet sprawdzić, czy zawiera parafinę. Musiałabym krem najpierw kupić, albo przynajmniej wziąć do ręki w stacjonarnym sklepie. Coś takiego mnie totalnie odrzuca.
        • pierwszalitera Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:58
          I jak właśnie doczytałam w polskiej Wikipedii:
          W systemie INCI stosuje się angielskie nazwy związków chemicznych oraz łacińskie nazwy roślin.
        • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 13:07
          > > Pchanie łaciny do nazw, żeby brzmiały bardziej naukowo i lepiej się kojar
          > zyły.
          > > L. casei defensis, actiregularis i inne bzdury.
          >
          > To nie po to by się lepiej kojarzyły, tylko istnieje coś takiego jak Interna
          > tional Nomenclature of Cosmetic Ingredients
          w skrócie INCI

          Ananke chyba nie chodzi o sklady, tylko stosowanie lacinskich nazw w marketingu, jak canola, urea, itd. Tu zdecydowanie nie ma potrzeby stosowania laciny, ale takie nazwy sprzedaja sie lepiej. Czym innym sa oczywiscie ujednolicone sklady.
          Z lactobacillus casei sprawa ma sie jeszcze inaczej. Lactobacillus ma co prawda polska nazwe (jezeli czegos nie przekrecam jest to wdzieczna laseczka kwasu mlekowego, mikrobiolodzy nie znaja sie na marketingu :o)), ale tej nazwy faktycznie sie prawie nie uzywa, dlatego Lactobacillus casei mnie osobiscie nie razi. Co innego dodatek "defensis", ktory z systematyka nie ma nic wspolnego, i jest po prostu nazwa wlasna nadana przez producenta. Brzmi nieco lepiej niz Lactobacillus casei DN-114001...
          • pierwszalitera Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 13:38
            kis-moho napisała:

            > Ananke chyba nie chodzi o sklady, tylko stosowanie lacinskich nazw w marketingu
            > , jak canola, urea, itd. Tu zdecydowanie nie ma potrzeby stosowania laciny, ale
            > takie nazwy sprzedaja sie lepiej. Czym innym sa oczywiscie ujednolicone sklady

            No tak, ale większość jest efektem tłumaczenia zagranicznych tekstów. Pisząc na przykład canola zamiast rzepak, marketingowcy faktycznie upiększają nieco tekst, zostawiając mu pewnie świadomie trochę z oryginalnego brzmienia (canola oil), ale używając międzynarodowej nazwy Brassica nie popełniają moim zdaniem żadnego grzechu.
            Tu bierze się moim zdaniem pod uwagę lokalne rynki, bo o ile olej rzepakowy cieszy się w wielu krajach bardzo dobrą opinią, znany jest jako najzdrowszy olej i "Złoto Północy", i można kosmetyk, czy żywność reklamować pisząc po prostu z olejem z rzepaku, to w Polsce rzepak kojarzy się z biedą, PRL-em i plackami ziemniaczanymi, ewentualnie młodszym pokoleniom z olejem napędowym ;-) Nic dziwnego, że preferowana jest egzotyczniej brzmiąca canola.
            • izas55 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 13:53
              Tłumaczeniami powinny się zajmować osoby które znają zarówno język z którego, jak i na który tłumaczą. Radosne słowotwórstwo w reklamach które udaje mi się widzieć woła o pomstę do nieba. Nie mam nic przeciw użycia wyrażenia "olej z Brassica, zwany złotem północy" (choć to tez przegięcie), ale "olej canola, zwany złotem północy już nie".

              A gdyby używać poprawnych okresleń to te np. PRLowskie skojarzenia dało by się z nich zdjąć. W tej chwili znakomitej większośći olej rzepakowy bynajmniej już się nie kojarzy z PRLem. Może ze względu na masę programów kulinarnych w których podkreślane są jego zalety.
              • kis-moho Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:12
                > Tłumaczeniami powinny się zajmować osoby które znają zarówno język z którego, j
                > ak i na który tłumaczą.

                Podczas studiow dorabialam sobie tlumaczeniami dla branzy kosmetycznej (chodzilo o kosmetyki i urzadzenia rozprowadzane i stosowane w zakladach kosmetycznych). Wrazenia mialam nienajlepsze. Do tlumaczen byly zatrudniane osoby z kiepskimi kwalifikacjami (ja bylam jedna z najlepiej przygotowanych, a ani z kosmetykami, ani z profesjonalnymi tlumaczeniami nie mam wiele wspolnego), a i materialy, z ktorych tlumaczylam (angielski/niemiecki) byly dalekie od idealu. Owszem, byla to w miare mala firma bez wiekszego zaplecza (i mam nadzieje, ze duze firmy kosmetyczne zatrudniaja lepszych ludzi) ale zaopatrywala calkiem spory rynek (przynajmniej w Warszawie). Ja sie wiec za bardzo kiepskim tlumaczeniom w tej branzy nie dziwie.
                • nikusz Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 31.08.11, 21:33
                  ciekawe czy dla tej, dla której ja pisałam. teksty po angielsku zwykle tłumaczone z innych języków, chyba automatycznym tłumaczem, czasem całe akapity nieprzetłumaczone... yyyy... i głupoty w ulotkach takie, że zastanawiałam się, czy etyczne jest przykładanie do tego ręki...
                  • kis-moho Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 31.08.11, 22:03
                    > ciekawe czy dla tej, dla której ja pisałam.

                    Brzmi dosc znajomo. Dodam do tego wyplate pieniedzy 3 miesiace i 10 telefonow pozniej. Ale bedac mloda studentka, ktora chciala sobie sama sfinansowac rok studiow za granica (czyli wyjechac na stypendium bez stypendium, bo bylo wiecej miejsc niz pieniedzy...) patrzylam na to nieco inaczej niz teraz.
              • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:29
                Owszem, chociaż świadome pomijanie rzeczywistej nazwy znanej wszystkim pachnie mi nabijaniem klienta w butelkę. W ten sposób można sprzedawać na przykład opracowany w laboratoriach izoosmotyczny preparat, który powstał w procesie dyfuzji oksydanu i Natrium Chloratum, co nie zmienia faktu, że będzie to woda z poczciwą solą kuchenną.
                • pierwszalitera Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:52
                  ananke666 napisała:

                  > Owszem, chociaż świadome pomijanie rzeczywistej nazwy znanej wszystkim pachnie
                  > mi nabijaniem klienta w butelkę.

                  Nie wiem po co takie dramatyczne określenia. Producent to nie filnatrop ulepszający świat, tylko ktoś, kto chce na swoich produktach zarobić, dlatego pokazuje je z najlepszej strony, albo tej, którą za najlepszą uważa. Sprzedając pietruszkę na targu, też nie powiesz, że twój ogródek leży przy autostradzie, tylko raczej wyróżnisz, że używasz tylko naturalnego nawozu. Dlatego odrobina sceptyzmu i zdrowego rozsądku się przydaje. Naturalnie jako klientom należy nam się pełnia informacji, ale upiększanie nazwy to jeszcze nie nabijanie w butelkę. Nabijanie w butelkę to gdy producent kłamie i reklamuje kosmetyk składnikiem, którego w produkcie nie ma, albo odwrotnie, gdy chwali się nie używaniem niebezpiecznych składników, a testy produktu wykazują na przykład formaldehyd.
                  • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 15:18
                    Dramatyczne byłoby, gdybym napisała o podstępnym wydzieraniu ciężko zarobionych pieniędzy i sprzedawaniu fałszywej nadziei. Nie przesadzaj.
                    • pierwszalitera Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 16:59
                      ananke666 napisała:

                      > Dramatyczne byłoby, gdybym napisała o podstępnym wydzieraniu ciężko zarobionych
                      > pieniędzy i sprzedawaniu fałszywej nadziei. Nie przesadzaj.

                      Nabijanie kogoś w butelkę nie należy chyba też do społecznie akceptowanych zachowań, albo co miałaś na myśli używając tego wyrażenia? Zdaje się, że to ty sama pisałaś: Polecam dla odmiany ostrożniejsze dobieranie słów, więc trzymaj się własnych reguł. ;-)
                      • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 01:00
                        Przestrzegam. Sugerowanie, jakoby rzepak był jakowąś bliżej nieznaną rośliną o cudownych właściwościach jest blisko nabijania ludzi w butelkę, co jest wyrażeniem bynajmniej nie dramatycznym. Nie burzyłabym się, gdyby mi bredzono o świeżo odkrytych wspaniałych właściwościach tej rośliny, o wartości "złota północy", o wyselekcjonowanych odmianach z super duper ekologicznych hodowli. To jest PR i marketingowe ubarwianie. Które zresztą pewnie nieźle zdejmowałoby odium placków kartoflanych, o ile ktoś takowe widzi.

                        Starsza część narodu nie przywykła jeszcze do radzenia się googlowej wróżki. I tak się składa, że nazwę rośliny łatwo jest znaleźć tylko w jedną stronę, to znaczy znając nazwę zwyczajową można bez trudu uzyskać tę łacińską, ale znając łacińską nie tak znów łatwo dorwać zwyczajową.
                        • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 01:14
                          Aaa i zapomniałam dopisać. Oczywiście jest ono, to nabijanie, zwłaszcza wtedy, kiedy obecność Canola uzasadnia dość wysoką cenę kosmetyku, a są takie. Olej rzepakowy jest tanim surowcem.
                  • madzioreck Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 19:36
                    Nabij
                    > anie w butelkę to gdy producent kłamie i reklamuje kosmetyk składnikiem, któreg
                    > o w produkcie nie ma, albo odwrotnie, gdy chwali się nie używaniem niebezpieczn
                    > ych składników, a testy produktu wykazują na przykład formaldehyd.

                    A jak pisze na przedzie o "łagodnych substancjach myjących", a z tyłu w składzie jest SLES lub SLS...?
                    • pierwszalitera Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 20:08
                      madzioreck napisała:

                      > A jak pisze na przedzie o "łagodnych substancjach myjących", a z tyłu w składzi
                      > e jest SLES lub SLS...?

                      To kłamie, czyli nabija nas w butelkę, umyślnie wprowadza w błąd, albo uważa za idiotów, którzy nie potrafią czytać listy składników.
                      • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 00:53
                        > To kłamie, czyli nabija nas w butelkę, umyślnie wprowadza w błąd, albo uważa za
                        > idiotów, którzy nie potrafią czytać listy składników.

                        I słusznie poniekąd uważa. Większość nie potrafi czytać listy składników.
                  • kasica_k Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 00:42
                    pierwszalitera napisała:
                    > Naturalnie jako klientom należy nam się peł
                    > nia informacji, ale upiększanie nazwy to jeszcze nie nabijanie w butelkę. Nabij
                    > anie w butelkę to gdy producent kłamie i reklamuje kosmetyk składnikiem, któreg
                    > o w produkcie nie ma

                    "Upiększanie" nazwy to też swego rodzaju kłamstwo i działanie na bakier z etyką - przeciętny klient przecież nie będzie wiedział, co to jest Brassica ani canola. Ja do dziś byłam przekonana, że ta canola to jakaś trzcina czy coś takiego (skojarzyło mi się pewnie z cane :-). Brassica akurat wiem, bo interesowałam się kiedyś botaniką...
                    • roza_am Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 14:37
                      Brassica akurat wiem, bo interesowałam si
                      > ę kiedyś botaniką...

