luciva
22.11.11, 14:34
Nigdy nie pomyślalabym, że następny związek tak odetnie mnie od eks. To jest fajne, przestałam o nim myśleć totalnie.
Rozwód był koszmarem, zostałam sama z półrocznym dzieckiem, byłam zdradzana, będąc już w ciąży, mąż odszedł do innej kobiety.
Te złe emocje już za mną.
Minęło 1,5 roku od ostatniej sprawy, rozwód ciągnął się też 1,5.
Poznałam kogoś. Spotykamy się poł roku.
I w sumie mam problem, nie umiem sobie poradzić z niektórymi sprawami.
Na początku było fajnie, randki, spotkania, wspólne rozmowy, ciekawy czas.
Teraz - coś jest inaczej.
Ale do rzeczy: To kawaler, po 30-stce, mieszka z rodzicami. Niedawno wyznał mi, że nie ma matury. Nie ma prawa jazdy.Nigdy nie mieszkał sam ani z kobietą, był w wojsku.
Zarabia średnio, nie podnosi kwalifikacji, nie szuka zarobku dodatkowego. Do niedawno miał pasję sportową, ale musiał zarzucić.
Pojawiły się rozmowy o wspólnej przyszłości. Tzn on kiedyś wyznał, że myśli o tym. O przyszłości ze mną (ani słowa o moim dziecku). Przy tej rozmowie tez padło pytanie z jego strony o wysokość mojego długu (spłacam eks-męża, sprawy mieszkaniowe). Nie jest on duży, co też powiedziałam.
Ja mam mieszkanie, bardzo dobre wykształcenie. Pracę średnią, ale mam nadzieję, ze to stan przejściowy. Ponadto staram się złapać dodatkowe prace.
W zasadzie od początku, ale od jakiegoś czasu bardziej, pojawiają się z jego strony aluzje, co do kwestii finansowych. Zaprasza mnie na kawę, ciacho - nie omieszka poinformować mnie o rachunku. Rezerwuje stolik - narzeka jaka rezerwacja była droga.
Bardzo chętnie korzysta z zaproszenia przeze mnie, nigdy nie było tak, aby nie pozwolił mi zapłacić rachunku. Chętnie z tego korzysta.
Wysyłamy sobie sporo smsów - od kilku miesięcy słyszę, ile wynosi jego rachunek tel., narzekanie, że taki wysoki (ponad 100zł), a kiedyś wystarczało mu kupić kartę za 25zł.
Ostatnimi czasy prawie w ogóle przestał mnie zapraszać, nigdzie nie chodzimy, on oczekuje, że będziemy spotykać się u mnie. Kiedyś w restauracji zapytał, czy zapłacę za obiad. hmmmm, czekał na odpowiedź, po chwili dał mi do ręki kasę.
Próbowałam z nim rozmawiać, wyznał, że nie stać go na pewne rzeczy.
Zarabia tyle co ja. Dokłada się rodzicom 400zł do opłat, ale do wyżywienia już nie bardzo, choć w zasadzie żywi się sam, jednak obiady niemal codziennie w domu je.
Niedawno zaprosił mnie do kina, potem coś zjeść. Po kinie, gdy podeszliśmy pod knajpkę, powiedział, że nie stać go na kolację, możemy zjeść ciastko.
Nigdy ani jednym słowem nie dałam do zrozumienia, że oczekuję zapraszania, kina co tydzien, itd.
Ja wychowuję dziecko, mieszkam sama, mam alimenty 500zł. Reperuję budżet dodatkową pracą i jakoś idzie.
Dziecko. Lubi je, chętnie się bawi, ale w sumie nie pyta, nie jest ciekawy, nic. Chodzę z dzieckiem do psychologa, w sumie jako czlowiek myślący o wspólnej przyszłości wydawałoby się, że będzie zainteresowany, jaki jest problem, dlaczego.
W ogóle, niewiele pyta. Mówi, że poznaje mnie codziennie.
Dość czuły, wyznania i te sprawy, ale raczej mało troskliwy. Nie ma w sobie takie zwrocenia się, zadbania o komfort drugiej osoby.
