jazz-use1
28.01.06, 00:40
Hę, kurcze, tylko co dalej???
Pamiętam jak dziś kiedy zadzwonił telefon z IPZ-u na Olbrachta, że zostałem zakwalifikowany do grupy wiosennej, to poczułem, jakbym wygrał na loterii, albo nie wiem- gwiazdkę z nieba dostał?
Obiecywałem sobie bardzo wiele, byłem pewien, że po terapii będę zupełnie innym człowiekiem, że w końcu nadejdą moje upragnione „wywiady, autografy”....W miarę trwania , coraz bardziej czułem przeciekający przez palce czas, miałem coraz większe poczucie, że terapia trwa, a ja nic nie robie, że coraz bliżej końca, a ja się wcale nie zmieniam....
Chociaż z drugiej strony, wytrwałem do końca, byłem osobą o największej frekwencji, i chyba, najbardziej aktywnym członkiem grupy (na pewno najbardziej wyrazistym – ze względu na gadulstwo i talent oratorski )...
Miałem też poczucie, że jestem „najcięższym przypadkiem” – jeśli to określenie jest na miejscu, niemal zawsze, kiedy słuchałem opowieści innych, czułem zazdrość. Zazdrościłem aktorowi, którego miałem w grupie; zawsze marzyłem, żeby zostać aktorem....Zazdrościłem biznesmenowi, osiągnął wszystko to, co ja sobie postawiłem z cel przed 30-ką...Zazdrościłem studencikom, mi nie pozwolono się kształcić....Z czasem uświadomiłem sobie, że targają mną sprzeczne uczucia, że obok sympatii do członków grupy pojawia się żywa niechęć, powodowana zawiścią, momentami przeradzająca się w gorącą, ślepą nienawiść. To uczucie, właściwie towarzyszyło mi przez lata, powodując niechęć do obcych ludzi, którzy „mają lepiej”. Nie będę się kajał – TAK –nienawidzę wszystkich tych, którzy mają lepiej, NIENAWIDZĘ!!!!! Ja też chciałbym lepszy start, też chciałbym wakacje na koloniach, nie wiem, obiadki ciepłe po przyjściu ze szkoły, czy mieszkanie na studiach opłacane przez tatusia....Miałem tylko ból cierpienie i strach.....
Miałem nadzieję się tego wyzbyć...Nic z tego, z tą różnicą, że dzisiaj mam to zidentyfikowane i wiem, co mnie tak kłuło w boku przez te lata.. Dziś jestem bardziej wyrachowany, bardziej.perfidny..
Terapia się skończyła, nie wiem: Co dalej? Bardzo dużo rzeczy na niej poruszyłem, a niewiele z nich zamknąłem......Jątrzą się teraz, niczym ropiejące rany i kładą się cieniem na dniu powszednim...Miałem to gdzieś tam na półkach pochowane, w zakamarkach nieświadomości, a teraz znowu się wysypało na głowę i spać po nocach nie daje.....Jestem przerażony, nie wiem, co dalej za sobą robić, co zrobię w czwartek rano....Jakaś pustka zostanie, zabraknie miejsca na naładowanie akumulatorów...Powiedziano, że teraz będzie wszystko inaczej, że jakoś lżej teraz będzie. Mam taką nadzieję, choć nikłą. Z jednej strony
wyszedłem w ten mroźny poranek z uśmiechem na ustach i nadzieją w sercu, jednak, jakieś niepokojące , mroczne przeczucie, że jeszcze nie koniec, że teraz dopiero stanie się coś złego..
Może wraz z wiosną, zaświeci i dla mnie słoneczko?