Dodaj do ulubionych

Jak sie widza...?

25.10.06, 04:09
Mozliwe ze ten temat byl jakis czas temu walkowany... jesli tak to chetnie
poczytam/dopisze. Pamietam jeden z watkow poruszal ten temat, ale chyba
zostal skasowany...

Jakis czas temu rozmawialem z paroma rodakami ktorzy wywarli na nas mieszane
uczucia. Sam, z doswiadczenia, wiem ze pierwsze wrazenie, choc czasami mylne,
daje obraz charakteru i podjescia do zycia. Co tak wlasciwie rodak mysli o
rodakach? Nie chce tutaj nazwisk ani wytykania palcami... czysta filozofia.

Mialem do czynienia z rodakami w stanach i w kiwilandii. Mozna ich podzielic
na kilka kategorii, ale zasadniczy podzial jest taki na "materialny",
orgraniczony pogonia za szmalem, i taki ... "wolny" od problemow, ktory
bardziej skupia sie na jakosci zycia. Z takim rodakiem mozna przyjemnie i
spokojnie pogadac nawet o "dupie maryni". Jak dla mnie taki "materialy"
charakter bedzie sie gimnastykowal wokol tematu pracy: gdzie i jak, ile
zarabiasz, ile ja zarabaiam, jakie korzysci z tego moge wyciagnac itp. Szkoda
mi takich ludzi i tez rozumiem, bo ludzka ciekawosc, ale sa pewne granice.
Szczegolnie podczas pierwszego kontaktu. Ciezko sie w takiej sytuacji
wyluzowac, a zwlaszcza otworzyc przed obca osoba. Nic dziwnego ze pozniej
ciezko zaufac i spotkac sie z rodakiem, pogadac o normalnych sprawach.
Dochodzi to tego ze na emigracji polak boi sie spotkac polaka.

I tu przychodzi zasadnicze pytanie tematu.

Jak my siebie widzimy i jak nas inni widza? Jak na emigracji rodak patrzy na
rodaka? Przypominam ... bez nazwisk i bez wytykania...
Obserwuj wątek
    • paiha Re: Jak sie widza...? 25.10.06, 11:44
      W NZ poznalam Polaka, ktorego zyciowe przypadki i wybory wydaly mi sie bardzo ciekawe. Emigrowal
      do NZ w latach 80-tych, tam zaczal od remontowania domow, potem zaczal kupowac domy do
      remontu i sprzedazy, potem zaczal handlowac nieruchomosciami, a kiedy osiagnal zadowolajacy go
      poziom materialny, zamiast zmieniac dom na wiekszy albo w "lepszej" dzielnicy, zalozyl we wlasnym
      domu studio muzyczne i nagral plyte z wlasna muzyka, o czym marzyl od wielu wielu lat. W rozmowie
      we wiekszym gronie uslyszalam, ze "nie zachowal sie jak typowy emigrant z Polski", pamietam, ze
      mocno mnie to uderzylo. Co to znaczy, zaczelam sie zastanawiac? Czy istnieje model takiego
      emigranta?

      Paiha
      • kotkanadachu Re: Jak sie widza...? 25.10.06, 21:35
        Trudno chyba mowic o jednym "modelu", zapewne jest kilka. Ci ktorzy chca sie
        dorobic i oceniaja innych w zaleznosci od wilkosci posiadanego majatku, I ci
        ktorym zalezy na spokojnym zyciu, wyjechali miedzy innymi dlatego z kraju zeby
        zyc spokojniej.

        Ja jestem jedna z tych osob, ktore "boja" sie poznawac innych rodakow, tak
        naprawde trudno mi nawet sprecyzowac dlaczego. Moze poprostu jestem malo
        towarzyska.

        Wydaje mi sie wszystkich emigrantow mozna by podzielic na tych zadowolonych z
        zycia i na tych niezadowolonych, tym niezadowolonym na ogol wszystko sie nie
        podoba, kraj, ludzie, jedzenie, pogoda, praca itd itd ale pewnie najbardziej
        niepodoba im sie to ze niemoga podjac decyzji :)

        pozdrawiam
        • szepa1 Re: Jak sie widza...? 26.10.06, 00:55
          Kotka, tak wlasciwie to jestes malo towarzyska dla zasady czy glownie dla
          rodakow?