                      A to nie jest sklep z bielizną???
                      ;-)
                    • pinupgirl_dg Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 22:31
                      > "Upiększanie" nazwy to też swego rodzaju kłamstwo i działanie na bakier z etyką
                      > - przeciętny klient przecież nie będzie wiedział, co to jest Brassica ani cano
                      > la. Ja do dziś byłam przekonana, że ta canola to jakaś trzcina czy coś takiego
                      > (skojarzyło mi się pewnie z cane :-). Brassica akurat wiem, bo interesowałam si
                      > ę kiedyś botaniką...

                      Tak szczerze sądzę, że przeciętny klient ma to, że tak powiem, w poważaniu. Są osoby, z różnych przedziałów wiekowych, które kupują kosmetyki na poprawę humoru, kierując się najbardziej atrakcyjnym opakowaniem i "luskusowym" opisem. Ewentualnie interesuje ich działanie i efekt, chociaż zwykle nie zużyją tego, co kupiły, nawet w 1/3. Próbowałam takie przypadki nawracać, denerwowało mnie, że patrzą ze zdumieniem, jak ja się męczę z rozszyfrowywaniem składów czy jeszcze, uchowaj, próbuję sama coś ukręcić. Ale z czasem zrozumiałam, że one po prostu płacą za przyjemność kupowania takich cudeniek, czują się dopieszczone tymi ładnymi opakowaniami, tajemniczymi opisami i profesjonalną obsługą w drogerii. Dlaczego ja mam im to brutalnie zabierać ;). Zgrzebna butelka oleju rzepakowego na pewno by ich tak nie ucieszyła.
                      • anne_stesia Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 22:43
                        Zabrzmiało ciut wywyższająco się :D

                        Ja jestem w grupie tych, którym kosmetyki w zasadzie tylko humor poprawiają - niezależnie od tego, czy kupuję ładną tubkę kremu, czy mam zabawę z kręcenia samodzielnego, czy też wpadnięcia jak wicher do sklepu pachnącego kadzidłami i poproszenia o butelkę egzotycznego olejku.
                        Ponieważ nie znalazłam jeszcze cudów kosmetycznych, które by faktycznie robiły niewiadomoco z moją skórą (a nie jest to skóra bez problemów, po prostu do tej pory nic poza lekami jej nie pomogło) to czytanie składów w moim przypadku jest wyłącznie stratą czasu. Może jak coś zacznie mi szkodzić to się zastanowię co to takiego, ale prędzej po protu wyrzucę kosmetyk i kupię inny, w równie ładnej butelce.

                        Zarówno jedna (czytanie składów i uważne studiowanie etykiet), jak i druga (kupowanie dla funu) postawa jest dla mnie równopoprawna i nie ma co nawracać ludzi. :)
                        • pinupgirl_dg Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 22:56
                          > Zabrzmiało ciut wywyższająco się :D

                          Ale absolutnie nie miało tak zabrzmieć :). Wcale nie uważam, że kręcenie swojego pudru czy kremu jest czymś lepszym, po prostu mi akurat sprawia to więcej frajdy. Tak naprawdę nie musiałabym tego robić, nie mam cery specjalnie wrażliwej, rzadko mnie coś uczula i z reguły dobrze znoszę kosmetyki drogeryjne. Nie straszne mi ani silikony, sles, talc, ani paraffinum liquidum, żaden z tych składników nie robi mi krzywd, o które jest podejrzewany. A jednak lubię nasmarować buzię zwykłym olejem, chociaż efekty takiej naturalnej pielęgnacji mam zupełnie porównywalne do standardowej, dla mnie radocha z nowego przepisu jest porównywalna do czyjejś z nowego kosmetyku drogeryjnego. Mi akurat to sprawia więcej frajdy, a komuś co innego.
                          • anne_stesia Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 23:01
                            Bo przygotowywanie samemu jest bardzo przyjemne. Olejek myjący z biochemii urody dał mi dużo większą frajdę w zmywaniu makijażu niż gotowy produkt Ziai, ale Ziaję kupię na każdym kroku i to jest minus produktów BU.

                            Może jestem przewrażliwiona dzisiaj :)
                            • pinupgirl_dg Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 28.08.11, 23:23
                              > Bo przygotowywanie samemu jest bardzo przyjemne. Olejek myjący z biochemii urod
                              > y dał mi dużo większą frajdę w zmywaniu makijażu niż gotowy produkt Ziai, ale Z
                              > iaję kupię na każdym kroku i to jest minus produktów BU.
                              >

                              Jest przyjemne, ale do czasu, przygotowanie swoje kremu to już za dużo na moje nerwy, ale np. zrobienie swojego pudru ze skrobi i cynamonu było świetną zabawą. Co nie znaczy, że kupienie gotowca mnie kompletnie nie bawi, czasami z premedytacją daję się uwieść nalepkom "ekologiczny", "naturalny", kupuję też masowo kremy do stóp i odżywki do paznokci, bo lubię, nawet, jeśli skład nie pokazuje nic szczególnego :). Sądzę, że wielu konsumentów właśnie tak patrzy, wiedzą, że "nowa, ulepszona formuła" to chwyt, ale kupują, bo lubią nowości, "naturalny" bo im się dobrze kojarzy i tyle, nie oczekują od kosmetyku cudów, a jeśli coś im się spodoba, to im obojętne, czy to dzięki olejowi z canola, czy rzepakowemu.
                              • a_gneskka Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 29.08.11, 02:07
                                pinupgirl_dg napisała:

                                > > Bo przygotowywanie samemu jest bardzo przyjemne. Olejek myjący z biochemi
                                > i urod
                                > > y dał mi dużo większą frajdę w zmywaniu makijażu niż gotowy produkt Ziai,
                                > ale Z
                                > > iaję kupię na każdym kroku i to jest minus produktów BU.
                                > >
                                >
                                > Jest przyjemne, ale do czasu, przygotowanie swoje kremu to już za dużo na moje
                                > nerwy,


                                Na gotowej bazie kremowej robi się w 5 minut, i tak mieszam chętnie i namiętnie :) Od podstaw, z podgrzewaniem jednego, mieszaniem osobnym innego, etc. faktycznie nie warta skórka wyprawki ;)
                                • pinupgirl_dg Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 29.08.11, 11:47
                                  > Na gotowej bazie kremowej robi się w 5 minut, i tak mieszam chętnie i namiętnie
                                  > :) Od podstaw, z podgrzewaniem jednego, mieszaniem osobnym innego, etc. faktyc
                                  > znie nie warta skórka wyprawki ;)

                                  Nawet nie wiedziałam o takich bazach, może spróbuję :). Tylko nie mam motywacji, bo twarz/ciało traktuję różnymi olejkami i nieźle mi służą, a kremy do stóp i rąk mam w 10 egzemplarzach porozrzucane po całym domu, noszone ze sobą na dnie torby w mrozy i upały itd itd - obawiam się, że domowe kremy, bez konserwantów, tego nie przeżyją. Ale może się skuszę, żeby spróbować :).
                                • slotna Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 29.08.11, 23:16
                                  Zrobilam sobie kiedys krem z BU, balam sie okropnie (nie wiem czemu wlasciwie, majatku nie kosztowal ani nikt by mnie nie zabil, gdyby nie wyszedl ;)), ale zajelo mi to tak niewiele czasu i wbrew rozmaitym uwagom, ostrzezeniom i przestrogom z instrukcji udalo sie tak pieknie, ze niemal padlam z zachwytu. Z tych wszystkich plynow ukrecila mi sie najprawdziwsza gesta, bialawa masa! :) Zabawa byla swietna, krem zuzylam do konca, a potem moj chlopak, ktory mi pomagal, zamowil podobny dla swojej mamy i zrobil sam, spodobalo mu sie ;) Aha, zadnego podgrzewania nie bylo w instrukcji.
              • anna-pia tłumaczenia a marketing 29.08.11, 16:44
                tłumacze tekstów kosmetycznych to zwykle początkujący, bo teksty są proste, firmy nie chcą płacić za dużo, to i efekt jest różny
                zapominacie o jednym - cokolwiek tłumacz nie zrobiłby z tekstem, potem do obróbki bierze go marketing i to marketingowcy odpowiadają za efekt końcowy

                to tak samo, jak z tytułami książek i filmów - tłumacz proponuje, a potem wydawca sam sobie wymyśla coś, co chwyci i sprzeda się, rzadko przyjmuje się wersję tłumacza, bo liczy się sprzedaż, a nie ładny/wierny tytuł
                • kasica_k Re: tłumaczenia a marketing 29.08.11, 17:07
                  anna-pia napisała:
                  > tłumacze tekstów kosmetycznych to zwykle początkujący, bo teksty są proste, fir
                  > my nie chcą płacić za dużo, to i efekt jest różny

                  Jeśli chodzi o takich, jak ja, to niestety efekt końcowy jest taki sobie, bo ja strasznie nie lubię, jak się mnie traktuje jak analfabetkę i serwuje teksty tak złej jakości :( Wartość takiej marki wtedy w moich oczach maleje. Przypuszczam, że częściej kupowałabym w l'Occitane mimo okropnie wysokich cen, gdyby ten katalog za każdym razem tak mnie nie odrzucał :) Naprawdę stać ich na zatrudnienie tłumacza umiejącego pisać po polsku, zwłaszcza że mają tu już tyle sklepów.

                  Kwestię ingerowania marketingu oczywiście rozumiem, sama miewam z tym do czynienia.
            • kis-moho Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:17
              > Pisząc n
              > a przykład canola zamiast rzepak, marketingowcy faktycznie upiększają nieco tek
              > st, zostawiając mu pewnie świadomie trochę z oryginalnego brzmienia (canola oi
              > l)

              Troche z oryginalnego brzmienia? Dla mnie to prawie jak "mialam aksident na hajweju, bo byl taki duzy trafik", tylko w wersji drukowanej. Jasne, ze sie lepiej sprzedaje, ale o oryginalne brzmienie tu sie nikt nie troszczy.

              > to w Polsce rzepak kojarzy się z biedą, PRL-em i plack
              > ami ziemniaczanymi, ewentualnie młodszym pokoleniom z olejem napędowym ;-)

              Moze ja jestem jeszcze mlodsza, ale mi sie nie kojarzy z zadna z tych rzeczy. Natomiast doskonale wiem, czym jest, a canola byla dla mnie przez chwile egzotyczna niewiadoma.
              • magdalaena1977 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:32
                kis-moho napisała:

                > > Pisząc na przykład canola zamiast rzepak, marketingowcy faktycznie
                > > upiększają nieco tekst, zostawiając mu pewnie świadomie trochę
                > > z oryginalnego brzmienia (canola oil)
                >
                > Troche z oryginalnego brzmienia? Dla mnie to prawie jak "mialam aksident na haj
                > weju, bo byl taki duzy trafik", tylko w wersji drukowanej. Jasne, ze sie lepiej
                > sprzedaje, ale o oryginalne brzmienie tu sie nikt nie troszczy.

                Bo taki miks językowy jest strasznie trudny. Nie wiem, czy czytałyście (skądinąś niezbyt udaną) nowelkę Sapkowskiego "Żmija", gdzie autor staje na rzęsach, żeby czytelnik czuł, że bohaterowie rozmawiają po rosyjsku, a jednocześnie rozumiał, o co chodzi.

                > Moze ja jestem jeszcze mlodsza, ale mi sie nie kojarzy z zadna z tych rzeczy. N
                > atomiast doskonale wiem, czym jest, a canola byla dla mnie przez chwile egzotyc
                > zna niewiadoma.

