Dodaj do ulubionych

Moana Pozzi, prekursorka nieśmiertelności - Tipler

23.05.16, 19:26
Gazeta Wyborcza w dniu 21.06.2016 opublikowała artykuł ( felieton ? ) profesora Marka Abramowicza astrofizyk, zajmujący się teorią dysków akrecyjnych i teorią czarnych dziur) pt.: "Pornografia, czyli złudzenia nieśmiertelności". W artykule tym, ku mojemu zdumieniu pisze on szeroko o książce innego astrofizyka Franka Tiplera pt.: "Fizyka nieśmiertelności: współczesna kosmologia, Bóg i zmartwychwstanie ciał". Bardzo dobrze znam tą książkę. Polecam ! Atak prof. M. Abramowicza na Franka Tiplera jest - chyba przejawem zazdrości ( życzyłbym mu takiej sławy i wpływu na filozofię i kilka innych dziedzin). Co więcej prof. M. Abramowicz pod koniec swojego artykułu dochodzi do wniosku sprzecznego z tym co pisze wcześniej. Zwraca uwagę bowiem na niezwykły fenomen iż rzeczywiście, już teraz, już w dobie "zwykłego Internetu" - nie czekając na przyszłościowy superkomputer dochodzi do powstawania pewnej formy "nieśmiertelności". Sprawdziłem Moana Pozzi - jest w Internecie jak żywa ! Aby zrozumieć o co mi tu chodzi Abramowiczowi i mnie, konieczne jest przeczytanie felietonu prof. Marka Abramowicza. Ponieważ tekst może "zniknąć" - znaczne jego fragmenty zamieszczę - w dodatkowych postach. ~ Andrew Wader
Obserwuj wątek
    • andrew.wader Re: Moana Pozzi, prekursorka nieśmiertelności 23.05.16, 20:35
      Fragmenty felietonu Prof. Marek Abramowicza - 21.05.2016 - ur. w 1945 r., Prof. M. Abramowicz to astrofizyk, zajmuje się teorią dysków akrecyjnych oraz teorią czarnych dziur. Jest emerytowanym profesorem na Uniwersytecie w Göteborgu. Pracuje także w Centrum Astronomicznym im. M. Kopernika PAN. W latach 80. pisał często dla paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia.

      Tekst felietonu.:


      Podziwiano ją powszechnie za wyzywająco bezwstydny styl życia. Kpiła z obyczajowej hipokryzji i włoskiego dolce vita. Prowokowała skandale, była kochanką premiera Bettino Craxiego. Umarła niespodziewanie 15 sierpnia 1994 roku. Miała niespełna 33 lata. Moana Pozzi, telewizyjna celebrytka i utalentowana aktorka. Grała prawie wyłącznie w filmach pornograficznych.

      ***

      W RAI prowadziła program dla dzieci. Musiała odejść, kiedy nie mogła dłużej zaprzeczać, że zagrała incognito główną rolę w pornograficznym filmie "Valentina, ragazza in calore".

      Odebranie Moanie programu wywołało pierwszy z serii skandali, które potem sama kreowała z konsekwentnym wyrachowaniem. Jej wybryki bywały niekiedy drastyczne, na przykład obsceniczny pokaz masturbacji na scenie teatru. Ale przyniosły sławę. Była częstym gościem w telewizyjnym studiu. Brawurowo komentowała włoskie obyczaje, zabierała głos w sprawach polityki. Była świetna. Mogła nawet pozwolić sobie na to, aby raz czy dwa wystąpić w telewizyjnych programach nago. Zapewne bardziej po to, aby utrwalać swój wyjątkowy status, a nie dodatkowo szokować.

      Pochodziła z solidnej genueńskiej familii. Ojciec był inżynierem nuklearnym, zabierał rodzinę na kilkuletnie kontrakty zagraniczne, co dało Moanie okazję do opanowania języków obcych. To ojciec wymyślił jej osobliwe imię, aby była jedyną w świecie Moaną. We Włoszech najczęściej mówiono o niej po imieniu.