          Zgadzam sie co do definicji "zadowolonych" i "niezadowolonych". Wydaje mi sie
          jednak ze to dotyczy wszystkich nacji, nie tylko naszej. Ale jakims sposobem w
          naturze polaka, wydaje mi sie zwlaszcza w naturze polaka-emigranta, siedzi
          jakach cholera, ktora potrafi poprzez swoje narzekanie zniechecic do siebie.

          Po tych kilku latach mamy grono znajomych polakow, ktorzy naleza i do
          tych "zadowolonch" i "niezadowolonych". Moim zdaniem kazdy z nich ma dobry
          charakter i warto z kazdym sie spotkac. Z uwagi na roznice kulturalne/spoleczne
          ciezko sie zaprzyjaznic np z kiwusem (takiego ciekawego kiwusa mozna ze swieca
          szukac). Sa inne nacje ale tu podobnie albo i gorzej jak z kiwisami. No a ze
          czlowiek jest raczej zwierzeciem stadnym jest ochota na poznanie nowych ludzi.
          Tyle ze w przypadku rodakow... nalezy postepowac jak jezem.

          Wynika z tego ze rodak unika rodaka bo ciagle narzekamy? Taka (smutna) natura
          polaka?
          Jak dla mnie powinno sie chwytac kazdej chwili, cieszyc z byle pierdoly...
          mozna suszyc zeby z byle powodu. Chyba nawiwny jestem bo powodu do radosci moze
          byc wiele chocby nawet to ze znajomemu (rodakowi czy nie) lepiej idzie niz mi.
          A to ze nic z tego nie mam?... Po pierwsze: a niby dlaczego mam miec z tego
          korzysc? Po drugie: to moj problem a nie reszty swiata. To czy narzekam czy nie
          nie powinno miec wplywu na uczucia innych. Przyjacielowi czy bliskiej osobie
          moza sie wyzalic, bo zrozumie, ale obcej osobie? Po co?

          Wracajac do opisu goscia co muzyke nagral ... sam byl tez tak zrobil gdybym
          mogl zrealizowac swoje marzenia. Wynika z tego ze zachowuje sie jak "typowy
          emigrant". Tutaj mozna sie zapytac jak by sie zachowal nietypowy emigrant?
          Kupil lepszy/wiekszy dom w lepszej dzielnicy?
          Nie ma swirow w domu wariatow... to swiat na zewnatrz jest pokopany.
          Chyba wole byc tym typowym w oczach nietypowych... ale moim zdaniem jest
          odwrotnie.
          • kotkanadachu Re: Jak sie widza...? 26.10.06, 02:20
            szepa1, Twoje wydawaloby sie bardzo proste i logiczne pytanie wywolalo u mnie
            burze mysli, nie jestem malo towarzyska, wiec wychodzi na to ze glownie dla
            rodakow :) ale moze nie

            kiedy pierwszy raz przyjechalam do N.Z. a byl to rok 1983, poznalismy
            grupe "starej polonii" z wiekszascia trudno bylo nam sie dogadac, ale z kilkoma
            osobami sie zaprzyjaznilismy i te przyjaznie przetrwaly dlugi czas.

            Czytalam gdzies na watku ze ktos by np mile widzial gdyby mu ktos z
            zasiedzialych osob powiedzial jaka masc jest podobna do termentiolu itd,,
            podejrzewam ze pewnie by powiedzial gdyby ta osoba zapytala i oczywiscie gdyby
            wiedzial

            Napewno sa informacje ktorych ci bardziej zasiedziali moga udzielic nowo
            przybylym, tyle ze nie wszyscy pytaja

            Ta sama osoba narzeka na to ze dostala cos, co jak sie pozniej okazalo osoba
            dajaca chciala sie pozbyc- moje pytanie a czego sie spodziewal? ze dostanie cos
            czego ktos nie chce sie pozbyc?

            20 lat temu, ktos nam przyniosl kawalek podchodniczka (jak sie wtedy wyrazil,
            dla nie wtajemniczonych gabka ktora sie kladzie pod karpet) do tej pory sie z
            tego smiejemy, ale to bylo to co ten facet mial, co chcial dac, pomyslal sobie
            ze moze komus sie przyda. Raczej trudno oczekiwac zeby nam oddal chodniczek
            ktory uzywal, itd itd przyklady mozna by mnozyc.

            Ja dwa lata temu nowoprzybylych spytalam czy czegos potrzebuja, (wlasnie
            wynajmowali 1sze mieszkanie) zapytali o szafki nocne, niestety na zbyciu nie
            mialam, lampki - odpisalam tak ale nie mam do nich kloszy, wiecej sie nie
            odezwali. Mogli napisac np- nie dziekujemy, mozna kupic taniej lampki z
            kloszami niz same klosze.
            Wydaje mi sie ze pies lezy pogrzebany w naszych oczekiwaniach, ktos np oczekuje
            lampek z kloszami a ktos maila ze bez kloszy im nie pasuje itd.

            Ostatnio przegladalam strone polonii w Christchurch (bo tu jestem).
            Fantastyczna sprawa ze ktos ta strone robi, ze znajduje czas zeby cos napisac,
            cos zorganizowac, paskudna sprawa ze ja np sie do tego wogole nie dokladam,
            nawet tych glupich $20 nie wysylam, i to nie dlatego ze nie mam albo ze uwazam
            ze to za duzo, jakos nigdy nie pamietam chociaz pare razy juz sobie
            obiecywalam.
            Mamy tam liste polskich firm np, ale pewnie sa polacy z roznymi kwalifikacjami
            ktorzy nie koniecznie maja swoje firmy, tyle ze nasza natura jest taka ze
            omijamy rodakow z jakiegos powodu (moze zeby na nas nie zarobili? )

            Nie mam gotowych odpowiedzi, nikogo nie krytykuje, jezeli juz to tylko siebie.
            Napewno moglabym cos robic w tym kierunku zeby poprawic nasz (swoj) wizerunek,
            zniechecaja mnie pewnie oczekiwania innych, nie wiem zreszta.

            To jak komu idzie nie jest dla mnie wazne, tzn jezli idzie komus dobrze to
            zdecydowanie mnie to cieszy. Mamy tu w Chch Jubilera, uwazam fantastyczna
            wizytowka polakow. Fajnie by bylo gdyby nas bylo widac wiecej, ale widocznie
            wiekszosc jest takich jak ja, kryjacych sie po katach. Paskudny charakterek.
            • aikus Re: Jak sie widza...? 26.10.06, 05:26
              skoro moj przypadek poruszasz to chce to wyjasnic. nie bede pisal o wszystkich,
              ktorzy wyciagneli do mnie reke na poczatku. dostalem sporo rzeczy
              na "dziendobry", ktore mi do dzisiaj sluza, ale czesc byla w zestawie -
              wszystko lub nic, wiec bralem wszystko jak leci. po segregacji lub 1 uzyciu
              uwidaczniala sie jakosc. szczerze mowiac to nie spodziewalem sie niczego od
              nikogo - a tu mile zaskoczenie. kiedy ponosisz koszty Immigration to takie
              datki sa BARDZO pozyteczne. ale caly urok pryska kiedy slyszysz od innych
              rodakow, ze ja o te rzeczy sie dopraszalem/upominalem, ze dostalem prawie nowe
              i firmowe. po jakims czasie, komus sie przypomnialo, ze rzeczy, ktore dostalem
              to tak naprawde mam pozyczone a nie dane. i jak TY bys sie wtedy poczula
              kotkonadachu?
              z tymi rodakami, ktorzy pomagali od serca nadal mam dobre kontakty pomimo
              sporej roznicy wieku.
              te prezenty zapadly mi w pamieci - teraz moja kolej obdarowac swiezego
              emigranta, nie tylko przedmiotami ale i swoim czasem
              • kotkanadachu Re: Jak sie widza...? 26.10.06, 07:10
                aikus, mam nadzieje ze sie nie obraziles,, poprostu pobierzenie przegladalam
                wpisy i akurat Twoj mi wpadl w oko, podalam to tylko jako przyklad do tego ze
                jakby oczekiwania sie roznia i moze dlatego jakos nam ciezko znalezc wspolny
                jezyk.

