bartosowa
12.07.05, 18:17
Jak donoszą dzisiejsze Nowiny: Bociany lubią miasto MIELEC
W szpitalu powiatowym na świat przychodzi coraz więcej dzieci
W 2003 roku swoje maluchy powiło w szpitalu 1043 kobiety, rok później - o 100
więcej. Bieżący rok zapowiada kolejny rekord.
W czerwcu, choć oddział przez tydzień był zamknięty, odebraliśmy 30 porodów
więcej niż w analogicznym miesiącu ub. roku - ordynator Krzyszof Cebulak nie
kryje swego zdumienia.
Anna Stępień-Kędziora z Baranowa Sandomierskiego, mama właśnie narodzonego
Jasia: - Ginekolodzy mieleccy mają renomę, są nie tylko profesjonalni, ale i
bardzo czuli. Rodziła tu moja koleżanka, ja i będzie rodzić bratowa. Już
wiem, że dobre opinie nie były wyssane z palca
Pani Anna rodziła 12 godzin, ale jak podkreśla, personel był dla niej cały
czas psychiczną i fizyczną podporą. - Pokazywali mi na każdym kroku, że oni
są tu dla mnie. Nie w każdym szpitalu tak jest.
Mniej... mielczan
Tymczasem pracownicy Urzędu Stanu Cywilnego alarmują, że rodzi się coraz
mniej... mielczan. W pierwszym półroczu 2005 urodziło się ich o 15 mniej niż
w roku 2004. Bociany w szpitalu lubią przynosić m.in. małych dębiczan i
kolbuszowian.
- Pragniemy dzieci, ale teraz to byłoby karkołomne. Mamy umowy o pracę na
czas określony, a co potem? - mówi pani Ewa, mielczanka, mężatka od 1,5 roku.
Dodaje, że mieszka z mężem w wynajętym mieszkaniu, a to słono kosztuje. O
kupnie swojego na razie nie ma mowy.
- Wielu naszych znajomych jest w podobnej sytuacji. Najpierw chcą się jako
tako "ustawić”, potem myśleć o dzieciach - uzupełnia pani Joanna, jej
siostra. - Żeby sobie poradzić, trzeba czasem np. wyjechać. Wielu to robi,
zamiast tu zakładać rodziny.
I co o tym sądzicie, drodzy forumowicze?
Mielczanki wolą rodzić gdzie indziej, bo lekarze są "czuli" dla innych
kobiet, nie Mielczanek. Ja swój pobyt na oddziale ginekologicznym mieleckiego
szpitala wspominam jako największy koszmar mego życia.