Dodaj do ulubionych

Ile trwa męka (na mszy)?

04.10.05, 23:43
W różnychkościołach jest różnie. Ja chodziłem do katolickiego, na msze dla młodzieży i moja męka trwała ok. 40-50 minut. Zawsze z utęsknieniem wyczekiwałem "idźcie ofiary do domu" smile
Dla mnie 45 minut zawodzenia starych bab (bo takie zawsze przyplątały się na mszę dla młodzieży), magicznych formułek szamana, rytualnych klękań i powstań to była prawdziwa męka. A tu nagle czytam sobie na pewnym forum wielce katolickim, że jacyś tam protestanci mają mszę, która trwa DWIE I PÓŁ godziny!!! Toż to zejść można! Jezu, jak ja współczuję dzieciom zmuszanym do takich rzeczy..
A jak jest z długością mszy w innych kościołach?
Obserwuj wątek
    • kociak40 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 01:45
      W kościołach protestanckich chyba nie ma mszy?
      Nie wszystko co się w kościołach odprawia jest mszą.
      • 0golone_jajka Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 08:32
        No dobra, jak zwał tak zwał. Chodzi o przymus spędzania czasu w kościele.
        • miriam_73 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 08:41
          A od kiedy to Jajek jest "przymus" spędzania czasu w kościele?
          • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 08:48
            miriam_73 napisała:

            > A od kiedy to Jajek jest "przymus" spędzania czasu w kościele?

            Zapytaj sie synka lizaxo, to bedziesz wiedziala...
          • 0golone_jajka Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 08:48
            jak to od kiedy? OD ZAWSZE. Większość dzieci wolałaby obejrzeć Teleranek albo pójść na rower zamiast wysiadywać w kościele. Zwłaszcza jeśli trwa to chore 2,5 godziny!
            • nick_penis Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 09:05
              0golone_jajka napisał:

              > jak to od kiedy? OD ZAWSZE. Większość dzieci wolałaby obejrzeć Teleranek albo
              p
              > ójść na rower zamiast wysiadywać w kościele. Zwłaszcza jeśli trwa to chore
              2,5
              > godziny!
              >

              Pamiętam, że jako dziecko chadzałem do parku z książkami i spędzałem niedzielne
              przedpołudnie na czytaniu (było to w czasach, kiedy dzieci czytały książki).
              Nie przypominam sobie żadnych sporów na ten temat z Mamą (Tata był i jest
              ateistą). Po prostu nie wszczynałem dyskusji, tylko robiłem swoje. A kościelne
              rytuały to faktycznie jest męczarnia dla osób, które MYŚLĄ o tym co robią i
              mówią, a nie automatycznie wypowiadają formułki, trwając w jakimś dziwnym
              transie (forma relaksu?).
              • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 09:10
                Lelum polelum, to masz rozsadnych rodzicow. Mnie babunia ciagala co niedziele
                przez 7-8 lat. No i sie skonczylo.
              • miriam_73 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:26
                Msza Święta, właśnie bez namysłu i zrozumienia celów, sensu tego, co się mówi i
                co się robi w jej trakcie jest pozbawiona sensu. Uczestnictwo w Eucharystii nie
                jest automatycznym wypowiadaniem magicznych formułek (czemu miałoby to bowiem w
                takim razie służyć?) podczas trwania w transie. Btw. nie zaobserwowałam nigdy
                zjawiska transu - może ja w jakichś dziwnych mszach uczestniczę?

                Powtórzę, co napisałam wyżej. Nie ma przymusu uczestniczenia we Mszy Świetej.
                podobnie jak zazwyczaj jeśli kogoś kochasz nie masz w sobie "przymusu" do tego,
                aby się z dana osoba spotykać, ale robisz to z potrzeby serca, z miłości z
                tęsknoty. Chcesz być z kochaną osobą, spotykac się, rozmawiać. Dokładnie tak
                samo jest z Eucharystią, gdzie doświadczamy spotkania z Panem Bogiem.

                A odpowiadając Jajek na twoje pytanie co do czasu trwania. Dwudziestki u
                Dominikanów trwają zazwyczaj godzinę, godzinę + 15 min maks. Ja się zawsze
                łapię po Mszy Św. na refleksji, kiedy ten czas tak szybko zleciał. I nie jestem
                w tym odczuciu odosobniona.

                PS. Na dwudziestkach (akademickich) nie ma "starych bab", a śpiewa schola.
                Śmiem twierdzić że śpiewamy całkiem nieźle smileDo tego nasz nowy DA głosi całkiem
                sensowne kazania.
                • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:30
                  miriam_73 napisała:

                  > Powtórzę, co napisałam wyżej. Nie ma przymusu uczestniczenia we Mszy Świetej.

                  No to ja Ci tez powtorze, miriam_73: Jesli chcesz wiedziec cos o zmuszaniu kogos
                  na msze, to sie zapytaj lizaxo czy sie juz zapytala swojego mlodego synka o to
                  czy chce isc do kosciolka w Niedziele, czy chce zostac w domu i robic sobie co chce?
                  • 0golone_jajka Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:32
                    Dokładnie. Popytaj się dzieci, ile z nich z ochotę stoi godzinę w kościele?
                  • miriam_73 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:34
                    A ty popytaj dzieci czy chca chodzić np. do szkoły czy w inne miejsca. OK?
                    • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:39
                      Tzn. polskie dzieci moze nie chca, ale moje chodza z checia. Mysle ze zalezy to
                      od szkoly i od inteligencji socjalnej dziecka. Sa przedmioty ktorych nie lubia,
                      sa takie ktore lkochaja. Z drugiej strony, szkola jest potrzebna aby przezyc w
                      naszym spoleczenstwie, wiara i indoktrynacja katolicka - nie.
                      • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:41
                        Zmykam, musze isc do banku wplacic gotowke (powinni gotowke zniesc wogole) i
                        kupic nowa lampe w Bauhausie. Bede po pracy, nie rozpaczajcie.
                    • 0golone_jajka Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:40
                      Masz rację, ale do chodzenia do szkoły zmusza prawo, a do kościoła na szczęście jeszcze nie. Poza tym wiara i religia to nieco odmienna sfera życia, zdania co do jej przydatności są bardzo podzielone, natomiast co do szkoły są raczej zgodne.
                      • miriam_73 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 13:06
                        Co do przydatności szkoły - powiedz to małolatom.
                        • 0golone_jajka Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 15:07
                          Małolaty faktycznie nie zawsze rozumieją przydatność szkoły (choć to chyba jednak mniejszość), natomiast wśród dorosłych nie ma aż tak wielu wątpiących.
                        • bloodysunday99 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 23:30
                          miriam_73 napisała:

                          > Co do przydatności szkoły - powiedz to małolatom.

