Dodaj do ulubionych

A po rozwodzie.....

22.11.11, 14:34
Nigdy nie pomyślalabym, że następny związek tak odetnie mnie od eks. To jest fajne, przestałam o nim myśleć totalnie.
Rozwód był koszmarem, zostałam sama z półrocznym dzieckiem, byłam zdradzana, będąc już w ciąży, mąż odszedł do innej kobiety.
Te złe emocje już za mną.
Minęło 1,5 roku od ostatniej sprawy, rozwód ciągnął się też 1,5.

Poznałam kogoś. Spotykamy się poł roku.
I w sumie mam problem, nie umiem sobie poradzić z niektórymi sprawami.
Na początku było fajnie, randki, spotkania, wspólne rozmowy, ciekawy czas.
Teraz - coś jest inaczej.
Ale do rzeczy: To kawaler, po 30-stce, mieszka z rodzicami. Niedawno wyznał mi, że nie ma matury. Nie ma prawa jazdy.Nigdy nie mieszkał sam ani z kobietą, był w wojsku.
Zarabia średnio, nie podnosi kwalifikacji, nie szuka zarobku dodatkowego. Do niedawno miał pasję sportową, ale musiał zarzucić.

Pojawiły się rozmowy o wspólnej przyszłości. Tzn on kiedyś wyznał, że myśli o tym. O przyszłości ze mną (ani słowa o moim dziecku). Przy tej rozmowie tez padło pytanie z jego strony o wysokość mojego długu (spłacam eks-męża, sprawy mieszkaniowe). Nie jest on duży, co też powiedziałam.
Ja mam mieszkanie, bardzo dobre wykształcenie. Pracę średnią, ale mam nadzieję, ze to stan przejściowy. Ponadto staram się złapać dodatkowe prace.

W zasadzie od początku, ale od jakiegoś czasu bardziej, pojawiają się z jego strony aluzje, co do kwestii finansowych. Zaprasza mnie na kawę, ciacho - nie omieszka poinformować mnie o rachunku. Rezerwuje stolik - narzeka jaka rezerwacja była droga.
Bardzo chętnie korzysta z zaproszenia przeze mnie, nigdy nie było tak, aby nie pozwolił mi zapłacić rachunku. Chętnie z tego korzysta.
Wysyłamy sobie sporo smsów - od kilku miesięcy słyszę, ile wynosi jego rachunek tel., narzekanie, że taki wysoki (ponad 100zł), a kiedyś wystarczało mu kupić kartę za 25zł.

Ostatnimi czasy prawie w ogóle przestał mnie zapraszać, nigdzie nie chodzimy, on oczekuje, że będziemy spotykać się u mnie. Kiedyś w restauracji zapytał, czy zapłacę za obiad. hmmmm, czekał na odpowiedź, po chwili dał mi do ręki kasę.
Próbowałam z nim rozmawiać, wyznał, że nie stać go na pewne rzeczy.
Zarabia tyle co ja. Dokłada się rodzicom 400zł do opłat, ale do wyżywienia już nie bardzo, choć w zasadzie żywi się sam, jednak obiady niemal codziennie w domu je.
Niedawno zaprosił mnie do kina, potem coś zjeść. Po kinie, gdy podeszliśmy pod knajpkę, powiedział, że nie stać go na kolację, możemy zjeść ciastko.

Nigdy ani jednym słowem nie dałam do zrozumienia, że oczekuję zapraszania, kina co tydzien, itd.
Ja wychowuję dziecko, mieszkam sama, mam alimenty 500zł. Reperuję budżet dodatkową pracą i jakoś idzie.

Dziecko. Lubi je, chętnie się bawi, ale w sumie nie pyta, nie jest ciekawy, nic. Chodzę z dzieckiem do psychologa, w sumie jako czlowiek myślący o wspólnej przyszłości wydawałoby się, że będzie zainteresowany, jaki jest problem, dlaczego.
W ogóle, niewiele pyta. Mówi, że poznaje mnie codziennie.

Dość czuły, wyznania i te sprawy, ale raczej mało troskliwy. Nie ma w sobie takie zwrocenia się, zadbania o komfort drugiej osoby.

No i ostatnia sprawa - seks. Nie był nigdy z kobietą. Z początku mnie to nie zraziło, ok, każdemu różnie zycie się układa, itd. Jednak czas mija, nic się nie dzieje. Tzn jest seks, ale bez hmmmm, części zasadniczej. Są pieszczoty. Widzę, po sposobie osiągania rozkoszy, że długi radził sobie sam wink, z pomocą różnych filmów (poznaję po zachowaniach, gestach). Niestety on nie próbuje nic z tym zrobić, gdy chcę ekhem, sprawy przejąc w swoje ręce - niby się zgadza, jednak potem wraca do swojej formy. Gumki be, zraża się do nich, nie potrafi, to go peszy, "więdnie" wink. Prosiłam, aby popróbował sam, że trening czyni mistrza i takie tam. Nie odzywałam sie w tym temacie 3 miesiące, kiedyś coś zasugerowałam, przyniósł gumki (pudełko), sam zaproponował - w kulminacyjnym momencie okazało się, że pudełko puste. Ale on się nawet nie wkurzył, nie speszył. Przepraszam, że tak obrazowo.
Więc seksu, prawdziwego nie ma, nie ma też z jego strony jakichś dążeń, aby to zmienić, jakiejś próby pomocy samemu sobie, nie wiem.......

Ojciec. Jego. Bardzo często słyszę negatywne słowa, krytykowanie, kiedyś nawet padło "pan i władca" - o ojcu. Trochę boje się tego. Chyba ma duzo żalu do ojca, ale nie wiem do konca o co, chyba był krytykowany.

On jest szalenie sympatyczny, świetnie się nam rozmawia, ma poczucie humoru. Piękny głos. Wydaje się, że wiele rozumie, ale sama nie wiem. Często ma pretensje, że tęskni, że za mało czasu mamy dla siebie, mało się widzimy.
Ja nie mogę więcej, mam wszystko na głowie.
Jest spokojny, cierpliwy - choć czasem myślę, że za tym spokojem kryje się coś. Kompleksy, niskie poczucie wartości, że chowa i kumuluje emocje. Że może kiedyś okazać prawdziwą twarz i to wtedy mogą być złe emocje.

Moje dziecko go uwielbia, ale gdy wyobraźnia podsuwa obraz jego i syna nastoletniego -czuję strach.

Ja nie wiem. Nie radzę sobie, nie potrafię spojrzeć na wiele spraw obiektywnie, jestem krytyczna i podejrzliwa z uwagi na przeszłość - a może nie?
Naprawdę nie jestem materialistką, facet nie musi zarabiać. Ale chcę widzieć w nim chęc, pracowitość, gotowość. Kiedyś zapytałam go o dodatkową pracę, powiedział, ze z zasady nie robi tego, bo nie miałby życia. Spi po 9-10 godzin.
No i ok, każdy zyje jak chce, ale jednocześnie mówi, że chce mieć rodzinę, dzieci. Zapytałam go kiedyś, co byłoby gdyby jego partnerka chciała wychowywać dziecko, być z nim w domu. Powiedział, że to zależałoby od okoliczności czy jakoś tak ( w domyśle - niekoniecznie).
Chce być w związku, nie ma kasy, ale nie robi nic aby polepszyć swoją sytaucję.
Gdy zapytałam o studia - nie, bo studenci palą trawkę, imprezy itd.
Zauważam, że chętnie korzysta z czyjejś hojności, ktoś stawia, on się nie rewanzuje, kiedyś kolega zaprosił nas do swojego domku nad jeziorem, robilismy zakupy na grilla - nawet gestu wyciągania portfela nie wykonał, kolega wsyztsko sfinansował.

Mam nieznośne wrażenie, że jestem jego ostatnią deską ratunku, żeby wyrwać sie z domu, ale jednocześnie nie ma ochoty zbyt wiele poświęcić.
Już nie wiem, jak mam patrzeć na to wszystko, myslałam, ze po rozwodzie jestem mądra, że hej......


Obserwuj wątek
    • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:43
      Streszczając: pełnoobjawowy nieudacznik. Brak chęci zrobienia czegokolwiek, żeby normalnie, satysfakcjonująco współżyć skreśla go całkowicie.
      Od 30-letnich prawiczków mieszkających z rodzicami lepiej uciekać z krzykiem.
      • josef_to_ja Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 22:05
        A to bycie prawiczkiem to jakieś przestępstwo?
    • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:43
      Jeśli to wszystko prawda, sprawa prosta: daruj sobie.

      > Kiedyś w restauracji zapytał, czy zapłacę za obiad. hmmmm, czekał na odpowiedź, po chwili dał mi do ręki kasę.

      ??? A cóż to za maniery?
      • gazeta_mi_placi Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:46
        big_grin big_grin big_grin
        W końcu mamy równouprawnienie, nie?
        A tak serio to wiej babo od niego, na pewno lepszy Ci się jeszcze trafi, z prostej przyczyny -bo na gorszego od obecnego bardzo ciężko będzie ponownie trafić big_grin
    • scindapsus Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:44
      dobra, wymieniłas same minusy
      a są jakieś plusy?
      przeciez nie ma az takich masochistów(piszę o Tobie)
    • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:46
      wygląda na to, że sobie drugie dziecko wzięłas na kark.
      Poczytaj atrykuł o mamisynkach , który zalinkowałam w wątku - jak wyglada dzisiejszy 30-latek. Dużo pasuje do Twojego pana o naturze nastolatka.
    • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:47
      no i facet który w wieku dorosłym nie widział gołej baby, poza internetem sad nieeee. Gdzies Ty go wyszukała???
      • ciociacesia ee tam 02.05.12, 23:01
        tacy stez moga byc fajni tongue_out
    • inna_nowa_ja Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 14:48
      Nie pchałabym się w taki związek, dla mnie 30 letni mężczyzna który mieszka u mamusi, żywi się u niej, mama mu pierze, prasuje, jest najzwyczajniej w świecie nie samodzielny. Piszesz o zaletach ale to co mnie uderzyło: "Moje dziecko go uwielbia, ale gdy wyobraźnia podsuwa obraz jego i syna nastoletniego -czuję strach". Za dużo tych wątpliwości i nie chodzi bynajmniej o kasę czy wykształcenie ale o podejście do życia i dojrzalość. Powodzeniasmile

      • luciva Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:07
        Plusy hmmmm
        jest sympatyczny, wesoły, pogodny (ale i też płaczliwy), ma poczucie humoru, lubi spędzać aktywnie czas. Mozna z nim porozmaiwać na wiele tematów.
        Ma zaje...ty głos smile)

        I to chyba tyle.
        Niewiele?

        A i jeszcze coś.
        Nigdy nie pomyślałabym wcześniej, nie posądziłabym siebie o takie mysli.
        Fizyczność. Nigdy nie byłam bardzo wymagająca, facet musiał mieć to coś (np moj eks bardzo wysoki i to mnie kręciło), ale nie musiał być super przystojniachą.
        Ten obecny jest gruby, przytył gdy przestał się zajmować tym sportem. Mówi, że chce schudnąc, ale mu to nie wychodzi. Niby nie je duzo, ale.....Mówię, aby poszedł do lekarza, może to inna kwestia. Nie bardzo.
        Przy kontaktach fizycznych jest ok, fajnie całuje, dotyka, czuję ten pociag, ale gdy na niego patrzę.....Nie chodzi o tuszę, mnie to nie przeszkadza, ale chodzi jak nieporadny miś, stary człowiek, małymi kroczkami, dżinsy zjeżdzają mu z tyłka. Wstydzę się tego, i wstydzę się, że się tego wstydzę, no ale tak jest. Nie mogę przestać tego czuć, choć jestem naprawdę bardzo toleranycjną osobą, jesli chodzi o defekty estetyczne, urody, czy jakiekolwiek (sama miałam keidyś problem, wiem, jak mozna się czuć). Może się czepiam po prostu? Kiedyś mysłałam, niewazne jakby facet wyglądał, niechby nawet na wózku jeżdził, byle był bliski, byle kochany, itd. Tak bardzo dokuczala mi samotność.
        A teraz......Zaskoczyłam i trochę zażenowałam sama siebie.