      Nawet w całkiem pozapinanej sukni, rozmawiając ze znakomitościami włoskiego świata kultury, polityki i mediów, była Moana magnetycznie perwersyjna. Nie ukrywała satysfakcji z tego, iż wielu dorosłych widzów zna jej najbardziej intymne nagości z filmów, które już wtedy sprzedawała w setkach tysięcy, a w końcu w milionach kopii. Twarda pornografia Moany była bardzo dosłowna, ale pogodna i czuła, nigdy brutalna, nigdy w najmniejszym stopniu niesugerująca poniżenia czy dominacji. Pięknie ukazywała wzajemną radość i przyjemność z uprawiania seksu. Było w tym tak wiele ujmującej szlachetności, że nawet Cicciolina, częsta filmowa partnerka, wydawała się w jej ramionach trochę mniej wulgarna.
      ***

      W sierpniu 1994 roku pracowałem w Trieście w słynnym ICTP, instytucie fizyki teoretycznej kierowanym przez Abdusa Salama, noblistę z roku 1979. Nie pamiętam, kiedy dokładnie dowiedziałem się o śmierci Moany Pozzi. Na pewno czytałem duży artykuł na pierwszej stronie "Corriere della Sera" i nekrolog w angielskim "Timesie". Ale o Moanie pisały wtedy z ogromnym żalem, sympatią i szacunkiem, na pierwszych stronach, wszystkie włoskie gazety. Podzielałem powszechne przygnębienie. Na pewno rozmawiałem z włoskimi kolegami o jej niezwykłym życiu, zakończonym tak nagle.

      Pewnego dnia wpadł do mojej pracowni George Ellis, który akurat przyleciał z Kapsztadu, gdzie jest profesorem na wydziale matematyki stosowanej. Przyjaźniliśmy się od dawna, przez wiele lat pracowaliśmy w grupie Dennisa Sciamy, najpierw w Oksfordzie, potem w Trieście. George usiadł przy biurku i od razu zabrał się do roboty. Musiał napisać i posłać do redakcji "Nature" recenzję książki Franka Tiplera "Fizyka nieśmiertelności: współczesna kosmologia, Bóg i zmartwychwstanie ciał". Nie czytałem książki, ale znałem jej autora. Dawno temu spędziliśmy kilka lat jako asystenci na Uniwersytecie Teksaskim w Austin. Na wydziałowym seminarium regularnie bywali John Wheeler, Steven Weinberg (noblista z 1979 roku), Bryce DeWitt, Dennis Sciama i inni słynni fizycy. Trochę rzadziej wpadał ekscentryczny Ilya Prigogine (noblista z 1977 roku).

      Frank błyszczał w dyskusjach. Było oczywiste, że dobrze zna i rozumie fizykę, popisywał się humanistyczną erudycją. Zapowiadał się na fizyka światowego formatu. Ale było w nim coś niepokojąco niesolidnego, jakiś nieprzystojny u fizyka pociąg do umysłowej łatwizny, nuta dziwacznych filozoficznych aberracji, a zwłaszcza nieskromne pragnienie medialnej popularności. Kusiła go ciemna strona mocy. W końcu uległ jej zupełnie i praktycznie przestał się zajmować fizyką. Cały wysiłek skierował na rozwijanie i propagowanie swej pseudonaukowej teorii Punktu Omega. Recenzowana przez George'a książka była właśnie tej teorii w całości poświęcona.

      ***

      Wieczorem George przeczytał mi rękopis recenzji. Była bardzo zwięzła. Wiedząc, że książki nie czytałem, uzupełniał to, co napisał, obszernymi komentarzami. Wyjaśnił, że teoria Punktu Omega twierdzi, iż religia jest częścią nauki, a teologia częścią fizycznej kosmologii. Według niej współczesna fizyka jednoznacznie dowodzi istnienia wszechobecnego, wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga. Co najważniejsze, twierdzi także, że z praw fizyki oraz z poznanych obserwacyjnie i eksperymentalnie własności Wszechświata wynika, iż w pewnym momencie w przyszłości, w Punkcie Omega, Bóg wskrzesi każdego z nas z martwych. Będziemy trwać w niebie nieśmiertelni i wiecznie szczęśliwi. Życie jest procesem kodowania informacji. W Punkcie Omega informacja zostanie wskrzeszona we wszystko obejmującej, wiecznej pamięci boskiego komputera.

