iwonagos
08.08.09, 04:22
.... Potanowiliśmy remontować pół domu, które dostaliśmy w spadku. Długo szukaliśmy ekipy, bo remont rozpoczęliśmy w maju, więc - sezon remontowy... Facet ze sklepu w którym kupujemy wszystkie materiały remontowe polecił nam kogoś, a dokładnie swojego ojca z bratem. Skoro zostali poleceni w miejscu, w którym materiałów kupiliśmy na ponad 60 tys, płacimy za wszystko gotówką, no cóż, postanowiliśmy zaufać. No i sprawa wygląda tak, że nie śpię po nocach, chociaż jestem w 9 m-cu ciaży.
Faceci weszli do mieszkania, przez 3 tyg przyjeżdżali codziennie od 8 do 17. Pracowli we 2, postęp w robotach widzialny gołym okiem. Od początku znali nasze warunki, wiedzieli jakimi materiałami chcemy robić, a przede wszystkim, że zależy nam na czasie, bo chcemy się wprowadzić do mieszkania przed porodem. Pracowali bez żadnej umowy (mieszkamy w małej miejscowości w której wszystcy się znają). Po 2 tyg wzięli 2 tys kasy, po następnych 3 tyg - 5 tys. No i zaczęło się: nieodbieranie naszych telefonów, zero reakcji na nasze uwagi dotyczące wykonania prac (gładź położona jak fale dunaju). W końcu przestali w ogóle przyjeżdżać. Nie wykonali prac na 8 tys zł, zostaliśmy jawnie oszukani. Nie możemy znaleźć nikogo do remontu, bo wiadomo - sezon. Mamy pozapłacane zaliczki dla firmy kładącej panele, która miała wejść z nimi 13 sierpnia oraz zaliczkę dla faceta, który zrobił nam schody. Jesteśmy pogrążeni żywcem, bo nie mamy z naszymi pseudofachowcami umowy (żeby było taniej). Leżymy na łopatkach... A ja nie śpię po nochach, sytuacja jest bez wyjścia.