tisha1
01.11.04, 22:40
Czasem mnie ten zawód uskrzydla, czasem dołuje. Czasem myślę, ze nic innego w
życiu nie chcę robić, czasem tylko marzę o chwili, kiedy będę mogła szkołę
zostawić na zawsze. Raz dzieci kocham, raz mam ochote pozabijać. Na studiach
nie uczyli, ze nauczyciel to zawód pełen sprzeczności ;)
Uczę krótko i z każdym dniem coraz bardziej przekonuję się, ze studia dały mi
tylko połowę umiejętności potrzebnych do wykonywania tego zawodu. Drugiej
połowy uczę się w praktyce. Ta nauka bywa bolesna. Teraz widzę, że - gdybym
wiedziała jak to będzie, kiedy już będę pracować - studiowałabym inaczej.
Bardziej przykładałabym się do praktyki i hospitacji, mniej przejmowałabym sie
"ogólnorozwojowymi" przedmiotami. Machnęłabym ręką na średnią ocen.
Studia nie przygotowały mnie na na to, że mogę czegoś nie wiedzieć, albo
popełniać błędy. Poszłam do szkoły i nagle okazało się, że ciągle czegoś nie
wiem, nie jestem pewna, zastanawiam się. Minęło trochę czasu, zanim nauczyłam
się pytać. Chyba mogę zaryzykować, ze ta praca uczy pokory.
Nie wiem, czy mam powołanie do pracy nauczycielskiej. Powołanie to zreszta
strasznie wielkie słowo. Na pewno jakoś ten zawód mnie fascynuje, przeraża,
cieszy, zniechęca...
Wiem, ze dla osób, które uczą już długo, ten post będzie naiwny, może
śmieszny. Bardzo przepraszam tych, których znudziłam. Jestem na etapie
konfrontowania wiedzy ze studiów z rzeczywistością. Bywa to zaskakujące. Nigdy
w życiu nie byłam tak bardzo niepewna, tego czy chcę i czy będę w przyszłości
uczyć....
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
tisha (trochę zagubiona)