      George nie zostawiał suchej nitki na tych nieprawdopodobnych bredniach. Zarzucił książce brak rygoru objawiający się przyjęciem kompletnie nieuzasadnionych założeń, w tym najważniejszego - że życie jest niezniszczalne i przetrwa koniec materialnego Wszechświata. Wskazywał, że autor niczego nie dowodzi, lecz tylko fantazjuje, w dodatku szablonowo i przewidywalnie. Nie chcąc nudzić mnie pretensjonalną bufonadą Franka, przypomniał podobną w stylu myśl Keplera, jednego z największych geniuszy w dziejach, twórcy fundamentu nowożytnej nauki. Otóż Kepler sądził, że Wszechświat mieć musi koniecznie kształt skończonej kuli. Kuli, ponieważ jest to kształt najdoskonalszy. Skończonej, ponieważ tylko taka ma dokładnie trzy atrybuty: zerowymiarowy środek (punkt), trójwymiarowe wnętrze i dwuwymiarową zewnętrzną powierzchnię. Fundamentalna trynitarność kulistego Wszechświata jest więc "obrazem i podobieństwem" boskiej trynitarności, znakiem we Wszechświecie trzech osób Świętej Trójcy. Hm...

      ***

      "Uprzejmość powstrzymuje mnie przed cytowaniem stwierdzeń o naturze seksu w hipotetycznym niebie opisywanym przez Franka Tiplera" - napisał George w recenzji. Twierdzenie, iż z mechaniki kwantowej wynika, że po zmartwychwstaniu w Punkcie Omega czekają na nas seksualne rozkosze przypominające opisy muzułmańskiego nieba, jest już po prostu popisem bezczelności. Zgodziliśmy się jednak, że racjonalna krytyka "modnych bzdur" niczego nie da. Ciemny lud to kupi. Pomieszanie diagramów Feynmana ze zmartwychwstaniem ciał i seksualnymi fantazjami było świetnym chwytem marketingowym. Nie mieliśmy wątpliwości, że książka stanie się bestsellerem, przynosząc autorowi sławę i pieniądze. Oraz niemałe szkody w kulturze i edukacji. Zgorszy ludzi małej wiary, ciągnąc ich na grzeszne manowce magicznego myślenia. Wypaczy publiczne rozumienie różnic i związków między nauką i wiarą. Nad tym George lamentował najbardziej, a ja dobrze rozumiałem dlaczego.

      Twierdzenie, iż z mechaniki kwantowej wynika, że po zmartwychwstaniu w Punkcie Omega czekają na nas seksualne rozkosze przypominające opisy muzułmańskiego nieba, jest popisem bezczelności.

      W kręgu Dennisa Sciamy, z którego obaj się wywodzimy, często rozmawialiśmy o Bogu w świecie i w fizyce. Moje poglądy na temat wzajemnych relacji fizyki i religii ukształtowały się dzięki tym rozmowom. Stephen Hawking, który jest najsłynniejszym uczniem Sciamy, reprezentował zawsze postawę skrajnie antyreligijną, ale takie sprawy naprawdę go nigdy nie interesowały. CDN .
      • andrew.wader Re: Moana Pozzi - jak żywa - jeszcze teraz ! 23.05.16, 20:38
        Ciąg dalszy fragmentów felietonu prof. M. Abramowicza

        W kręgu Dennisa Sciamy, z którego obaj się wywodzimy, często rozmawialiśmy o Bogu w świecie i w fizyce. Moje poglądy na temat wzajemnych relacji fizyki i religii ukształtowały się dzięki tym rozmowom. Stephen Hawking, który jest najsłynniejszym uczniem Sciamy, reprezentował zawsze postawę skrajnie antyreligijną, ale takie sprawy naprawdę go nigdy nie interesowały. Był i w tym wyjątkiem. Trzech innych słynnych uczniów Sciamy - Martin Rees, John Barrow i George Ellis - podchodziło do problemu bardziej subtelnie. Za głębokie tej kwestii przemyślenia, opisane w książkach i licznych artykułach, wszyscy trzej dostali bardzo prestiżową Nagrodę Templetona, nadawaną corocznie za "działania związane z pokonywaniem barier pomiędzy nauką a religią" (jedynym polskim laureatem jest ksiądz Michał Heller).