                A ciezko znalezc napewno, pisze to z doswiadczenia bo poznalam polakow
                mieszkajacych w roznych krajach i wszedzie to mniej wiecej tak samo wyglada.
                Moze nawet tam gdzie nas wiecej wyglada to gorzej, bo pamietam np spotkania w
                Perth, okazalo sie ze domy polskie byly tam 2 (albo i 3) dokladnie juz nie
                pamietam bo dawno to bylo. Wiem ze tarcia pomiedzy jedna grupa a druga byly
                spore, jakby wzajemnie sie zwalczali.

                Z Auckland tez pamietam ze bylismy podzieleni, na komunistow, innych i nowo
                przybylych. Poprostu trudno nam sie zjednoczyc i tworzyc jakas zwarta grupe,
                bez obrzucania sie blotem wzajemnie.

                Pewnie zamiast duzo gadac powinnam sie poprostu przylaczyc i zaczac dzialac :)

                Pozdrawiam cieplutko

                • aikus Re: Jak sie widza...? 26.10.06, 23:49
                  ja sie tak latwo nie obrazam :)
                  chcialem sprostowac moj "model", ktory moze jakos posluzy/natchnie kogos do
                  zjednania mlodych polskich emigrantow z bardziej doswiadczonymi.
                  • poledownunder Re: Jak sie widza...? 27.10.06, 00:13
                    natchniona to ja sie juz czuje, tylko cos mi nie wychodzi. zalaczam drugi
                    ciag tej samej dyskusji dla pelniejszego obrazu

                    forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=43645&w=50404496
        • jasyr100 Re: Jak sie widza...? 31.10.06, 12:42
          Kotkanadachu --> No coz, Twoj podzial nie uwglednia takich przypadkow jak ja.
          Jestem niezadowolony z zycia, ale nie jestem malkontentem. Nie krytykuje
          wszystkiego bezrefleksyjnie, za to czesto dostrzegam ewidentne pozytywy w
          rozmaitych aspektach zycia ludzi czy spoleczenstw.

          Ja jestem wolnym duchem, nieswiadomym obowiazkow, troche beztroskim,
          niedojrzalym, rzeczywiscie jakos skarconym przez zycie, ale tego rdzenia mojej
          natury, uksztaltowanej dawno temu, nic juz nie zmieni. Nigdy nie bede mial
          szacunku do pieniadza, nigdy nie bede potrafil ludzi oceniac przez pryzmat ich
          materialnego statusu.

          Dlatego ja lubie rozmawiac z idealistami, z marzycielami o rock&rollowych
          duszach. Ktos moze powiedziec, ze czas najwyzszy zaczac twardo stapac po ziemi,
          ale ja zapytam - po co? I tak wszyscy skonczymy tak samo, a ja przynajmniej
          moge jedno obiecac - nie bede nigdy udawal kogos kim nie jestem, bede sie
          staral byc soba, bede dzialac zgodnie z wlasnymi przekonaniami, z wlasnym
          sumieniem.
          Bo zycie jest zbyt krotkie...

          Mozna powiedziec, ze mam ten komfort, bo nie posiadam rodziny, nie zostalem
          zmuszony do podejmowania decyzji za innych, nie zostalem postawiony w sytuacji,
          w ktorej jestem za kogos odpowiedzialny. Ale obawiam sie, ze nawet gdyby takie
          okolicznosci mi sie w zyciu pojawily, ja i tak nigdy bym nie przestal byc swego
          rodzaju dzieckiem. Nie przez przypadek na kilku moich koszulkach widnieje
          napis "prawdziwy facet nigdy nie dorasta". Z pelnym przekonaniem uwazam to za
          cnote. Czlowiek pozbywajacy sie - z powodu rzekomego pragmatyzmu, poczucia
          odpowiedzialnosci, dojrzalosci - pierwiastka dzieciecego, sam sie wykastrowuje
          z waznych cech i postaw, oraz uczuc.

          Nie ukrywam, ze rozumiejac materialistow, nie przepadam za nimi, rzadko umiem z
          nimi znalezc wspolny jezyk. To oczywiscie zalezy indywidualnie od kazdego
          konkretnego przypadku, ale ogolnie sa mi mentalnie, moze nawet kulturowo obcy.
          Natomiast BYC oraz wszystko co sie za tym kryje, miliard egzystencjalnych
          pytan, poszukiwania samego siebie, natury wszechrzeczy, czerpanie przyjemnosci
          z gonienia kroliczka, a nie ze zlapania go - to wszystko to jest to co tygrysy
          lubia najbardziej.

          Za momencik opuszczam ukochana Ojczyzne. Wyruszam do kraju zwanego Aoteaora. Na
          koniec swiata. Niewiele dalej woda oceaniczna wpada w Otchlan. Tam koncza zywot
          ogromne kalamarnice, osmiornice oraz wszelkie inne mityczne stwory. Bede
          obcowal z bliskoscia Krawedzi. Mam cicha nadzieje, ze z takiej oddali, majac
          taki naturalny dystans do wielu spraw, spojrze inaczej na ukochana Ojczyzne
          oraz na siebie samego i swoje dotychczasowe niezbyt wesole zycie. A nawet
          jezeli mi sie to nie uda, to i tak warto sprobowac.

          Oczywiscie boje sie, przede wszystkim samego siebie, ze nie dam rady, ze nie
          stane na wysokosci zadania, ale jezeli tego nie sprawdze, nie przekonam sie ile
          tak naprawde jestem wart.

          Patrzac na globus widze, ze Polska znajduje sie niemal dokladnie po
          przeciwleglej stronie Ziemi w stosunku do NZ. Dwa tygodnie przed podroza wciaz
          do konca nie moge uwierzyc, ze za chwile bede wsrod Was. I wkrotce napisze z
          kafejki netowej post bedac juz po drugiej stronie lustra.

          Pozdrawiam
          Piotr

          • kotkanadachu Re: Jak sie widza...? 02.11.06, 01:04
            Jasyr, odpowiem jak bede miala ciutke wiecej czasu, teraz moglam tylko
            przeczytac. :)
          • kotkanadachu Re: Jak sie widza...? 02.11.06, 09:22
            Czesc Piotr,

            wedlug mnie uwzglednilam takie przypadki jak Twoj, ciebie zaliczam do tych
            zadowolonych :)
            Wiesz dla mnie osoba niezadowolona, to taka ktora siedzi marudzi, krytykuje,
            placze, lamentuje, narzeka i nic nie robi zeby zmienic to co jej sie nie
            podoba.

            Ty moze obecnie nie jestes zadowolnony ze swojego zycia, ale podjales decyzje
            zmian o co najmniej 180 stopni, bo jak sam napisalas N.Z jest prawie dokladnie
            z drugiej strony.
            Wolny duch, troche niedojrzaly, beztroski - tylko zazdroscic, czesto obowiazki
            ktore na siebie bierzemy tak nas zaczynaja przygniatac ze po drodze gubimy
            gdzies te wszystkie cechy. Gonimy za pieniadzem nie patrzac na kogo nadepniemy
            po drodze, nic sie nie liczy tylko to co posiadamy, lub chcielibysmy posiadac.
            Przykre to ale wlasnie w takim kirunku swiat od dawna zmierza.

            Wydaje mie sie ze wybrales idealny kraj jezli taki wlasnie jestes jak
            napisales. Tutaj raczej nikt nie przyjezdza zeby sie wzbogacic, zrobic kariere,
            zdobyc slawe.
            Niektorzy ten kraj nazywaja zadupiem, i tak wlasnie jest, dla mnie
            niezaprzeczalny urok.

            Piszesz ze mozesz taki byc bo nie ciazy na Tobie odpowiedzialnosc za innych,
            wydaje mie sie ze majac rodzine tez mozna zyc tak zeby sie usmiechac codziennie
            do swojego odbicia w lustrze, czyli zyc zgodnie ze swoimi przekonaniami.

            Z tego co piszesz wnioskuje ze masz dusze :) , nie masz sie czego obawiac, dasz
            rade, staniesz na wysokosci zadania i napewno wiele razy przetestujesz swoja
            wartosc.

            Trzymam kciuki, zycze milego ladowania i spotkania na swojej drodze jak
            najwiecej ludzi z dusza:)

            Pozdrawiam cieplutko
            Janka

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka