Forum Zdrowie DDA
ZMIEŃ
    Dodaj do ulubionych

    czy znacie jakiś sposób na samotność?

    19.11.05, 15:26
    witam
    chciałam się dowiedzieć jak inne ddatki radzą sobie z samotnością?
    czy jest na to w ogóle jakiś sposób? wiadomo,że dda są bardziej nieufne i
    trudno imsię otwierać na ludzi dlatego płyną sobie jak takie samotne żagielki...
    ja nie chcę tak dłużej i czuję się zdeterminowana żeby zmieniać swoje
    życie,tylko tak do końca nie wiem jak...
    Obserwuj wątek
      • jozefowa Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 19.11.05, 19:46
        samotnosc doswiadcze kazdego,nie tylko nas.
        mowie to na pocieszenie,nawet jak juz znajdzisz te druga osobe to po jakims
        czesie poczujesz sie samotna..
        ale tak maja wszyscy ...

        Samotnosc /pisza madrzy ludzie /trzeba polubic,nie ma innego rozwiazania..
        Mozna ja wypelnic ,czytaniem ksiezek ,ogladaniem filmow..
        Wtedy odzaskujemy spokoj,usmiech i ludzie sami sie do nas zblizaja..jest
        nadzieja ze poznamy kogos z kim bedziemy chcieli byc...

        Moze tak sprobowac,ja pomimo ze jestem mezatka,ludzie zabiegaja o kontakty ze
        mna ,czuje sie samotna..
        Tyle ze ja juz polubilam moja samotnosc,i mi nie przeszkadza..
        • konstatacja Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 20.11.05, 23:17
          Ja przestalam sie - w umiarkowany sposob, to nie jest tak, ze jestem w euforii
          dzien w dzien - czuc samotna po tym, jak pogodzilam sie z pewnymi rzeczami i
          przestalam z nimi walczyc. Chodzi o mysli przede wszystkim:
          pamietam, jak bardzo samotna sie czulam kilka lat temu, jeszcze zanim poszlam
          na terapie ale przede wszystkim dlatego, ze mialam poczucie, ze nawet, jesli z
          kims rozmawiam, nikt nie jest w stanie mnie zrozumiec.
          Ja nie bylam w stanie zrozumiac siebie.
          Potem bylo ak, ze tak strasznie bilam sie z wlasnymi wyslami i poczuciem
          niespelnienia, poczuciem winy, ze niewiele bylo osob na tyle dostepnych i
          chetnych, ktore mogly i chcialy mnie wysluchac. Wiec czesto z tymi lekami i
          problemami bylam sama.
          Zdarzalo sie tak, ze bardzo duzo czasu spedzalam na internecie. Z jednej strony
          mialam rozpaczliwa potrzebe kontaktu z ludzmi, z drugiej strony, kiedy
          przychodzilo co do czego, byly tematy, ktore tak bardzo definiowaly moje
          problemy i to, kim jestem, ktorych przy okazji tak bardzo sie wstydzilam, ze
          milczalam na ten temat.
          Tym samym sama siebie stawiajac za szyba i czujac sie potwornie smutna i
          samotna nawet bedac w kontakcie z kims. Bylo to oczywiscie pozostalosc po
          dziecinstwie, kiedy moje problemy dla rodzicow byly takim "wywrotowcem" ich
          zaklamania, ze, jak to sie mowi, odbierali mi prawo do wyrazania ich i spychali
          je pod dywan.

          Nauczylam sie przez to, ze mowienie o sobie i zabieranie komus czasu i uwagi
          wlasnymi emocjami to rzecz niewlasciwa, o ile nie wstyliwa wlasnie.
          To sie zmienilo podczas terapii, ktora bardzo dlugo w pewnym sensie nie
          dopuszczalam do siebie. Kiedys moje problemy, na ktorych temat zazwyczaj
          milczalam tak sie spietrzyly i tak bardzo zaczely mnie bolec, ze w koncu
          otworzylam na ten temat usta. czulam sie tak zla osoba, tak godna potepienia i
          tak pewna, ze ono zaraz nastapi, ze podczas mowienia zaczelam mdlec. Moj
          organizm zareagowal fizjologicznie po to, by mnie uratowac
          przed "unicestwieniem" - wykluczeniem spolecznym ;).

          Moj lek i moja samotnosc generalnie wynikaly z tego, ze czulam sie gorsza od
          innych ludzi i mialam poczucie, ze jesli powiem im o sobie prawde, odrzuca
          mnie. Mimo tego, ze wiele osob staralo sie do mnie zblizyc, ja emocjonalnie
          pozostawalam "letnia" i zdystansowana, nie wierzylam w ich sympatie czy
          uczucie: "wiedzialam", ze jesli pozwole im sie poznac blizej, odrzuca mnie.
          Wiec im na to nie pozwalalam.
          Final byl taki, ze w zwiazku obydwie strony byly samotne i cierpialy i w koncu
          tenze sie rozpadal, ku mojej tym wiekszej rozpaczy.
          Ja innymi slowy w zwiazek inwestowalam wszystko - opieke, uwage, czas, czasami
          finanse, wysilek w znaczeniu pracy - tylko nie wlasna intymnosc. Emocjonalna.
          To powodowalo czasem z drugiej strony agresje i zlosc, bo to sie niestety
          wyczuwa, ten rodzaj sciany. Czesto to w ludziach uruchamia ich wlasne
          kompleksy. Nie wszyscy chca miec przy boku druga opiekunke, czasem chce sie
          miec po prostu przyjaciela, kogos, przy kim mozna sie swobodnie i spontanicznie
          otworzyc. A ja zawsze w jakis sposob bylam spieta.
          Poza tym mialam bardzo czesto poczucie, ze jestem wyczerpana i smiertelnie
          samotna bedac wlasnie w takiej relacji: mialam poczucie, ze inwestuje w to,
          zeby mnie ktos nie opuscil. I mialam potworne poczucie krzywdy, kiedy to w
          koncu mialo miejsce.

          Bledne kolo, prawda?

          Przestalam sie czuc samotna, kiedy:
          a) otworzlam sie przede wszystkim cielesnie na nowe dswiadczenia. Nie chodzi o
          fizyczna intymnosc, ale kontakt z wlasnym cialem, czucie sie swobodnie z nim:
          chodzi o taniec, joge, umiejetnosc glebokiego oddechu i tym podobne. W koncu,
          nie wiem, czy o tym wiesz, ale wiekszosc emocji doswiadczamy przez cialo
          wlasnie. Tym samym, jesli sie uzdrowi cialo, ono rowniez wplynie na psychike i
          dusze.
          b) przestalam sie tak skupiac na sobie i otworzylam sie na innych ludzi:
          zamiast zwracac uwage, czy ktos juz zauwazyl moje braki, patrzylam raczej na
          to, jaki ktos jest - ktos inny. I przestalam ludzi klasyfikowac i oceniac,
          czyli przestalam traktowac ludzi w sposob, w ktory ja sama obawialam sie byc
          traktowana.
          c) przestalam sie skupiac na fakcie relacji z innymi ludzmi w ogole. W pewnym
          momencie postanowilam spelnic wszystkie swoje marzenia z dziecinstwa i
          mlodosci, jakie mialam. I ten fakt, odgrzebania skads swoich pasji i
          zaprzestania leku o ocene innych ludzi spowodowal u mnie tyle radosci, ze to
          zaczelo promieniowac i pewni ludzie sami zaczeli sie do mnie garnac: ludzie o
          pasjach podobnych do moich.
          d) przerobilam wszystkie moje leki wsrod osob podobnych do mnie. Bardzo, ale to
          bardzo potrzebowalam poczucia nalezenia do jakies grupy, zbiorowosci, a nie
          tak, jak w dziecinstwie, bycia ciagle na marginesie. I w tym bardzo mi sie
          przydala terapia. Poczulam sie tam dobrze, poczulam sie akceptowana i
          uprawniona do takich uczuc, jakie mialam.
          Po prostu naprawilam moje zepsute przez lata dorastania poczucie wlasnej
          wartosci.

          Ot, i to

          Pozdrawiam, mam nadzieje, ze moja historia w czyms Ci pomoze.
          Poza tym jesli masz taka potrzebe, pamietaj, ze zawsze mozesz do mnie napisac.

          Trzymaj sie i walcz, walcz jak dziewczyna ;)
          • angel_dda Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 21.11.05, 18:11
            zazdroszczę Ci Konstancjo,że masz to wszystko za sobą,staram się zrozumieć skąd
            to się bierze,ćwiczę jogę i oddech:) też wyczytałam że to bardzo pomaga,mam
            kochanego chłopaka ale moja samotność wiąże się z tym że nie umiem odnaleźć się
            wśród innych ludzi,dopadła mnie ostatnio jakaś straszna depresja,wielu rzeczy
            nie przerobiłam w sobie.. szukam jakiejś terapii grupowej wiem że to możliwe
            dzięki za słowa otuchy:)
          • anis79 Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 12.12.05, 15:35
            Ech czytam Twoją historię chyba po raz 3, czy 4...
            Dziś mi takich optymistycznych wersji bardzo potrzeba :)
            Thx.
          • bb10 Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 27.12.05, 14:13
            Konstancja

            Gdzie byłaś na terapii? Jak czytam twoją hisotrie to prawie tak jak swoją
            własną.

            Też chcę się czuć dobrze.
          • ona7777 Re: do konstancja 24.01.06, 18:38
            mozesz napisac cos o terapiach na jakich byłas????gdzie sa ile kosztuja???
            • ona7777 Re:sorry do konstatacja 24.01.06, 18:39
      • irrrysek Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 05.12.05, 22:04
        Polecam książkę "Wirus samotności" Wojciecha Kruczyńskiego.
        • kwiaaatek1 Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 16.01.06, 16:24
          a ja jestem samotna jak ten palec i mam dość,ale na zmianę sytuacji na razie się
          nie zanosi.wiecie,że mam tylko jednego przyjaciela?miałam chłopaka,ale sobie
          poszedł,na odchodne powiedział mi,że jestem zbyt mądra,zbyt wrażliwa,zbyt
          uczciwa i ze czuje sie przy mnie niedowartościowany.kontaktów nie umiem
          nawiązywać,ludzie mnie nie lubią,nie zapraszają na imprezy,nawet DDA,z którymi
          spotykam się na terapii,nawet terapeutka na każdym spotkaniu się ze mną sprzecza
          i wchodzi w dyskusje udawadniając mi swoje racje i nigdy nie chwali(a innych za
          każdą głupotę)bo jestem...jakaś inna,nie podejmuję zwyczajnych tematów,zamiast
          tego daję poważne wywody nt.książek,psychologii,polityki. mam neurotyczne
          poczucie humoru jak Woody Allen.
          znajomi mężczyźni mnie unikają,na ulicy udają,że mnie nie widzą.wiecie,że
          chciałabym być prostą i głupią kobietą,serio!może wtedy nikt by się mnie nie bał.
          • kylly Re: czy znacie jakiś sposób na samotność? 16.01.06, 20:20
            hmmmmm na to....
            "wiecie,że> chciałabym być prostą i głupią kobietą,serio!może wtedy nikt by się
            mnie nie bał."
            powiem tak :))) NIE CHCIAŁABYŚ
            pozdrawiam

    Nie pamiętasz hasła

    lub ?

     

    Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

    Nakarm Pajacyka