                          Wiesz, najgorsze jest to ze wy fanatycy wcale tego nie widzicie...
                    • seth.destructor Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 14:20
                      I dlatego na mszach w mojej parafii bywały tylko małe dzieci takie do
                      okołokomunijnych, grono starych bab, które w owych latach nie miały co w
                      telewizji oglądać i paru zaciągniętych widać na siłę mężczyzn i oczywiśćie
                      kilkoro indywiduuów wierzących.
                • nick_penis Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:34
                  miriam_73 napisała:

                  .
                  >
                  > PS. Na dwudziestkach (akademickich) nie ma "starych bab", a śpiewa schola.
                  > Śmiem twierdzić że śpiewamy całkiem nieźle smileDo tego nasz nowy DA głosi
                  całkiem
                  >
                  > sensowne kazania.

                  To wspaniale, że sobie śpiewacie całkiem nieźle! Czy możesz mi wyjaśnić, co to
                  jest DA? Jakiś nowy wynalazek? Duszpasterz Analogowy?
                  • miriam_73 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:35
                    Duszpasterz Akademicki
                    • nick_penis Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:36
                      Dziękuję smile
                • seth.destructor Do miriam 05.10.05, 14:26
                  Kochanie, jesteś dopiero DRUGĄ osobą w moim długim życiu, która w ten sposób
                  wypowiada sie o Mszy. Pierwsza byl chlopak, ktory studiowal teologie.
                  W wiekszosci przypadkow niestety jest tak, ze na okologodzinny zestaw rytualow
                  chodzi sie, no bo sie chodzi, bo jest to symbolem wiary. Znam kilka przypadkow,
                  w tym dwa w mojej rodzinie, silowego zmuszania do uczestnictwa we Mszy i bicia
                  za niechec czy niepojscie wrecz. Ofiara padaja najczesciej dzieci, bo dzieci
                  sie rodzicow sluchaja. Pozniej zaczynaja sie konflikty na ten temat.
                  A Msza to nakrecony mechanizm. Gdyby zamiast ksiedza byl zaprogramowany
                  android, nikt specjalnej roznicy by nie zauwazyl. Stawanie, klekanie,
                  siedzenie, ten sam zestaw czytan i modlitw, kiwanie glowami, dzwonienie, NUUUDA.

                  Zgadnij, ile ludzi śpi w kościele z otwartymi oczami?
                  • miriam_73 Re: Do miriam 05.10.05, 14:45
                    Ciekawe. Bo ja to słysze na okrągło. W jakims chorym towarzystwie się widac
                    obracam wink
                    • ghost25 Re: Do miriam 05.10.05, 14:53

                      Moja żona przyznała mi się,że często zasypia na kazaniu.
                      Dzieci to potwierdziły.Dobry to czy zły objaw ?
                      Znam ze słyszenia,że niektórzy lubią zasnąć podczs zbierania
                      na ofiarę.
                      Słyszałem,że jak do takiego "śpiącego" podszedł ministrant raczej
                      natarczywy i wstrząsnął nim by się obudził ten szybko powiedział
                      mam miesięczny,pewnie biedny myślał,że jest a autobusie podczas kontroli.
                    • josarna Re: Do miriam 05.10.05, 19:05
                      Z całą pewnością nie obracasz się w chorym towarzystwie, tylko raczej w wąskim,
                      zamkniętym kręgu ludzi o podobnej osobowości i zainteresowaniach. Nasuwa mi się
                      porównanie (na pewno nie na miejscu, ale coś w tym jest) z grupami fanów, czy
                      np. miłośników czegoś-tam. Wchodzisz na spotkanie i nie pojmujesz, o czym oni
                      mówią, dlaczego zachwycają się jakimś gołębiem/motocyklem/znaczkiem. Oni mają
                      swój świat, a że nie jest ich mało, to wydaje im się, że wszyscy wokół
                      interesują się tym samym. Znam ludzi związanych z Dominikanami, bywałam na
                      mszach za jazzmanów (w Krakowie) połączonych ze świetnym koncertem. Zwykle są
                      to sympatyczni ludzie i na poziomie. Czasem tylko, niektórzy nagle zmieniają
                      się w potwory, gdy oznajmiasz im, że nie podzielasz ich poglądów i nie padniesz
                      na twarz przed guru. A metody sekciarskie mają w jednym palcu! Niech tylko
                      któryś z nich spróbuje "podskoczyć", to cała, wielka miłość się kończy!
                      Rzecz w tym, że np. ja byłam zawsze i jestem nadal całkowicie odporna na wpływ
                      grupy i chodzę swoimi drogami. Dlatego widzę szeroko, nie tylko to, co dzieje
                      się w moim otoczeniu, wśród moich znajomych. Twoi rozmówcy właśnie to chcą Ci
                      uświadomić: Twój świat jest prawdziwy, ale mikroskopijny. Jesteście oderwani od
                      rzeczywistości.
                      Córka moich znajomych też śpiewa w takim chórze u Dominikanów. Jest urocza,
                      spotkała tam męża, ma udane dzieciątko, ale... żyje w puchach, bo cały trud i
                      brud życia wziął na siebie tatuś. Nietrudno w takich warunkach być idealistką.
                      • miriam_73 Re: Do miriam 06.10.05, 00:22
                        Nie obracam się w wąskim kręgu osób, zresztą w ogóle do "swojego" kościoła jako
                        miejsca trafiłam niedawno, bo zaledwie 3 lata temu, tułając sie w międzyczasie
                        to tu, to tam. Wsród różnych ludzi, w bardzo zróżnicowanych środowiskach. W
                        Kościele i poza Kościołem.
                        • bloodysunday99 Re: Do miriam 06.10.05, 00:51
                          miriam_73 napisała:

                          > Nie obracam się w wąskim kręgu osób, zresztą w ogóle do "swojego" kościoła jako
                          >
                          > miejsca trafiłam niedawno, bo zaledwie 3 lata temu, tułając sie w międzyczasie
                          > to tu, to tam. Wsród różnych ludzi, w bardzo zróżnicowanych środowiskach. W
                          > Kościele i poza Kościołem.


