pimpek-sadelko
16.08.08, 16:43
Przez lata (mam ich obecnie 30) marzyło mi się mieć idealną figurę - nie za chudą ale bez wałeczków. Zawsze natomiast coś mi gdzieś odstawało i myślałam że tak już musi być, bo przecież nie jem dużo. Dopiero po wyjeździe do Anglii, gdzie na wszystkim napisane są kalorie uświadomiłam sobie że to co wybieram ma dużo kalorii (np. pasztet a nie szynka, kruche ciasto a nie lody itp.) Ograniczyłam więc kalorie do 1600, nie odczuwałam głodu i w ciągu kilku miesięcy schudłam z 71 do 66 kg (mam 176 cm wzrostu). Trochę jeszcze nie podoba mi się góra moich ud i pośladki, ale ogólnie jest dużo lepiej. Z tym że jakiś czas temu waga zatrzymała się w miejscu a i nadmiary wyglądały cały czas tak samo. Około dwa tygodnie temu zaczęłam się więc jeszcze gimnastykować co drugi dzień ok. 45 minut(normalnie prowadzę raczej siedzący tryb życia) i od tego czasu codziennie łapię się na tym że jestem wyraźnie głodna. Czy to znaczy że 1600 kcal przestało mi już wystarczać? A co z tą resztką niechcianego tłuszczyku, czy mój organizm nie może go wykorzystać?
Poza tym zawsze myślałam, że żeby być szczupłą należy się nieźle poświęcić (no chyba że ktoś ma szczęście). Podobno Madonna jest na diecie 800 kcal a jeszcze się codziennie gimnastykuje - czy to możliwe? Mam też znajomą, której jako jedynej z "grubszych" udało się schudnąć i utrzymać wagę i świetną figurę przez lata - a ona nic prawie nie je. Zawsze myślałam, że żebym schudła muszę robić tak, jak ona ale wiedziałam, że nie dam rady.
Przykładowe nasze jadłospisy:
śniadanie:
moje - trzy kromki chleba (małe, wg opakowania 55 kcal jedna) z odrobiną margaryny i cienkimi plasterkami szynki
jej - mały jogurt beztłuszczowy i bezcukrowy (wg opakowania 100 kcal) z łyżką bezcukrowych płatków
lunch:
moje - zwylke gotowe danie z supermarketu ok. 450 kcal
jej - jak jest głodna to dwie kromki pumpernikla z margaryną, sałatą i szynką a jak nie jest głodna (a zwykle nie jest) to pół greipfruta albo jabłko
kolacja:
moja - ziemniaki, mięso z grilla, warzywa, staram się żeby było ok 450 kcal, a ponieważ unikam tłuszczu to posiłek wcale nie jest mały
jej - to samo tylko połowę tego co ja
ja jeszcze pozwalam sobie w ciągu dnia na jeden kubek czekolady pitnej niskokalorycznej (podobno 90 kcal), dwa-trzy ciastka (ok. 70 kcal jedno) kawę z cukrem i trochę owoców. Znajoma podjada już tylko warzywa - cukru nie używa, pija tylko tylko zieloną herbatę lub wodę, cukierka lub ciastko może wziąć jedno jak ktoś ją poczęstuje ale sama nie kupuje, gimnastykuje się codziennie a do pracy chodzi pieszo 3 km w jedną stronę i pieszo wraca, autobusem jeździ tylko jak pada. Przy tym doskonale wiem, ile je bo ona wciąż o tym opowiada, poza tym mieszkałyśmy razem przez jakiś czas więc zauważyłabym gdyby kłamała. Przy tym jest zgrabna, ale wcale nie za chuda. Może tak jak teraz ja tylko bez tej odrobinki na górze ud i pośladkach. Tyle że jest niska więc pewnie spala mniej, ale chyba nie aż tak.
No i nie wiem, co o tym myśleć? Czy rzeczywiście żeby te moje niewielkie nadmiary spalić muszę zredukować kalorie jeszcze bardziej? Nie wydaje mi się to możliwe. Co więc robić?