        George obawiał się, że bezsensowna książka Tiplera może być kojarzona z tymi poważnymi dziełami i debatami. Jego recenzja, choć bardzo krytyczna, była uprzejma i wyważona. Chwalił książkę za panoramiczny opis współczesnej fizyki i kurtuazyjnie uznał, że w zasadzie jest to książka science fiction.

        Po tym, czego się dowiedziałem od George'a, postanowiłem nigdy nie czytać tej książki. Uznałem bowiem brzydkie pisanie Franka za przejaw intelektualnej pornografii. Każdą bez wyjątku pornografię powinniśmy odrzucać ze wstrętem. Pornografia wynika bowiem z lenistwa, czyli gnuśności duszy, jednego z siedmiu grzechów głównych. Czyż Frank, zamiast leniwie i łatwo pisać bzdurną książkę, nie powinien raczej mozolić się nad tym, do czego miał ogromny talent - rozwiązywać jakiś naprawdę trudny problem fizyki, nie zrażając się chwilowymi porażkami?

        Czyż Moana, delikatna i mądra kobieta, zamiast grać rolę słodkiej dziwki w pornograficznych filmach, nie mogłaby raczej zagrać u Felliniego, do czego ją zresztą kilka razy osobiście namawiał? Czyż ja sam, zamiast oglądać jej filmowe igraszki z Ciccioliną, nie powinienem raczej przebrnąć przez wymagającą prawdziwego wysiłku lekturę "La fredda bellezza. Dalla metafisica alla matematica" André Weila? Zapewne. Ale nie wszyscy potrafimy odeprzeć pokusę gnuśnego lenistwa. Znam wielu, którzy w swej własnej opinii są nieskazitelni moralnie i twierdzą, że nigdy pokusom nie ulegają. Nie mam powodu, aby im nie wierzyć, ale ja tak o sobie powiedzieć nie mogę i nie chcę.

        Mając głowę pełną takich niedorzecznych myśli, wróciłem do hotelu późną nocą. W barze było pusto, tylko barman oglądał telewizję. Z dużego ekranu patrzyła Moana i kusiła nas charakterystycznym niskim głosem: "Zadzwoń do mnie, zadzwoń do mnie". Poczułem się nieswojo. Czyżby była już w tiplerowskim Punkcie Omega i stamtąd dzwoniła? Barman wytłumaczył, że to stara reklama telefonicznej agencji towarzyskiej, którą teraz nadają bez przerwy, bo wszyscy rozpaczają po śmierci Moany. Po prostu komercja.

        Dziś, w roku 2016, Moana jest obecna w internecie, jakby w boskim komputerze Franka Tiplera. Już nieśmiertelna, na zawsze młoda i niezniszczalnie piękna. Tak dla niej spełnia się marzenie wszystkich poetów: "I kiedy kształt żywego ciała w nieład rozpadnie się plugawy, ta strofa, zwarta, zwięzła, cała, nieporuszona będzie stała w zimnym, okrutnym blasku sławy".


        Cały tekst: wyborcza.pl/1,75410,20111861,pornografia-czyli-zludzenia-niesmiertelnosci.html
    • nikodem321 Re: Moana Pozzi, prekursorka nieśmiertelności - T 22.06.16, 17:31
      andrew.wader,
      dzięki za zamieszczenie tego felietonu w całości. Tekst ciekawy - gładko się go czytało.

      Zastanawiam się czy jest sens dyskusji na temat felietonu. Ten gatunek z założenia ma być łatwy, lekki i przyjemny. Jest bardziej wyrazem błyskotliwości autora niż tematem jakiś dogłębnych rozważań.

      Zawsze podziwiałem "zawodowych" felietonistów za ich umiejętność opublikowania jakiegoś tekstu.Co tydzień mieć coś błyskotliwego do powiedzenia to jest sztuka.