                          Aha?
    • josarna Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 09:35
      Msza zawsze była dla mnie katorgą. Nienawidzę bezczynności, dlatego wszędzie
      umawiam się na określoną godzinę i minutę.
      Opowiem jednak o mszy, w której przez jakieś pół godziny uczestniczyłam
      ostatnio.
      Po latach bez urlopu i wolnych weekendów wybraliśmy się z mężem na 2-dniową
      wycieczkę smile. Zatrzymaliśmy się obok cerkwi w Baligrodzie (Bieszczady). Widok
      straszny: szyby wybite, kopuła się wali. Wysiadamy i słyszymy... piękny śpiew
      na głosy. "Duchy!" - mówię do męża. W cerkwi trwała msza wśród masy stempli.
      Było chyba 9 osób, a śpiewali przecudnie! Ksiądz mówił na przemian po polsku i
      ukraińsku (bo z nami weszły jeszcze inne cudaki). Zostawiliśmy im grosik, by
      cerkiew się nie zawaliła i mieli gdzie śpiewać.
      Są miejsca, gdzie jestem w stanie wytrwać na mszy. Są to cerkwie i kościoły z
      prawdziwymi góralami. Ludzie, jak oni śpiewają!! Można zamknąć oczy i latać!
      Ale msza w cerkwi trwa 2-3 godziny - tego nigdy nie udało mi się wytrzymać.
      • nick_penis Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 09:38
        Ok, piękne śpiewy. Ale msza to podobno jest sacrum, a śpiewy są tylko oprawą,
        dodatkiem.
        • josarna Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 12:08
          nick_penis napisała:

          > "Ok, piękne śpiewy. Ale msza to podobno jest sacrum, a śpiewy są tylko
          oprawą, dodatkiem."

          Wiem, ale dla mnie to sens.
          Przyznam, że jednym z największych przeżyć były "Nieszpory Ludźmierskie" w
          klasztorze Cystersów; myślę, że nie tylko dlatego, że syn śpiewał basem w
          chórze...smile.



        • abstrakt2003 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 06.10.05, 19:52
          Śpiew to forma modlitwy. Niektórzy twierdzą że to wyższa jej forma...
    • lena_ziemkiewicz Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:35
      Na msze nie chodzę od początku liceum. Nienawidziłam tego. Godzina stania
      przeplatana klękaniem na brudnej zimnej posadzce, przepychanki wśród
      śmierdzącego tłumu po opłatek i podczas jak najszybszej ucieczki z kościoła.
      Cała niedziela zepsuta. Msza była o 11:00 i trwała do około 12:00, czasem do
      12:30 jak był jakiś ważny list od biskupa albo nawoływanie do zrzutki na
      naprawę dachu. Ale przygotowania zaczynały się już przed 10:00. Po powrocie
      szybkie przygotowanie obiadu i po umyciu naczyń było około 14:00. Cała
      niedziela w plecy! Jak poszłam do liceum, to przestałam chodzić do kościoła, bo
      po prostu musiałam odespać tydzień dojazdów do szkoły. Rodzice nie
      protestowali, bo kiedy byłam w 7 klasie też przestali chodzić do kościoła.
      • lena_ziemkiewicz Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 10:37
        I pamiętam, że w porze mszy w TV leciały ciekawe filmy przyrodnicze i to mnie
        bardziej interesowało i zawsze byłam zła, że ich nie obejrzę.
    • facet123 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 16:00
      Złyszałem o małej wsi na pomorzu gdzie ksiądz odprawiał mszę przez 2.5h
      • ghost25 Re: Ile trwa męka (na mszy)? 05.10.05, 16:11

        Najlepszą mszę odprawił feldkurant (wiecznie na bani)gdzie dobry
        wojak Szwejk popłakał się ze wzruszenia i trafił dzięki temu jako
        ordynans do wielebnego.
        Jakie ciekawe życie prowadził ten duchowny.
    • piotrek_van Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 08:22
      proponuje cwiczenie albo bardziej experyment. oczywiscie to jest tylko dla ludzi
      inteligentych, myslacych a nie dla robotow. oto eksperyment: przestan chodzic
      do kosciola przez pol roku. nie ma mszy, modlitw, swiat, niedzieli itd. nic.
      po polroku siadz na lawce (moze gdzies nad woda) i zastanow sie, czy twoje zycie
      sie zmienilo (pogorszylo, polepszylo, twoj stosunek do swiata, jestes ten sam, a
      moze stales sie okropnym czlowiekiem, grzesznikiem, a moze nie).....
      po pol roku wroc tutaj i podziel sie spostrzezeniami, przemyslaniami...
      • bloodysunday99 Coooooo? 06.10.05, 09:05
        Za takie eksperymenty sie idzie prosto do piekla, Piotrus.
        • piotrek_van Re: Coooooo? 07.10.05, 00:05
          bloodysunday99 napisała:

          > Za takie eksperymenty sie idzie prosto do piekla, Piotrus.
          >

          juz tam bylem pare razy...
      • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 09:18
        Proponuję Ci podobne ćwiczenie. Przez pół roku odseparuj sie w proponowany
        przez Ciebie sposób od żony/dziewczyny albo innej szczególnie Ci bliskiej
        osoby, a potem opowiedz co się zmieniło, OK?

        PS.
        • 0golone_jajka nieodwracalne zmiany w mózgu 06.10.05, 09:22
          I to jest właśnie niesamowite. Głęboko wierzący odczuwają więź i potrzebe "bliskości" z wyimaginowaną istotą w takim samym albo i większym stopniu jak z człowiekiem z krwi i kości. Nie mogę tego nijak pojąć - jak można tak samo traktować żywą osobę, z którą można porozmawiać, do której można się przytulić itd itp oraz ducha?? To są chyba nieodwracalne zmiany w mózgu. A może po prostu schizofrenia? W końcu chorzy psychicznie dadzą sobie rękę uciąć, że widzą i słyszą jakieś postaci itd itp. Dlaczego jedni to wierzący a drudzy to wariaci?
          • bloodysunday99 Re: nieodwracalne zmiany w mózgu 06.10.05, 09:45
            Jak to doskonale ujales, wuja Jajo!
          • seth.destructor Re: nieodwracalne zmiany w mózgu 06.10.05, 14:05
            Kompleks urojonego przyjaciela. patrz Bogus. (Nomen Omen)?
        • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 09:47
          miriam_73 napisała:

          > "Proponuję Ci podobne ćwiczenie. Przez pół roku odseparuj sie w proponowany
          > przez Ciebie sposób od żony/dziewczyny albo innej szczególnie Ci bliskiej
          > osoby, a potem opowiedz co się zmieniło, OK?"

          Niestety pojęcie tego zjawiska przekracza moje możliwości umysłowe.
          Rozumiem, że można cierpieć będąc oderwanym od grona bliskich przyjaciół,
          rodziny, kraju (np. podczas pracy za granicą). Rozumiem głód nałogowca
          oderwanego od alkoholu/pracy/czatu/papierosów. Mogę pojąć tęsknotę za próbami
          chóru (śpiewałam). Dla mnie największym cierpieniem jest brak kontaktu z lasem.
          Mogę pojąć tęsknotę za spotkaniami w kościele (choć jest mi to obce), ale
          dlaczego brak rytuałów kościelnych miałby zmienić osobowość człowieka, jego
          morale?! Tego pojąć nie umiem. Czy bez wiecznego prowadzenia za rączkę przez
          księdza katolik nie wie, jak należy w życiu postępować? Nie wie, co jest dobre,
          a co złe? To straszne, bo można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby z
          jakiegoś powodu wiara nagle się załamała. Myślę, że właśnie to Piotr miał na
          myśli: katolicy widzą ścisłą zależność pomiędzy rytuałami a uczciwym życiem -
          dlatego zadał pytanie, czy oderwanie od rytuałów zmieni zasady, jakimi
          kierujesz się w życiu; nie miał na myśli "głodu".
          • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 09:59
            Josarno, przede wszystkim, normany katolik nie jest "prowadzony przez księdza
            za rączkę". Wiećej, zasadniczo nie powinien być.