No i ostatnia sprawa - seks. Nie był nigdy z kobietą. Z początku mnie to nie zraziło, ok, każdemu różnie zycie się układa, itd. Jednak czas mija, nic się nie dzieje. Tzn jest seks, ale bez hmmmm, części zasadniczej. Są pieszczoty. Widzę, po sposobie osiągania rozkoszy, że długi radził sobie sam

, z pomocą różnych filmów (poznaję po zachowaniach, gestach). Niestety on nie próbuje nic z tym zrobić, gdy chcę ekhem, sprawy przejąc w swoje ręce - niby się zgadza, jednak potem wraca do swojej formy. Gumki be, zraża się do nich, nie potrafi, to go peszy, "więdnie"

. Prosiłam, aby popróbował sam, że trening czyni mistrza i takie tam. Nie odzywałam sie w tym temacie 3 miesiące, kiedyś coś zasugerowałam, przyniósł gumki (pudełko), sam zaproponował - w kulminacyjnym momencie okazało się, że pudełko puste. Ale on się nawet nie wkurzył, nie speszył. Przepraszam, że tak obrazowo.
Więc seksu, prawdziwego nie ma, nie ma też z jego strony jakichś dążeń, aby to zmienić, jakiejś próby pomocy samemu sobie, nie wiem.......
Ojciec. Jego. Bardzo często słyszę negatywne słowa, krytykowanie, kiedyś nawet padło "pan i władca" - o ojcu. Trochę boje się tego. Chyba ma duzo żalu do ojca, ale nie wiem do konca o co, chyba był krytykowany.
On jest szalenie sympatyczny, świetnie się nam rozmawia, ma poczucie humoru. Piękny głos. Wydaje się, że wiele rozumie, ale sama nie wiem. Często ma pretensje, że tęskni, że za mało czasu mamy dla siebie, mało się widzimy.
Ja nie mogę więcej, mam wszystko na głowie.
Jest spokojny, cierpliwy - choć czasem myślę, że za tym spokojem kryje się coś. Kompleksy, niskie poczucie wartości, że chowa i kumuluje emocje. Że może kiedyś okazać prawdziwą twarz i to wtedy mogą być złe emocje.
Moje dziecko go uwielbia, ale gdy wyobraźnia podsuwa obraz jego i syna nastoletniego -czuję strach.
Ja nie wiem. Nie radzę sobie, nie potrafię spojrzeć na wiele spraw obiektywnie, jestem krytyczna i podejrzliwa z uwagi na przeszłość - a może nie?
Naprawdę nie jestem materialistką, facet nie musi zarabiać. Ale chcę widzieć w nim chęc, pracowitość, gotowość. Kiedyś zapytałam go o dodatkową pracę, powiedział, ze z zasady nie robi tego, bo nie miałby życia. Spi po 9-10 godzin.
No i ok, każdy zyje jak chce, ale jednocześnie mówi, że chce mieć rodzinę, dzieci. Zapytałam go kiedyś, co byłoby gdyby jego partnerka chciała wychowywać dziecko, być z nim w domu. Powiedział, że to zależałoby od okoliczności czy jakoś tak ( w domyśle - niekoniecznie).
Chce być w związku, nie ma kasy, ale nie robi nic aby polepszyć swoją sytaucję.
Gdy zapytałam o studia - nie, bo studenci palą trawkę, imprezy itd.
Zauważam, że chętnie korzysta z czyjejś hojności, ktoś stawia, on się nie rewanzuje, kiedyś kolega zaprosił nas do swojego domku nad jeziorem, robilismy zakupy na grilla - nawet gestu wyciągania portfela nie wykonał, kolega wsyztsko sfinansował.
Mam nieznośne wrażenie, że jestem jego ostatnią deską ratunku, żeby wyrwać sie z domu, ale jednocześnie nie ma ochoty zbyt wiele poświęcić.
Już nie wiem, jak mam patrzeć na to wszystko, myslałam, ze po rozwodzie jestem mądra, że hej......