        Co do bycia maminsynkiem. Ponieważ moj eks był, wiec wiem jakie objawy - ten nie jest. Jedzenie robi sam, oprócz obiadów, pranie jak ma potrzebe sam robi, ale też robi mama, jak się uzbiera wszystkich..... To mieszkanie z rodzicami to chyba tak na siłę, mam wrażenie, że jego ojciec ma o to pretensje.
        Podpytywałam go kiedyś - na wynajem szkoda mu kasy, kredytów nie lubi (hehe, a pewnie by i nie dostał). Niby zbiera na mieszkanie, na jednej z peirwszych randek chwalił się, że jeszcze 5 lat oszczędzania i stac go będzie na kupno za gotówkę, ale okazało się, że poki co uzbierał 30 tys.
        • luciva Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:18
          Dzięki za szczere głosy, w sumie mówicie to, co krystalizuje mi się w głowie od jakiegoś czasu.
          Początkowo traktowałam go na luzie, nie myślałam o przyszłości i nie pomyślałabym, gdyby on nie zaczął rozmowy.

          Co do dziecka, racja, to był błąd, ale raz, że na początku było bardzo koleżeńsko (i rpzy dziecku cały czas tak jest, zresztą to szalenie rzadkie spotkania) a dwa, fakt intuicja mówiła mi, że nowego faceta przyprowadzić do domu po około pół roku, ale moja bardzo wyluzowana ciotka namowiła mnie na to, aby go zaprosić i się nie przejmować...no i poszło......

          Powiedzcie, czy ze mną wszystko ok, że uważam, że to raczej facet płaci na randkach?
          Dawno nie chodziłam poza obecną sytaucją wink
          Czy mam prawo być urazona takimi zachowaniami (aluzje co do kosztów, zapraszanie, potem twierdzenie, ze go nie stać, wpraszanie się na tzw "krzywy ryj")
          Naprawde czasami nie potrafię spojrzeć obiektywnie, obawiam sie że wiele rzeczy wynika z moje przewrażliwienia (po złych przezyciach), zbytniego analizowania.....
          • argentusa Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 16:08
            Ja bym skończyła znajomość od ręki.
            ad2) czasami na randce ja płaciłam, częściej on.
        • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:19
          Niewiele wymagasz od życia. uncertain Nie wymagasz nawet tego, żeby była jakaś chemia erotyczna, żeby facet wzbudzał Twój zachwyt swoją fizycznością, zapachem, dotykiem.
          Sympatyczny, wesoły, pogodny to ma być Miś Uszatek.
        • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:57
          > na wynajem szkoda mu kasy, kredytów nie lubi (hehe, a
          > pewnie by i nie dostał). Niby zbiera na mieszkanie,

          Hihi - były takie reklamy pewnego banku, kredytów, o Jacusiu. Może się zapatrzył? smile
        • kic-anty Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 06:28
          > Ten obecny jest gruby, przytył gdy przestał się zajmować tym sportem. Mówi, że
          > chce schudnąc, ale mu to nie wychodzi.

          Każdy grubas chce schudnąć. Facet jest po prostu leniem. Co to za problem rozsądna , zbilansowana dieta i nieco ruchu. Na wygląd trzeba sobie zapracować.

          >Nie chodzi o tuszę, mnie to nie przeszkadza, ale chod
          > zi jak nieporadny miś, stary człowiek, małymi kroczkami, dżinsy zjeżdzają mu z
          > tyłka. Wstydzę się tego.

          Przecież to obrzydliwe!!

          Facet jest na etapie "starającego się" i nawet nie chce mu się zadbać o wygląd. Leń i tyle.

          Ma trzydziestkę, żadnego sensownego zawodu, czy wykształcenia i kompletny brak charakteru, aby to zmienić.

          Gdy zapytałam o studia - nie, bo studenci palą trawkę, imprezy itd.

          Jak można zadawać się z takim debilem?
    • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:00
      I jeszcze coś: chcesz powiedzieć, że poznałaś ze swoim dzieckiem faceta z którym spotykasz się od pół roku i z którym nawet nie spałaś?!
    • ekscytujacemaleliterki Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:07
      UCIEKAJ!
      I pamiętaj, to że nie udało Ci się w życiu raz - nie znaczy, że masz brać pierwszego spotkanego chłopa a już na pewno nie takiego, którty nijak dla Ciebie ani partnerem nie jest ani wsparciem.
      I nie idzie mi tu o jego brak matury a o jego brak zaradności życiowej i chęci do osiągnięcia w życiu czegokolwiek.
      Pisałaś, że rozwód to była trauma. Chcesz sobie drugą traumę zafunowac?

      Uciekaj od tego chłopa i to kurcgalopkiem!
    • errormix Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:18
      Przyznam szczerze, że bardzo fajnie mi się to czytało. Tak jakbym stał z boku i na to patrzył. Ale za Chiny nie pokuszę się na to, by odpowiedzieć ci na wszystkie wątpliwości.

      On. Napisałaś, że facet był dotychczas sam. Nie trzeba być psychologiem, by powiedzieć, że on po prostu nie ma doświadczenia, jakiego nabiera się w prawdziwym, długotrwałym związku. W jego przypadku ten okres z tymi motylami będzie zapewne dłuższy niż u ciebie. Bo u niego wszystko co go teraz spotyka podszyte jest jeszcze idealizmem. Ty już teraz zwracasz uwagę na rzeczy, które on zacznie dostrzegać dopiero za rok, albo dwa. To dlatego on teraz za tobą tęskni, chce być blisko ciebie, chce być po prostu przytulanym.

      Ty jesteś wykształcona, dorabiasz, zapewne uważasz się też za atrakcyjną kobietę. On wykształcony nie jest. Nie dorabia i pewnie nie ma też zbyt wysokiego mniemania o swojej urodzie. W końcu dotychczas był sam. Aż się prosi, by porozmawiać o nim szczerze, tak od serca o jego samoocenie. O tym, jak sam siebie postrzega, co mu przeszkadza, co chciałby zmienić. Luźne, nawet żartobliwe uwagi odbierane będą przez niego jako zarzuty. Będzie się jeszcze bardziej zamykać. Będzie czuł podświadomą presję z twojej strony dlaczego nie dorabia, albo nie idzie do szkoły.

      Pieniądze. Przyznał ci się, że nie ma kasy. To plus. Minus, że ten stan w jego przypadku prawdopodobnie już trwa jakiś czas. Bo na początku tak to już jest, że jak w portfelu pusto, to człowiek woli powiedzieć, że się już najadł niż że jest głodny. Ale jeśli często w takich sytuacjach trafia się ktoś, kto za niego za obiad zapłaci, to człowiek się przyzwyczaja. Znikają wyrzuty sumienia. Akceptuje się to, że portfel w kieszeni służy jedynie do ozdoby. To dlatego on nie protestuje, gdy kumpel płaci za kiełbaski na grilla, albo ty za kawę.

      Seks. Sama zwróciłaś uwagę, że "ma nawyki z filmów". To nie jego wina. Gdy ty szalałaś w kuchni na podłodze on oglądał świerszczyki i filmy na Playboyu. Każda para żeby się "zgrać" w łóżku potrzebuje czasu. Trzeba nauczyć się reakcji tej drugiej osoby na dotyk, na pieszczoty, obserwować zachowanie, oddech. Trzeba też wyzbyć się podświadomego wstydu, który drzemie w niektórych do własnej nagości, do niekontrolowanych reakcji organizmu. Seks to nie tylko ruchy "tam i z powrotem". To przede wszystkim kwestia zaufania. To dlatego często mówi się, że seks to "oddanie się komuś". Niektórym trudno się "oddać" skoro w najbardziej intymnej chwili z siusiaka zwisa im sflaczałej, rozciągniętej gumy, a on przecież w filmach słyszał, że stosunek w prezerwatywie jest niemęski smile

      Jego ojciec. Wielokrotnie tutaj na forum były posty o tym, że jedną z podstawowych rzeczy, na jakie trzeba zwracać uwagę, to rodzina. Bo nawyki czy zachowania, jakie przejęło w domu pojawiają się później w najbardziej nieodpowiednich momentach. Ale ja nie do końca się z tym zgadzam. Bo tak jak dziecko alkoholików może tym alkoholikiem później być, tak może być również przez resztę życia wrogiem alkoholu i zrobi wszystko, by u niego było inaczej niż w domu rodzinnym.

      Generalnie, z tego co piszesz wynika, że chciałabyś w nim zmienić wiele rzeczy. Tylko, że czasami nie da się zmienić wszystkiego. Wiele kobiet przymyka oko na jakieś wady partnera mówiąc sobie, że uda im się po jakimś czasie faceta zmienić. Ale wszyscy wiemy, że czasami te zmiany wychodzą tylko na gorsze.

      Jeśli ty kochasz go, a on kocha ciebie, to powinniście się jednak dopasować. Lepiej lub gorzej, ale jednak.
      • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:23
        Gościu jest po trzydziestce, na trening relacji męsko-damskich w dłuższych i krótszych związkach miał czas. Miał oceany czasu i to niezależnie od swojej pracy, braku matury i braku prawa jazdy. IMO pani po przejściach, z dzieckiem, ciężko pracująca, nie powinna bawić się w Caritas.
        Urocze jest wprowadzanie w tajniki ars amandi siedemnastolatka, nieporadne toto ale jurne i chętne. Z trzydziestolatkiem to jednak żenada.
        • argentusa Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:10
          Triss, uśmiech mi wpełzł na usta, jak cię przeczytałam.
      • luciva Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:30
        Error dzięki za wpis i męski punkt widzenia.
        Właśnie dlatego mam tak wiele wątpliwości, jak na hustawce.

        Brak kasy, hmmm, tylko to nie jest tak, ze on tej kasy nie ma. Ja naprawdę nie chcę wyciagać od faceta, itd, no ale wiesz, konsekwencja - jak zapraszam babkę, to jestem na to przygotowany. On zarabia około 2 tys, z czego 400zł daje rodzicom na opłaty. Koniec. Nie ma innych wydatków. Kasę odkłada. Niestety trochę pachnie mi skąpstwem i kurczę.....nie podoba mi się to.

        Wykształcenie itd. Tak, kiedyś z nim rozmawiałam. Wprost powiedziałam, jakie miałabym oczekiwania wobec partnera życiowego, jak ja widzę, kwestie pracy, zarabiania, czego totalnie nie jestem w stanie zaakcpetować - z naciskiem, aby przemyślał, czy ewentualnie jest w stanie temu podołać.

        Seks. Tak, to sprawa delikatna, dlatego jestem cierpliwa, wyrozumiała. Nie robię żadnych totalnie uwag. Pokusiłam się o wysiłek, jak przybliżyć go do "tematu", wiem, że z 20lat samotności w tym temacie robi swoje. Ale niestety nie widzę z jego strony, jakichkolwiek, najmniejszych prób. Trochę jestem zagubiona, trochę mi przykro. Nie chcę zrobić mu krzywdy, więc tak sobie trwamy.

        On mówi, że kocha, ja......nie wiem, co czuję. Wiele rzeczy mnie zraziło.
        • scindapsus Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:32
          zastanów się czy chcesz uprawiać orkę na ugorze.
          Na pewno będzie to ciekawe doświadczenie, ale imho szkoda zycia.
        • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:34
          Pisałaś, ze "zbiera" na mieszkanie, zarabia niezbyt dużo. To, ze odklada na wlasne lokum przemawia na plus, stąd pewnie ta oszczędność, a nie skąpstwo.
          -------------
          "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
          • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:38
            Zarabiając 2 tysiące w wieku 30+ w życiu nie uzbiera na własne mieszkanie. Life is brutal.
            • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:45

              Dlaczego? A co to juz starzec, że nie uzbiera? 30 lat to jakiś próg, ze jesli NIE MA WLASNEGO mieszkania to już NIGDY nie bedzie go na nie stać? Moze w przyszłości więcej będzie zarabiał?

              Jakiś cel ma i na tym oszczędza.. Nawet jak za te 5 lat kupi kawalerkę to będzie warto.
              -------------
              "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
              • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:58
                Chociażby dlatego, że mamusia i tatuś kiedyś umrą i nagle życie zacznie kosztować więcej niż 400 zl miesięcznie.
                • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 16:08
                  Nawet się może zdarzyć, ze on pierwszy umrzesmile. Ja tam w loży szyderców nie zasiądę, ludzie rożne mają sposoby na życie. To, że mieszka z rodzicami może wykorzystać, niektórzy nie mają takich rodzicow, badz takiej mozliwości. Ma ten komfort, chociaz do konca na pewno nie jest to dla niego wymarzona sytuacja stąd oszczedza by miec swoj kąt. I do końca darmozjadem nie jest, bo się dokłada.
                  -------------
                  "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
        • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:35
          A sobie chcesz zrobić krzywdę?
        • errormix Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:46
          To co napisałem wyżej, to nie jest męski punkt widzenia, bo jakbym miał pisać z takiego punktu, to mój post wyglądałby nieco inaczej.