            Oczywiście jeśli sprowadzisz wszystko do rytuału, to faktycznie nie ma to
            najmniejszego sensu. I związku pomiędzy takim rytuałem a uczciwym życiem
            zapewne nie bedzie. Rzecz tylko w tym że dla katolika Msza św., Sakramenty, NIE
            SĄ rytuałem.

            Jajek, możesz sobie szydzić z mojego czy innych przekonania o istnieniu i
            obecności Pana Boga. Prosze bardzo. Baw sie dobrze. Ze swojej strony jednak
            zyczę Ci żebyś Go kiedyś spotkał.
            • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 11:53
              Przeczytałam jeszcze raz wypowiedź Piotra i nadal sądzę, że jej nie rozumiesz.
              Nie chodzi mu o potrzebę kontaktu z kościołem i współwyznawcami lecz o wpływ
              religii na Twoje zasady etyczne.

              "i zastanow sie, czy twoje zycie sie zmienilo (pogorszylo, polepszylo, twoj
              stosunek do swiata, jestes ten sam, a moze stales sie okropnym czlowiekiem,
              grzesznikiem, a moze nie)....."

              Myśl jest następująca: jeżeli bez pomocy KK wiesz, co jest dobre, a co złe, to
              znaczy, że pełni on raczej rolę towarzyską, integrującą, wspierającą (jak
              przyjaciele); ułatwia również pogodzenie się ze śmiercią poprzez wiarę w życie
              wieczne. A że Kościół nader często wykorzystuje tę ludzką potrzebę do niecnych
              celów....
              Zdecydowanie uważam, że nie można kochać kogoś, czyje istnienie możemy sobie
              tylko wyobrażać. To coś równie niedojrzałego jak "miłość" niektórych kobiet do
              aktora, o którym nic nie wiedzą. To, że tę "miłość" wmówiono milionom, nie
              znaczy, że jest prawdziwa. Gdy byłam młodsza to jeszcze zdarzało mi się myśleć,
              że jeśli wszyscy wokół mają takie samo zdanie na jakiś temat, to muszą mieć
              rację, a ja się mylę; teraz muszę mieć dowody, bo tłum może się bardzo mylić.
              Ja też czasem "czuję" ducha lasu lub babci, czasem nawet podejrzewam
              reinkarnację. Miło się żyje z wyobraźnią, ale nie należy jej brać zbyt serio,
              opierać na niej życia, bo niczego nie można udowodnić. Wyobraźnia, wiara jest
              nam potrzebna jak Piękno, ale jest tak samo ulotna i inna dla każdego.
              • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 12:13
                Myśl jest błędna. W tym sensie, że dla mnie i dla innych osób wierzących
                Chrystus to Kościół, jego Głowa, Serce, Centrum. Izolacja od Kościoła jest
                odcięciem się od Źródła. Bez Chrystusa nie mogę nic. NIC.
                A jeśli powiem, że bez Niego wiem wszystko, co dobre, co złe itd. to znaczy że
                stawiam się na Jego miejscu. Tam gdzie jest pewność, tam kończy się wiara.
                Poza tym Josarno to Ty uważasz, że Chrystus jest Kimś, kogo istnienie sobie
                tylko wyobrażamy. Ja sobie tego Istnienia nie wyobrażam. Ja doświadczyłam w
                swoim życiu tego Istnienia, namacalnie, realnie. Chociaż czasem bolało jak
                cholera.
                • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 13:54
                  miriam_73 napisała:

                  "Bez Chrystusa nie mogę nic. NIC. A jeśli powiem, że bez Niego wiem wszystko,
                  co dobre, co złe itd. to znaczy że stawiam się na Jego miejscu."

                  Straszne! Gdzie wolna wola? To coś jak narkomania...
                  Przecież człowiek ma mózg, który ma nie tylko kierować fizjologią! Jeśli nawet
                  zwerzęta są w stanie opracować pewne zasady etyczne, to Ciebie na to nie stać?!
                  W życiu w to nie uwierzę! Co oni Ci wmówili! Mówisz dokładnie słowami członków
                  sekty! Nie podejrzewałam nawet, że tak świetnie swoją wiedzę o sektach
                  wykorzystują. Nieładnie.

                  "Ja doświadczyłam w swoim życiu tego Istnienia, namacalnie, realnie."

                  A może jednak to tylko Twoja nadwrażliwa wyobraźnia?...
                  • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 13:56
                    > A może jednak to tylko Twoja nadwrażliwa wyobraźnia?...

                    A może nie?
                    Pzdr tongue_out
                    • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:02
                      Moja mama też kiedyś widziała Matkę Boską w oknie, ale już jej przeszło....
                      Nie śmiem pytać, na czym polega "doświadczenie Chrystusa".
                      • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:10
                        Bez obaw - jeżeli Ciebie to spotka, to na pewno zauważysz smile
                        Pzdr
                        • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:04
                          kapitan.kirk napisał:

                          > Bez obaw - jeżeli Ciebie to spotka, to na pewno zauważysz smile
                          > Pzdr

                          A jednak mnie to interesuje. Dlaczego pozwala się spotkać tylko wybrańcom?
                          Czy są ulepieni z lepszej gliny, czy jednak (przepraszam) z ich psychiką nie
                          jest wszystko w porządku? Nadwrażliwość można kontrolować i leczyć - wiem, bo
                          sama z nią walczę (bez pomocy).
                          • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:18
                            > A jednak mnie to interesuje. Dlaczego pozwala się spotkać tylko wybrańcom?

                            A dlaczego nie? smile Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych (Mt 22.14)
                            Pzdr
                          • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:23
                            On pozwala się ze Sobą spotkać KAŻDEMU. Każdemu, kto spróbuje usłyszeć
                            zaproszenie i na to zaproszenie odpowie.
                      • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:19
                        Choćby na tym, że spotykam Go codziennie w Eucharystii.
                        • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:07
                          miriam_73 napisała:

                          > Choćby na tym, że spotykam Go codziennie w Eucharystii.

                          A jeśli to jednak tylko Twoja wyobraźnia? Jak te moje duchy w lesie i soki
                          drzew krążące w moich żyłach? Ale ja nad tym panuję - jak dzieci grające w gry
                          fabularne.
                          • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:19
                            > A jeśli to jednak tylko Twoja wyobraźnia?

                            Pozwól, że ponowię pytanie: a jeżeli nie?
                            • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 16:41
                              kapitan.kirk napisał:

                              > > A jeśli to jednak tylko Twoja wyobraźnia?
                              >
                              > Pozwól, że ponowię pytanie: a jeżeli nie?

                              A czy kiedykolwiek w historii ktokolwiek był w stanie udowodnić, że spotkał
                              Boga i nie działo się to wyłącznie w jego wyobraźni?
                          • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:21
                            Nie, Josarno. I dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu. Ja mam swoje
                            doświadczenia i przekonanie, Ty swoje.
                  • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:13
                    Wolna wola polega na tym, że mogę, oczywiście, po prostu Go odrzucić. To bardzo
                    proste. Mieć w nosie, żyć po swojemu. Do pewnego momentu jest nawet fajnie.
                    Tylko, co dalej?

                    Jacy "oni", co mi wmówili??? Nikt, nigdy, niczego mi nie wmawiał. Bardzo
                    zresztą tego nie lubię i wszelkie tego typu próby, na jakiejkowlwiek
                    płaszczyźnie w moim przypadku są skazane na niepowodzenie. Moje poglądy i
                    przekonania wynikają z moich osobistych doświadczeń, obserwacji, czytania,
                    kontaktów i rozmów z bardzo różnymi ludźmi, własnych przemysleń, poruszeń itd.
                    Wiesz np. od czego rozpoczęłam "kontakt" z chrześcijaństwem? Od lektury
                    Kazantzakisa i filmu Martina Scorseese.

                    Nie, nie mam nadwrażliwej wyobraźni.
                    • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:19
                      miriam_73 napisała:

                      > "Wolna wola polega na tym, że mogę, oczywiście, po prostu Go odrzucić. To
                      bardzo proste. Mieć w nosie, żyć po swojemu. Do pewnego momentu jest nawet
                      fajnie.
                      > Tylko, co dalej?"

                      Dlaczego fajnie? Czy myślisz, że jest mi łatwo żyć, bo nikt za mnie nie myśli,
                      nie mam się kogo poradzić, nie mam przewodnika duchowego i wszystkie decyzje
                      muszę podejmować sama? Czy wiesz, co się czuje, gdy ma się świadomość, że ok.
                      20 osób swoją przyszłość ściśle wiąże ze mną? Że nie wolno mi poważnie
                      zachorować, a tym bardziej np. zginąć w wypadku? Czy pojmiesz, co może czuć
                      zwariowana matka, która musi kierować swoim dorastającym dzieckiem z daleka, bo
                      musiała się zająć samolubnym starcem?
                      Ale życie jest cudne....
                      • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:34
                        Josarno, nie zrozumiałas mnie. Ja mówię o swoich doświadczeniach.

                        Też nikt za mnie nie myśli, nikt nie podejmuje za mnie decyzji. Inaczej byc nie
                        może. Stąd też popelniam błędy, zdarzają mi się upadki, grzechy...

                        A szukanie rady, przewodnika duchowego? Cóż, dopóki nie przyjmiesz sama przed
                        sobą, że może czasem warto się nie zapierać że sama się uporasz ze wszystkim,
                        lecz po prostu poprosić o pomoc drugiego czlowieka (w czym nie ma przeciez nic
                        zdrożnego), dotąd będziesz się ze wszystkim zmagać sama.

                        Pytanie tylko, po co? Człowiek nie jest samotną wyspą, ma w okolo siebie
                        mnóstwo innych ludzi, którzy, czy wierzysz w to czy nie, w wielu przypadkach
                        chętnie Ci pomogą. Wystarczy tylko poprosić. Bo co będzie jak zdarzy się
                        właśnie cos co jest poza Twoją kontrolą? Choroba? Śmierć?

                        Każdy z nas ma swoje obowiązki, odpowiedzialności i zobowiązania. Każdy. I
                        swoich "podopiecznych". Takich czy innych.
                        • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 17:11
                          Miriam, jak każda zniewolona osoba nie dopuszczasz myśli, że tak jest i
                          uważasz, że doskonale panujesz nad wszystkim. Tymczasem co rusz "wkopujesz się"
                          powtarzając kościelne slogany w rodzaju, że jak się odrzuci Chrystusa, to
                          fajnie jest. Czy naprawdę sądzisz, że życie Kuronia to była sielanka, bo był
                          niewierzący, a wierzący tak strasznie się męczą? Niestety, w codziennym życiu
                          działania pozorne (modlitwa) zbyt często zastępują wierzącym prawdziwą
                          aktywność. Moi duchowni sąsiedzi i zakonnice raz w tygodniu (pod wpływem uwag
                          swoich gości) odwiedzają na 10 minut swojego dobroczyńcę (tylko 2-osobowa
                          delegacja), odklepią modlitwę i spadają, a codzienny trud zostawiają wiedźmie,
                          czyli mi.

                          Wszystkie moje wpisy mają na celu tylko udowodnienie, że wiara nie ma
                          najmniejszego związku z tym, jak żyjemy; porządni ludzie zawsze będą
                          porządnymi, a dranie draniami. Wiara może tylko ułatwić umieranie - to
                          wszystko. Jeśli komuś miło w coś wierzyć, to proszę bardzo - ale po co namawiać
                          i przekonywać innych, a tym bardziej wtykać wiarę do prawa i uważać się za
                          wyższych moralnie?
                          Nawet gdybym uwierzyła w istnienie Boga, to moja chorobliwa logika musiałaby
                          mnie zabić przy tej masie sprzeczności w wierze. Poza tym nie widzę sensu
                          służenia mu, jeśli na przestrzeni wieków ma do dyspozycji miliardy miliardów
                          sług! Jakiś pojedynczy człowiek więcej na mojej służbie skorzysta, a dla Boga
                          mogę być w najlepszym przypadku ziarnkiem piasku na Saharze.
                          • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 17:46
                            Nie jestem niczym zniewolona. Przeciwnie - czuje sie wolna jak nigdy
                            dotychczas. W czym sie "wkopuję"? Na własnej skórze przerobiłam odrzucenie
                            Boga, nie raz i nie dwa. Do pewnego momentu zyjesz przekonaniem, że masz
                            kontrolę nad swoim zyciem. W tym sensie "fajnie jest". W którymś momencie to
                            się może skończyć. Jak stajesz w obliczu problemów, z którymi własnymi siłami
                            NIE DASZ SOBIE SAMA RADY. Stad moje pytanie do ciebie - skoro uważasz że jesteś
                            niezastąpiona, co w przypadku choroby czy smierci? Sama nie masz na to żadnego
                            wpływu.
                            Nigdzie nie napisałam że niewierzący to am klawe zycie a wierzący się męczy.
                            Absolutnie tak nie jest. I jedni i drudzy zyją własnym zyciem, zmagają się z
                            tymi samymi problemami. Ciężar leży w punkcie odniesienia i w tym co jest ci
                            podporą w tym wszystkim. Ja jestem pewna że mnie jako tylko czlowiekowi może
                            zabraknąć sił, wytwałości, odwagi. Ale wiem też że w Bogu jest wszystko mozliwe
                            i że nie nałoży na mnie ciężarów nie do udźwignięcia. Tyle, że muszę nauczyć
                            się - od Niego własnie - jak sobie z nimi radzić.