                Ja też dopiero z forum dowiedziałam się, co to jest canola.
              • pierwszalitera Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:33
                kis-moho napisała:

                > Moze ja jestem jeszcze mlodsza, ale mi sie nie kojarzy z zadna z tych rzeczy. N
                > atomiast doskonale wiem, czym jest, a canola byla dla mnie przez chwile egzotyc
                > zna niewiadoma.

                Tak, ale ani ty, ani ja nie jesteśmy grupą reprezentatywną. ;-) I skoro nawet dla ciebie canola była przez chwilę egzotyczna, to plus dla marketingowców. Kobiety za egzotykę są gotowe wydawać więcej pieniędzy i ponadto wierzą, że ma ona jakieś szczególne właściwości. Inaczej nie potrafię wyjaśnić sobie na przykład powodzenia oleju kokosowego w Polsce. ;-)
                • kis-moho Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:37
                  > Tak, ale ani ty, ani ja nie jesteśmy grupą reprezentatywną. ;-) I skoro nawet d
                  > la ciebie canola była przez chwilę egzotyczna, to plus dla marketingowców. Kobi
                  > ety za egzotykę są gotowe wydawać więcej pieniędzy i ponadto wierzą, że ma ona
                  > jakieś szczególne właściwości.

                  A z tym sie zgadzam, i uwazam, ze mozemy sobie tu spokojnie ponarzekac, ale to akurat jest cos, co sie nie zmieni, i lobbowanie za "prawda" w reklamach nie ma wielkiej przyszlosci. Z tego prostego powodu, ze (moim zdaniem) przemysl kosmetyczny jest oparty wlasnie na sprzedazy obietnic i dobrego samopoczucia.
                  • izas55 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:46
                    kis-moho napisała:
                    >
                    > A z tym sie zgadzam, i uwazam, ze mozemy sobie tu spokojnie ponarzekac, ale to
                    > akurat jest cos, co sie nie zmieni, i lobbowanie za "prawda" w reklamach nie ma
                    > wielkiej przyszlosci. Z tego prostego powodu, ze (moim zdaniem) przemysl kosme
                    > tyczny jest oparty wlasnie na sprzedazy obietnic i dobrego samopoczucia.

                    Ja niestety też muszę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Ale nic nam nie szkodzi lobbować za tym, żeby np. składy były dostępne w sieci, albo wyraźnie wypisane na pudełku, a nie w ulotce która jest w środku. Albo za rzetelną informacją na temat tego w jaki sposób kosmetyki były testowane itd.
                • izas55 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:42
                  Olej kokosowy, tak jak i cała masa innych olejów była używana od wieków w pielęgnacji, właśnie w tych egzotycznych dla nas krajach. Tak samo mogłabyś się dziwić skąd popularność oleju jojoba czy arganowego w podejrzewam co drugim kraju.
                  Myślę, że to raczej wynika z dostępności, ceny i efektu jaki można uzyskać. Muszę przyznać, że przeglądając zdjęcia olejowanych włosów efekty bywają spektakularne.
                  Poza tym da się go wykorzystać do innych kosmetycznych celów
                  • pierwszalitera Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 15:03
                    izas55 napisała:

                    > Olej kokosowy, tak jak i cała masa innych olejów była używana od wieków w pielę
                    > gnacji, właśnie w tych egzotycznych dla nas krajach.

                    No właśnie. Używana z powodu łatwej dostępności w tych krajach. U nast jednak te oleje mają nimbus czegoś szczególnego i lepszego od rodzimych produktów. Nie chodzi mi o to, by z nich rezygnować, ale nie przypisywać im cudownych właściwości. Zresztą olej kokosowy to tylko przykład. Co chwila na kosmetycznym rynku pojawia się jakś modna substancja i wszyscy ładują ją do swoich produktów. Ostanio dzieje się tak z super hiper anty-aging jagodami goji. A wcześniej był granatowiec i tropikalny Açaí.
                    • izas55 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 15:24

                      >
                      > No właśnie. Używana z powodu łatwej dostępności w tych krajach. U nast jednak
                      > te oleje mają nimbus czegoś szczególnego i lepszego od rodzimych produktów. Nie
                      > chodzi mi o to, by z nich rezygnować, ale nie przypisywać im cudownych właściw
                      > ości. Zresztą olej kokosowy to tylko przykład. Co chwila na kosmetycznym rynku
                      > pojawia się jakś modna substancja i wszyscy ładują ją do swoich produktów. Osta
                      > nio dzieje się tak z super hiper anty-aging jagodami goji. A wcześniej był gra
                      > natowiec i tropikalny Açaí.

                      To chyba nie do końca wynika z rzekomo cudownych właściwości, bo to podstawia nam właśnie reklama, ale z globalnego rynku. Te wszystkie tropikalne rośliny po prostu były nieznane, a dopiero od niedawna mamy do nich dostęp. I tu zataczamy koło i wracamy do tematu dlaczego kobiety kupują kosmetyki, dla testowania nowości ;-). I chyba 99% z nich będzie święcie wierzyło, że jak się posmarują tym czy innym to im znikną zmarszczki albo cellulit. No nie znikną niestety, ale (prawie) żadna kobieta nie chce czegoś takiego słuchać.
                • ananke666 Re: Tłumaczenia i lokalny rynek 27.08.11, 14:52
                  OK, tylko to stoi już blisko kłamstwa. Olej kokosowy jest popularny, ale jego nazwa jest ogólnie znana. Podobnie jak roślina, która zrobiła ogromną karierę - oliwka. Oliwa z oliwek jest w kuchni, a i tak ludzie się rzucają na oliwkowe kosmetyki. Albo awokado. Albo nawet zwyczajna marchew.
                  • kasica_k Oliwa 28.08.11, 00:49
                    A propos oliwek - pewien czas temu w katalogu l'Occitane (skądinąd skandalicznie przetłumaczonym, np. ambrę przełożono w nim na "bursztyn") natknęłam się na termin "olejek z oliwek". Ciekawa jestem, czy to tylko radosna twórczość tłumacza, czy świadomy zabieg, mający na celu uniknięcie "pospilitego" słowa oliwa. A może istnieje coś takiego, jak "olejek z oliwek", różniący się czymś od oliwy?
                    • ananke666 Re: Oliwa 28.08.11, 00:52
                      > może istnieje coś takiego, jak "olejek z oliwek", różniący się czymś od oliwy?

                      Ee... może eteryczny?
                    • pierwszalitera Re: Oliwa 28.08.11, 02:13
                      kasica_k napisała:

                      Ciekawa jestem, czy to tylko radosna twórczość tłumacz
                      > a, czy świadomy zabieg, mający na celu uniknięcie "pospilitego" słowa oliwa.

                      Twórczość tłumacza. We francuskim podobnie jak w wielu innych językach nie ma czegoś takiego jak oliwa, jest tylko olej z oliwek. Moim zdaniem olej z oliwek brzmi nawet bardziej pospolito od nieco szlachetniejszego słowa oliwa, więc efekt był pewnie niezamierzony.


                      • roza_am Re: Oliwa 28.08.11, 14:41
                        Za PRL-u, kiedy oliwa była towarem luksusowym i deficytowym, mówiło się "oliwa z oliwek".
                        • kis-moho Re: Oliwa 28.08.11, 14:49
                          > Za PRL-u, kiedy oliwa była towarem luksusowym i deficytowym, mówiło się "oliwa
                          > z oliwek".

                          Ja o PRL zahaczylam tylko wczesnym dziecinstwem, a zawsze mowilam (i mowie) "oliwa z oliwek". Zdaje sobie sprawe, ze to maslo maslane...
                          • kasica_k Re: Oliwa 28.08.11, 20:12
                            Nie masło, tylko oliwa :)
                      • kasica_k Re: Oliwa 28.08.11, 20:14
                        Ale tam nie było "olej", tylko "olejek" :) Drogocenne olejki, ten klimat.
                        • kis-moho Re: Oliwa 28.08.11, 20:29
                          > Ale tam nie było "olej", tylko "olejek" :) Drogocenne olejki, ten klimat.

                          Mimo tego, ze nie lubie tego czesto nadetego jezyka reklamy, to uwazam, ze bycie dobrym specem od marketingu to prawdziwa sztuka. Zawsze bylam pod wrazeniem ludzi, ktorzy czuja rozne drobne niuanse jezykowe. A ze w sluzbie reklamy a nie sztuki - jak ktos kiedys powiedzial, wszystko drozeje, a zyc trzeba :o)
                          Aczkolwiek mam wrazenie, ze ci utalentowani nie siedza raczej w branzy kosmetycznej...
                        • ananke666 Re: Oliwa 28.08.11, 21:29
                          kasica_k napisała:

                          > Ale tam nie było "olej", tylko "olejek" :) Drogocenne olejki, ten klimat.

                          Bo po polsku jest rozróżnienie na olej i olejek. Tylko ten drugi oznacza na ogół olejek eteryczny, faktycznie drogi. A po angielsku na przykład rozróżnienia nie ma. Anglicy mają essential oil, ale my nie mamy oleju eterycznego :)
                          • pierwszalitera Re: Oliwa 28.08.11, 22:21
                            ananke666 napisała:

                            > Bo po polsku jest rozróżnienie na olej i olejek. Tylko ten drugi oznacza na ogó
                            > ł olejek eteryczny, faktycznie drogi. A po angielsku na przykład rozróżnienia n
                            > ie ma. Anglicy mają essential oil, ale my nie mamy oleju eterycznego :)

                            W większości języków europejskich takiego rozróżnienia nie ma. I przyszło mi właśnie do głowy, że tłumacz, który pewnie nie był Polakiem, coś tam sobie przy tym myślał. Po prostu w polskim gotowe produkty kosmetyczne nazywa się olejkami, na przykład olejek do ciała, olejek do paznokci, olejek do opalania itd, a oleje są spożywcze, do jedzenia. Dlatego przy składzie kremu użył terminu kojarzącego mu się z kosmetyką.
          • izas55 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 13:46
            INCI to INCI a reklama to reklama.
            INCI musi być na opakowaniu lub dostępny w sklepie. Chodziło o to, że reklamy w telewizji i prasie wołają do ciebie, że musisz zjeść ten jogurt koniecznie, bo zawiera L. casei defensis. Co z resztą z mikrobiologicznego punktu widzenia jest kolejną bzdurą. NIE MA podgatunku Lactobacillus casei ssp. defensis. To defensis jest tylko i wyłącznie chwytem marketingowym.
            Tak samo reklama kremu do rąk z ureą. Tak rozumiem, że w INCI musi być napisane urea, ale w polskiej reklamie w polskiej TV, powinnna być użyta polska nazwa, czyli mocznk
        • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 13:44
          Nie zrozumiałaś. Lactobacillus casei to jest nazwa rzeczywista i tu wszystko jest w porządku. Natomiast "defensis" nie oznacza nic, ponieważ jest nadaną przez producenta nazwą dla konkretnego szczepu i ma za zadanie zasugerować, że ten konkretny szczep ma działanie że tak powiem obronne. Actiregularis podobnie - szczep DN 173 010 Bifidobacterium animalis, a nazwa marketingowa ma za zadanie zasugerować, że aktywnie reguluje pracę jelit. Szczepy te w różnych krajach mają różne nazwy, a większość jest taka właśnie chwytliwa. Użycie łaciny w defensisach i actiregularisach ma wtłuc konsumentowi do głowy, że nazwa marketingowa jest naukowego pochodzenia, czyli jogurt ma mieć dobry PR.
          • fuks-09 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 22.09.11, 18:43
            Sorry, ale nie zgadzam sie z tym co piszesz. Szczepow jest cala masa i kazdy odkryty nowy (gwarantuje, ze sa i takie) otrzymuje swoj numer badz nazwe wlasna. To tak, jak odkrywane gwiazdy, ktorym nadaje sie numery.
            No i oczywiscie rozne szczepy maja rozne dzialanie i w roznych srodowiskach pracuja, jeden lepiej sobie radzi z tzw. dyskomfortem trawiennym - i to jest scisle wymysl marketingowy, a inny np. zabezpiecza zywnosc przed psuciem sie. Nie demonizujcie bakterii, bo sa tez te korzystne, chociazby takie, ktore kisza ogorki tez bakterie kwasu mlekowego, ale o innej jakze wdziecznej nazwie Lactobacillus plantarum
            ":o)
            W koncu tez od czasu do czasu kazda z nas lyka probiotyki albo stosuje je "dowcipnie", a to sa przeciez paleczki kwasu mlekowego z wyselekcjonowanych, konkretnych szczepow.
            • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 22.09.11, 19:05
              > Sorry, ale nie zgadzam sie z tym co piszesz. Szczepow jest cala masa i kazdy od
              > kryty nowy (gwarantuje, ze sa i takie) otrzymuje swoj numer badz nazwe wlasna.