          Po prostu próbuję wczuć się w to co czuje i co dotychczas przeżył ten facet. Potrafię sobie wyobrazić, że 30-letni gość jest prawiczkiem i wcale ujmy mu to nie musi przynosić, co sugerują niektóre panie, dla których "dziewica" to fajtłapa, a gość który przez 10 lat co noc spał z inną dziwką w domu publicznym to wyznacznik męskości, bo im jest dzięki temu teraz doskonale w łóżku.

          Z reguły jest jednak tak, że w okresie tych fruwających w brzuchu motyli, człowiek chce się jak najbardziej przypodobać drugiej stronie. Obsypujemy się więc komplementami, czułościami, seks 5 razy dziennie, obiecujemy, że jutro pójdziemy na studia, pożyczamy od kumpli kasę, by dziewczynie kwiatka kupić.

          Tutaj facet ochoty na studia, czy płacenie rachunków już teraz nie ma. Wątpię więc czy będzie miał później, gdy te motyle zdechną.
          • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 16:05
            Moim zdaniem to jest dobry moment aby wprost i wyraźnie powiedzieć co Ci nie pasuje. Pewne rzeczy można w nim zmienić. On nie ma doświadczenia i może niektórych spraw nie 'czuć' - jak choćby z płaceniem.Tutaj powinien wystarczyć jasny komunikat,że jak Cie zaprasza to powinien być przygotowany i wprawia cię w zażenowanie gdy nie jest.Nie oceniaj tylko powiedz jak się czujesz w tej sytuacji.Tak samo z płaceniem - zwykły komunikat:: "To my zapłacimy połowę" i nie było by tego problemu.
            Z obserwacji wiem, ze często motorem napędowym mężczyzny do studiowania jest kobieta. Tez postawiłabym na szczerość i powiedziała że mi zależy, żeby zdobył wykształcenie.
            Odchudzić go tez można. Seksu tez się pewnie nauczy.
            Możesz go wielu rzeczy nauczyć i może z niego być całkiem fajny partner. Nie padło jednak dla mnie tutaj kluczowe stwierdzenie: czy ty go akceptujesz takim jakim jest, czy go kochasz/lubisz/szanujesz?
            Bo żeby zmienić, żeby się dopasować to jednak trzeba wyjść od akceptacji, robić to bardzo delikatnie i nie wszystko na raz.

            Ale moim zdaniem ty już wiesz jaką decyzję podjąćsmile
            • nowel1 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 17:42
              Mayenna, strasznie to nielogiczne co piszesz.
              Ma go najpierw akceptować, a potem zmieniać? to po co zmieniać? Skoro jest akceptowany?
              • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:17
                Akceptować to znaczy przyjąć do wiadomości ze taki jest i ma się jej to podobać co nie wyklucza wprowadzenia częściowych zmian.
                Chodzi mi o to, że każdy chętnie coś w sobie zmieni ale nie może mieć presji krytyki i nacisku. Jak ona powie" lubię twoją oszczędność, podoba mi się ten rozsądek w wydawaniu pieniędzy, ale jak mnie zapraszasz, a potem nie płacisz to się czuję zakłopotana i złości mnie to.
                Przecież to jest i akceptacja i jednocześnie korekta zachowania.
                On już raczej nie będzie facetem szastającym pieniędzmi i wydającym wszystko na brylant. Jesli ona to umie zaakceptować, jeśli jej takie podejście odpowiada i nauczy się reagować w sytuacjach jak ta z płaceniem przez kolegę. to się dotrą.
                .Można nic nie mówić i oczekiwać ze on się domyśli. Można też zaakceptować, że jest jaki jest i dopasowywać do swoich oczekiwań.smile


                • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:29
                  Tak najjaśniej jak umiem: cechę zaakceptować a korygować zachowanie.
                  • argentusa Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:13
                    Ooo ,jak dziecko.
                    Akceptuję, ale w pracy wychowawczej koryguję zachowanie.
                    Nie wróżę sukcesów. Niewykonalne w przypadku dorosłych. Obojga płci raczej.
                    Ar.
                    • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:35
                      argentusa napisała:

                      > Ooo ,jak dziecko.
                      > Akceptuję, ale w pracy wychowawczej koryguję zachowanie.
                      > Nie wróżę sukcesów. Niewykonalne w przypadku dorosłych. Obojga płci raczej.
                      > Ar.
                      Argentusa - wykonalne. I sama pomyśl: czy ten twój Obecny miał wszystkie zachowanie do ciebie idealne? Nigdy nic nie powiedział takiego, ze by cie to uraziło, zasmuciło? Nie zostawia skarpetek na podłodze? a może czesze się twoim grzebieniem?O żadna zmianę w jego zachowaniu nie prosiłaś? Niczego on od ciebie nie chciał, żebyś zmieniła?
                      Każdy z nas jest inny i żeby razem żyć trzeba się do siebie dopasować.
                      Zachowanie tego pana z płaceniem mogło wynikać z nieobycia - po knajpach z dziewczynami pewnie nie latał. Ale na normalny komunikat powinien zareagować, powinien się poprawić, jeśli nie jest to cecha trwała a rzeczone nieobycie.
                      Ta jego stagnacja mogła tez wynikać z sytuacji życiowej: nie miał dla kogo się starać to tak trwał.Ale jak teraz nic nie chce zmienić, nie reaguje na jej słowa i sugestie to faktycznie kiepsko to widzę.Dziewczyna z nim rozmawia - tego tez na początku nie wiedziałam. Jak mówi i nie ma reakcji to też lepiej darować sobie.
                      I coś ty się tak do moich poglądów ostatnio przyczepiła?smile Mam jakie mami nie zmienisz mniesmile
                      • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:52
                        Wszystko pięknie, tylko, że ten pan jest po trzydziestce, a poziom zsocjalizowania na polu męsko-damskim ma piętnastolatka.
                        Dopasowanie się w kwestii skarpetek, rzucanego na wannę mokrego ręcznika, wstawiania pustych kartonów do lodówki jest znacznie łatwiejsze niż zmiana całokształtu podejścia do życia dorosłego mężczyzny.
                        Autorka musiałaby pracować nad jego: wykształceniem, ambicjami zawodowymi, przedsiębiorczością, zaradnością, wagą, stylem ubierania się, obyciem towarzyskim, brakiem doświadczenia i polotu seksualnego. Nie sądzisz, że to trochę za duże wyzwanie edukacyjne?
                        Ona zainwestuje w niego kupę czasu i energii, a pan, czym się zrewanżuje?
                        • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 23:16
                          Duże, ale to byłyby i tak drobiazgi. Problem w tym ze on się jej nie podoba. Widzę tu ogromna chęć bycia w związku i nic więcej. Niech lepiej ucieka bo to nie ten.

                          • puzzle33 Re: A po rozwodzie..... 27.03.12, 16:44
                            Byle jaki, byle był smile))
                        • burana45 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 11:04
                          jesli mozna - napisze z wałsnego doswiadzcenia

                          jakis czas temu mialam okazje zadurzyc sie w pewnym uroczym i pociagajacym 34letnim prawiczku bez zadnego , nawet najmniejszego dosiwadczenia z kobietami
                          jego dziewictwo wydalo mi sie nawet zaletą - postawniiwlam ze go wszytkeigo nauczę, ośmielę itp
                          efekt - po paru miesiacach owej "nauki" seks z nim stal sie dla mnie traumą ( wszytkie wady takiego "swieżynka" np. zaburzenia potencji ,nizdarnosc w sytuacjach intymnych, są nie do zaakaceptowania dla kobiety która seks zna i lubi ) a jemu otworzyły sie nowe wrota doznan,

                          dla ukoronwoania calej akcji - po poznaniu i zasmakowaniu w koncu tego seksu bardzo sprawnei , zimno i bezlitośnie kopnął mnie w odwłok i poszedł smakować dalej

                          a moja kobiecosc siegnela dna, parwie wpadłam w depresję i powaznie zaczelam myslec ze potzrebuje psychologa a moze nawet psychiatry , długo lizałam rany w duszy i dopeiro nastepny kochanek wrócił mi poczucie kobiecości ( bo przy tym uroczym prawiczku juz sama zaczelam myslec ze jestem upośledzona seksulanie)

                          wniosek na cale zycie i rada dla wszytkich kobiet - jak najdalej od uroczych, niezdolnych, niewinnych i niezdarnych dorosłych chłopczyków!!!!!!!
                          rozbudozna seksulanie kobieta potzrebuje sprawnego seksulanie kochanka .
                          Howgh !
                      • argentusa Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 09:54
                        czy ten twój Obecny miał wszystkie zachow
                        > anie do ciebie idealne? Nigdy nic nie powiedział takiego, ze by cie to uraziło,
                        > zasmuciło? Nie zostawia skarpetek na podłodze? a może czesze się twoim grzebie
                        > niem?O żadna zmianę w jego zachowaniu nie prosiłaś? Niczego on od ciebie nie ch
                        > ciał, żebyś zmieniła?
                        No... ja chyba dziwna jestem. Przyjmuję, że oczekiwanie od związku, że NIC mnie nie zasmuci, nie zdenerwuje i nie będzie drażniło jest niewykonalne i głupie (łagodniej: jest oczekiwaniem nierealnym i dziecinnym z gruntu). Bo w relacjach z innymi z definicji czasami mamy dyskomfort.
                        Ale: poczucie zranienia (niezadowolenia itp...), z któym ja sobie radzę nie jest jednoznaczne z tym, że ja nie akceptuję JEGO samego i nie toleruję (znoszę) jego zachowań. Czasem mówię, że mnie to wkurza, ale nie mam oczekiwania, że on to zmieni na stałe - bo brałam chłopa z jego akceptowalnym bagażem. Jeśli ktoś mi nie odpowiadał "od ręki" to po prostu kończyłam znajomość. Jestem zwolenniczką opinii, że albo ktoś pasuje albo nie. Zmieniać zachowań dorosłego człeka nie zamierzam (to dla mnie nieekonomiczne wink.
                        Mam nadzieję, ze wyjasniłam swój punkt widzenia.
                        Ar.
                        • yoma Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:17
                          Howgh.
                          • puzzle33 Re: A po rozwodzie..... 27.03.12, 16:48
                            Ja z Wami smile
        • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:54
          Seks do niczego, praca do niczego, kasa do niczego, skąpiec, bez manier i jeszcze wygląda tak, że ci się wstyd z nim pokazać. Luciva, przepraszam, ale mi się ciśnie - kogoś ty dorwała, prezesa dużej partii opozycyjnej? smile
          • gazeta_mi_placi Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:11
            He he he....
          • maciekqbn Re: A po rozwodzie..... 27.11.11, 21:20
            yoma napisała:

            > Seks do niczego, praca do niczego, kasa do niczego, skąpiec, bez manier i jeszc
            > ze wygląda tak, że ci się wstyd z nim pokazać. Luciva, przepraszam, ale mi się
            > ciśnie - kogoś ty dorwała, prezesa dużej partii opozycyjnej? smile

            Dobre, mi tez malował się obraz Jareczka gdy czytałem opis delikwenta. Tyle, że Jareczek nieźle zarabia jednak.

            IMHO z faceta nic nie będzie. Jak juz teraz nie chce mu sie dorobić, uczyć itp., to w przyszłości będzie tylko gorzej.
            No i ta, jak to autorka napisała, płaczliwość. Można sobie wyobrazić co będzie, gdy kiedyś zwalą mu się na głowę prawdziwe problemy. Facet musi być stabilny emocjonalnie.

            Dać sobie z nim spokój.
        • noboru_terao Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 16:44
          w sumie wszystko sprowadzilas do dwoch problemow: nie chce byc bankomatem i nie umie cie dobrze przeleciec.
          • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 17:21
            Ściślej rzecz biorąc, w ogóle nie umie jej przelecieć.
            • aandzia43 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 22:13

              > Ściślej rzecz biorąc, w ogóle nie umie jej przelecieć.

              W dodatku nie partycypuje nawet w kosztach wspólnych imprez wink
      • jesienna123 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:41
        Musisz jednak przyznac, ze dojrzały meżczyzna, ktory niechce nic zrobic ze swoim zyciem pozostawia za soba wiele watpliwosci?
      • noboru_terao Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 16:42
        Masz racje, zgadzam sie z Toba w pelni. Ale tutejsze idealne matki polki juz go rozdziobaly, smieszaly z blotek i wydaly osad. Jak stado wron, wydlubia kazdemu "innemu" oczy
        • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:50
          Może dlatego, że tutejsze panie są szczególnie wyczulone na to, że ktoś dupa, a nie chłop.
        • czesieks Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 22:16
          Rozdziobały bo każda chce macho,
          dopiero jak przeleci je pułk takich jurnych 30-35latków i zaczną sie starzeć i widzieć jak wypadają z gry wtedy coś w głowach zacznie świtać
          a co może nie mam racji , nie boicie się tego hehe ?

          a co do opisywanego faceta to tylko albo aż, kwestia jego skąpstwa jest wielkim minusem,
          w sprawie seksu to jak facet sie nie bierze to ty autorko na co czekasz ?
          • mola1971 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 23:01
            Czytaj ze zrozumieniem... Za seks się brała i wykazała się anielską wręcz cierpliwością a i tak kicha.
            I kicha będzie bo pan nie widzi problemu lub problem go przerasta.
            A macho niech spada na drzewo. Nie o to w tym wątku chodzi.

            P.S.
            Mam 40 lat a jakoś z gry nie wypadłam i absolutnie niczego się nie boję tongue_out
            Człowiek się liczy nie wiek.
          • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 23:19
            No proszę, i nawet sie zgadzam z czesieksemsmile
        • puzzle33 Re: A po rozwodzie..... 27.03.12, 16:53
          noboru_terao napisał:

          > Jak stado wron, wydlubia kazdem
          > u "innemu" oczy
          Na "innego" trzeba mieć końskie zdrowie albo i więcej. Życie natomiast ma się tylko jedno.
    • jesienna123 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 15:29
      Dziewczyno uciekaj jak najdalej od niego. Kto kolejna ofiar losu i kula u nogi kazdej kobiety.
    • altz Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 17:14
      Pan jest kompletnie zielony, nie doświadczenia i chyba trochę traktuje partnerkę jak mamę. Mama nakarmi i nie trzeba płacić. wink

      Któraś pani pewno będzie miała jeszcze z niego radość, tylko trzeba nad nim dużo pracy, może nawet kilku pań? Niespecjalnie wierzę, że będzie miał doktorat, ale możliwe, że jakaś kobieta zmusi go do matury i studiów, niektóre kobiety potrafią to robić bez agresji, inne nie. wink
      • zabelina Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:44
        altz napisał:

        > Pan jest kompletnie zielony, nie doświadczenia i chyba trochę traktuje partnerk
        > ę jak mamę. Mama nakarmi i nie trzeba płacić. wink

        Luciva, chcesz mieć jeszcze jedno dziecko czy partnera?
        >
        > Któraś pani pewno będzie miała jeszcze z niego radość, tylko trzeba nad nim duż
        > o pracy, może nawet kilku pań? Niespecjalnie wierzę, że będzie miał doktorat, a
        > le możliwe, że jakaś kobieta zmusi go do matury i studiów, niektóre kobiety pot
        > rafią to robić bez agresji, inne nie. wink

        Do matury go zmusi i do seksu go zmusi???
        Lu, z tego co piszesz to ten pan to skąpiradło, leń, bez energii życiowej i inicjatywy...Na dodatek z problemami w sferze seksualnej. Chciałoby się zakrzyknąć: "Run, Luci, run!"
        Wiej dziewczyno, jeśli w życiu chcesz jeszcze drugiego, tym razem dobrego związku...
    • malwi-na356 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 18:51
      daj sobie spokój bo bedziesz pracowała na caly dom sama bo mu wystarczy to co ma ....a ty masz alimenty to myśli ze bedziesz do sponsorowała ....
    • woman-in-blue Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 19:02
      Trzydziestoletni mezczyzna ma juz uksztaltowana osobowosc. Nie jest rola partnerki wychowywac go i zmieniac. Moim zdaniem pan moze byc dobrym materialem na kumpla, kolege ale nie na zyciowego partnera. Dalabym sobie z nim spokoj.
    • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 19:38
      z niego naprawdę dobry chłop ale nie dla Ciebie Kochana smile
      dla niego dobra byłaby jakaś dziewuszka, najlepiej z małego miasta, młodsza, dziewica, z biednej rodziny, która sama jeszcze nie wie czego chce.
      • gazeta_mi_placi Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:03
        Czemu jakiejkolwiek kobiecie aż tak źle życzysz? uncertain
        • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:17
          eeee, ja myślę, że on przy takiej gąsce mógłby się rozwinąć, wydobyć z siebie pokłady męskości, być tym który wprowadza w tajniki seksu (coś niecoś już liznął dzięki autorce wątku wink )

          swoją drogą uważam, że autorka wątku unieszczęśliwiła tego człowieka, bo pokazała mu "schody do nieba", a i tak ona nie jest jemu pisana.
          • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:52
            Inaczej. Pomyśl, że uszczęśliwiła dwoje ludzi, kiedyś smile O ile pan będzie chciał jakoś tych schodów do nieba użyć.
        • teolka Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:36
          Wow, ile wpisów wink
          Bardzo dziękuję wszystkim za głosy, dają do myślenia.
          Na początku chciałam powiedzieć, że przykro mi się zrobiło, jak przeczytałam, że nie chce być bankomatem i nie chce mnie przelecieć - to nie jest tak i nie chcę na takim poziomie dyskutowac.

          Po swoim małżeństwie nauczyłam się jednego - nie da zmienić się człowieka, moze na chwilę, jakies drobne rzeczy - generalnie - podejścia do życia, priorytetów, ich posiadania albo nie, energii życiowej, zaradności - nie da się.
          Myślę, że nie zmieniłabym go, bo tak jak Error napisał póki są motyle, to jeszcze, ale w szarej rzeczywistości wszystko wraca do normy.

          Jeśli chodzi o płacenie - wyraźnie powiedziałam któregoś razu, jak bardzo niezręcznie czuję się w takich sytaucjach. Przeprosił, potem zaczęło się powtarzać.
          Zapytałam, po co informuje mnie o wysokości rachunku, powiedział, że informacyjnie...hmmm...
          Dla mnie jednak to wyglądało tak, że "doceń kobieto, ile dla Ciebie poświęcam", potem to już były wyraźne aluzje, a czasem wręcż czekanie, żeby ja poczuła się do płacenia.
          Wiele jest niuansów tego typu, czasem to takie drobnostki, że szok, ale jednak jakoś uwierają.
          Sytuacja z kolegą niejedyna, to był obrazowy przykład.

          O tym, że dla mnie istotne jest wykształcenie nie powiedziałam wprost, bo w sumie nawet nie o to chodzi, ale powiedziałam to, że jego brak zamyka przed nim wiele furtek, w razie utraty pracy może być mu ciężko, jak nie teraz, to np za parę lat, będzie starszy.
          Hm, przy jednoczesnej małej energii, umiejętności brania zycia w swoje ręcę, małej przedsiębiorczości - miałabym obawy, jesli chodzi o utrzymywanie rodziny.
          Wiecie, nie chodzi o klejnoty, brylanty i kokosy, ale myślę, że dla każdej kobiety ważne jest aby facet nie osiadał na laurach, tylko starał się jak potrafi, żeby przynajmniej było widać, że naprawdę robi wszystko co w jego mocy.
          Tutaj tego się obawiam, do tego dochodzi ten powiew skąpstwa, a jest dziecko, kóre nie jest jego. W bajki nie wierzę, cudu nie oczekuję, ale nie wiem, czy nie byłoby potem jakichś afer w kwestii np wykształcenia mojego dziecka - nie o to chodzi, że oczekuję od niego czegokolwiek, bo dziecko ojca ma, ale mógłby wypominać mi.
          Ciagle , gdzies z tyłu głowy mam myśl, że gdyby stracił pracę, niekoniecznie ochoczo i szybko szukałby jej.

          Oszczędność bardzo doceniam, ale zycie na czyjś rachunek już mi się nie podoba. Zwłaszcza, że na rachunek kogoś, kto sam wychowuje dziecko i utrzymuje mieszkanie, to trochę niehonorowo.

          Error, ciekawa jestem Twojego męskiego punktu widzenia.
          Co do seksu, to ja naprawdę jestem wyrozumiała, delikatna, ale nie mogę zrozumieć, że facet sam jakoś nie stara się poprawić tej sytuacji. Szczerze mówiąc, nie wiem, co z tym zrobić, nie chcę jakoś go urazić.

          Schudnięcie i zjeżdżajace dźinsy to fakt, sprawy do łatwej zmiany, ale na szale goryczy dostało się i za to wink

          Jesli chodzi o moje uczucia - bylam na dobrej drodze do zakochania, wydawało mi się, że spotkałam fajnego faceta, który mimo samotności potrafi fajnie spędzać czas, wiele wie i nie zamyka się na świat.
          Niestety te wszytskie słowa i gesty dotyczące pieniędzy, to pytanie o przysżłość połączone z zapytaniem o wysokość mojego długu - jakoś to wszystko rozwiały.

          W sumie chciałam wiedzieć, czy powodowana niemiłymi przeżyciami nie nakręcam się za bardzo negatywnie, widzę wszystko ostro i z przesadą. Czasem nie umiem złapać dystansu, nie wiem, czy zbytnio nie analizuję.

          Error, napisał, że uważam sie za atrakcyjną, no cóż, jak widać, chyba nie........Uczę się, staram, wyciągnełam wiele wniosków, poznałam mechanizm pewnych wydarzeń, no ale - teoria a praktyka, to fiu fiu.......
          W tym wszystkim chodzi o to chyba, że nie czuję się w pełni pogłaskana przez zycie, jeśli chodzi o posiadanie rodziny, w zasadzie nie miałam jej, czy tez powiedzmy przez pół roku, po urodzeniu malucha, potem był strasznie ciężki czas.
          Dlatego gdzieś w głębi mam totalną tęsknotę za dziećmi, mężem (partnerem) - itd, same/sami wiecie wink
          No i ta obawa, że już nikt nidgy się nie pojawi, może to moja ostatnia szansa na związek?
          Aaaaa........

          Dzięki.
          • luciva Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:44
            ech, przepraszam z tego wszystkiego bezmyślnie użyłam nicka z innego forum.

            czy ja go unieszczęśliwiłam?
            Hmmm, no obawiam się tego, ale na początku znajomości cżłowiek nie wie o drugim nic.
            Nie bawię się jego uczuciami, nie jestem też złośliwa, niczego nie wytykam, itd. Staram się rzeczowo rozmawiać.
            Nie wspominam nic na temat przyszłości, ucinam te tematy, powiedziałam raz, że dla mnie zdecydowanie za wcześnie na takie rozmowy - bo taka jest prawda.
          • yoma Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:56
            Teolka, czy Luciva, czy jak cię tam zwać

            fajny długi post napisałaś, mądry, a na sam koniec "niech będą byle jakie portki, byleby były". Ech...

            > No i ta obawa, że już nikt nidgy się nie pojawi, może to moja ostatnia szansa n
            > a związek?

            Kobieto, jak już spadać z konia, to z dobrego smile
            • luciva Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:21
              Luciva, luciva smile)

              No właśnie, ale tak czuję. Niby wszystko widzę, wiem, ale to ziarenko smutku, żalu, strachu jest.
              • yoma Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:27
                No to pomyśl sobie tak: trzeba ci chłopa (co jest normalne i nic w tym złego), to przecież nie będziesz brać sobie na głowę dziecka. Nieprawdaż?

                IMHO ty też to wiesz, tylko się boisz, że wskutek swoich przejść jesteś przewrażliwiona i masz zły osąd sytuacji i żaba jednak jest księciem. Nie, nie jest. Jest żabą. I bardzo dobrze o tobie świadczy, że mimo przejść i mimo pragnienia normalnego związku zachowujesz trzeźwy osąd i masz wątpliwości. To znaczy, że będziesz umiała rozpoznać księcia wśród żab i innych padalców, czego ci i życzę. A od żaby osobiście spadałabym, szkoda życia smile

                Powodzenia smile
              • puzzle33 Re: A po rozwodzie..... 27.03.12, 17:03
                luciva napisała:

                > wiem, ale to ziarenko smutku, ż
                > alu, strachu jest.
                Jak to tak? Sama? Po rozwodzie? Z dzieckiem? Proponowałabym zmianę sposobu myślenia.
          • mayenna Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:17
            Teraz to ja tez nie ma wątpliwości:wiejsmile
            A ten seks to gwoźdź do trumny.

          • errormix Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:26
            Wiesz, tu nie chodzi o męski punkt widzenia. Bo ja już ci wcześniej napisałem, że gdybym z takiego punktu pisał, to mój post byłby inny. Bardziej przypominałby post kobiety308, która napisała, że chłopakowi przydałaby się dziewczyna młodsza, panna i dziewica. Uwaga o "biednej rodzinie" była już poniżej pasa. Ale nie o to chodzi.

            Chodzi o to, że my - rozwodnicy - potrafimy już bardziej rozdzielać etap zakochania od etapu szarego życia. My wiemy, że w późniejszym życiu możemy mieć wpływ tylko na niektóre, te mniej poważne "wady". Nam już nikt nie namiesza w głowach wyznaniami w stylu "Kochanie, po ślubie na pewno się zmienię". A on? Skąd ma to wiedzieć?

            Założę się, że gdy ty zapytasz się go, co mu się w tobie nie podoba lub co mu przeszkadza, to odpowie "nic". Bo nawet jeśli mu przeszkadza, to on jeszcze podświadomie wierzy, że uda mu się to zmienić. On nie myśli teraz o twoim dziecku i o tym, że ono kiedyś pójdzie na studia i trzeba będzie mu finansowo pomóc. Ty już tak. Dlatego ty masz już dzisiaj co do tego wątpliwości, a on pewnie nabierze ich za jakiś czas.

            I tak samo jak może powiedzieć wówczas: "Nie martw się kochanie, pomożemy", tak może i warknąć "Niech je ojciec utrzymuje!". A ja, też już teraz chciałbym wiedzieć, czy w przyszłości moja nowa żona w takich sprawach mi pomoże czy nie. Bo to dla mnie ważne. Tak samo jak dla ciebie.

            Mając ową młodszą, pannę i dziewicę, mógłby wraz z nią wkraczać wspólnie w dorosłość, mogliby się wzajemnie poznawać, próbować korygować wady i pielęgnować zalety. Mogliby się uczyć siebie. I to zarówno w dzień jak i w nocy.

            Czytając tutaj posty pań, odnoszę wrażenie, że wszystkie były i są mistrzyniami w łóżku. Gratuluję im wysokiego mniemania o sobie. Ale prawda jest też taka, że gdyby faktycznie u wszystkich było tak pięknie i ładnie, to nikt nigdy nie wymyśliłby słowa "materac", a kobiety przy rozwodzie nie dowiadywały się z zaskoczeniem, że "jedyne co potrafiły, to rozłożyć nogi".

            Bardzo ujęło mnie to, że ty mu w tych sprawach próbujesz pomagać, brać sprawy "we własne ręce". Jeśli on dotychczas znał sferę łóżkową z filmów, to może wie jak się kochać w salonie na żyrandolu, ale rzeczywistość już nie jest taka "różowa", więc winna jest... prezerwatywa.

            Co do mojego określenia, że "pewnie uważasz się za atrakcyjną", to miałem na myśli nie twój wygląd, bo nie mam pojęcia czy jesteś powalająca, czy masz dwie głowy. Dla mnie atrakcyjność nie polega na fizyczności, ale na osobowości. Sama zajmujesz się małym dzieckiem, jesteś wykształcona, pracujesz, dorabiasz. Masz prawo czuć się więc atrakcyjna. Ja też się tak czuję, chociaż fizycznie bliżej mi do Shreka niż Brada Pitta big_grin

            Te pieniądze mnie martwią. Bo facet musi mieć pieniądze. Nie ma zlituj się. I nie chodzi o to, by był bankomatem. To po prostu cholernie dowartościowuje. Łaskocze męskie ego do granic wytrzymałości. Taki facet ma poczucie, że daje opiekę kobiecie, że jest oparciem, że nie zawiedzie, gdy nie daj Boże ty stracisz pracę, zachoruje dziecko, albo zaleje wam podłogę w kuchni i trzeba będzie meble wymienić. I ja wiem, że jest ciężko, że pracy nie ma, że płacą mało, ale niech on chociaż pokazuje, że chce być tym facetem, niech się uczy, niech dorabia.

            Bo wtedy, nawet jeśli on tej kasy nie będzie mieć, to będzie miał twoje zrozumienie i szacunek.

            Nie wiem co jeszcze wymyślić smile

            Powodzenia
            • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:48
              errormix napisał:

              > Wiesz, tu nie chodzi o męski punkt widzenia. Bo ja już ci wcześniej napisałem,
              > że gdybym z takiego punktu pisał, to mój post byłby inny. Bardziej przypominałb
              > y post kobiety308, która napisała, że chłopakowi przydałaby się dziewczyna młod
              > sza, panna i dziewica. Uwaga o "biednej rodzinie" była już poniżej pasa. Ale ni
              > e o to chodzi.

              dlaczego poniżej pasa? Dziewczyna z biednej rodziny nie oczekiwałaby nie wiadomo czego , cieszyłaby się z drobiazgów i nie byłaby tak rozpieszczona przez życie, a zatem łatwiej byłoby temu człowiekowi jej zaimponować. Mało która dojrzała kobieta, która cos sama w życiu osiągnęła poleci na gołodupca i do tego skąpca.
              • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:50
                ewentualnie poleci na gołodupca i będzie go sponsorować ale w zamian oczekiwać będzie sprawności w innej dziedzinie.
            • puzzle33 Re: A po rozwodzie..... 27.03.12, 17:34
              errormix napisał:


              > Te pieniądze mnie martwią. Bo facet musi mieć pieniądze. Nie ma zlituj się. I n
              > ie chodzi o to, by był bankomatem. To po prostu cholernie dowartościowuje. Łask
              > ocze męskie ego do granic wytrzymałości. Taki facet ma poczucie, że daje opiekę
              > kobiecie, że jest oparciem, że nie zawiedzie, gdy nie daj Boże ty stracisz pra
              > cę, zachoruje dziecko, albo zaleje wam podłogę w kuchni i trzeba będzie meble w
              > ymienić. I ja wiem, że jest ciężko, że pracy nie ma, że płacą mało, ale niech o
              > n chociaż pokazuje, że chce być tym facetem, niech się uczy, niech dorabia.
              Starczy, aby facet był zdolny samodzielnie się utrzymać. Bywają i tak skromne wymagania smile
    • mola1971 Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 19:54
      Normalnie w szoku jestem shock shock shock
      Nie będę oryginalna - wiej!!!
      Czerwone lampki, jedna po drugiej, wręcz walą po oczach uncertain
    • tesknotazabija Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 20:44
      Z Twojego opisu wnioskuję, że na plus u tego pana to tylko to ze ma poczucie humoru i piękny głos, a to chyba trochę za mało do szczęścia i bycia razem. Zbyt dużo rzeczy, zachowań daje Ci do myślenia. Na podstawie podanej przez Ciebie charakterystyki tego faceta to dla mnie zwykły niedojrzały i niezaradny gość. Jeśli lubisz bawić się w matkę, opiekunkę i sponsorkę to myślę, że znalazłaś idealnego kandydata.
    • malamelania Re: A po rozwodzie..... 22.11.11, 21:24
      Nie istnieje takie zjawisko jak fajny, normalny facet w wieku trzydziestu paru lat, nie będący nigdy w związku i do tego prawiczek.
      Mieszkanie z rodzicami pomijam, bo to rzecz drugorzędna.
      Nie zadałaś sobie nigdy pytania, dlaczego właściwie nie miał dotąd żadnej kobiety?
      Czy na pewno masz czas na to, aby kogoś takiego socjalizować związkowo i seksualnie? wink))
      W dodatku z 99-cioprocentowym prawdopodobieństwem, że będzie to czas zmarnowany?
      • triss_merigold6 Otóż to 22.11.11, 21:59
        Otóż to. Nie istnieje, a w każdym razie nikt kogoś takiego nie spotkał. Gdyby miał w sobie cokolwiek atrakcyjnego i sam był zainteresowany żywymi kobietami, to już dawno temu jakaś chętna by go dostrzegła i wyłuskała z tłumu.
        IMO to będzie zmarnowany czas i autorka pozostanie z uczuciem rozgoryczenia, że próbowała zainwestować, starała się i g... z tego miała. Ten facet w żaden sposób się jej nie odwdzięczy.
        • kobieta306 Re: Otóż to 22.11.11, 22:04
          uważam, że nawet jak ona go poinformuje o rozstaniu, to on się jej uczepi i nie bedzie chciał puścić jak mały dzieciak.
          • triss_merigold6 Re: Otóż to 22.11.11, 22:10
            Tak przypuszczam. Będzie marudził, domagał się wyjaśnień, czynił wyrzuty i generował poczucie winy.
            Ja bym się bała. Autentycznie bałabym się trzydziestoletniego faceta, który nigdy nie był w związku z kobietą, nie uprawiał seksu ani z powodu uczucia ani rekreacyjnie, nie mieszkał z żadną panną etc. bo to oznacza, że jest dziwny i nieprzewidywalny.
          • luciva Re: Otóż to 22.11.11, 22:30
            Error dotknąłeś dwóch waznych spraw.
            Doświadczenie życiowe. Czasami mam wrażenie, że dzielą nas lata świetlne, przepaść.
            Masz rację, na pytanie, co mu się we mnie nie podoba z pewnością odpowiedziałby: nic.
            Ale sprawdzę, zapytam wink
            Najbardziej widać to w temacie spędzania czasu, tzn ilości tego czasu. Spotykamy się dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Dla mnie to bardzo dużo, kosztuje nieraz zarwanymi nocami, poza tym muszę angażować mamę do opieki nad maluchem. Nie chcę, nie mogę oczekiwać, że babcia będzie niemal drugim rodzicem.
            On jęczy, że tęskni, że tak mało mnie widzi, że chciałby się przytulać (wiem, jęczy ma brzydki wydźwięk), rozmawiać, widzieć mnie jak najczęściej.
            Parę razy zapytał czy może choć wpaść "na buziaka", chwila i już go nie ma.
            Ok.
            Kończyło się tym, że musiałam go niestety na siłę żegnać, mówić, że musi już iść itd.
            Strasznie sie z tym czułam, bo nie jestem zołzą.
            Każdy kto samodzielnie wychowuje dziecko, sam wie, jak to wygląda, czas leci, jak nie wiem.
            Rozmawiałam, tłumaczyłam, pokazywałam jak wyglądają moje dni, że czasem dzień wypełniony co do minuty a ja latam z jęzorem. Tyle, tyle spraw, no i przecież chcę sporo czasu spędzać z dzieckiem.
            Pomaga na kilka dni, potem jest to samo.
            Wiem, ktos powiedziałby "kurczę, mieć kogoś kto za Tobą tęskni, jakie to szczęście...". Tak, ale kiedy zaczynam zawalać sprawy, spię 3 godziny, aby potem cały dzien funkcjonować na pełnych obrotach - zaczyna to denerwować. Ten brak zrozumienia z jego strony, mam wrażenie, że cofnęłam sie do czasów studiów. Już mu kiedyś powiedziałam, w żartach: chyba potrzebujesz szalonej 20-latki. Nie, on nie chce. Ja jestem naj.

            Tu dochodzimy do kolejnej sprawy, która wiąże się z brakiem związków oraz drugiej sprawy poruszonej przez Errora. On jest bardzo zakompleksiony, myslę, że na punkcie wagi, generalnie ma strasznie niskie poczucie wartości, wszystko co powiem bierze za krytykę jego osoby.
            Mówię, np - nie mogę spotkać się w sobotę, bo mama....
            On uderza w płaczliwe tony, że co złego zrobił, dlaczego nie chcę, o co chodzi, czy wszystko między nami ok.
            Wyjasniam jak dziecku, że z przyczyn nieobiektywnych.
            Pewnie dlatego nie miał wielu kobiet, potem z powodu wagi poszedł w ten sport i to zajęło go na maksa, stało się treścią życia.

            I tego też obawiam się, bo wiem, że kwestia kasy to nie tylko kwestia utrzymania, ale i niejako prestizu, wartości - dla faceta. On teraz nie zwraca na to uwagi, że różnimy się poziomem wykształcenia, ale z czasem? Obawiam się, że rodziłoby to frustracje.

            Jest facetem szalenie wrażliwym, choć głównie na punkcie akceptacji swojej osoby. Myśląc o ewentualnym rozstaniu czuję gule w gardle, żołądku i w ogóle.
            Bo ja nie jestem bezwzględną babą wink
            Druga rzecz - wydaje mi się, ze ma dość sprecyzowane poglądy na temat wierności, bycia razem, itd co mnie rajcuje, ale z drugiej strony - wiadomo teoria. No niestety, czy gdyby poznał smak seksu nie zechciałby się kiedyś dowiedzieć, jak jest z kim innym?
            Tego nie wiem, ale z nikim nie będę wiedziała wink

            Jest to tzw porządny facet, czyli nie pije, nie imprezuje, czysty, itd.

