jasminowo
10.08.07, 18:51
Odwiedziła mnie w pracy koleżanka chwaląc się, że zrobiła sobie
pasemka. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że ja tych pasemek nie
miałam szczęścia dostrzec. Otóż mąż zobaczywszy ją w drzwiach
stwierdził, że wygląda okropnie i kupiwszy jej farbę do włosów
polecił je przefarbować co też uczyniła. Ocenić urody pasemek nie
zdążyłam ponieważ już ich nie było, ale podobno poza nią i jeszcze
jedną osobą wszyscy (zapomniałam zapytać ilu tych "wszystkich" było)
twierdzili, że wygląda źle. Na pytanie moje dlaczego (skoro jej sie
podobały) przefarbowała włosy na życzenie męża - stwierdziła - mam
się podobać mężowi a nie sobie... Teraz następuje moje pytanie: czy
to ze mną jest coś nie w porządku skoro twierdzę, że przesadziła?
Gdzie jest granica podobania się mężowi? Prawdę mówiąc aż mi się w
trzewiach zagotowało. A może to ja się mylę? W końcu to ona jest
mężatką (powtórną, po pierwszym rozwodzie) a nie ja. I może to ja
powinnam uczyć się od niej?