iwa01
16.03.05, 21:44
Witam
Zastanawiam się czy normą jest potrzeba bycia zaakceptowanym przez grupę,
którą się szkoli.
Zauważyłam u siebie, że gdy wchodzę do nowej grupy, to na początku skupiam
się na tym by zdobyć sympatię uczestników. Może nawet nie sympatię a „nić
porozumienia”. Ważne jest dla mnie by w oczach słuchaczy widzieć, zrozumienie
tego co do nich mówię.
Jeśli w grupie na starcie pojawia się opór, to staram się robić wszystko, by
uczestnicy przestali oporować. W wielu grupach udaje mi się to zrobić już na
początku zajęć w ciągu kilkunastu pierwszych minut. Jak mi powiedziała kiedyś
superwizora- szybko „kupuję sobie grupę”. I to „kupienie sobie grupy” jest
dla mnie istotne. Gdy trafia się uczestnik z pokerową twarzą, taka sytuacja
mnie męczy do tego stopnia, że prowadząc szkolenie skupiam się jednocześnie
na tym, by na owej twarzy pojawił się jakiś grymas. Kiedyś prowadziłam długie
szkolenie w pewnej poważnej państwowej instytucji, przez 3 tygodnie „męczyłam
się” z panem prezesem, który na zajęciach był w masce prezesa, dopiero w
trzecim czy czwartym tygodniu ćwiczeń pan prezes pokazał ludzką twarz a ja od
razu poczułam się lepiej.
Zastanawiam się czy tylko ja tak mam, czy to norma?
Jak wy znosicie pokerowe twarze i czy też oczekujecie sympatii od grupy?