            Teraz jeszcze o mnie. Sytuację utrudnia fakt, że od 3 lat nie mieszkam w dawnym miejscu, przeprowadziłam się do innego miasta, bliżej rodziny. Już nie chcę wnikać w powody, szczegóły, bo to tak zawiłe, że sama czasem nie wierzę, ale to też powrót do czasów rozwodu.
            Więc nie mam zbyt wielu znajomych, wąskie grono, większość z pracy, co mnie nie bardzo cieszy, bo praca mocno babska, a więc plotki i te sprawy.
            I jak mam wrócić do samotności, do codzienności szarej, zwykłej, samotnej - robi mi sie niedobrze i chce mi się płakać.
            Wiem, muszę szukać, poznawać, itd. Wiem, wiem. Staram się jak mogę = znam dużo mam wink
            • triss_merigold6 Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 22:45
              Opisałaś emocjonalnego siedemnastolatka. Dokładnie coś takiego przeżywałyśmy z koleżankami w czasach licealnych: ówcześni narzeczeni potrafili przyjechać na chwilę, żeby iść razem na spacer i pomiziać się pod klatką, była ta potrzeba nieustannego przytulania się, kontaktu, oglądania jak najczęściej + nasilone podejrzenia i wyrzuty kiedy kontakt chwilowo słabł. Każde "nie mogę, bo coś tam" było odbierane jak brak dostatecznej miłości.
              Normalnie sikam jak czytam Twój opis.

              Teraz poważnie: czy widzisz jakąkolwiek nadzieję na to, że facet zrewanżuje Ci się za cierpliwość/wysiłek/włożony czas w ulepszanie go, edukację i darmową psychoterapię? Ty będziesz wyjaśniać, tłumaczyć, przekonywać, obchodzić się jak z jajem, sugerować delikatnie etc. a on? Co on da z siebie?
              • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:06
                Nie, to nawet nie jest siedemnastolatek. Moja pierwsza miłość w wieku lat 16 była duuuuuuuużo bardziej męska smile
                Nie o wiek tu chodzi. To raczej facet, który nigdy nie dorośnie. Piotruś Pan.
                • triss_merigold6 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:12
                  No ówczesne siedemnastoletnie miłości potrafiły przynajmniej zorganizować i wykorzystać wolną chatę. P
                  To nie jest żaden Piotruś Pan. Piotruś Pan to babiarz lekkoduch, facet, który kocha romans, uwodzenie i motyle, a nie ma ochoty się stabilizować.
                  • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:18
                    Różne są odcienie Piotrusiów Panów, ale jedną cechę mają wspólną - absolutnie się do życia w związku z kobietą nie nadają smile
                    I niech se żyją w samotności/z mamą/chłopem, ale na pewno nie z kobietą (mamy jako kobiety nie liczę wink).
                    • mayenna Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:26
                      Mola, on trafi jeszcze na swoją. I to taką co będzie zadowolona tylko to nie jest facet dla Lucivii.

                      Tak mi się z innego wątku przyplątało: ciekawe co jego rodzice mówią na związek z rozwódka z dzieckiem?smile
                      • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:30
                        Rodzice pewnie zachwyceni nie są i mają rację smile
                        Choć z drugiej strony co to obchodzi rodziców? Facet jakiś lewy jest i niech szuka sobie 30-letniej dziewicy. Może razem do kupy jakoś się zrozumieją.
                        • mayenna Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:40
                          mola1971 napisała:

                          > Rodzice pewnie zachwyceni nie są i mają rację smile
                          > Choć z drugiej strony co to obchodzi rodziców? Facet jakiś lewy jest i niech sz
                          > uka sobie 30-letniej dziewicy. Może razem do kupy jakoś się zrozumieją.
                          Dziewica jak się rozbucha to seksu zechce i to konkretnegosmile

                          • kobieta306 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:51
                            mayenna napisała:
                            > Dziewica jak się rozbucha to seksu zechce i to konkretnegosmile


                            etam, do tego czasu to i on zatrybi o co w tym biega wink
                            no i wtedy dopiero będzie ogień!!!! Gumka strzeli i dawaj weselicho wyprawiać.

                            • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:55
                              Ło matko! Czy to życie naprawdę kręci się tylko wokół seksu i dupy??? Jeśli tak, to ja bardzo to życie lubię big_grin
                          • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:53
                            A niech się rozbuchają (z autopsji znam i miło wspominam, choć daaaaawno temu było), ale nie on ten wątek założył ino Luciva i ona pomocy potrzebuje smile
                            A dla niej mam tylko jedną radę - by wiała.
                      • kobieta306 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:31
                        rodzice o niczym nie wiedzą, bo on się boi przyznać wink
                        mówi mamie, że chodzi na próbę chóru (głos ma ponoć piękny) wink
                        • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:39
                          Aaa, może tak być wink
                        • mayenna Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:42
                          kobieta306 napisała:

                          > rodzice o niczym nie wiedzą, bo on się boi przyznać wink
                          > mówi mamie, że chodzi na próbę chóru (głos ma ponoć piękny) wink

                          Obstawiam, ze sie jednak pochwalił. Zainteresowanie kredytem i te oszczędności to może być na to dowódsmile Mama nakłania żeby nie był sponsoremsmile
                          • mola1971 Re: Podróżuję w czasie.D 22.11.11, 23:57
                            Niekoniecznie. Moja teściowa (a mama exa) jest jedną z najukochańszych i najmądrzejszych kobiet na tym świecie smile
                            • mayenna Re: Podróżuję w czasie.D 23.11.11, 08:46
                              mola1971 napisała:

                              > Niekoniecznie. Moja teściowa (a mama exa) jest jedną z najukochańszych i najmąd
                              > rzejszych kobiet na tym świecie smile
                              Zdarzają się wyjątkismile

                        • luciva Re: Podróżuję w czasie.D 23.11.11, 00:15
                          No, usmiałam się!! smile)
                          Nie, prób chóru nie ma, jego rodzice mnie znają.
                          Co mówią? Tego nie wiem, bo przecież pewnie nie powiedziałby prawdy gdyby mówili źle, podobno jest ok, nie przeszkadza im to. Tak też może być, bo brat ojca zdaje się związał się z kobietą z dzieckiem, więc jest to sytuacja w rodzinie znana wink

                          Natomiast jak już tak zeszliśmy na temat rodziny - poznałam też babcię, która na mój widok zakrzyknęła gromko: Witamy w naszym gronie (co w sumie miłe było), ale potem zapytała mnie czy mieszkam sama. Wymowne?

                          Co do seksu. To nie jest tak, że nie ma ognia. On jest. Tylko widzę totalne przywiązanie do jedynej formy osiągania rozkoszy (wiecie jakiej), co w sumie nie dziwi, przez tyle lat.....
                          Kazda pieszczota, każde moje "branie sprawy w swoje ręce", każda najgorętsza scena kończy się takim samym finałem. Ja wiem, że trzeba się zgrać, że czas, że zaufanie (w koncu byłam kiedyś dziewicą, wiem jak to jest), no ale żeby nie dążyć do zmian, do ekhem...rozwoju w tym temacie, następnego kroku? nie czynić jakichkolwiek prób?

                          no nic, w sumie chciałam wiedzieć, czy do reszty nie zeschizowałam po tym rozwodzie, że może zbyt krytyczna jestem....... Mimo przejść, chciałabym zachować zdrowy dystans i bez skrzywienia oceniać pewne zachowania.
                          • yoma Re: Podróżuję w czasie.D 23.11.11, 13:36
                            Nie, nie zeschizowałaś, przeciwnie smile

                            Zaproponuj panu wspólną wizytę u seksuologa. Przerazi się, zwieje i będziesz miała spokój.
            • malamelania Re: Otóż to 22.11.11, 22:51
              A więc jest jeszcze gorzej, niz opisałaś w pierwszym poście.

              Mówię, np - nie mogę spotkać się w sobotę, bo mama....
              On uderza w płaczliwe tony, że co złego zrobił, dlaczego nie chcę, o co chodzi, czy wszystko między nami ok.

              Pan kwalifikuje się do psychiatry, Ty - do psychologa, aby wzmocnić asertywność, poczucie własnej wartości i nie łapać w przyszłości pierwszej lepszej pary portek, jaka się nawinie.
              Przepraszam za brutalność.
              • triss_merigold6 Re: Otóż to 22.11.11, 22:54
                To naprawdę są teksty zakochanego siedemnastolatka. W owym wieku stosowne i zrozumiałe.
                Ja nawet wierzę, że facet jest sympatyczny i miło się z nim rozmawia, ale qrczę to o wiele za mało, żeby próbować jakiejś bliższej relacji.
                • malamelania Re: Otóż to 22.11.11, 23:05
                  U 17latka może to i normalne, u dwa razy starszego już nie. Nic nie poradzę, ale dla mnie wieje grozą, jak czytam o takich zachowaniach. Cienka jest linia między słabością wynikającą z miłości, a tą, ktora wynika z infantylnego egoizmu.
            • kobieta306 Re: Otóż to 22.11.11, 22:55
              Luciva - piszesz bardzo długie posty ale naprawdę fajnie się je czyta smile
              Jejku - szkoda Ciebie dla takiego faceta wink
    • kara_mia Re: A po rozwodzie..... sie usmiałam 22.11.11, 22:37
      Seks. Tak, to sprawa delikatna, dlatego jestem cierpliwa,

      z wszystkich rzeczy, które można odpuścić chłopu ( kasa, uroda, zaradność itp ) ta jedna jest NIENEGOCJOWALNA.
      Nie ma z jego strony ognia :
      WYPAD!

    • edik70 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 08:12
      Rzadko piszę na forum,ale na Twój post po prostu muszę odpowiedzieć.Przechodziłam to samo.Mój były nie był kawalerem,ale rozwiedzionym 50 letnim facetem (ja mam 37). Na początku myślałam,że złapałam za nogi Pana Boga. Na początku płacił w restauracjach,potem różnie.Zapomniał karty,kelnerka nie ma wydać itd.Najlepsze było,że płacąc za moją kasą dawał napiwki,ze swoich nigdy!Kilka razy próbowałam z Nim zerwać,zawsze mnie jakoś ubłagał,składając obietnice bez pokrycia.Spotykaliśmy się w knajpie,ja dojeżdżałam swoim autem.Kiedy mi się zepsuło,owszem przyjeżdżał,ale ciągle słyszałam:,,mogłabyś w końcu zreperować to swoje auto,bo ile mnie kosztuje dojazd po Ciebie.Plany przyszłościowe jakieś tam miał,ale też bez udziału moich dzieci.Co do seksu,to było ok,ale to ja musiałam zawsze go inicjować.Samo przytulenie się do Niego komentował:Bzykać Ci się chce?Nie wierz w żadne Jego plany co do kupna mieszkania,mój były też mnie tak zwodził,wierz mi,nic z tego nie będzie.Wyobrażasz sobie,jak będzie wyglądać wasze życie przy Jego skąpstwie?Co do smsów też słyszałam,ile Go to kosztuje,kabaret (facet zarabiający dość sporo). A na koniec najciekawsze,to On mnie rzucił.Oczywiście przeszłam depresję,ale dziś powinnam Mu podziękować,że to zrobił.Wierz mi,też przeszłam ciężki rozwód, teraz ten niby-związek i też bałam się samotności,ale tak jak ktoś napisał,nie chodzi o to by złapać byle jakie portki.Na początku będzie Ci ciężko ,bo brakuje po prostu tej osoby.Ja myślałam,że się nie podniosę,że będę Go błagać o powrót.Pierwsze co zrobiłam po zerwaniu,to wykasowałam Jego numer,wierz mi to jest podstawa.Wiele razy wyłam,bo miałam ochotę do Niego napisać,nie masz numeru-nie możesz.Pomogli mi przyjaciele,mówiąc:nie ma ani czego ani kogo żałować.Za co ja go kochałam?Dasz radę,w najtrudniejszych momentach służę pomocą.
    • edik70 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 08:14
      Aha,co najciekawsze,mój też miał piękny głos i poczucie humoru,ale same te zalety nie wystarczą,by myśleć o poważnym życiu.
      • anka_cyganka35 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 08:35
        uciekaj bo sie udupisz
        • anka_cyganka35 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 08:36
          i jeszcze jedno: ten 30 letni prawiczek będzie chciał zobaczyć jak to jest z inną a zdrad chyba masz dosyć więc uciekaj smile
          • luciva Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 09:12
            Słuchajcie, bardzo Wam dziękuję, to świetna rzecz spojrzeć na swoje sprawy innymi oczami, nabrac dystansu.

            Edik70 - bardzo dziękuję za ofertę pomocy, to szalenie miłe z Twojej strony.
            Jeszcze apropos tego co napisałaś, tak mi się przypomniało - kiedyś poszlismy potanczyć, wejściówka kosztowała 5zł/os a on mówi: hmmm, wchodzimy czy nie? będę musiał rozmienić 100zł....
            W sumie to sama siebie pukam w czoło nad własną głupotą, trzeba było odwrócić sie na pięcie......

            Sama czytam to co piszę i widzę, jak to wszystko dziwacznie wygląda, ale wiedzcie, że teraz tutaj historia jest skomasowana, a to wszystko działo sie na przestrzeni czasu, takie momenty, niuanse.

            Rozważając wszystko na chłodno, to wiadomo jaką podjąc decyzję, ale kto został sam, ten wie jak jest ciężko. Rodzą się myśli - a może nie spotkam nikogo więcej? Może już zawsze będę sama?
            A ja chciałabym mieć rodzinę, może jeszcze dzieci.
            Hm, nie wiem, jak zmienić to myślenie, jak wyrzucić gdzieś z siebie ten przyczajony lęk.
            • miss.swiss Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 09:32
              zazwyczaj nie oceniam ludzi nie znanych, ani nie daję rad typu: wiej, odejdź itp.

              Ale w Twoim przypadku powtórzę za innymi: szkoda Cię.
              Dobrze to podsumowała Triss we wcześniejszym poście.
              Mówisz o jego słabej samoocenie, a Twoja - jaka jest?

              Nie deprecjonuj siebie, masz z pewnością wiele do zaoferowania i nie bój się marzyć. Powodzenia! Również oferuję wsparcie i więcej na priv, jeśli potrzebujesz.
            • mola1971 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 09:35
              luciva napisała:
              > Rozważając wszystko na chłodno, to wiadomo jaką podjąc decyzję, ale kto został
              > sam, ten wie jak jest ciężko. Rodzą się myśli - a może nie spotkam nikogo więce
              > j? Może już zawsze będę sama?
              > A ja chciałabym mieć rodzinę, może jeszcze dzieci.

              Nawet gdybyś miała już nikogo nie spotkać i do końca życia zostać sama (nie ma podstaw by myśleć, że tak będzie, ale załóżmy, że tak) to jest to milion razy lepsze niż związek z takim facetem. Wykończyłabyś się przy nim psychicznie a prawdopodobnie również finansowo.
              To nie jest jedyny facet na świecie, jeszcze spotkasz tego właściwego. Tylko musisz przestać desperacko myśleć, że jak Ci nie wyjdzie z danym facetem to kuniec świata i w ogóle życie się kończy. Spokojnie, będą inni. Lepsi.
            • edik70 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 09:59
              Napisałaś wcześniej,że nie przyniósł nic na imprezę.Ja z byłym byliśmy zapraszani do Jego rodziny,On sam u siebie nigdy nic nie zorganizował.Poszliśmy na składkową,rodzinną imprezę.Owszem,ugotował coś pysznego,ale przed zakończeniem imprezy pozostawioną część kazał sobie zwrócić(bo Wy i tak nie zjecie). Kurczę, bardzo mi Cię żal,bo wiem,jak będzie Ci ciężko,jak to zakończysz,pomimo,że tacy faceci są dupkami.Na pocieszenie powiem Ci,że ja z moim byłym pracuję,dobrze,że nie współpracujemy służbowo.Widzę Go codziennie i co mam zrobić?Muszę żyć i Ty też musisz.
            • mayenna Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:33
              Luciva, i tak z nim zerwiesz to może w takich momentach głodno i wyraźnie powiedz mu ze Cię to obraża.Jak się odwrócisz i pójdziesz to może nie załapać, ze chodziło o te 5 zł.

              Skąpstwo jest chyba najśmieszniejszą z przywarsmile
            • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:46
              Luciva, z taką lekkościa to wszystko piszesz, gdy czytam głębiej dochodzę do wniosku, że albo jesteś masochistką,, albo po prostu robisz sobie żarty. Wybacz.

              Jeśli jednak to najprawdziwsza prawda uciekaj póki możesz i popracuj nad swoim systemem wartości, bo kiepściutko z nim u Ciebie. Świat nie musi kręcić się tylko wokół mężczyzn, a gdy będziesz trzymać się tego jednego kurczowo "byle był" możesz przegapić tego odpowiedniego. Nie szkoda Ci tego?

              P.S. Na początku trochę broniłam tego faceta, bo było mi go żal, pisałam, ze oszczędza, ale te 5 zł mnie "powaliło" na łopatki, to chyba jednak z oszczędnością nie ma nic wspólnegosmile
              -------------
              "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
              • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:52
                Ewa, ja myslę, że luciva ma zwyczajnie dar do pisania, bo jej posty , mimo tego, że są długie, czyta sie lekko i przyjemnie (pomijając niełatwą tematykę). Żal takiej fajnej babeczki gdyby się miała zmarnować wink niejeden konkretny facet oszalałby na jej punkcie wink
                • luciva Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 11:09
                  Za wszelkie komplementy bardzo dziękuję i serce me się cieszy, ech, pisać lubię.......zawsze lubiłam... wink
                  Co do lekkości, hmm......na szczęście jest tak, ze nie jestem ciężko zakochana i umiem spojrzeć na dystans, zauważyć pewne rzeczy. Z eks mężem zakochanie zaślepiło mi wszystko, ale juz naprawdę nie chcę w to wchodzić.
                  Naprawdę nie robię sobie żartów, po prostu mam w sobie coś takiego, że uważam, że co najgorsze miało mi się zdarzyć to już się wydarzyło (porzucenie, całe hocki-klocki okołorozwodowe). Więc teraz mam problem, ale nie dramat.
                  Masochistka -chyba długo byłam sama, tak potrzebowałam bliskości.
                  Inna rzecz - jestem dość czuła na krzywdę innych, czasem potrzbuję czasu aby dojśc do pewnych spraw, nie chcę podejmować złych decyzji, krzywdząc siebie, kogoś.
                  Jestem z frakcji "dawania szansy" wink

                  Być może wyglądam na zdesperowaną, bo cały czas przewija się ten żal, ale tak nie jest.
                  Tzn żal czuję, ale nie myślę: "jakiekolwiek portki" - gdyby tak było, nie założyłabym wątku.
                  Pewnie jest to zwielokrotnione tym, że czuję się samotna generalnie, towarzysko, przypuszczam, że gdybym miała paczkę znajomych, ktorzy zaspokajaliby moją potrzebę otaczania się ludźmi, wychodzenia, aby "coś się dzialo" - porzuciłabym tą znajomość dawno.

                  No i jeszcze fizycznośc wink - jednak ileś lat przerwy swoje robi, człowiek złakniony jest bardzo tego kontaktu fizycznego.

                  Altz, nie bardzo rozumiem słowa: "(...) a pytania są tylko wymogiem formalnym i nic z nich nie wynika.(...)" ? Jakie pytania masz na myśli?
                  Ja rozumiem oszczędzanie i bardzo cenię tą cechę, bo sama jestem oszczędna, mnie chodzi raczej o taką dziwną rzecz wytykania, wypominania wydatków.
                  Nie umiem dojśc dlaczego facet zaprasza mnie na tance, a potem żal mu rozmienić 100zł?
                  Czy to aluzja abym ja zaczęła szukac drobnych po kieszeniach?

                  Dlaczego zaprasza mnie do kina i na kolację, a potem stojąc przed knajpą stwierdza, że nie stać go na kolację? Spotkanie umówione 2 tyg wcześniej, jest szansa się przygotować.
                  Nie wymagam, nie mam roszczeń, aby po kinie była kolacja, to jego pomysł.

                  Co do oszczędzania wspólnego, w rodzinie, na wspólny cel - to jak najbardziej rozumiem, popieram, potrafię......
                  Jak pisąłam rozmawialiśmy już o tym, on powiedział, ze mówi takie rzeczy bezwiednie lub informacyjnie. Powiedziała, że dla mnie to żenujące i przykre. Przeprosił, a za parę dni powtarza się.
                  • wawrzanka Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:15
                    luciva napisała:

                    > Pewnie jest to zwielokrotnione tym, że czuję się samotna generalnie, towarzysko
                    > , przypuszczam, że gdybym miała paczkę znajomych, ktorzy zaspokajaliby moją pot
                    > rzebę otaczania się ludźmi, wychodzenia, aby "coś się dzialo" - porzuciłabym tą
                    > znajomość dawno.


                    Poruszyłaś ważną sprawę; pragniesz towarzystwa i dlatego zaangażowałaś się w związek. Rozumiem, że zaspokaja on też Twoją potrzebę intymnej bliskości - co innego przyjaciele, a co innego dotyk, ale... nie warto.

                    Na pewno masz jakichś przyjaciół, rodzinę. Może oni też mają potrzebę otaczania się ludźmi, wychodzenia, "żeby coś się działo"? Może ich o to zapytasz?smile

                    Cóż ostatecznie masz z tego zwiazku? Masę wątpliwości i brak czasu. Powoli też tracisz wiarę, że kogoś poznasz. Jak masz jej nie tracić, skoro sama odbierasz sobie nadzieję? Związałaś się bowiem z kimś, kto zamiast uskrzydlać przysparza Ci problemów. I zamiast rozmawiać z nim o wszystkim bez zbędnych ograniczeń - zmuszona jesteś rozmawiać o nim - raczej destruktywnie, niż konstruktywnie. To wszystko jest raczej smutne. Wiem, że bywa ciężko wieczorami - ja też nie miałam do kogo się odezwać, ale to się da przetrwać. Nie stawaj na drodze naturalnym zmianom w Twoim życiu. Przeszłaś ciężki rozwód. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Jasne, że spod niej wyjdziesz, ale dlaczego cała w deszczówce? Rozłóż nad sobą parasol ochronny. Miłość przyjdziesmile Nie wiadomo co przyniesie. Na pewno jednak lepsze zmiany w Twoim życiu, niż znajomość, którą byś porzuciła, gdyby "coś się działo". Dzieje się tak wiele, rozejrzyj sięsmile Ściskam wirtualnie i powodzenia Lucivo!


                    > No i jeszcze fizycznośc wink - jednak ileś lat przerwy swoje robi, człowiek złakn
                    > iony jest bardzo tego kontaktu fizycznego.

                    Owszem, ale pomyśl o zakonnicach, które całe życie są w stanie poświęcić na tę "przerwę"wink I dla kontrastu pomyśl też o kobietach, które po rozwodzie pakują sobie do łóżka męskie pośladki, jak winogrona do ust: mają na swej pościeli zapach tysiąca i jednej nocy, bynajmniej nie pochodzący z jednego źródła. Może i nabiera się doświadczenia, ale... w czym?smile
              • mayenna Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 11:03
                Też go broniłam i nawet myślałam, ze on sobie nie bardzo zdaje sprawę z tego jak jego zachowanie wygląda, ze odbiega od normy.

                Ale zobaczcie: nie umiemy reagować w takich sytuacjach.
                • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 11:17

                  Mnie jest go wciąż żal, tak zwyczajnie po ludzku.

                  Lucivia przedstawiła go tu jednak jako kompletną fajtłapę we wszystkich sferach życia. Pisze o tym z niebywałą zwiewnością.No cóż, nie każdy jest poradny życiowo nawet w wieku 30+ lat. Ciężkie czasy?, wychowanie?, nieśmiałość?, różne inne czynniki.

                  Ten mężczyzna musi się odnaleźć w rzeczywistości to fakt niezaprzeczalny, ale raczej nie z autorką wątku. Mają inne priorytety i się nieco mijają. Ona potrzebuje kogoś innego, konkretnego faceta. Albo właśnie istnieje pomiędzy nimi brak wzajemnej komunikacji, stąd te szumy.
                  -------------
                  "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
                  • mayenna Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 12:47
                    Mamy podobne odczucia Ewela.
                    • triss_merigold6 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:02
                      Och, macie dobre serduszka. uncertain
                      To, że żal i że miły człowiek jeszcze nie oznacza, że trzeba się z nim wiązać. Tym bardziej, że on sam nie widzi motywacji do zmian.
                      • mayenna Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 15:51
                        Triss on pracuje, utrzymuje się. Nie każdy musi mieć wyższe studia. Nie musi się rozwijać jeśli nie chce.Poza tym on może sobie wyobraża swoje życie inaczej. Ma do tego prawo. Wiesz ilu ja takich facetów znam? żyją i są szczęśliwi. Na tej samej posadzie od nastu lat. Wbrew pozorom maja rodziny i wygląda, że szczęśliwsze niż nasze bo trwalszesmile
                        Lucivia chce czegoś innego niż on jej może dać więc powinna sobie jednak ten związek darować.
                    • luciva Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:06
                      Piszę ze zwiewnością....hm....
                      No tak piszę, zawsze, nie zmienia tego fakt, co akurat przezywam, tak umiem.

                      Ewela, nie wiem...chcesz cos zasugerować?
                      Nie było moim zamiarem przedstawić faceta jako fajtłapę w każdej dziedzinie życia, podkresliłam to parę razy - z racji kiepskich przeżyć czasem nie wiem, czy nie przerysowuję, nie za bardzo się czepiam, itd.
                      Zebrałam jakieś fakty, które zaczęły mnie uwierać, męczyć - bo być może patrzę zbyt ostro, zbyt krytycznie, itd. Chciałam wiedzieć, jak do podobnych spraw podchodzą inni, tyle.

                      Sama wiem, mam doskonałą tego świadomość, że życie układa się różnie, że nie każdy jest poradny, że nieśmiałość, że ciężkie czasy itd.

                      Nie wiem, co masz na myśli, pisząc o szumach i komunikacji, staram się z nim rozmawiać, o tym, co mnie zabolało, nie spodobało się, jakie mam oczekiwania, pytam jego, czego on oczekuje po związku.......
                      Właściwie nie wiem, co mam pisać dalej, przede wszystkim moim celem było skonfrontowanie mojego spojrzenia na wiele wydarzeń ze spojrzeniem innych - a to forum ma tę zaletę, że jest sporo osób mądrych, bo po przejściach, bogatszych o to doświadczenie.

                      Nie mam do faceta uczuć i myśli typu "ale z niego dupek", no ale jednak zauważam pewne świadome działania, które mi się nie podobają, no ale może wyolbrzymiam problem? - takie są własnie moje wątpliwości.

                      • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:26

                        Lucivia, ja już Tobie zasugerowałam, że najlepiej jakbyś dała sobie z nim spokój, zresztą nie tylko ja. On może być w swoim całokształcie dobrym człowiekiem, można go lubić, czasem się zlitować, doradzić, "potrząsać" i tylko tyle. Dla mnie mógłby on być dobrym kolegą, przyjacielem, ale na pewno nie partnerem. Ja lubię konkretnych, twardo stąpających po ziemi mężczyzn, przejmujących inicjatywę. Może Ty też? Od Ciebie zależy, czy będziesz chciała w to brnąć , czy nie, czy masz na to wystarczająco dużo cierpliwości i uczuć? Z tego co piszesz" nie jestes bardzo zakochana", więc gdzie tkwi problem?

                        Co można Tobie więcej zasugerować? Jesli problemem jest to, że "nikogo mozesz więcej nie znaleźć" to powinnaś bardziej skupić się na sobie, nad poprawą poczucią własnej wartości, a nie na tym facecie.. Bo z tej "mąki, chleba nie będzie".

                        Pozdrawiam.
                        -------------
                        "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
                        • luciva Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:39
                          (...) się boisz, że wskutek swoich przejść jesteś przewrażliwiona i masz zły osąd sytuacji i żaba jednak jest księciem (...)
                          Yoma trafiłaś w samo sedno.
                          • yoma Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 10:23
                            Z tego, co opisujesz, ta żaba jest jednak żabą. 100 bab na forum nie może się mylić smile
                      • jagienka_2 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:52
                        Luciva, ludzie różnie radzą sobie z samotnością, ale przeraża mnie Twoja determinacja, żeby za wszelką cenę się z kimś spotykać. Jeżeli brakuje Ci towarzystwa, skoncentruj się na tym, aby znaleźć znajomych, a niekoniecznie od razu partnera. Jestem sama ponad dwa lata i dzięki przyjaciołom, z którymi łączą mnie wspólne zainteresowania, nie odczuwam tego stanu aż tak dotkliwie.

                        Oczywiście, marzę o nowej miłości, normalnym związku, ale jestem również przygotowana na taką ewentualność, że to się może nie udać. A mimo to postaram się być szczęśliwa i mieć fajne życie. Tobie też tego życzę, nie trać nadziei, że będziesz miała jeszcze i miłość, i rodzinę, ale spróbuj też oswoić taką myśl, że świat się nie skończy, jeżeli będziesz sama przez jakiś czas... Wtedy na pewno nie przyjdzie Ci do głowy, żeby być z kimś, kto Ci nie odpowiada, byle tylko zapełnił pustkę...


                      • rybak Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 10:15
                        Wiej, kobieto od niego, to nie ma szans. Najmniejszych. I ty też nie masz najmniejszych szans, by go zmienić (w ogóle zastanawiam się czasem, skąd ta niezachwiana wiara niektórych kobiet, że mogą sobie zmienić faceta wg swoich oczekiwań...)
                        Podsumowując - za rok-dwa twoja obecna czarna d... będzie niczym przy tej czarnej d... w którą własnie możesz ochoczo z tą marną imitacją faceta wleźć. Myśląc, że to dnieje... w blasku marnego próchna...(przytaczając Wisławęwink

                        A jak masz JESZCZE jakieś wątpliwości, to (i to będzie kryterium najwazniejsze Twojego wyboru) sama się zapytaj i uczciwie sobie odpowiedz - czy chcesz mu urodzić dziecko. Albo i kilka. I je z nim do ich usamodzielnienia się wychowywać. Oraz utrzymywać.
                        No? I jaka jest twoja odpowiedź?
                        • mayenna Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 14:01
                          rybak napisał:

                          > Wiej, kobieto od niego, to nie ma szans. Najmniejszych. I ty też nie masz najmn
                          > iejszych szans, by go zmienić (w ogóle zastanawiam się czasem, skąd ta niezachw
                          > iana wiara niektórych kobiet, że mogą sobie zmienić faceta wg swoich oczekiwań.
                          > ..)
                          Rybak, nie zmienić bo to faktycznie niemożliwe ale uwarunkować.. Jak psa Pawłowa.smile
                          • nowel1 Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 14:07
                            Uwarunkować?
                            To ogromny brak szacunku dla drugiego człowieka. Jakie ja mam prawo, żeby kogoś dorosłego wychowywać, warunkować? I czy chciałabym, żeby ktoś warunkował mnie?
                            Nie, po prostu pójdę swoją drogą.
                            Bo tu nie chodzi o drobne nawyki, które mogą mnie drażnić, i można się wtedy pokusić o próby negocjacji, żeby te drobiazgi zmienić. Tu rzecz w całokształcie postawy życiowej.
                            Nie, nie można i nie wolno dla własnych potrzeb zmieniać/wychowywać/warunkować dorosłego człowieka. Dla nikogo nie wyniknie z tego nic dobrego.
            • ewela1_1 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:49
              Luciva, z taką lekkością to wszystko piszesz, gdy czytam głębiej dochodzę do wniosku, że albo jesteś masochistką,, albo po prostu robisz sobie żarty. Wybacz.

              Jeśli jednak to najprawdziwsza prawda uciekaj póki możesz i popracuj nad swoim systemem wartości, bo kiepściutko z nim u Ciebie. Świat nie musi kręcić się tylko wokół mężczyzn, a gdy będziesz trzymać się tego jednego kurczowo "byle był" możesz przegapić tego odpowiedniego. Nie szkoda Ci tego?

              P.S. Na początku trochę broniłam tego faceta, bo było mi go żal, pisałam, ze oszczędza, ale te 5 zł mnie "powaliło" na łopatki, to chyba jednak z oszczędnością nie ma nic wspólnegosmile
              -------------
              "Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie" E. Orzeszkowa
            • altz Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:54
              Można oszczędzać, jeśli ma się cel i jeśli się wszyscy na to zgadzają, a pieniądze przeznacza się faktycznie na ten wybrany przez wszystkich cel. Musi być więc cel i czas oszczędzania, wtedy jest to łatwiejsze do przyjęcia. Znam rodziny, które tak oszczędzają.
              Nie każdego stać na taką perwersję, żeby sobie wszystkiego odmawiać, ale musi być najpierw taka umowa, w waszym przypadku pan sam zadecydował, a pytania są tylko wymogiem formalnym i nic z nich nie wynika. Nie dogadacie się przy takim podejściu, z czasem by to wyskoczyło jak krasnal z pudełka i to z wielkim hukiem, bo nie rozmawiacie o tym, więc temat tylko przysypia.
    • kobieta306 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 10:45
      Luciva, napisz jaką podjęłas decyzję. Niewesołą masz sytuację ale każdy coś podobnego/rozstanie/bicie sie z myslami itd. przerabiał.
      W każdym razie ja batrdzo trzymam kciuki, żebyś podjęła mądrą decyzję i żebyś była szczęsliwa smile
      • yoma Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 13:41
        Ja też smile
    • wendd Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 20:25
      Luciva, a może tak po prostu nieco zwolnić tempo tej znajomości?smile
      I spróbować czerpać z niej tylko to, co Tobie sprawia przyjemność?
      Tak bez wywierania presji samej na siebie (uważasz, że powinnaś się określić względem niego) i bez tolerowania wywierania presji przez niego na Ciebie.
      Lubisz go, spędzasz ciekawie czas w jego towarzystwie i niech tak pozostanie - ale tylko wtedy kiedy Ty będziesz miała czas i ochotę.
      Czy coś Cię goni? Niesmile
      Masz ustabilizowane i ułożone życie - pracę, dom, dziecko - a kiedy w wolnej chwili będziesz miała ochotę wyskoczyć z domu - to masz kumpla, który chętnie Ci w tym będzie towarzyszył.
      Luzsmile więcej luzusmile
      Jesteś wrażliwa i masz dobre serce - i to na pewno pozytywna cechasmile
      Ale pozytywna bardziej dla innych niż dla Ciebiesmile Nie daj się wykorzystywać, nie przepracowuj się i nie szarp ponad miarę dla innychsmile
      Sama widzisz, że chłopak sam potrafi o siebie zadbać - nie zarywa dla Ciebie nocek, nie przepracowuje się i nie rujnuje się dla Ciebie finansowo.
      Więc Ty też dbaj o siebiesmile
      Znajomości (o ile chłopak będzie chciał ją kontynuować) nie trzeba zrywać - można po prostu wpuścić ją na inne tory.

      Twój post obudził wspomnienia takiego mojego kolegi z dzieciństwasmile Nie był jedynakiem - ale był gorszy niż jedynak. W czasach gdy tzw. "daj gryza" było na porządku dziennym i jedną colę wypijało na spółkę pół podwórka z jednej butelki on zawsze swoje wsuwał za krzakami.
      Bo mu mama tak kazała - żeby mu inni nie zjedlismile
      Może Twój też tak był chowanysmile

      Wyluzuj - a będziesz miała okazję lepiej poznać i jego i jego rodzinę i dowiedzieć się czy naprawdę chcesz z nim być.
    • heksa_2 Re: A po rozwodzie..... 23.11.11, 23:08
      Mam nieodparte wrażenie, ze zwiazałaś się z Jasiem Fasolą.
      • malamelania Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 08:42
        Dobre, bardzo dobre big_grin i trafne, tylko w figurze różnica big_grin
        • teolka Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 09:56
          Wendd, dzięki za Twoje słowa, pomagają nabrać dystansu.
          Generalnie ja chciałam aby początkowo ta znajomośc miała takie tory, na luzie, po prostu miłe, fajne spędzanie czasu.
          Jego słowa o przyszłości trochę mnie zblokowały.
          Oczywiście, ja nie czyniłam żadnych deklaracji, wyznań itd.
          Mogłabym zrobić tak jak mówisz, ale czy to nie jest tak, ze on się będzie angażował, przywiązywał? czy im dalej w las nie będzie bardziej bolało i krzywda większa?
          Nie chcę nikomu łamać serca.....

          A dlaczego z Jasiem Fasolą? Nie mogę wyłuskać podobieństwa?
          • yoma Re: A po rozwodzie..... 24.11.11, 10:16

            > A