      Co do treści.
      Dla mnie skrzyżowanie fizyki z filozofią, ezoteryką, religią zawsze było podejrzane. Ale takie książki lepiej się sprzedają. Hawking się wyraził: - Mój wydawca twierdzi, że zamieszczenie każdego wzoru zmniejsza nakład książki o połowę. I to jest prawda. Masowa gawiedź nie potrzebuje wiedzy gruntownej. Ona pragnie uniesień metafizycznych. Kto te potrzeby zaspokaja, ten wydaje książki - ten zarabia.
      Mnie to nie brzydzi. Takie jest życie. Z czegoś trzeba czerpać środki na utrzymanie. Nie traktuję też tego jako lektury pornograficznej. Książka z wzorami trafia w zapotrzebowanie jednych, fizyczna ezoteryka w zapotrzebowanie innych.
      Problem pojawia się wtedy, gdy wynurzenia metafizyczne zaczynają funkcjonować jako prawdy fizyczne. Tu podzielam obawy Ellisa. Kompletnie nie rozumiem dlaczego naukowe czasopismo zamieszcza recenzje takiego czegoś. A właściwie rozumiem aż za dobrze. Nature żyje z prenumeraty zakładanej w większości przez gawiedź. Gawiedź nie pragnie rzetelnego, solennego obrazu nauki. Gawiedź pragnie naukowych uniesień. Dla mnie manipulacją Nature jest angażowanie poważnego matematyka do recenzowania czegoś, co z nauką nie ma nic wspólnego. Taką recenzję powinien wystawić ktoś od książek beletrystycznych - wypowiedzieć się o stylu autora, jasności wypowiedzi i argumentacji. Angażowanie człowieka matematyka - nieliterata jest nonsensem. Ja jednak rozumiem fortel redakcji. Recenzja napisana przez światowej sławy matematyka teoretyka ma tę książkę uszlachetnić. Nadać jej walory naukowości, których w oczywisty sposób nie posiada. "Pomieszanie diagramów Feynmana ze zmartwychwstaniem ciał i seksualnymi fantazjami [z fizyką kwantową - moje] było świetnym chwytem marketingowym", a teraz Nature wystawia certyfikat szlachectwa w postaci recenzji pisanej przez prawdziwego naukowca. A to już jest PORNOGRAFIA.
      Dziwię się, że Ellis dał się wciągnąć w tę grę Nature. Rozumiem, że miał zobowiązania wobec redakcji, albo nie chciał redakcji do siebie zrazić, a to też jest PORNOGRAFIĄ
      ___________________

      W tiplerowskim Punkcie Omega moja prababcia tkwi od 110 lat. Młodo zmarła, ale w ciąż żyje w fotografiach zachowanych w albumie. Jest właśnie tym czym zachwycasz się w przypadku Pozzi - jest nieśmiertelna
      Czym się różni żywot Pozzi? Niczym. Tylko nieco technika się posunęła do przodu - Pozzi żyje w ruchomych obrazach.
      Wraz z rozwojem DVD zaczęły pojawiać się wydania filmów porno, gdzie widz mógł sterować akcją. Na ekranie były opcje, które można było sobie wybierać: całuj, wyjdź, wejdź, rozbierz się, i różne formy seksu do wyboru. Widz mógł kreować dowolnie (oczywiście w zakresie przewidzianych możliwości) przebieg akcji.
      Czy to jest jeszcze bardziej doskonały Punkt OMEGA?
      A może zaczniemy rozważania nad możliwościami podwójnego życia, wszak modele występujący w tych filmach wciąż żyli w realu. W tej samej chwili czynili różne rzeczy.
      Ezoteryczne umysły mogą rozważać metafizykę rzeczywistego sterowania postępowaniem żywych ludzi w świecie równoległym.

      Wybacz, ale te przykłady jeszcze bardziej ośmieszają banialuki (i ich wyznawców) serwowane przez tego tam Tipleraa.

      To nie jest atak Abramowicza na Tiplera, to jest kpina Abramowicza z jego czytelników.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka