moonshana
23.04.14, 12:07
dajcie mi jakąś światłą radę, bo komuś mordę obiję.
tak, idąc z dzieckiem na plac zabaw, zabieramy psa. plac jest w parku, ogrodzony. najpierw robimy rundkę z psem, potem przywiązujemy gada do jakiegoś drzewa/ogrodzenia ( aby widzieć) i idziemy się rozrywać.
i, cholera jasna, głupie dupy nie potrafią myśleć i pilnować dziecka. ostatnio jakaś dziewczynka urządziła sobie zabawę: kopanie piłką w ogrodzenie, gdzie przywiązany był pies. a dziś... bujamy się na karuzeli gdy mym oczętom ukazuje się widok: pies przywiązany do drzewa pilnuje rowerka, a do psa podchodzi dziecko na oko roczne. eskortowane przez gadającego przez tel. tatunia. pies odsunął się na całą długość smyczy od dziecka ale nie wiem co by się stało, gdybym nie dobiegła. zostwiłam swoje dziecko pod opieką innego rodzica i poleciałam.
kim trzeba być, aby pozwolić maleńkiemu dziecku podchodzić do przywiązanego psa???? jak opier...lić kolejnego rodzica, aby dotarło?
tylko mi tu nie pisać, abym burka w domu zostawiała. nie uśmiecha mi się latać na podwójny spacer, a burek sam w sobie nikomu nie przeszkadza ( abstrahując od oczywistości, że mam prawo chadzać z psem do parku).
a już normą jest taki kwiatek: Młoda prowadzi psa na smyczy ( to jej psia i ona ją prowadzi i już) a rodzice i dziadkowie innych dzieci wysyłają swoje pociechy aby pogłaskały pieska albo poprowadziły go z dziewczynką. ręce opadają.