              Jasne, ale nie znajdziesz nigdzie bakterii o oficjalnej nazwie L. casei defensis. Gdzies w tym watku ktos (moze nawet ja) podawal dla przykladu, jak wlasnie ta bakteria sie nazywa.

              > Nie demonizujcie bakterii

              Kto tu demonizuje bakterie? :o)

              > W koncu tez od czasu do czasu kazda z nas lyka probiotyki albo stosuje je "dowc
              > ipnie"

              Ja osobiscie nie stosuje nic "dowcipnie". Co do probiotykow, tez nie jestem do konca do nich przekonana, ale to juz temat na inna dyskusje.
            • izas55 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 22.09.11, 19:12
              fuks-09 napisała:

              > Sorry, ale nie zgadzam sie z tym co piszesz. Szczepow jest cala masa i kazdy od
              > kryty nowy (gwarantuje, ze sa i takie) otrzymuje swoj numer badz nazwe wlasna.

              Tak, ale dodawanie do nazwy gatunkowej i rodzajowej przymiotnika defensis jest nadużyciem, bo w reklameie sugeruje niezwykłe właściwości takiego szczepu. W mikrobiologii można dodać jako stosowaną nazwę podgatunek, wtedy takie szczepy nazywałyby się Lactobacillus cassei subspecies (czyli podgatunek) defensis. Ale do tego potrzebne są badania i ustalenie pozycji systematycznej. Sczep może dostać również swój numer jak napisałaś w swoim poście. Producent może sobie napisać że jogurt zawiera L. casei 333 (lub inny dowolny numer), ale o ile bardziej marketingowo brzmi L. casei defensis

              > No i oczywiscie rozne szczepy maja rozne dzialanie i w roznych srodowiskach pra
              > cuja, jeden lepiej sobie radzi z tzw. dyskomfortem trawiennym - i to jest scisl
              > e wymysl marketingowy, a inny np. zabezpiecza zywnosc przed psuciem sie.

              Ale nikt z nast tego nie neguje. Ja bym tylko chciała mieć dostęp do badań na podstawie ktoś twierdzi że dany szczep akurat działa lepiej

              Nie de
              > monizujcie bakterii, bo sa tez te korzystne, chociazby takie, ktore kisza ogork
              > i tez bakterie kwasu mlekowego, ale o innej jakze wdziecznej nazwie Lactobacill
              > us plantarum

              Ale my nie mówimy że są złe, bakterie w końcu zrobiły ten jogurt. Ja osobiście bakterie uwielbiam w wielu formach, nie tylko tych do jedzenia ;-).
              I tak samo probiotyczne są te ogórki kiszone jak i ten jogurt. Tylko ogórki nie są reklamowane jako produkt usuwający dyskomfort trawienny ;-).

        • madzioreck Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 19:32
          > Za skandal uważam za to, że wiele firm nie podaje na swoich stronach internetow
          > ych i w firmowych sklepach online pełnego składu kosmetyków. Na przykład Dr. Ir
          > ena Eris pisze przy jednym ze swoich kremów: Formuła kremu oparta jest na He
          > xaPeptideC™,
          ale nigdzie tam nie mogę nawet sprawdzić, czy zawiera pa
          > rafinę. Musiałabym krem najpierw kupić, albo przynajmniej wziąć do ręki w stacj
          > onarnym sklepie. Coś takiego mnie totalnie odrzuca.

          Mnie też :/
        • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 23:00
          > Za skandal uważam za to, że wiele firm nie podaje na swoich stronach internetow
          > ych i w firmowych sklepach online pełnego składu kosmetyków. Na przykład Dr. Ir
          > ena Eris pisze przy jednym ze swoich kremów: Formuła kremu oparta jest na He
          > xaPeptideC™,
          ale nigdzie tam nie mogę nawet sprawdzić, czy zawiera pa
          > rafinę. Musiałabym krem najpierw kupić, albo przynajmniej wziąć do ręki w stacj
          > onarnym sklepie. Coś takiego mnie totalnie odrzuca.

          Zgadzam się. Skład na stronie internetowej producenta powinien być obowiązkiem. Dodam, że często stacjonarne zakupy nie rozwiązują problemu, dotyczy to zwłaszcza kolorówki. W okolicznych drogeriach nie mogę się doszukać książeczek ze składami, sądziłam, że na stronie producenta na pewno będą, ale się rozczarowałam.
      • fuks-09 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 22.09.11, 18:32
        Akurat ten przyklad jest kompletnie nietrafiony. Podana przez Ciebie nazwa jest nazwa wlasna konkretnego szczepu bakterii kwasu mlekowego, a jest ich troche. Ale generalnie sie zgadzam, ze reklama robi nam wode z mozgu ":o)
    • magdalaena1977 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:29
      Mnie wkurza podawanie pozornie "statystycznych" wyników działania kosmetyków.

      Np. "wygładzi zmarszczki o 50 %", a potem się okazuje, że po tygodniu 10 spośród 20 testerek zauważyło poprawę wyglądu skóry.
      Jak ma być statystyka, to ja chcę dużej grupy badanej, ślepych prób i obiektywnie mierzalnych wskazników.
      • izas55 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:39
        To jest chyba coś co irytuje mnie najbardziej.
      • niebieskie.oko Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 13:03
        Zgadzam się z Tobą... te statystyki i wykresy... to jest jakaś ściema. Kiedyś zadzwoniłam do marketingu polskiej firmy i zapytałam się o metodę badawczą i czy mozna zajrzeć w wyniki... Domyślacie się, ze mnie zbyli... Jak więc te ich "badania" mają być dla wnikliwych klientek wiarygodne? I jeszcze co mnie denerwuje to tworzenie róznych "instytutów"które wydają te wszystkie mądre certyfikaty dla kosmetyków... podobno sa zakładane przez producentów, albo płacą grubą kasę za używanie ich loga... a za pieniądze to... wiecie kochane, ze mozna teraz wszystko. Pisanie na etykietach,ze to kosmetyki naturalne, bla,bla, bla, " z samego wnętrza roślin" itd., a z tyłu w składzie INCI aż sie roi od czystej chemii( parafiny, wazeliny, parabenów)..
      • kotwtrampkach Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 11:32
        też mnie śmieszą statystyki i pseudonaukowe wywody albo opinie lekarzy/farmaceutów
        śmieszą mnie nastolatki, które nie mają zmarszczek
        nudzą mnie fotoszopowane, rozświetlane skóry i włosy
        strasznie mnie drażni kłamstwo - ale w kosmetyczne się mniej wsłuchuję, zauważam je bardzo w spożywczych - np. zdrowe cukierki albo naturalny sok..
    • jul-kaa Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:35
      Uwielbiam kosmetyki Dove. Nie wiem, czy rzeczywiście nie wysuszają skóry jak mydło, czy rzeczywiście w 1/4 składają się z kremu nawilżającego. Naprawdę dobrze robią mojej skórze (i skórze mojego dziecka, prawie od urodzenia mytego zwykłym mydłem Dove w kostce) i szczerze wierzę, ze w ich przypadku reklama jest prawdziwa ;)
      Inne reklamy nie robią na mnie wrażenia, mogę powiedzieć, że jestem na nie odporna, ale tylko dlatego, że temat interesuje mnie umiarkowanie.
    • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:39
      Urea zamiast mocznika to jeszcze małe miki, równie dobry, a kto wie, czy nie lepszy, jest rewelacyjny olej Canola, pochodzący z nasion rośliny Brassica takiej lub śmakiej. RZEPAKOWY, kurde!
      • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:52
        Olej canola tez mnie kiedys mocno ubawil :o)
        Ale czy nie jest tak, ze (grup) skladnikow naprawde dzialajacych jest nie tak bardzo duzo + bazy, ktore sa w wiekszosci kosmetykow podobne? Wezmy dla przykladu szampony, zaryzykuje stwierdzenie, ze w wiekszosci z nich 90% skladnikow jest identycznych. Dlaczego nie zostajemy (my jako przecietny konsument) przy jednym z nich na dluzszy czas? Wiekszosc chce ciagle czegos nowego, nowych skladow (formul :o)), nowych jedwabnych protein, nowych liposomow itp. Firmy sprzedaja nam obietnice, cala otoczke, a niekoniecznie sam produkt.
        Oczywiscie, ze sa osoby, ktorym to nie odpowiada. Tu tez mam wraznie, ze powstal dla wielu z nich alternatywny rynek kosmetykow "naturalnych", ze swoja wlasna otoczka. Tam sprzedaje sie nieco inne obietnice, w wielu przypadkach podobnie bez pokrycia. Niewiele jest chyba osob, ktore kupujac kosmetyki naprawde wiedza, po co im konkretny produkt, i co w nim takiego jest, ze na nas dziala. Pewnie polowa tych osob siedzi na tym forum :o)
        • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 12:56
          Dlaczego kupujemy kosmetyki:
          www.sciencedaily.com/releases/2011/07/110721095846.htm
        • magdalaena1977 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 13:39
          kis-moho napisała:

          > Dlaczego nie zostajemy (my jako przecietny konsument) przy
          > jednym z nich na dluzszy czas?

          Ja jako (nieprzeciętny) konsument zostaję przy tym, co się sprawdza. Płynu do demakijażu firmy Ziaja używam już z 10 lat i mam za sobą jedną zmianę opakowania.

          Wielokrotnie zdarzało mi się natomiast, że producent złośliwie przestawał produkować MÓJ UKOCHANY KOSMETYK. Np. krem do rąk Tołpy, krem Bielendy ten od Trzech Króli, wydłużający tusz do rzęs Avonu.
          Ale podobno taka praktyka ma uzasadnienie marketingowe.
          • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 14:06
            > Ja jako (nieprzeciętny) konsument zostaję przy tym, co się sprawdza.

            Bo nieprzecietni konsumenci siedza na tym forum :o) Jednak wydaje mi sie (patrzac na zakupy osob wokol mnie), ze przewaza chec testowania nowego, a nie pozostawanie przy sprawdzonych kosmetykach. Moze po czesci dlatego, ze kosmetyki obiecuja rzeczy, ktorych nie sa w stanie spelnic (znikajacy cellulit i zmarszczki, idealnie zdrowe wlosy od pierwszego zastosowania), i wiele osob uznaje, ze trzeba sprobowac czegos innego?
            • kotwtrampkach Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 11:18
              kis-moho napisała:

              > Jednak wydaje mi sie (patrz
              > ac na zakupy osob wokol mnie), ze przewaza chec testowania nowego, a nie pozost
              > awanie przy sprawdzonych kosmetykach.

              hmm, a może też (uzasadnione lub nie) przekonanie, żeby dać odpocząć swojemu ciału od jednego składnika i chwilowa zamiana na inny?
              Lubię wracać do sprawdzonych kosmetyków i drażnią mnie zmiany opakowań, bo to utrudnia odnalezienie. Ale lubię tez je zmieniać i nie kupuję np tego samego szamponu do włosów czy płynu do demakijażu dwa razy pod rząd.
              • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 11:39
                > hmm, a może też (uzasadnione lub nie) przekonanie, żeby dać odpocząć swojemu ci
                > ału od jednego składnika i chwilowa zamiana na inny?

                To bylo dobre pytanie do watku fakty i mity. Czesto slysze, ze ktos nie chce uzywac np. balsamu do ciala codziennie, bo mu sie "skora przyzwyczai". Albo, ze nalezy czesto zmieniac kosmetyki, bo przestana dzialac.
                Przeciez dzialanie kosmetykow na skore glownie opiera sie na oczyszczaniu + ochronie mechanicznej (przed wysuszeniem, uszkodzeniem itp.), jak wiec skora ma sie do tego przyzwyczajac?
                • kotwtrampkach Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 15:27
                  kis-moho napisała:

                  > > hmm, a może też (uzasadnione lub nie) przekonanie, żeby dać odpocząć swoj
                  > emu ci
                  > > ału od jednego składnika i chwilowa zamiana na inny?
                  >
                  > To bylo dobre pytanie do watku fakty i mity. Czesto slysze, ze ktos nie chce uz
                  > ywac np. balsamu do ciala codziennie, bo mu sie "skora przyzwyczai". Albo, ze n
                  > alezy czesto zmieniac kosmetyki, bo przestana dzialac.
                  > Przeciez dzialanie kosmetykow na skore glownie opiera sie na oczyszczaniu + och
                  > ronie mechanicznej (przed wysuszeniem, uszkodzeniem itp.), jak wiec skora ma si
                  > e do tego przyzwyczajac?

                  hmm, no nie wiem jak sie ma przyzwyczaić;-)
                  ja to rozumiem tak - dziś robię maseczkę z ogórka, a w środę zrobię z truskawek - nie będę ich mieszać razem bo może wyjść dziwnie, a każda mi coś daje fajnego.
                  W przypadku kosmetyków "zrobionych" kupię sobie szampon o zapachu korzennym i będę nim myć włosy przez 2 mies, a za dwa mies mi się znudzi zapach i następny kupię inny - o innym zapachu, albo o właściwościach zdolnych podratować zniszczone końcówki, albo do częstego uzywania(bo zapiszę się na basen) albo trzymający kolor (bo zafarbuję na intensywną czerwień, która jest brzydka jak schodzi)...

                  to, co pierwszalitera pisze o szukaniu też ma sens i też to zauważam, ale nie jest jedyną przyczyną zmian.
              • pierwszalitera Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 13:37
                kotwtrampkach napisała:

                > hmm, a może też (uzasadnione lub nie) przekonanie, żeby dać odpocząć swojemu ci
                > ału od jednego składnika i chwilowa zamiana na inny?

                Raczej ciągłe poszukiwania tego, który nam służy, bo większość kosmetyków moim zdaniem bardziej szkodzi cerze niż pielęgnuje. Każda z nas natestowała się pewnie przeróżnych specyfików zanim znalazła coś odpowiedniego, jeżeli w ogóle już znalazła. A jak jednak znalazła i modli się, by kosmetyku nie "poprawiono" albo zastąpiono czymś "lepszym", to zmieniają się nagle wymagania skóry, bo to normalne zjawisko, mamy w życiu różne fazy i cała zabawa zaczyna się od nowa. :-/
              • pitupitu10 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 28.08.11, 17:38
                kotwtrampkach napisała:

                > kis-moho napisała:
                >
                > > Jednak wydaje mi sie (patrz
                > > ac na zakupy osob wokol mnie), ze przewaza chec testowania nowego, a nie
                > pozost
                > > awanie przy sprawdzonych kosmetykach.
                >
                > hmm, a może też (uzasadnione lub nie) przekonanie, żeby dać odpocząć swojemu ci
                > ału od jednego składnika i chwilowa zamiana na inny?


                A może po prostu chęć sprawienia sobie przyjemności? Zakupy są przyjemne, a nie tylko użyteczne. Nie kupujemy tylko dlatego, że czegoś potrzebujemy, ale też by doświadczyć przyjemności płynącej z chodzenia, wybierania, próbowania, zastanawiania się, itd. Nigdy nie kupiłyście sobie czegoś pod wpływem chwili, "dla siebie" albo "w nagrodę" by później odłożyć w miejsce gdzie leży do dzisiaj i zbiera kurz?
                • indigo-rose Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 04.09.11, 12:08
                  > Nigdy nie kupiłyście sobie czegoś pod wpływem chwili, "dla si
                  > ebie" albo "w nagrodę" by później odłożyć w miejsce gdzie leży do dzisiaj i zbi
                  > era kurz?

                  Eee... nie. W "nagrodę" to ja sobie najczęściej funduję coś dobrego do jedzenia albo do picia. :D
                  Na przykład dopiero niedawno facet nauczył mnie pływać (tak, przez 23 lata życia nie umiałam). Ostatnio na basenie szło mi całkiem nieźle i pływałam sporo. Uznaliśmy, że zasłużyłam na pizzę i piwo.*

                  *Przy czym pizza i tak była w planach, a piwo jest u nas domyślnym napojem do posiłków zwłaszcza na mieście, ale smakowała jakoś lepiej. :)
      • roza_am Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 27.08.11, 14:55
        > Urea zamiast mocznika to jeszcze małe miki

        No właśnie nie :) Dopiero od was dowiedziałam się, że mocznik to teraz urea. Tak to bym stała w drogerii przed całą półką kremów z ureą psiocząc, że nie mają niczego z mocznikiem.
        Nie rozumiem sensu tej zamiany. Jakiś czas temu wszystkie pisma kobiece zrobiły mega reklamę mocznikowi, a teraz zmienia się nazwę sprawdzonego i wypromowanego składnika. Bez sensu.
        • moniach_1 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 03.09.11, 22:36
          Ja sobie kupiłam krem z ureą w DM, wszystko na opakowaniu po niemiecku, więc doszłam do wniosku, że ta urea to musi być mocznik, przez skojarzenie z układem urologicznym. Mocznik słyszałam że jest dobry, więc kupiłam. Ciekawe, czy jakbym nie musiała przeprowadzać tego rozumowania w polskim sklepie z polskimi opakowaniami, to też bym pokonała mistyfikacyjne ciągoty PRowców ;)
    • moniach_1 Placenta 03.09.11, 22:44
      To ja sprzedam jeszcze jeden przykład. Moja siostra kupiła sobie odżywkę do włosów. Odżywka nazywa się Placenta. Zaczęłam kombinować, że znam skądś to słowo i kojarzy mi się z wnętrznościami. Zaczęłam czytać (bardzo) małe literki na opakowaniu. Bingo, placenta to łożysko, a jakiś wyciąg lub cokolwiek z łożysk zwierzęcych zawiera odżywka. Ale placenta jest wystarczająco łacińska żeby nie kojarzyła się normalnym ludziom z wnętrznościami więc sprzeda się lepiej, niż łożysko ;)
      • mszn Re: Placenta 03.09.11, 23:46
        Już się kiedyś zastanawiałam nad tą placentą, może Wy mi powiecie. Który ze składników ma niby pochodzić z łożysk w tej odżywce? Bo mi wychodzi, że żaden, wszystkie nazwy znam z innych kosmetyków i wiem mniej więcej, czym są i po co.

        Tekst linka

        Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Dipalmytoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Parfum, Cyclomethicone, Limonene, Dimethiconol, Phenoxyethanol, Linalool, Hexyl Cinnamal, Methyldibromo Glutaronitrile, Propylene Glycol, Benzyl Salicylate, Citric Acid, Triticum Vulgare (Wheat Extract), Bambusoidea (Bamboo Extract), Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
        • kis-moho Re: Placenta 03.09.11, 23:53
          Ja tam widze tylko sladowe ilosci ekstraktu z pszenicy.
          Tak na marginesie: co to za pomysl z tymi lozyskami? Nie wiem, czy mnie by to zachecilo do kupna, raczej wrecz przeciwnie...
          • izas55 Re: Placenta 04.09.11, 08:48
            Kiedyś dodawano wyciągi z łożysk do kremów przeciwzmarszczkowych, ale teraz jest to zakazane.
            Ta placenta może oznaczać jakiś wyciąg roślinny ale będę musiała poszukać
      • indigo-rose Re: Placenta 04.09.11, 12:11
        Ale o ile na opakowaniu nie było napisu "zawiera placentę", tylko odżywka nazywała się Placenta, to chodzi tylko o brzmienie nazwy, a nie o ściemnianie. W końcu Vanish też nie nazywa się Znikacz. Tu chyba raczej chodzi o kwestię pt. "Obcojęzyczne nazwy lepiej brzmią".
        • mszn Re: Placenta 04.09.11, 12:25
          W opisach prawie wszystkich tych odżywek (wpisałam w wyszukiwarkę KWC "placenta") stoi wyraźnie, że "zawiera wyciąg z łożysk zwierzęcych". O ile te opisy są kopiowane z opakowań (a chyba w większości są), to to mamy niezłą ściemę, już pomijając fakt, że gdyby cokolwiek zwierzęco-łożyskowego tam faktycznie było, to nie wiem, czy bym chciała mieć coś takiego w ręku.

          W jednym z nich pojawiły się nawet "łożyska roślinne". Domyślam się, że może chodzić o zarodki pszenicy, bo jakoś hydrolizowane białka przenicy pojawiają się w tych odżywkach.

          W ogóle to przydałby nam się wątek o kosmetykach wegańskich i co to właściwie znaczy.
        • moniach_1 Re: Placenta 04.09.11, 14:16
          Na opakowaniu w opisie było o składnikach pochodzących z łożysk, pamiętam. Placenta to była tylko nazwa. Jak będę w domu za parę dni, sprawdzę co tam konkretnie było.
    • indigo-rose Jeszcze przekonanie, że drogie musi być super 04.09.11, 12:19
      ...i nie chodzi mi tylko o cenę produktu. Nie chodzi mi o przekonanie, że krem za 80 zł musi bić na głowę ten za 20. Nie.

      Chodzi mi o zakorzenianie idei, że drogi składnik na pewno jest dobroczynny tylko dlatego, że jest drogi. A przecież istnieje wiele rzeczy, które kosztują fortunę, ale na skórę nie wpływają wcale (albo co najwyżej mogą uczulać).

      Krem z "luksusowym wyciągiem z pereł", szminka z "drobinkami prawdziwego diamentu", balsam z "drobinkami 24-karatowego złota". Producenci nie zająkną się słowem o tym, jaką funkcję złoto ma pełnić w tym balsamie (antybakteryjną? przeciwzapalną? ...?). Po prostu obecność złota w kosmetyku tłumaczy się sama przez się - złoto jest drogie, więc jeśli ktoś je upchnął do kremu, to na pewno krem czyni cuda.

      A złota jest w kremie pół procenta.
    • lonely.stoner Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 06.09.11, 23:22
      reklamy sa dla glupich, ja czytam sklad albo kupuje juz po prostu najczesciej same naturlane kosmetyki, np. nie krem do twarzy tylko olejek jojoba, jesli jakis kosmetyk drogeryjny to najczesciej czytam sklad i dopiero potem podejmuje decyzje czy to warto kypic (wyjatkiem sa kosmetyki kolorowe- kupuje je nawet jesli maja w skladzie cos czego normalnie nie nalozylabym na siebie typu: parafina, silikony, i parabeny).
      To samo jesli chodzi o jedzenie a nawet o ubrania- zawsze czytam sklad :)
      • roza_am Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 11:22
        > To samo jesli chodzi o jedzenie a nawet o ubrania- zawsze czytam sklad :)

        Tylko, że zrozumienie składu ubrań czy jedzenia nie wymaga wieloletnich specjalistycznych studiów tak, jak to jest w przypadku składów kosmetyków. To już z lekami bywa łatwiej :)
      • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 15:50
        Ja też czytam składy od deski do deski, czytam nawet etykiety środków do toalet, kosmetyki, żywność i ubrania to standard. I np. długo unikałam silikonów w podkładach, podkładu używam zamiast kremu, w dodatku używam często, więc mam co do jego składu wyśrubowane wymagania. Silikony nie służyły mi w szamponach, więc założyłam, że tutaj też. A okazuje się, że najlepszy podkład, jakiego w życiu używałam ma je na 2 czy 3 miejscu w składzie :). Nie tylko mi nie szkodzi, ale wręcz leczy mi skórę.
        Moim zdaniem trudno laikowi stwierdzić, co konkretnie mu nie służy. Działanie kosmetyku zależy od całego składu, proporcji, a nie od jednego składnika. Podobnie obwiniałam parafinę o zapychanie porów, też niesłusznie, wyeliminowałam ją na jakiś czas i stan mojej skóry raczej się pogorszył, a nie poprawił, mam kilka kremów z parafiną wysoko w składzie, których używam w ramach łagodzenia stanu skóry po kolejnych eksperymentach.
        Ale jedno wiem na pewno, że poszukiwanym przeze mnie składnikiem w kremach do stóp jest mocznik :). Uważam, że warto czytać składy, chociaż naprawdę trudno na podstawie składu przesądzić, czy trafimy w 10.
        • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 16:08
          > Silikony nie służyły mi w szamponach, więc
          > założyłam, że tutaj też. A okazuje się, że najlepszy podkład, jakiego w życiu
          > używałam ma je na 2 czy 3 miejscu w składzie :). Nie tylko mi nie szkodzi, ale
          > wręcz leczy mi skórę.

          Bo z silikonami to nie jest tak, ze szkodza jako takie. Problem z czescia z nich jest taki, ze mozna je zmyc z wlosa tylko dosc silnym detergentem, a wlasnie te detergenty wrazliwym wlosom robia szkode.
          Taka jest w kazdym razie teoria, zmywalnosci nigdy nie testowalam :o) Jak przestawilam sie na lagodniejsze szampony, jednoczesnie zmienilam odzywke na taka bez silikonow.
          • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 16:32
            > Bo z silikonami to nie jest tak, ze szkodza jako takie. Problem z czescia z nic
            > h jest taki, ze mozna je zmyc z wlosa tylko dosc silnym detergentem, a wlasnie
            > te detergenty wrazliwym wlosom robia szkode.
            > Taka jest w kazdym razie teoria, zmywalnosci nigdy nie testowalam :o) Jak przes
            > tawilam sie na lagodniejsze szampony, jednoczesnie zmienilam odzywke na taka be
            > z silikonow.

            U mnie jest tak, że sles mi nie szkodzi w szamponach, ale już w żelach pod prysznic, stosowany codziennie, mi nie służy. Za to szampony bez sles robią mi paskudne, tłuste, nierozczesywalne siano na głowie :).
            Silikony też służą mi w odżywkach, ale w szamponach niespecjalnie, skóra głowy na dłuższą metę jest jakaś podrażniona i "nie taka", chyba jednak coś tam zostaje, a że myję włosy rzadko, to czas działania tych środków jest długi. Używałam ich wytrwale, bo silikony ułatwiały rozprowadzanie szamponu na moich kręconych włosach, z ziołowymi szamponami musiałam się bardzo naszarpać. Ale odkryłam metodę kubeczkową i jest super.
            A silikony w podkładzie codziennie dokładnie zmywam i nic się nie dzieje.
            Taka jest moja teoria na dzień dzisiejszy, ale czytając składy wciąż się uczę i wyciągam coraz nowsze wnioski :).
            • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 17:28
              > Taka jest moja teoria na dzień dzisiejszy, ale czytając składy wciąż się uczę i
              > wyciągam coraz nowsze wnioski :)

              Bo to wszystko wlasnie nie jest takie proste, jak sie czesto przedstawia. Ja sie przestawilam na lagodne szampony i odzywki bez silikonow, ale jednoczesnie zmienilam i inne rzeczy w pielegnacji wlosow. Jestem jak na razie bardzo zadowolona z efektow, ale czy to tak naprawde oleje, szampon, odzywki, nieuzywanie suszarki, czy jeszcze inne rzeczy - nie dam sobie reki uciac. Moze tak naprawde istotna jest jedna/dwie rzeczy, a reszta to jak spluwanie przez lewe ramie na widok czarnego kota? Musze przyznac, ze niespecjalnie mam ochote na eksperymenty, bo za bardzo lubie, jak moje wlosy teraz wygladaja :o) Ale zgadzam sie w pelni, ze mowienie "parafina/silikony/etc. na 100% mi szkodzi" nie zawsze ma uzasadnienie.
              • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 17:59
                > Bo to wszystko wlasnie nie jest takie proste, jak sie czesto przedstawia. Ja si
                > e przestawilam na lagodne szampony i odzywki bez silikonow, ale jednoczesnie zm
                > ienilam i inne rzeczy w pielegnacji wlosow. Jestem jak na razie bardzo zadowolo
                > na z efektow, ale czy to tak naprawde oleje, szampon, odzywki, nieuzywanie susz
                > arki, czy jeszcze inne rzeczy - nie dam sobie reki uciac. Moze tak naprawde ist
                > otna jest jedna/dwie rzeczy, a reszta to jak spluwanie przez lewe ramie na wido
                > k czarnego kota? Musze przyznac, ze niespecjalnie mam ochote na eksperymenty, b
                > o za bardzo lubie, jak moje wlosy teraz wygladaja :o) Ale zgadzam sie w pelni,
                > ze mowienie "parafina/silikony/etc. na 100% mi szkodzi" nie zawsze ma uzasadnie
                > nie.

                Też tak sądzę. Ja akurat, jeśli chodzi o kondycję włosów czy ewentualne ryzyko wysypu pryszczy, jestem skłonna do eksperymentów, nie ukrywam. Konkretny rodzaj pielęgnacji szybko mi się nudzi i próbuję nowych rzeczy i nowych składników ;). Często to przypłacam a to przetłuszczeniem, a to podrażnieniem, wtedy wracam do moich standardowych pozycji o których wiem, że mnie zawsze uratują. Najrozsądniej byłoby nie zdradzać sprawdzonych kosmetyków, ale jakoś nie potrafię ;).
                Więc jeśli o to chodzi, to eksperymentuję na własnej skórze. Gorzej, jeśli chodzi o sprawy poważniejsze, np. pojawiające się doniesienia o rakotwórczym działaniu takiej czy innej substancji. Wtedy nie wiem, co robić. Unikam już formaldehydu, który zresztą u mnie daje nieciekawe efekty, ale gdybym miała poważnie traktować wszystkie doniesienia, zostało by mi szare mydło (a i to nie jest pewne). Dla równowagi trafiłam na taki tekst: www.pilomax.pl/35/szkodliwe-substancje-w-kosmetykach-artykul .
                • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 16:36
                  Bardzo fajny, wyważony artykuł. Nie chciałam wkładać kija w mrowisko, ale skoro już się ten temat nasunął to napiszę coś od siebie.
                  Nie czytam składu etykiet - rozumiem go w dużym stopniu, nie są to dla mnie jakieś magiczne nazwy, ale nie czytam, bo po prostu nie potrzebuję. Nie mam skłonności do alergii, ufam chemikom i wiem, że nic szkodliwego dla mnie w kremie nie znajdę.
                  Nie rozumiem nagonki na parafinę, wazelinę i inne - wielokrotnie powtarzane tu z oburzeniem hasło, że to produkt z ropy naftowej mnie niezmiernie bawi, tak jakby ta ropa to była synonim brudu i bezeceństwa.
                  Podoba mi się fragment o składnikach naturalnych i może dlatego tak przypadł mi do gustu, bo nigdy nie miałam mega parcia na produkty naturalne. Kiedyś dotkliwie poparzyłam się roślinką rosnącą obok domu i od tamtej pory nigdy natura nie kojarzyła mi się z dobrem i łagodnością :D :D :D
                  Poza tym wiem, że leki też naturalne nie są i nigdy natura nie będzie remedium na wszystko - człowiek w farmakologii nie znajdzie sposobów na wszystkie bolączki w naturalnych składnikach i per analogiam - w kosmetologii jest tak samo.
                  Lubię silikony, bo nadają moim wlosom lekkość i sypkość. Lubię pomadki Carmex mimo ich skandalicznego składu, bo jak żadne inne dbają o moje usta i nie dopuszczają do zajadów albo opryszczki.
                  Cała akcja z wróżeniem ze składów kosmetyków w przypadku niektórych kobiet (niekoniecznie na tym forum, nie myślę o nikim osobiście) kojarzy mi się z obsesją na punkcie candida i pasożytów.
                  • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 16:46
                    > Nie rozumiem nagonki na parafinę, wazelinę i inne - wielokrotnie powtarzane tu
                    > z oburzeniem hasło, że to produkt z ropy naftowej mnie niezmiernie bawi, tak ja
                    > kby ta ropa to była synonim brudu i bezeceństwa.

                    Tez mnie to bawi, bo jakby na to nie patrzec, ropa to sama natura, prosto z glebi ziemi, tylko nie pachnie kwiatkiem ani egzotycznym olejkiem :o)
                    Moge sobie wyobrazic, ze co bardziej tluste kremy moga - szczegolnie latem - nie sluzyc niektorym osobom. Ja sie moge w zimie wysmarowac i sama wazelina, za to w lecie, kiedy nie mam tak przesuszonej skory, pewnie nie skonczyloby sie to tak dobrze. Podejrzewam, ze wiele "uczulen" na parafine to raczej efekt stosowania zle dobranego, zbyt ciezkiego kremu (olej w wodzie, a nie woda w oleju), a nie samego skladnika jako takiego.
                    Tez pewnie wloze kij w mrowisko, ale uwazam, ze te wszystkie 100% naturalne, bio, organic kosmetyki to taka sama strategia marketingowa jak geny w kremie, ktore zmniejszaja zmarszczki u 97% kobiet. Tylko grupa docelowa jest inna.
                    • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:01
                      Dokładnie. Jak sobie wysmaruję skórę olejem to na pewno dobrze się to nie skończy, ale nie będzie to oznaczało, że olej jest szkodliwy tylko użytkownik niemądry.
                      Testowanie kosmetyków to sukcesy i porażki - nie wydaje mi się, żeby ktoś patrząc tylko na skład wszystkich kremów w sklepie był w stanie po samym składzie wyłonić najlepszy i strzelić w dziesiątkę.
                      Nie czuję się głupia, ale nigdy nie przyszło mi do glowy, że jakiś krem mi nie pasuje, bo koncern farmaceutyczno-kosmetyczny chce mnie otruć albo naciągnąć na kasę. Ot, po prostu nie trafiłam i tyle.
                      No i cały czas nie mówię o uczuleniach, choć jakby zrobić statystyki to ciekawe, czy nie okazałoby się, że uczulają nas jednak składniki naturalne częściej niż te od podstaw stworzone w labach.
                      W dobie tak olbrzymiego postępu medycyny, ale wciąż obecnej bezradności wobec wielu poważnych chorób ludzie uwielbiają tworzyć spiskowe teorie o toksynach uwalnianych przez skórę, o candydozach, o pasożytach u większości populacji, o technikach odtruwania. Ekokosmetyki to tylko jeden z chwytów. Jeśli jakś produkt mi pasuje to na pewno nie pomyślałabym, że to dlatego, że jest naturalny tylko dlatego, że jego skład mi pasuje. Różnica niby subtelna, ale jednak istotna.
                      • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:09
                        > Testowanie kosmetyków to sukcesy i porażki - nie wydaje mi się, żeby ktoś patrz
                        > ąc tylko na skład wszystkich kremów w sklepie był w stanie po samym składzie wy
                        > łonić najlepszy i strzelić w dziesiątkę.

                        Ale czytanie skladow moze czasem pozwolic na unikniecie jakiejs wiekszej wpadki. Np. do mojej suchej skory nie kupie niczego, co zawiera alkohol. Patrze tez na rodzaje detergentow w szamponach, bo mam suche i krecone wlosy. Wiec czytanie skladow zdecydowanie moze miec sens. Ja bym tylko nie wyciagala zbyt pochopnych wnioskow typu: po kremie X dostalam pryszczy, w kremie X jest parafina, wszyscy mowia ze parafina jest zla i do tego z ropy naftowej, ergo - po parafinie wyskakuja mi pryszcze.
                        • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:27
                          Ale to dla mnie zawiera się w kupowaniu kosmetyków odpowiednich do danej cery/włosów itd. Chodzi o rozsądek i tyle. Ja też toniki wolę bez alkoholu, ale teraz kiedy leki mam na bazie alkoholu okazało się, że wcale nie jest on taki straszny i jakoś przeboleję to drażnienie nosa jego zapachem. Nie zbojkotowałam recepty tylko dlatego, że lek został zrobiony na bazie alkoholu.
                          • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:33
                            > Ale to dla mnie zawiera się w kupowaniu kosmetyków odpowiednich do danej cery/w
                            > łosów itd. Chodzi o rozsądek i tyle.

                            No jasne. Z tym, ze ja wole sie dowiedziec czy to jest dla mnie odpowiedni kosmetyk ze skladu, a nie z zapewnien producenta, bo czasem sie mijamy w naszych opiniach. Np. po kolejnosci skladnikow w balsamach do ciala widze, ktory bedzie bardziej tlusty (a takich zwykle szukam), chociaz wszystkie niby sa juz przeznaczone dla skory suchej. Pewnie sa skory suche i suchsze :o)
                            • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:47
                              Tylko tak się zastanawiam i spójrzmy na ten alkohol z innej strony.
                              W składzie mamy wymienione składniki wg ilości występowania. Nie ma tam zwykle natomiast nic o ich ilości bezwzględnej. To, że w jakimś kosmetyku występuje alkohol nie oznacza jednocześnie, że jest to ilość, która wysuszy lub podrażni. Samo występowanie alkoholu nie znaczy nic przecież.
                              W toniku alkohol daje po nosie i wiem, że będzie go sporo. W szamponie te ilości są zapewne śladowe i wcale nie byłabym pewna, że to akurat alkohol tutaj wysusza. Wiadomo, że może mieć takie działanie w odpowiednim stężeniu (które to stężenie raczej nie pojawia się w szamponie), ale odrzucanie od razu wszystkich kosmetyków z alkoholem również jest pewną nadgorliwością według mnie. Zrobi się problem, kiedy wśród kosmetyków bez alkoholu nie znajdzie się żaden, który by pasował. I co wtedy?
                              Nie chcę Cię w żaden sposób atakować, nie poczuj się tak :) Po prostu gdybam i dyskutuję :)
                              • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 17:58
                                :o)
                                Alkohol wykluczam z roznego rodzaju tonikow itp., bo sie przy mojej suchej skorze po prostu nie sprawdzaja. Inna sprawa, ze tu nie musze patrzec na sklad, bo nikt przy zdrowych zmyslach nie doda alkoholu do produktu dla suchej skory. I oczywiscie chodzi o alkohol wsrod pierwszych skladnikow, na koncu skladu czasem sie zdarza i wtedy jest mi zupelnie obojetny.
                                A o wlosach pisalam w kontekscie silniejszych detergentow, ktorych unikam - aczkolwiek jak juz gdzies tu pisalam, nie dam sobie reki uciac, ze stan wlosow poprawil mi sie akurat od unikania SLS w szamponach. Nie mam za bardzo ochoty na eksperymenty z innymi szamponami, szczegolnie, ze ten, ktorego uzywam kosztuje niewiele i sprawdza sie na codzien. O SLSy kruszyc wiec kopii nie bede :o)
                                • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 18:12
                                  Patrząc na odpowiedź w innym wątku o SLS wcale tych SLSów chyba wykluczyć się nie da, bo je wpisują pod inną nazwą :D
                                  Ale tego też pewna bym nie była, bo chyba składniki w INCI są kodowane jednoznacznie i nie mogą mieć różnych nazw.

                                  Swoją drogą - wracając jeszcze do alkoholu - jest genialnym rozpuszczalnikiem. Wysusza, to fakt, czuję lekko ściągniętą skórę po przemyciu twarzy, ale w dermatologii alkoholu się nie uniknie przy niektórych lekach, bo powstaną niezgodności recepturowe i apteka leku nie zrobi. Sucha skóra wtedy niewiele niestety ma do powiedzenia :(
                                  • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 18:22
                                    > Patrząc na odpowiedź w innym wątku o SLS wcale tych SLSów chyba wykluczyć się n
                                    > ie da, bo je wpisują pod inną nazwą :D

                                    Tak, wlasnie sie niezle ubawilam tym, ze wychwalam tu pod niebiosa lagodne detergenty, a tu sie okazuje, ze to wszystko nieprawda. W takim razie to nie od zmiany szamponu moim wlosom jest lepiej :o)

                                    > Ale tego też pewna bym nie była, bo chyba składniki w INCI są kodowane jednozna
                                    > cznie i nie mogą mieć różnych nazw.

                                    Tez chyba rzuce na to okiem w wolnej chwili.

                                    > Swoją drogą - wracając jeszcze do alkoholu - jest genialnym rozpuszczalnikiem.
                                    > Wysusza, to fakt, czuję lekko ściągniętą skórę po przemyciu twarzy, ale w derma
                                    > tologii alkoholu się nie uniknie przy niektórych lekach, bo powstaną niezgodnoś
                                    > ci recepturowe i apteka leku nie zrobi. Sucha skóra wtedy niewiele niestety ma
                                    > do powiedzenia :(

                                    To bardzo mozliwe, z tym, ze ja na codzien nie potrzebuje robionych lekow, tylko zwyklych kosmetykow z drogerii. A ja jestem chodzaca definicja bardzo suchej skory, wiec alkohol zdecydowanie mi nie sluzy - dlatego go unikam.
                                    W ogole cala ta dyskusja wyszla od pytania czy warto czytac sklady - wg. mnie nadal warto (mimo tego, ze mozna sie jak widac w moim przypadku niezle naciac :D), szczegolnie w przypadku kremow. Po proporcjach mozna stwierdzic, na ile jest lekki/ciezki i czy ma szanse pasowac. A ze gwarancji nie ma, to jak ze stanikiem, trzeba przymierzyc.
                                    • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 18:33
                                      Warto, warto - byle traktować to z dystansem :) Idealnym przykładem przedstawienia niegroźnej substancji jako potwora były teksty o monotlenku diwodoru :D
                          • slotna Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:17
                            > Ja też toniki wolę bez alkoholu, ale teraz
                            > kiedy leki mam na bazie alkoholu okazało się, że wcale nie jest on taki strasz
                            > ny i jakoś przeboleję to drażnienie nosa jego zapachem.

                            Supernaturalne, chwalace sie tym i dosc drogie kremy Weleda maja w skladzie alkohol i bardzo wyraznie go czuc, niektore pachna imo wrecz jak slodkie drinki ;)
                            • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:23
                              Niechcący pewnie zabrzmiałaś zachęcająco :D
                              • slotna Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 11:15
                                > Niechcący pewnie zabrzmiałaś zachęcająco :D

                                Wcale nie tak niechcacy, one nie sa zle, te kremy :) Mialam ich juz sporo roznych i wszystkie pachna elegancko, jedne bardziej drinkowo, inne mniej. Jednak troche za drogie dla mnie, jak na to co robia i czego nie.
                            • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:36
                              > Supernaturalne, chwalace sie tym i dosc drogie kremy Weleda maja w skladzie alk
                              > ohol i bardzo wyraznie go czuc, niektore pachna imo wrecz jak slodkie drinki ;)

                              Uhu, drugi raz mnie ktos dzis zlapal na mowieniu nieprawdy :o) Uzywam migdalowego weledy i bardzo go sobie chwale. Az poszlam sprawdzic, jak to jest z tym alkoholem - jest na 3 miejscu w skladzie. Nie wiem, jak to sie przeklada na ilosc, bo go zupelnie nie czuje, ale chyba juz sie rzeczywiscie nie bede zarzekac, ze jakiegos kosmetyku nie kupie ze wzgledu na skladnik...
                              • slotna Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 11:17
                                Hihihi :) Jak to dobrze, ze zupelnie nie chcialo mi sie uczyc tych skladnikow, chociaz mialam kiedys na to faze i nawet zarejestrowalam sie na wizazu.
                        • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:05
                          > Ale czytanie skladow moze czasem pozwolic na unikniecie jakiejs wiekszej wpadki
                          > . Np. do mojej suchej skory nie kupie niczego, co zawiera alkohol.

