grgkh
06.01.06, 00:35
Spotykam się wciąż z niezrozumieniem na czym polega to, że ktoś "wierzy", a inny "nie wierzy". Postaram się to wyjaśnić w oddzielnym wątku, choć będę się powtarzał. Zaletą tego będzie możliwość powoływania się w przyszłości za pomocą podania linku.
Starłem się kiedyś okrutnie z niejakim Wujem Zbójem, który wysunął tezę, że wierzą nie tylko ludzie, którzy wierzą w bogów, ale także i naukowcy wierzący w swoje hipotezy i teorie. Wuj zmusił mnie do intensywnej pracy myślowej, której efektem jest to, co poniżej napiszę.
Na pozór mogłoby się wydawać, iż tak jest, wierzymy wszyscy. A jednak wiara poszczególnych ludzi na czym innym się opiera. Manipulacja polega na wieloznaczności słowa wiara. Można wierzyć - ufając , mając nadzieję, spodziewając się czegoś, i tak dalej, ale można także "mieć pewność". Ta pewność, założenie tego, że nie może być inaczej, podporządkowanie logiki wszystkich torów myślenia to dogmat. To rzecz, której nadaje się prawo absolutu. Człowiek nauki, albo po prostu taki, co dogmatu nie zakłada - wątpi, a może lepiej należy to określić jako - wie, że zwątpić może. Zgadza się to z tym, co mówią ludzie z religią obcujący - mówią o tzw. "prawdziwej" wierze. A cóż ona za prawdziwa

, to jest właśnie tylko TA WIARA. Jej przeciwieństwem jest nie wiara większa lub mniejsza lecz tylko i wyłącznie BRAK WIARY.
Tak więc wiara to pojęcie logiczne dwustanowe, może być prawdą lub fałszem i tej wierze nie wolno nadawać jakichś wartości.
Człowiek wierzący opiera się na dogmacie, on WIE, choć nie musi mieć dowodu potwierdzającego, a nawet więcej, wzbrania się przed zmuszaniem go do dowodzenia prawdziwości dogmatu. Bo... prawdziwości dogmatu się nie dowodzi.
Człowiek niewierzący, to taki, który odrzuca wszystkie dogmaty. Dla niego nie ma "świętości", gdyż ma w podstawowym założeniu rozumienia świata, że żadnej ze swych hipotez nie obdarzy mocą niedowodzenia jej prawdziwości. Pozwala mu to stosować wobec wszystkiego taktykę wartościowania. Może jakąś teorię uznawać za wysoce prawdopodobną, a inną za prawie niemożliwą. Te zupełnie nieprawdopodobne stoją w hierarchii gdzieś na szarym końcu i można o nich powiedzieć, że stanęły tam, bo przestały się weryfikować z bardziej prawdopodobną resztą. Nikt z nas nie ma wiedzy o wszystkim, a więc to o czym nie wiemy wcale, jakieś ćparoki i tkliwce, i nie nazwana reszta nieskończonej ilości pojęć, nie może być traktowana na zasadzie logiki dwuwartościowej (jest, nie ma lub wierzę, nie wierzę), bo ona się znajduje w kategorii logiki wartościowanej, a jej wartość równa się ZERO. Zerem jest to, co zaczynamy uważać za zbędne i najzwyczajniej odrzucamy OLEWAJĄC. To olanie może mieć podparcie wynikające z wcześniejszej weryfikacji z czymś innym, ale wcale nie musi. Nie musi, bo obcina je reguła zbędności, odrzucanie bytów zbędnych, czyli tzw. brzytwa Ockhama.
Ja, mówiąc o sobie, że jestem niewierzący, mówię, że nie mam ŻADNEGO dogmatu, w który wierzyłbym niewolniczo i bez zastrzeżeń. Ci, co wierzą uznają JAKIŚ dogmat, na przykład, że Bóg istnieje, godząc się z niedowodzeniem jego prawdziwości.