karolana
07.09.07, 15:24
Takie mnie rozważania naszły.
Trochę autobiograficznie, trochę z obserwacji. Sama kończę w tym roku 31 lat i
w związku obecnie żadnym nie przebywam... poniekąd. Patrzę na swoje koleżanki,
też po 30-tce, niektóre bliżej 40-tki... same... I myślę ja sobie - czy tak
już będzie zawsze?
Czy kobieta po 30-tce ma realne szanse na założenie sensownego związku,
rodziny? Realne, nie teoretyczny! No bo z jakiejś przyczyny jest do tej pory
sama. Ale dlaczego? Powody nasuwają mi się takie:
1. Jest brzydka jak noc, a przecież faceci to wzrokowcy.
2. Nie szuka partnera tylko samca rozpłodowego, bo jej zegar biologiczny tyka,
a żaden facet nie chce być wykorzystywany.
3. Ma zbyt wygórowane wymagania i chce połączenia Rambo z Billem Gates'em oraz
Błędnym Rycerzem.
4. Jest skończoną egocentryczką, która ma w dupie potrzeby innych ludzi i nikt
nie jest w stanie z nią wytrzymać dłużej niż tydzień.
5. Jest obłąkaną uczestniczką wyścigu szczurów, która w pracy spędza 21 godzin
na dobę.
6. Ma poważne problemy psychiczne i ogólnie jest porąbana i nie nadaje się do
normalnego związku, może na skutek poprzedniego złego ulokowania uczuć, może
na skutek przeżyć z dzieciństwa.
Coś w tym musi być (ale nie powiem do której grupy należę ja :P), ponieważ w
przeciwnym wypadku byłaby szczęśliwą żoną i matką.
Ja nie mówię tutaj o kobietach, które wybrały życie w pojedynkę, ale o tych
wiecznie skrzywionych, wiecznie marudzących, zgorzkniałych trzydziesto-
czterdziestoparo-latkach, które nie potrafią sobie znaleźć miejsca u boku
mężczyzny. Hmmm