                          Aaaa właśnie, ja też unikam alkoholu, ale w płynach do płukania zębów. Nie mam dobrego wytłumaczenia na to, prawdopodobnie boję się pieczenia, ale zdecydowanie chętniej sięgam po płyny bez alkoholu wysoko w składzie.
                          • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:09
                            Z tego samego powodu nie lubię Listerine, a lubię płyn Elmexa :)
                            • pinupgirl_dg Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:02

                              > Z tego samego powodu nie lubię Listerine, a lubię płyn Elmexa :)

                              To mamy podobne preferencję :). Ja używam jeszcze Meridol, jak mi się przytrafi problem z dziąsłami. Listerene ma ostatnio kiepską famę, że poza pieczeniem nic nie robi, dentyści go odradzają. Ale muszę przyznać, że jak go użyłam ostatnio awaryjnie to też dziąsła trochę podratował. Ale wolę coś, co działa bez tych tortur.
                              • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:15
                                Nie wiem na ile to urban legend, ale podobno Listerine był początkowo wymyślony jako płyn do podłóg, ale okazał się za drogi i jest tym, czym jest :D
                              • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 22:13
                                Listerine to ZUO. Piecze, drażni, a w dodatku zmienia smak w ustach na dobrych kilka godzin.
                                Za nic nie rozumiem, dlaczego ma niezłe opinie i skąd przekonanie, że CZUĆ jak działa, że CZUĆ, że wybił bakterie. Wrażenie zrobił na mnie tekst zachwyconej użytkowniczki "wykręca język a zęby aż skwierczą". Jak dla mnie piecze, bo ma piekąco smakujące składniki, a działa podobnie jak inne płyny, które przy okazji nie wywołują łez w oczach i nie sprawiają, że każde żarcie jest paskudne. Podobnie kiedyś nasłuchałam się o jakichś antycellulitowych wynalazkach, że po nałożeniu czuć jak działają, że tak chłodzi. No pewnie że chłodzi, ostatecznie zawiera mentol, ale efekt antycellulitowy mentolu porównywalny jest z pastą do zębów.
                                • slotna Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 11:20
                                  > Listerine to ZUO. Piecze, drażni, a w dodatku zmienia smak w ustach na dobrych
                                  > kilka godzin.

                                  Ale to nic w porownaniu z acetonem ;) (taaa, chcialam sobie wyplukac gebe, a nie moglam oderwac sie od ksiazki, akurat przypadkiem zmywacz mial podobny kolor...)
                        • sbarazzina Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:01
                          kis-moho napisała:

                          > Ale czytanie skladow moze czasem pozwolic na unikniecie jakiejs wiekszej wpadki
                          > . Np. do mojej suchej skory nie kupie niczego, co zawiera alkohol.

                          Ale jaki alkohol? :) Alkohole to grupa związków zawierających resztę -OH. Nie każdy alkohol w składzie to ciesz o drażniących właściwościach (tak jak etanol).

                          O prosze przykład, często spotykany w kosmetykach cetearyl alcohol:

                          Alkohol cetearylowy jest mieszaniną alkoholi tłuszczowych, składa się z alkoholu cetylowego i alkoholu stearylowego. Biała, woskowata substancja używana jako: zmiękczacz i regulator lepkości, stabilizator emulsji, dodatek do przezroczystych składników kosmetycznych w celu zmętnienia, aby utrudnić przenikanie światła. Substancja natłuszczająca, nadająca skórze miękkość, elastyczność i gładkość.
                          • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:10
                            > Ale jaki alkohol? :) Alkohole to grupa związków zawierających resztę -OH. Nie k
                            > ażdy alkohol w składzie to ciesz o drażniących właściwościach (tak jak etanol).

                            Tyle to ja wiem :o)
                            "Alcohol" w INCI oznacza etanol.
                            ec.europa.eu/consumers/cosmetics/cosing/index.cfm?fuseaction=search.details&id=31401
                            • sbarazzina Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:17
                              kis-moho napisała:

                              > > Ale jaki alkohol? :) Alkohole to grupa związków zawierających resztę -OH.
                              > Nie każdy alkohol w składzie to ciesz o drażniących właściwościach (tak jak etanol).
                              >
                              > Tyle to ja wiem :o)
                              > "Alcohol" w INCI oznacza etanol.

                              Ja to wiem, Ty to wiesz :) ale na pewno nie wszyscy. A takie sformułowanie jest bardzo nieprecyzyjne. Znam wiele osób, które unika właśnie wszelkich alkoholi w składzie. Bo alkohol to zło ;)
                              • kis-moho Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:31
                                > Ja to wiem, Ty to wiesz :) ale na pewno nie wszyscy. A takie sformułowanie jest
                                > bardzo nieprecyzyjne. Znam wiele osób, które unika właśnie wszelkich alkoholi
                                > w składzie. Bo alkohol to zło ;)

                                Ja w ogole sie zaczynam zastanawiac, czy etanol w kremach to takie zlo. Mam bardzo sucha skore, a ten krem:
                                www.weleda.de/Naturkosmetik/Gesichtspflege/Mandel/WohltuendeGesichtscreme.html#
                                uwazam za swietny. Ostatnie, co moge powiedziec to to, ze podraznia. No i niespodzianka - etanol na wlasnie 3 miejscu w skladzie. Oczywiscie nie wiem, ile go naprawde jest (szczegolnie, ze go nosem nie czuje), ale watpie, zeby krem skladal sie glownie z wody z olejkiem migdalowym (chociaz dzis mnie juz nic nie zaskoczy...).
                                Najpierw dowiedzialam sie, ze moj wychwalany pod niebiosa szampon zawiera SLS, a teraz ze moj wspanialy krem do wrazliwej cery zawiera etanol. Naprawde lubie to forum, w przeciwienstwie do wizazu tutaj wiele mitow dlugo nie pozyje.
                                • kis-moho Kremy Weleda 08.09.11, 22:12
                                  > Oczywiscie nie wiem, ile go
                                  > naprawde jest (szczegolnie, ze go nosem nie czuje), ale watpie, zeby krem sklad
                                  > al sie glownie z wody z olejkiem migdalowym (chociaz dzis mnie juz nic nie zask
                                  > oczy...).

                                  Miedzy 4.5% a 10%:
                                  www.facebook.com/note.php?note_id=10150122228971284
                                  czyli jednak glownie woda z olejkiem migdalowym.
                          • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 21:15
                            Gliceryna to też alkohol.
                            Tutaj wydaje mi się, że cały czas mówimy o etanolu, przynajmniej ja :)
                      • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 19:50
                        A widzisz. Nie rozumiesz nagonki na parafinę, ale inaczej byś zaśpiewała, gdybyś dostawała po kremach z parafiną pryszczy. Nie wysmarujesz sobie skóry olejem, bo się to na pewno dobrze nie skończy, a ja smaruję, ba, uważam, że żaden żel, nie wspominając o płynach micelarnych, które są dla mnie czystym picem na wodę, nie oczyści mi tak dobrze skóry z mieszaniny łoju i codziennego brudu czy kurzu.
                        • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 20:08
                          Nie zrozumiałaś mnie. Może i parafina komuś szkodzi, nie przeczę. Neguję natomiast argument o tym, że jest zła, bo jest z ropy naftowej.
                          • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 22:45
                            A, rozumiem. No to powiem Ci lepszy numer.
                            Teraz nie znalazłam tego, ale kiedyś w którymś wątku wizażowym przy okazji rozkładania na czynniki pierwsze kosmetyków do włosów była mowa o soli, dodawanej dla zagęszczenia produktu. Jedna wypowiedź mnie ogłuszyła - otóż dziewczyna odżegnała się od NaCl, bo przecież to CHLOR, fuuuu! Wypowiedź była chyba stara, bo nie zapytałam, jak czy tego chloru tak się brzydzi również wtedy, gdy posypuje nim pomidory...
                            • anne_stesia Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 22:58
                              A wiesz, że ja kojarzę coś takiego? Może czytałyśmy to samo :D Pamiętam, że też mnie poraziło to stwierdzenie :D
                              • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 01:10
                                Może to to? Nie jestem pewna, bo to, co znalazłam, jest podwójnie przerażające.

                                wizaz.pl/forum/showthread.php?t=235025
                                "Dzięki za informację. Niby szukałam na necie, ale jakoś tej informacji nie znalazłam A swoją drogą, nie tylko jako chemik, jestem na nie. Przecież tzw "większe pół" cieżaru NaCl to chlor. Fuuu"

                                A ja tym chlorem dzisiaj posypywałam jajko na miękko. Jestem beznadziejnie skażona cywilizacją.
                                • kasica_k Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 05:31
                                  A to nie był żarcik taki?
                                  • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 09:30
                                    A był? Bo jakoś mi umyka.
                                    (Co do cholery można robić na forum gazecianym o wpół do szóstej rano??)
                                    • kasica_k Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 09.09.11, 18:13
                                      ananke666 napisała:

                                      > A był? Bo jakoś mi umyka.

                                      No nie wiem. Bo nie mogę uwierzyć, że to serio :)

                                      > (Co do cholery można robić na forum gazecianym o wpół do szóstej rano??)

                                      Jak to co. Relaksowac się po fajrancie :)
    • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 02:12
      Robieniem wody z mózgu jest krem pod oczy, reklamowany jako najskuteczniejszy kosmetyk na zmarszczki, droższy niż zwykły krem do twarzy. W rzeczywistości kupujemy produkt słabiej działający w znacznie wyższej cenie. Na szczęście nie mam zbyt wrażliwych okolic oczu i dawno położyłam lachę na kosmetyki pod oczy.
      • kasica_k Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 02:27
        O, to tak jak ja. Sto lat nie używałam kremu pod oczy, smaruję się kremem do twarzy także w okolicach oczu. Nie wiem, jak z działaniem, teoria (albo woda :) jest taka, że te pod oczy mają nie podrażniać, więc skoro zwykły krem nie podrażnia, to po co mi drugi pod oczy?
        • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 10:54
          No dokładnie. Miałam po drodze kilka przygód z kremami pod oczy, bo czasem potrzebowałam czegoś tłuściejszego na przesuszoną skórę, a tłuściejsze kremy położone na twarz powodowały wysyp pryszczy. Ze dwa dostałam, parę razy wypróbowałam cudzy. Potem dałam sobie spokój, znalazłam niezły krem i wystarczy.
          • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 10:54
            ...do twarzy, ma się rozumieć.
      • roza_am Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 11:20
        Ale o tym na szczęście mówią różne medialne fachowczynie. Tzn. wyjaśniają, że jeśli ktoś nie ma przeciwwskazań typu alergia, to lepiej, żeby pod oczy używał zwykłego kremu do twarzy, bo jest on mocniejszy i skuteczniejszy od tych typowo podocznych. A przy okazji wychodzi to taniej.
        • ananke666 Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 07.09.11, 23:56
          roza_am napisała:

          > Ale o tym na szczęście mówią różne medialne fachowczynie.

          Ale to chyba od stosunkowo niedługiego czasu. Parę lat temu jeszcze tak nie było, w czasopismach damskich były testy kremów pod oczy, mowa o używaniu specjalnego preparatu pod oczy, w reklamach co i rusz kolejne remedium na zmarszczki w mikrej tubce i solidnej cenie. Wszystkie, dosłownie wszystkie dziewczyny, które zdarzyło mi się poinformować o niższej skuteczności kremów pod oczy były zaskoczone - każda jedna myślała, że takie kremy są bardziej skoncentrowane, silniej działające, bo przecież skóra pod oczami jest bardziej narażona na zmarszczki, znaczy, potrzebuje więcej niż reszta twarzy. Też tak kiedyś myślałam. A niejedna wpadła na pomysł, żeby kremu pod oczy używać na całą twarz - bo na pewno jako silniejszy lepiej zadziała.
          • roza_am Re: Jak reklama robi nam wodę z mózgu 08.09.11, 01:23
            Tak, nie tak dawno usłyszałam to pierwszy raz. Wcześniej myślałam podobnie jak ty i oddzielne kremy nabywałam.
    • izas55 nie mogłam się oprzeć ;-) 11.01.12, 10:41
      Cudo ;-)

      vimeo.com/34813864