                            Modlitwa nie jest działaniem pozornym. To rozmowa, dialog, zawierzenie się
                            Temu, który może wszystko.

                            Jesli wiara nie jest pustosłowiem (a dla mnie nie jest) to ma najścislejszy
                            związek z tym jak żyję i dla Kogo żyję.

                            PS. Dla Boga ma znaczenie pierwszorzędne nawet najmniejsze ziarenko piasku.
                            Równiez na tym polega jego nieludzka wyjątkowść.
                            • josarna Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 18:59
                              miriam_73 napisała:
                              "Do pewnego momentu zyjesz przekonaniem, że masz kontrolę nad swoim zyciem."

                              Nie, nie mam tego przekonania. Jestem pewna, że moje życie zależy od wielu
                              czynników, ale jednak przede wszystkim od moich własnych decyzji. Przeszłam
                              sporo, co nauczyło mnie pokory. Wiem, że jedna nie zapłacona duża faktura może
                              zawalić naszą firmę i wyrzucić nas na bruk. Tu wszyscy liczą na moją intuicję;
                              na razie się udaje, ale nikt nie jest nieomylny. Chwila nieuwagi na drodze i...
                              Nie, na pewno nie można mieć do siebie bezgranicznego zaufania, ale robić
                              wszystko, co w naszej mocy.

                              "Jak stajesz w obliczu problemów, z którymi własnymi siłami
                              > NIE DASZ SOBIE SAMA RADY."

                              To co: myślisz, że Bóg pomoże? A na jakiej podstawie takie przypuszczenie?
                              Jedyne, o co możesz prosić to o siły, by wytrwać - bo tego nie da się
                              zweryfikować, a poczujesz się lepiej. Nie ma ŻADNYCH dowodów na to, że Bóg
                              pomaga; co najwyżej wiara w tę pomoc pomaga przetrwać.

                              "Ale wiem też że w Bogu jest wszystko mozliwe i że nie nałoży na mnie ciężarów
                              nie do udźwignięcia."

                              A dlaczego TY miałabyś być tą wybraną? Dlaczego na niektórych nakłada ciężary
                              nie do udźwignięcia?

                              "Tyle, że muszę nauczyć się - od Niego własnie - jak sobie z nimi radzić."

                              A czegóż możesz nauczyć się od abstrakcyjnego Boga? Znajdź jakąś rodzinę, która
                              boryka się z ciężko niepełnosprawnym dzieckiem i od nich się ucz.

                              "...zawierzenie się Temu, który może wszystko."

                              Błagam, tylko nie mów, że może wszystko!! Czy uważasz, że MOŻE WSZYSTKO tylko
                              NIE CHCE mu się kiwnąć palcem i dlatego te dzieciaki w autobusie musiały się
                              usmażyć?! MOŻE?! Jesteś pewna? A zatem z takim potworem i tak nie chciałabym
                              mieć nic wspólnego.

                              "Jesli wiara nie jest pustosłowiem (a dla mnie nie jest) to ma najścislejszy
                              > związek z tym jak żyję i dla Kogo żyję."

                              Czy mam rozumieć, że bez wiary byłabyś zdolna do zamordowania kogoś? Nie wierzę!
                              Jesteś dobrym człowiekiem - z Bogiem, czy bez.


                              • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 07.10.05, 09:34
                                Myślisz, że ja nie przeszłam nic, że nie odebrałam od życia kilku co najmniej
                                ostrych lekcji??? Ja w każdej chwili za głupi błąd moge stracić pracę i zostać
                                bez niczego. No i co? Wiem, że przetrwam niezależnie od wszystkiego. Nie raz i
                                nie dwa. Dlaczego? Bo On jest ze mną.

                                Bóg zawsze pomaga, choc niekoniecznie w taki sposób jakiego byśmy oczekiwali.
                                Przecież to nie jest tak, że On jest "maszynką do spełniania życzeń". Ani też
                                nie mqa być tak, że życie będzie piękne, proste i bezproblemowe. Jezus
                                przeszedł przez Golgotę. My też w swoim życiu mamy swoje krzyże.

                                Bóg za ŻADNEGO człowieka nie nakłada ciężarów nie do udźwignięcia. Rzecz w tym,
                                w jaki sposób my próbujemy sobie z nimi radzić.

                                Uczę się i od Pana Boga (który nie jest abstraktem) i od ludzi, poprzez których
                                działa. Nie pouczaj mnie Josarno, co mam robic i od kogo się uczyć. Wiem co mam
                                robić.

                                Powiem to jeszcze raz: Bóg może wszystko. Ale też nie jest tak, że działa
                                zawsze w taki sposób jaki MY sobie życzymy. Choć czasem bardzo trudno to
                                zaakceptować i przyjąć spokojnie.

                                Źle mnie rozumiesz.
                                • josarna Re: proponuje cwiczenie... 07.10.05, 10:22
                                  miriam_73 napisała:

                                  "Powiem to jeszcze raz: Bóg może wszystko. Ale też nie jest tak, że działa
                                  zawsze w taki sposób jaki MY sobie życzymy. Choć czasem bardzo trudno to
                                  zaakceptować i przyjąć spokojnie."

                                  Miriam, litości!! Czy nie masz serca?! W mojej wsi żywcem upiekły się dzieci
                                  sołtysa - porządnego religijnego, człowieka! Pytał mnie potem: gdzie był Bóg?!
                                  Działał W SPOSÓB, JAKI SOBIE ON ZAŻYCZYŁ! Tak? Jakim prawem uważasz się za
                                  lepszą - że niby o Tobie myśli?! A z dzieci zrobił sobie grilla?!
                                  Wystarczy, bo oszaleję.
                                  Kochaj swojego sadystę, bo ja mogę żyć normalnie tylko zakładając, że Boga nie
                                  ma, albo jest jakąś zasadą fizyki, albo po prostu Pięknem. ALE NA PEWNO NIE MA
                                  ŻADNEJ MOCY SPRAWCZEJ.
                                  Tak, teraz jest spokój, a za oknem raj....
                                  • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 07.10.05, 10:51
                                    Nie uważam się za lepszą. Nigdy w żadnym momencie. Nie imputuj mi czegoś
                                    takiego.

                                    Bóg nie jest sadystą. Bóg nie chce zła i nie powoduje zła.
                            • josarna Bóg zapomniał mu pomóc... 06.10.05, 20:27
                              P.S. Dziś w sąsiedniej wsi odbył się pogrzeb 34-letniego, porządnego,
                              wierzącego człowieka. Miał guza mózgu. Bardzo cierpiał przez 14 miesięcy.
                              Niewiele w życiu użył poza ciężką pracą. Założył szklarnie, nie zdążył
                              rozwinąć. Żona została z długami i małymi dziećmi. Widać Bóg nie zaszczycił ich
                              swoim zainteresowaniem; nie należał do wybrańców.
                • seth.destructor Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:08
                  Czy oznacza to, ze wg ciebie Kosciol=Chrystus i Chrystus=Kosciol (w sensie
                  wspolnota, religia, a nie budynek, aby drwin nie bylo)?
                  • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:13
                    Owszem - wedle doktryny katolickiej, Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa.
                    Pzdr
                    • ghost25 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:39
                      kapitan.kirk napisał:

                      > Owszem - wedle doktryny katolickiej, Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa.
                      > Pzdr
                      ----------------------------
                      Jezus,który w jedenastej godzinie zapowiada rychło nadejście północy
                      nie myśli o stworzeniu zbawczej instytucji zdolnej do trwania przez wiele
                      stuleci.Ów prorok ,posyłający mistrzów na misyjną wedrówkę po miastach
                      Izraela,nie jest organizatorem kościoła... Teolog Heiler

                      Nic,nie jawi sie wyrażniej niż to,że Jezus wcale nie myślał o założeniu
                      kościoła..... Teolog Weinel.

                      Ten,który zapowiadał rychły koniec świata nie mógł przecież myśleć
                      o czymkolwiek zorganizowanym,o stworzeniu globalnej wspólnoty kultowej.
                      Eschatologia i złożenie kościoła,oczekiwanie bliskiego kresu i utworzenie
                      instytucji zdolnej do istnienia w ciągu tysiącleci wykluczają się
                      nawzajem.

                      Dziwne,że słowo Kościół (ecclesia,w języku aramejskim: k'niszta),które
                      miało odegrać tak wielką rolę,w ogóle nie pojawia się :
                      - aż w dziesięciu pismamch nowotestamentowych
                      - w liście do Tytusa
                      - w drugim liscie do Tymoteusza
                      - pierwszym i drugim liście Piotra
                      - pierwszym i drugim liście Jana oraz w liście Judy.

                      Nie znajdujemy go także w ewangeliach Marka,Łukasza i Jana

                      Wg.K.H.Deschnera również teologa.
                      • kapitan.kirk Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 15:59
                        No cóż, wygląda na to, że niektórzy teologowie więdzą o czym Jezus myślał
                        znacznie lepiej niż Jezus...

                        > Dziwne,że słowo Kościół (ecclesia,w języku aramejskim: k'niszta),które
                        > miało odegrać tak wielką rolę,w ogóle nie pojawia się :
                        > - aż w dziesięciu pismamch nowotestamentowych
                        > - w liście do Tytusa
                        > - w drugim liscie do Tymoteusza
                        > - pierwszym i drugim liście Piotra
                        > - pierwszym i drugim liście Jana oraz w liście Judy.
                        > Nie znajdujemy go także w ewangeliach Marka,Łukasza i Jana

                        A zatem wygląda na to, że wystepuje w pozostałych 17 księgach - wcale niezły
                        wynik smile

                        "Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję
                        Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mat. 16.18)

                        "Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka
                        władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody,
                        udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać
                        wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do
                        skończenia świata»". (Mat 28.18-20)

                        "I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu
                        stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy,
                        będzie potępiony". (Mar 16.15-16)

                        "Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam
                        królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i
                        pili przy moim stole oraz żebyście zasiadali na tronach, sądząc dwanaście
                        pokoleń Izraela" (Łk 22.28-30)

                        "A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was
                        posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha
                        Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są
                        im zatrzymane»" (J 20.21-23)

                        "A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana,
                        czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że
                        Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!» I znowu, po raz drugi,
                        powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak,
                        Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu
                        po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że
                        mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty
                        wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje!"
                        (J 21.15-17)

                        Co w tym potwierdzającego tezy cytowanych przez Ciebie teologów??
                        • ghost25 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 16:46









                          No,cóż chyba nie chcesz mnie przekonać,że ci teologowie są w błędzie.
                          Dlatego też przytoczyłem wypowiedzi teologów a nie ludzi świeckich
                          czy też przeciwników chrzescijaństwa.

                          - Wytłumacz mi proszę dlaczego o kościele nie wspominają ewangelie
                          które wymieniłem.
                          Dziwne to,że Mateusz tylko dwa razy używa słowo"Kościół",które nie
                          występuje u żadnego ewangelisty.
                          W drugim przypadku ma na myśli nie kościół powszechny,lecz lokalną
                          gminę.I pojawia sie to słowo w kontekście,który podług niemalże
                          jednogłosnej opinii krytyki teologicznej - nie pochodzi od Jezusa.
                          Jezus nie żywił pogardy ani dla pogan,ani dla grześników,przeciwnie
                          poganom obiecywał królestwo niebieskie,a celnikom i ludziom
                          grzeszącym ofiarował swoją przyjazń. Mateusz mówi:A "jeśli nawet Kościół
                          nie usłucha niech ci będzie poganin lub celnik".

                          Jak to jest mozliwe żeby logion o założeniu Kościoła znany był tylko
                          i wyłącznie Mateuszowi ?.
                          Jak to możliwe,że zabrakło go go właśnie u Marka(twórcy najstarszej ewang)
                          Jak to możliwe,że Jezus natychmiast po tak ogromnym wyróżnieniu Piotra
                          zawołał doń "Zejdż mi z oczu szatanie".Augustyn sam zastanawia się
                          ten sam Piotr- dopiero co błogosławiony,a teraz,po chwili,potępiony
                          jako szatan ?.

                          Jak to sie dzieje,że Jezus wciąż zapowiada królewska władzę Boga
                          a nigdy powstanie Kościoła /
                          Że Jezus ciąglę wypowiada się o królestwie Bożym?

                          Że,Jezus nigdy nie uzależnia wstępu do królestwa Bożego od przynależności
                          do jakiejś szczególnej gminy - tak jak póżniej czyni to kościół ?

                          I jak to możliwe,żeby Piotr i pozostali apostołowie chodzili sie modlić
                          do świątyni jeśliby Jezus założył własny Kościół rywalizujący
                          z Judaizmem ?


                          Tyle na razie,ja ci nie popuszczę masz we mnie zadeklarowanego przeciwnika.

                          Przypominam ci jedynie,że nie dokończyliśmy sporu o Trójcę.
                        • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 17:48
                          Dzieki Kapitanie, oszczędziłeś mi pracy smile))
                          • ghost25 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 18:12
                            miriam_73 napisała:

                            > Dzieki Kapitanie, oszczędziłeś mi pracy smile))


                            Nie zasłaniaj sie kapitanem,jego łajba tonie.Chcesz zatonąć razem z nim?
                        • ghost25 Re:Do kapitana_kirka 06.10.05, 18:38
                          Posługujesz sie kapitanie argumentem ilościowym ?
                          Tedy powiem ci jeszcze to czego wy chrześcijanie nie lubicie słyszeć.
                          Nazywasz kościół katolicki żywym ciałem Chrystusa ?
                          Kpisz czy o drogę pytasz?
                          Chcecie zwalić winę na Jezusa,za ogrom zbrodni jaki dokonał kk w swej
                          2000 lat trwającej historii.
                          Czy Jezus kazał siłą nawracać na wiarę,czy kazał mordować,palić na
                          stosach,prowadzić wojny w imieniu Boga,czy kazał bogacić się,czy też
                          głosił pochwałę ubóstwa.Czy kazał prześladować Żydów,innowierców,heretyków
                          czy nakazywał chrzcić dzieci,itd
                          Katolicyzm rzymski jako kościół,jako państwo prawa i przemocy,nie ma nic
                          wspólnego z Ewangelią,co więcej jest z nią zasadniczo sprzeczny.

                          Jezus głosił przykazanie miłości,miłości do boga i miłość bliżniego
                          a także umiłowanie nieprzyjaciół.Wypowiedział walkę kultowi i pobożności
                          na pokaz,ludziom zadufanym,skorym do sądzenia innym,gnębieniu słabym,
                          wyzyskiwaniu biednym,przemocy,mściwości,mordowaniu.

                          Co wy chrześcijanie uczyniliście z nauką- tego jak na tamte czasy mądrego
                          człowieka.Przestańcie już gadać banały,bo nie wiecie co czynicie.
                          Amen.
                  • miriam_73 Re: proponuje cwiczenie... 06.10.05, 14:27
                    Nie według mnie. Według Pisma Św. Pisze o tym Św. Paweł w 1 Liście do Koryntian.
              • piotrek_van Re: proponuje cwiczenie... 07.10.05, 00:08
                josarna napisała:

                > Przeczytałam jeszcze raz wypowiedź Piotra i nadal sądzę, że jej nie rozumiesz.
                > Nie chodzi mu o potrzebę kontaktu z kościołem i współwyznawcami lecz o wpływ
                > religii na Twoje zasady etyczne.
                >
                >
                > stosunek do swiata, jestes ten sam, a moze stales sie okropnym czlowiekiem,
                > grzesznikiem, a moze nie)....."
                >
                > Myśl jest następująca: jeżeli bez pomocy KK wiesz, co jest dobre, a co złe, to
                > znaczy, że pełni on raczej rolę towarzyską, integrującą, wspierającą (jak
                > przyjaciele); ułatwia również pogodzenie się ze śmiercią poprzez wiarę w życie
                > wieczne. A że Kościół nader często wykorzystuje tę ludzką potrzebę do niecnych
                > celów....
                >
                Jak chcesz to przylacz sie, sprobujemy zmusic pare osob do myslenia...
                • piotrek_van Re: zasady gry 07.10.05, 00:21
                  • piotrek_van Re: zasady gry 07.10.05, 00:47
                    Zeby te dyskusje mialy jaki kolwiek sens, trzeba wprowadzic pewne zasady gry.
                    Wszystkie "uczucia" na temat boga, ducha, jezusa, czy go czules czy nie, trzeba
                    zostawic. Problem polaga na tym, ze nie ma ani zadnych dowodow na istnienie
                    boga, ani na nie istnienie. Czyli na przyklad cytowanie bibli tutaj jest nie na
                    miejcu.
                    Biblia nie jest zadnym dokumentem historycznym, jest tylko zlepkiem opowiesci,
                    ktore byly przez wieki zmieniane, interpretowane i tlumaczone z jezyka na jezyk.
                    czyli cytowanie bibli, jest cytowaniem dogmatow. Przyklad: jezeli ja bede
                    powolywal sie na inna ksiaze, ktora mnie sie bardziej podoba, w korej sa inne
                    dogmaty, na przyklad koran albo ksiazka kucharska to jak mamy prowadzic dyskusje?
                    ja uazam ze schabowy jest lepszy od kurczaka a ty uwazasz ze maria byla
                    dziewica... kto ma racje?
                    Oczywiscie nie bedzie latwo rozmawiac o bogu bez bibli, dlaczego, bo trzeba
                    zaczac myslec za siebie. To jest najtrudniejsze. Trzeba sie odwolac do filozofi
                    i logiki.
                    Czyli zaczyna my od tezy. Jesli jest jakas nowa teza, to trzeba najpierw
                    sprawdzic, czy ona ma logiczny sens. Nie ma senszu oczywiscie udowadniac nie
                    logicznej, absurdalnej tezy. Czyli od razu wyrzucamy wszystkie tezy oparte na
                    dogmatach, poniewaz nie ma mozliwosci sprawdzenia, czy ta teza ma sens czy nie.
                    Argumenty za i przeciw tezie tez nie mogo byc dogmatami z tego samego powodu.
                    Teraz mozemy sobie porozmawiac...
                    Ci, ktorzy nie chca sie podporzadkowac tym zasadom, proponuje nie brac udzialu w
                    dyskusji, bo ona nie bedzie miala zadnego sensu. Chyba ze chcemy rozmawiac o
                    surrealizmie, ale to chyba osobna dyskusja. Co do tych niewielu odwaznych,
                    ktorzy sa wstanie, nawet na chwile wysc z kieratu dogmatow i "uczuc", zapraszam,
                    moze byc ciekawie...
    • jan_stereo Re: Ile trwa męka (na mszy)? 06.10.05, 11:42
      Meka trwa tyle ile wytrzymasz.
      • piotrek_van Re: ktory bog jest wazniejszy? 07.10.05, 01:04
        Czy nigdy nie zastanawialiscie sie, jak to jest ze my sie modlimy do boga i
        prosimy o rozne rzeczy, no i essesmani w oswiecimiu tez sie modlili do boga.
        Ci terrorysci, ktorzy zaatakowali Nowy York, tez sie modlili do boga. to co,
        oni sie modla do innego boga niz my, czy oni sie mogla do tego samego? jak do
        innego, to ktory bog jest mocniejszy? jak do tego samego, to jak to jest
        mozliwe, ze ten sam bog wysuchuje wszystkich? Jak o jest, ze bog pozwala nie
        katolikom, wyznawac jego imie w inny sposob, przez inne zasady?
        a moze ta druga strona wie cos, o czym my nie wiemy? a co jesli chodzi o zydow?
        dlaczego tylko stary testament? czemu polacy i wlosi czy meksykanie mowia
        wiecej o matce boskiej, a katolicy w stanach, angli czy dani mowi wiecej o
        jezusie? przeciez czytaja z tej samej ksiazki?

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka