redheadfreaq
28.11.15, 12:30
Dzień dobry.
Na skutek dość specyficznych okoliczności przyrody ("Jak to do dziś musisz zadeklarować urlop na cały 2016?") postanowiliśmy zdecydować o dacie ślubu. Padło na dzień gdzieś tak na 7 miesięcy naprzód.
Nie chcę sukni-bezy za miljon monet, nie chcę stada gości których widzę na oczy po raz pierwszy od pieluch, nie chcę cygańskiej orkiestry i jajek toczonych przez nogawki. Ba, nawet księdza nie chcę, bo byłby to objaw skrajnej schizofrenii dla nas obydwojga. Liczba zaproszonych zamknie się najprawdopodobniej w ok. 60. Zgrubny plan - uroczystość i wesele w tym samym miejscu, w miarę możliwości - pod gołym niebem (ale z zapleczem w postaci gospody/knajpy/zadaszonego tarasu).
Pytanie: jak zorganizować ślub, by nie oszaleć? Uważam się za osobę dość asertywną, ale jestem dziwnie pewna, że jakieś dziwne fochy i foszki z każdej strony zaraz zaczną się krystalizować...