Forum Zdrowie DDA
ZMIEŃ
    Dodaj do ulubionych

    tylko mi dokładasz...

    04.10.08, 01:05
    Hej...

    czy rodzice tak Wam mówili? Że przecież nieważne, co przeżyliście, to np. tylko szkoła, tylko pierwsza praca. A tylko dokładacie problemów będąc niezadowolonymi, płacząc, oczekując?

    Czy komuś tak powiedzieliście - bo ja dzisiaj tak - "co ty wiesz, tylko mi dokładasz problemów". Przeraziłam się ;( Mówię to samo, co ona, moja mama.

    Mam wrażenie, że jedyną motywacją w moim życiu jest - nie być taka, jak moja matka. Problem w tym, że jej motywacją chyba było to samo... Nie "skończyć" tak jak matka. Boże, jak się z tego wyrwać?
    Obserwuj wątek
      • ladynemeyeth Re: tylko mi dokładasz... 04.10.08, 09:27
        Nie pamiętam, żeby mówili, ale na tysiąc innych niewerbalnych
        sposobów okazywali, że moje problemy to byle gówno! Że to się nie
        liczy, to przejdzie i nie ma się czym przejmować.
        W sumie to, że zachowujesz się jak matka jest całkiem naturalnym
        następstwem bycia przez nią wychowywaną. Do kogo miałbyś być podobna?
        Można się uwolnić od tych cech. Bardzo dobrym znakiem jest, że je
        widzisz i Ci się nie podobają. Ale walka z nimi jest daremna. Trzeba
        te cechy w sobie zaakceptować i w matce też.
        To nie znaczy, że zgadzasz się, aby one w Tobie zawsze istniały.
        Akceptacja oznacza mniej więcej coś takiego:
        "OK, zawsze miałam te cechy, miała je moja matka i ja chciałam ich
        uniknąć, bo strasznie ich w niej nie lubiłam. A tymczasem nauczyłam
        się postepować tak samo, jak ona. Ale to nie znaczy, że do końca
        życia mam w tym tkwić. Trudno, stało się. Prze ileś tam czasu
        zachowywałam się jak moja matka i tak właśnie postępowałam.
        Akceptuję to, że taka byłam, że bezwiednie po niej powtarzałam jej
        błędy. Akceptuję też moją matkę i jej nieporadność w pewnych
        sytuacjach. Nie mam się czego bać, ponieważ jej bezradność w niczym
        mi już nie zagraża. Ja nie muszę być taka jak ona."
        Piękno akceptacji polega na tym, że pomaga nam wybaczyć sobie samym
        i doprowadza nas do emocjonalnego punktu zero. Nie mamy już na sobie
        bagażu przeszłości i poczucia winy związanego z naszym głupim
        postępowaniem; wszystko zaostało wybaczone, więc wszystko można
        zacząć od nowa! I trzeba zacząć od nowa!
        Akceptacja jest kluczowym krokiem do zmian, choć na początku wydawać
        by się mogła nielogiczna. Przecież z wadami trzeba walczyć!
        Nic bardziej mylnego - trzeba je w sobie właśnie akceptować.
        Kiedyś nie chciałąm nawet słuchać o akceptacji, ponieważ uważałam ją
        za zgodę na niewłaściwe postępowanie. Paradoks polega na tym, że
        niewłaściwe postępowanie zmienia się niemal natychmiast po jego
        akceptacji. Trzeba przestać siebie odrzucać tylko dlatego, że
        popełniliśmy jakiś błąd. Tylko otwierając się na tę część nas, któa
        popełnia błędy, integrujemy ją z sobą i stajemy się coraz bardziej
        spójni.
        Ja tak się uwalniam od schematów zachowań przejętych od rodziców i
        to działa nienagannie.
        Miłego weekendu!
        • mamamisiasia Re: tylko mi dokładasz... 04.10.08, 11:32
          tez slyszalam, ze ciagle czegos chce. Ze wyciagam pieniadze i naciagam. To nic
          ze w jednej bluzce chodzilam pol roku, a w takiej bieliznie na randke na pewno
          bym nie poszla ;). Nie wspominajac o takich atrakcjach jak rower itp. Dobrze, ze
          kolonie fundowal pracodawca, bo tak psinco bym miala. Mama sie starala, bo jej
          sie wydawalo, ze czysty dom i najedzone dzieci, to podstawa, a problemy sie same
          rozwiaza. Zreszta, to co mnie najbardziej wkurzalo, to, ze chociaz moj ojciec
          mial w nosie wszystko, to jakby sie dalo, to wlazla by mu bez mydla wiadomo
          gdzie. Reszta rodziny sie nie liczyla. Wszystko bylo dobrze dopoki nie
          zaczynalam sie upominac. Chyba dlatego teraz mi sie jest ciezko upomniec o
          cokolwiek. I generalnie nie umiem rozmawiac, bo w domu tak rozmowa, to bylo
          zawracanie czterech liter. Co do zachowania, to niestety na trzezwo mozna
          panowac nad odruchami, ale w nerwach to drugie ja wychodzi. Wiele razy sobie
          powtarzalam, ze nie bede tak opryskliwa dla dzieci i nie bede wrzeszczala na
          nich. Niestety tak nie jest. Przy kazdym gorszym samopoczuciu humory wychodza. I
          zgadzam sie, ze trzeba zaakceptowac przeszlosc, bo tego sie nie zmieni. Ale ja
          chyba jestem w tej chwili na etapie buntu.
          • 7monly Re: tylko mi dokładasz... 06.10.08, 13:39
            Witam.Też przez to przechodziłam kiedy byłam dzieckiem tzn.słyszałam od matki że
            ciągle czegoś chcę.w moim domu zawsze chodziło o pieniądze bo nigdy nie było ich
            wystarczająco dużo.Ojciec to co zarobił to przepijał.Pamiętam że zawsze kiedy o
            coś poprosiłam np. o nowe buty bo stare sięporwały albo z nich wyrosłam to mama
            odsyłała mnie do jednej lub drugiej babci-nienawidziłam tego robić.I teraz już
            wiem dlaczego czułam tą nienawiść,ponieważ chyba podświadomie czułam się winna
            że mój ojciec pije(zresztą matka też miała i do tej pory ma problemy z
            alkoholem).Ale o dziwo skąd u mnie takie poczucie winy?Do tej pory mam problemy
            braniem tego co mi się należy, wolę dawać a ludzie to wykorzystują i nie raz
            już dostałam po tyłku.Męczy mnie to że taka jestem,nie wiem ile jeszcze tak
            wytrzymam.
            • caprame Re: tylko mi dokładasz... 13.10.08, 15:22
              7monly jak czytam to co napisalas to ja ja tak samo mialam i mam te
              same problemy!tez nie umien brac nawet tego co mi sie nalezy! ale
              jak komus cos potrzeba to oddam wszystko a potem zostaje sama!i
              dostaje kopniaka!obiecuje sobie juz wiecej sie nie dam a tak
              naprawde robie to samo!jak bylam mlodsza to sie izolowalam od domu
              ja budowalam swoj swiat i podswiadomie w nim zylam! najbardziej
              balam sie powrotow do domu bo nie wiedzialam co zastane! choc mama
              jakos sie starala zebym miala w co sie ubrc i wogole! ale nigdy ze
              mna nie rozmawiala! jak byly awantury w domu przez ojca to ona
              chciala nas chronic ale jej sie nie udawalo i tak zaczela sama
              siegac po alkohol! wtedy moje zycie calkiem stracilo sens! klamalam
              ze mama nie pije nie umialam sie do tego przyznac wstyd mi bylo! a
              teraz nie to jest jej choroba ja sie nie musze wstydzic za nia! ale
              ten strach pozostal do teraz!
          • leda16 Re: tylko mi dokładasz... 18.10.08, 21:32
            To nic
            > ze w jednej bluzce chodzilam pol roku,


            A ile Tyś chciała chodzić, miesiąc?


            a w takiej bieliznie na randke na pewno
            > bym nie poszla ;)


            . A na randkę iść bez bielizny


            Wszystko bylo dobrze dopoki nie
            zaczynalam sie upominac.


            Może należało po prostu prosić, zamiast przyjmować postawę roszczeniową? Mam nadzieję, że teraz zarabiasz tak znakomicie, że pomimo posiadania własnych dzieci, kupienie mamie jednej bluzki na dwa miesiące to dla Ciebie nie problem.
      • estutweh Re: tylko mi dokładasz... 04.10.08, 17:09
        Ja nie znosze, kiedy moja mama mowi: "Jestes taka sama jak ojciec"... Nie moge
        tego zniesc, nie moge siebie zniesc. Czasami chcialabym sie zabic, i napisac jej
        kartke, ze ma o jeden "ojcowy" charakter mniej. A przeciez to nie moja wina, ze
        odziedziczylam jego geny. Ja wiem, ze geny nie powinny byc wymowka, ale
        niektorych rzeczy nie da sie przeskoczyc. Dlaczego mi to wypomina? Dobrze wie,
        jak bardzo mnie to boli, bo nieraz jej o tym mowilam. Tak jakby to byla moja
        wina, ze sobie takiego meza wybrala...
        • rew-er Re: tylko mi dokładasz... 05.10.08, 15:59
          estutweh moja mama też często mówiła że jestem taka sama jak ojciec tylko
          dodawała jeszcze że jestem egoistyczna jak on że jestem materialistką jak on.A
          ja nienawidziłam go za to że nas zostawił i to była ostatnia osoba do której
          chciałabym być podobna:(
      • ladynemeyeth Re: tylko mi dokładasz... 04.10.08, 21:35
        U mnie królowały teksty typu "dobijasz mnie, daj mi święty spokój,
        nie mam już siły" ...
        W sumie fajnie, że powstał taki wątek, ponieważ to obudziło jakieś
        stare rany.
        Tak naprawdę najważniejsze jest, co zaczełam myśleć pod wpływem
        powyższych doświadczeń - że nie zasługuję, aby ktoś się mną zajął?
        Że jestem tylko problemem; że wszystko, co złe to właśnie przeze
        mnie? Że nie zasługuję na czyjąś uwagę i czas, że tylko każdemu
        przeszkadzam i jestem taka beznadziejna ...
        Nie mam prawa do tego, żeby zaspokajać moje potrzeby. Jeśli mam
        problem, nie wolno mi się do nikogo zwrócić, bo tylko
        przeszkadzam ...
        Smutne to wszystko i cholernie przykre ... I mam ogromne pretensje
        do mojej matki. Bo mam wrażenie, że ona mnie urodziła po to, żebym
        to ja się nią zajmowała, a nie odwrotnie. W naszych relacjach to ona
        miała być najważniejsza!
        Do tej pory skręca mnie, kiedy mam kogoś porposić o pomoc. Czuję
        gniew i złość za to, że nigdy tak naprawdę nikt się mną nie
        zajmował i nawet nie chciał. Moja matka uważa, że dzieciom się to
        nie należy i robi im wielką łachę, bo ona jest zmęczona.
        Z drugiej strony zachowuje się jak służąca, kiedy te dzieci się
        zjeżdżają do domu ... Potem ma o to pretensje ... Gdzie w tym logika?
        NIe ma żadnej! Jest za to ogromne poczucie krzywdy, ból, żal,
        poczucie bycia porzuconą i totalnie nikomu niepotrzebną, niekochaną,
        zbędną ...
        • mamamisiasia Re: tylko mi dokładasz... 05.10.08, 14:43
          jak czytam Twoje odpowiedzi, to tak jakbym czytala o swojej rodzinie;)
          Lepiej bym tego nie napisala. Teksty w rodzaju: wy mnie wykonczycie, albo
          dosadniej- nie zawracaj mi (pi, pi, pi...). Ostatnio rozmieszyla mnie moja mama.
          Moje dziecko jest niesamowicie uparte i mialam porady w stylu jak trzeba
          wychowywac dziecko. Tylko sama nigdy tych rzeczy nie wprowadzala w zycie. Zawsze
          wszystko zalezalo od humoru danego momentu. Czasami dostawalo sie doslownie za
          nic. Do tej pory mnie skreca jak sobie przypomne te gledzenie i narzekanie, i
          wyzywanie, ze sie nie pomaga. A jak ktores z nas w koncu chcialo cos zrobic, to
          bylo- zostaw, bo nie zrobisz tego dobrze, ja to zrobie lepiej itp. Ostatnio
          zdalam sobie sprawe, m.in. dzieki ksiazce, jak bardzo matka mna manipulowala. I
          to podejrzewam, ze nie swiadomie, bo do tego trzeba troche sprytu. Do tej pory
          slysze ile to musiala sie nachodzic po lekarzach. Mnie by w zyciu nie przyszlo
          do glowy wypominac to dzieciom, bo to psi obowiazek rodzica- albo sie czlowiek
          decyduje na dzieci, albo nie ma takich obowiazkow. A jak o cos sie upominalam,
          bo inne dzieci mialy, to nie dostalam tego z troski o mnie, bo a nuz cos by mi
          sie stalo za sprawa tego przedmiotu (np. okulary przeciwsloneczne zle wplywaja
          na wzrok, tylko nikt mnie nigdy nie gonil do tego, zeby nosic okulary
          korekcyjne- tu jakos brakowalo troski). Do tej pory jak cos robie dla siebie, to
          podswiadomie nie czuje sie, ze jestem tego warta. Najgorsze, ze tez nie potrafie
          sie pozbyc takie gledzenia.
          • ladynemeyeth Re: tylko mi dokładasz... 05.10.08, 17:38
            U mojej matki doradzanie jest na porządku dziennym. Najgorsze jest
            to, że ona jest beznadziejna w tematach, w ktorych udziela
            tak "cennych" rad! I nienawidzi, kiedy jej sie to wytyka!
            Wkurza mnie u niej to ciągłe traktowanie innych z gory. Bo kiedy
            człowiek jej opowiada o swoich problemach, nie moze liczyc na zwykle
            wysluchanie i zrozumienie, tylko na "dobre rady" i traktowanie jak
            nic nie potraafiącego śmiecia!
            Ja już jej niewiele mowie o moich prywatnyc sprawach, bo ona mnie po
            prostu wkurwia swoimi odpowiedziami!!
            • 7monly Re: tylko mi dokładasz... 06.10.08, 14:03
              U mnie jest dokładnie tak samo nie mam żadnego wsparcia ze strony matki.Mało
              tego chyba ciągle mam nadzieje że to się odwróci,że będe miała ciepłą i
              kochającą matkę,choć w głębi serca czuję że tak się nigdy nie stanie.I kiedy ona
              nie przychodzi lub nie dzwoni do mnie dłuższy czas robie to sama nie po to aby
              zwyczajnie pogadać(choć i tak przeważnie rozmowa się nie klei)ale żeby sprawdzić
              czy aby przypadkiem nie pije,czy mój brat ma należytą opiekę.Czy to aby się nie
              nazywa kontrolowanie?co mam zrobić o ironio aby tego nie robić?
              • ladynemeyeth Re: tylko mi dokładasz... 06.10.08, 14:07
                o ironio - zadbać o siebie i stać się dla siebie matką, której nie
                miałaś. Trzeba uruchomić tę część siebie zwaną "odpowiedzialnym
                rodzicem".
                Lektura "Powrót do swego wewnętrznego domu" John Bradshaw.
                Trzeba się sobą zająć tak, jak nie było nam to dane w dzieciństwie.
                Samo wylanie żalu z powodu tego, co się stało, to tylko pól zadania.
                Trzeba podjąć konkretne kroki do zmiany.
                Zachęcam do lektury! I terapii, jeśli nie uczęszczasz!
                Pozdrówki!
      • ladynemeyeth Re: tylko mi dokładasz... 06.10.08, 13:48
        U nas może od pewnego momentu nie było aż takiej trgedii z
        pieniędzmi - ojciec zmienił pracę na lepiej płatną.
        Ale jeśli chodzi o pieniądze, to miałam wrażenie, ze nie mam w ogóle
        prawa o nie prosić i że robię coś złego, kiedy ich chcę.
        Miałam grzecznie czekać, aż ktoś się domyśli, żeby mi coś kupić. No
        i nie wolno mi było wybrać tego czegoś. Miałam przyjąć coś, co
        wybierze mama i składać jej za to pokłony wdzięczności, że w ogóle
        mi zechiała coś kupić (a gust miała niestety beznadziejny i prawie
        nigdy mi się nie podobało to, co mi kupowała).
        Do tej pory z jej wypowiedzi odczytuję, że nie zasługuję na pewne
        rzeczy - że nie powinnam mieć mieszkania, samochodu czy w ogóle dużo
        zarabiać. Ona uważa, że nie zasługuję na to i nie powinnam tego
        mieć. A jeszcze gorszy pod tym względem jest mój ojciec, bo on jest
        zwyczajnie zawistny i rywalizuje ze swoimi dziećmi o dobra
        materialne i nie tylko!
      • ladynemeyeth czuję się oszukana!! 10.10.08, 14:15
        I choć to nie pierwszy raz, w intensywności bólu nie ma różnicy.
        Podczepiam mój post pod ten wątek, ponieważ dotyczy on skrajnej
        postawy moich rodziców (zwłaszcza matki) pt. "tylko mi dokładasz".

        Nie mogę się do niej zwrócić, bo tylko jej dokładam zmartwień. Ale
        kiedy już mi zechce coś doradzić to tak, abym wylądowała w dołku. To
        znaczy, jeśli ktoś mi naubliżał, mam mu ustąpić i zachowywać się
        grzecznie. Jeśli ktoś mi czegoś odmówił (podwyżki w pracy), powinnam
        podkulić ogon i zniknąć mu z pola widzenia, bo pewnie nie zasługuję.
        Przykładów jest mnóstwo!
        Z jednej strony "idź stąd, bo jesteś dla mnie problemem".
        Z drugiej strony "czasami będę łaskawa się tobą zająć, ale tylko po
        to, aby pokazać, że jestem mądra, a nie dla twojego dobra".
        Bo jej rady mi na dobre nie wychodziły.
        Czy wiecie, ze kiedy w liceum zerwałam z chłopakiem, z którym byłam
        dwa lata, ona mi powiedziała, że powinnam już wziąć z nim ślub, bo
        tak wypada?
        Czy zdajecie sobie sprawę z konsekwencji, gdybym okazała się tak
        głupia?
        Nie wiem, czemu akurat dzisiaj się to we mnie obudziło, ale czuję
        się wściekla!!!! Na moją matkę!!! Bo ona w większości przypadków,
        gdy chodzi o bardzo ważne dla mnie sprawy, powinna się po prostu
        zamknąć!!! Tak byłoby dla wszystkich najlepiej!!!
        Sposób, w jaki kierowała moim życiem, kiedy byłam jeszcze dzieckiem
        i jakich wyborów nauczyła mnie dokonywać, wywołuje we mnie nienawiść
        do tej osoby i wolałabym, żeby była ona dla mnie obca!
        Wyrządziła mi ogromną krzywdę swoim debilizmem, głupotą, brakiem
        zastanowienia się nad czymkolwiek i działaniem od czapy!!!!
        nie mogę jej słuchać!!! Nie mogę jej zdzierżyć!!!
        Jednocześnie jest mi strasznie wstyd, że był taki czas w moim życiu,
        kiedy tych jej beznadziejnie głupich rad słuchałam, jakbym nie miała
        własnego rozumu ...

        Ale mam dzień, ja pierdzielę ...
        • mamamisiasia Re: czuję się oszukana!! 10.10.08, 22:11
          ja dopiero od niedawna przejrzalam na oczy. Z jednej strony nie chcialabym czuc
          do niej takiej niecheci, bo sie naprawde starala, zeby stworzyc namiastke
          normalnosci na swoj sposob, ale z drugiej strony jak sobie przypomne niektore
          teksty i zachowania, to krew mnie zalewa jak mozna byc tak bezmyslnym i tak
          czasami bezwglednym. A najgorsze jest to rozdarcie, bo do rodzica powinno sie
          miec szacunek, a ja w zaden sposob nie moge sie nawet na odrobine tego uczucia,
          nawet na odrobine jakiegokolwiek pozytywnego uczucia. Co do zwiazkow, to zawsze
          byla troska- bo Cie rzuci, bo Cie zdradzi. A po rozstaniu- zostawil Cie, bo
          bylas taka, a taka. Po slubie- jakby Cie maz zostawil, zawsze mozesz do nas
          wrocic!!! Taka dobroc, ze omal z krzesla nie spadlam. Potem z moja babka, ktorą
          podejrzewam o chorobe umyslowa (w koncu niedaleko pada jablko od jabloni)
          rozstrzasaly problem jak to w delegacjach maz mnie bedzie zdradzal. Jak w ciazy
          bylam, to po pol roku niewidzenia sie, pierwsze slowa na dziendobry byly- jak ja
          bylam w ciazy, to znacznie lepiej wygladalam. Nie wiem czy sie smiac, czy
          plakac. Widze, ze mozna byloby zalozyc watek na najlepszy tekst swojego
          "oprawcy" psychicznego.
          • clarice05 Re: czuję się oszukana!! 12.10.08, 12:06
            Ja ostatnio czuję ogromną wściekłość na moją matkę. W dzieciństwie byłam od niej bardzo uzależniona, już w przedszkolu czy wczesnej podstawówce - nie pamiętam, ale bardzo wcześnie - jak wychodziła w nocy do nocnego sklepu po papierosy lub piwo to strasznie bałam się, że coś jej się stanie. Udawałam, że śpię - krzyczała, jeśli widziała, że czekam na nią, bo "niepotrzebnie przeżywam" - i wymyślałam, w jaki sposób się zabiję, jeśli coś jej się stanie. Wymyśliłam, że wyskoczę z okna, mieszkaliśmy wysoko, w późniejszych latach myślałam też o jej tabletkach nasennych.

            Była całym moim światem, dlatego całą energię poświęciłam, żeby pomóc jej wyjść z uzależnienia. Tylko ze mną rozmawiała całymi nocami, opowiadała o jakichś ludziach, których nie znałam, co jakiś czas, parę razy w ciągu takiej nocy zauważała mnie i zaczynała obrzucać obelgami i drapać - po twarzy, rękach, czego dosięgnęła.

            Najgorszy chyba tekst w ciągu takiej sesji, to że usunęła kiedyś ciążę i żałuje, że usunęła tamtą, a nie tą ze mną. Że miałaby małą, wesołą blondyneczkę, a nie taką wiecznie użalającą się nad sobą, grubą, leniwą dziewuchę bez osobowości. I że zdecydowała się na małżeństwo z moim ojcem tylko dlatego, że tak bardzo chciała mieć dziecko, ale nie było warto.

            A potem rano, jak już alkohol zniknął, rozmawiałyśmy, jak to będzie, jak już pozbędziemy się ojca, wyremontujemy mieszkanie, będę miała swój pokój i będziemy żyły długo i szczęśliwie. Mówiła, że teraz ona ma problemy i moje problemy muszą zaczekać, ale jak rozwiąże swoje problemy to przyjdzie czas na mnie. Dopiero na studiach dotarło do mnie, jaka to bzdura i oszustwo, bo problemy nigdy się nie kończą...

            A potem otwierali rano sklep monopolowy, i szła po ćwiartkę mówiąc, że nic nie rozumiem i alkoholicy tak mają i że pomału trzeba się odzwyczajać, więc trochę musi wypić.

            Teraz dalej jestem od niej uzależniona, choć w inny sposób, dużo o niej myślę, chociaż rzadko rozmawiamy. Jestem ogromnie wściekła.
        • asaofetida Re: czuję się oszukana!! 20.10.08, 10:55
          moi rodzice byli toksyczni...bardziej matka niz ojciec. Ojciec nie
          chlal tylko okazyjnie jak byly imprezy rodzinne czy koledzy z pracy.
          Ale nie byl alkoholikiem. Matka za to popijala czesto w domu jak
          ojca nie bylo. I to popijanie wkoncu zamienilo sie w nalog. To nie
          bylo codzienne picie ale tak raz na tydzien musialo byc. Gdy sie
          napila to byla bardzo zla i rozzalona na ten swiat i na ojca i na
          dzieci, ze ja Bog pokaral takimi dziecmi. Nas dzieci olewala....nie
          dbala o nas...my chowalismy sie sami bo ona robila tylko to co
          musiala a i to robila w zlosci, ze musi to robic. Ciagle wymyslala
          nam obowiazki i preteksyt aby cos zabronic. Zakazy , kary, wieczne
          ponizanie biciem w twarz i wyzwiska. Bicie grozenie i wyzywanie.
          Bylam typowa ofiara podkladajaca sie pod to. Potem zbuntowalam sie
          i zaczelam pyskowac...lala mnie i lzyla jezszce mocniej. Az doroslam
          i juz nie mogla sobie tak pozwalac. Gdy ojciec umarl na raka to
          nagle stala sie slaba i potrzebowaal wsparcia i pomovcy. Ale we mnie
          byla pamiec i cala zlosc, ktora we mnie wlala i nie moglam jej
          kochac. Ona zabila we mnie milosc. Bo nawet pies gdy jest bity
          zacznie gryzc. Ja juz jako dziecko zyczylam jej smierci.
          Nienawidzilam ja tak bardzo. Ona byla glupia kobieta. Byla
          nauczycielka ale glupia i slaba kobieta. Uswiadomilam sobie, ze ona
          inaczej nie umiala bo stac ja bylo tylko na to. Dla swietego spokoju
          wybaczylam jej . Ale kochac nie potrafilam...Ona umarla kilka lat
          temu i nie plakalam na jej pogrzebie. Moi rodzice nie zyja.
          Wybaczylam im robiac pozniej terapie ale nie kocham ich. Sa mi
          obojetni. Zaakceptowalam to kim byli bo nie umieli inaczej...oni tez
          mielie swoich rodzicow i przekazane wzorce. Tak do konca tez nie
          byli zli...cos ludzkiego jest w kazdym czlowieku ale krzywda
          wyrzadzona dzieciom jest wielka i ciagnie sie latami i czesto
          przekazywana jest dalej. Ja mam 5 letnia corke i nie jestem latwa
          matka ale staram sie. Na szczescie moj maz jest dojrzalym
          czlowiekiem i wspiera mnie. Jest dobry i dojrzaly. I pochodzi z
          normalnej rodziny. I akceptuje moje slabe dni. A ja bardzo nad soba
          pracuje. Nie jestem taka jak moja matka . Ale pewne rzeczy sa we
          mnie, jak zlosc, agresja, emocje. Duzo juz z tym pracowalam i duzo
          sie zmienilo. Terapie a ostatnio sport bardzo pomaga. No i czlowiek
          dojrzewa z czasem uczy sie panowac nad emocjami. Ale to nie jest
          latwe . Na dzien dzisiejszy uwazam, ze dobrze, ze moi rodzice juz
          odeszli. Ze nie musze z nimi sie spotykac i rozmawiac i wracac do
          tamytych dni. Oni i tak nie rozumieli o co mi chodzi. To nie mialo
          sensu. Tak jak jest jest dobrze. Nie mam latwego zycia ale ten
          balast z przeszlosci przeminal...
      • ladynemeyeth samotność 13.10.08, 12:01
        Czy Wy tez macie w związku z sytuacjami typu "tylko mi dokłądasz"
        ogromne poczucie osamotnienia?
        Ja mam, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że z niczym się do
        rodziców nie mogłam zwrócić i nauczyłam się, że kiedy mam problem,
        lepiej im o tym nie mówić. Oni zamaist mi doradzić czy pomóc,
        reagowali strachem, panikowaniem, krzyczeli na mnie, wyżywali się,
        że stworzyłam ten problem ...
        Lepiej było nie mówić, żeby uniknąć tej histerii. A histeryczką była
        zarówno moja matka, jak i mój ojciec. Oni sobie z niczym nie
        radzili! Nic nie potrafili, na nic nie mieli siły - takie było ich
        podejście do problemu!
        Nigdy nie mogłam w niczym na nich polegać i zawsze wszystko siągałam
        w wielkim osamotnieniu. To bardzo boli! A ich bezradność mnie po
        prostu dobija i wkurza!
        • 7monly Re: samotność 13.10.08, 18:40
          Ja też tak mam Ladynemeyeth.Wczoraj poszłam na spacer,jak wracałam do domu
          spotkałam swoją matkę.Zaprosiła mnie do siebie na kawę więc poszłam.Chciałam się
          jej zwierzyć z moich problemów w domu z mężem.Kiedy już skończyłam mówić ona po
          prostu zmieniła od razu temat.Poczułam się okropnie,znowu się łudziłam że mnie
          wesprze.Nie wytrzymałam i wyszłam z tego domu.
          • mamamisiasia Re: samotność 13.10.08, 22:15
            ja sie kontaktuje glownie telefonicznie. I tez moja mama tak samo postepuje.
            Jest szybka zmiana tematu, a potem ciurkiem musze wysluchiwac opowiesci od
            calego menu z tygodnia (jest chyba uzalezniona od jedzenia, a w nastepnej
            kolejnosci od odchudzania- tak jakby siebie slyszala w liceum, podobny krag
            tematyczny) po problemy z mezem. Juz mi sie nie chce zaczynac rozmowy na nasz
            temat, bo albo nie slucha, albo zaraz zmienia temat. A potem sie jeszcze pyta
            dlaczego nic nie opowiadam. U mnie ojciec nie istnial. Fizycznie byl, niestety,
            ale na tym konczyla sie jego rola. Ile razy sie nasluchalam, ze ubranie moze byc
            polatane, byleby bylo czyste i schlude. Ale sam do tej pory nie chce w
            polatanych lachach chodzic. Albo, ze dzieci sa od roboty, jak sie klocilam o to,
            ze musze sie zajmowac mlodszym rodzenstwem, w czasie gdy on z kolezkami zabawial
            sie w pobliskiej pijalni. Zawsze wkurzalo mnie, ze rodzice naklaniaja moje
            kolezanki do uczestniczenia w roznego rodzaju kursach czy gonia do nauki, a u
            mnie byla awantura jak chcialam sie zapisac na angielski, bo czego mi sie
            zachciewa. W koncu to co w szkole wystarczy. A mamie sie nie zwierzalam, bo
            tylko potem obrabiala przyslowiowe 4 litery. Jeszcze miala taki zwyczaj, ze
            sciszonym glosem robila to przy mnie. Nie wiem, czy myslala, ze glucha jestem,
            albo niedorozwinieta. Albo usmiechala sie pod nosem, ze niby z takim g... do
            niej przychodze. Czasami sobie tak myslalam, ze moze jakbym sie powiesila, to w
            koncu zauwazyliby mnie. W zasadzie to mam takie z nimi kontakty emocjonelne jak
            z przechodniem na ulicy. Czyli zadne. A najgorsze jest to, ze ona jest
            pozbawiona dystansu do siebia. Na jakakolwiek krytyke skacze do sufitu.
            • log222 Re: samotność 14.10.08, 15:43
              Eh, to jest straszne z tym pilnowaniem młodszego rodzeństwa przez starsze, zwłaszcza że nagminne. Przecież to dorośli są od pilnowania dzieci! Straszne to według mnie, chociaż jestem jedynaczką.
            • megg2003 Re: samotność 15.10.08, 07:45
              Boże, skąd ja to znam! Zmiany tematu, bagatelizowanie moich problemów,
              odwracanie moich zwierzeń przeciwko mnie, obrabianie d... po cichu itp. Koszmar,
              który spowodował, że z najbliższymi osobami boję się rozwiązywać problemy, mówić
              o swoich potrzebach. Nie oznacza to braku chęci bycia bardzo blisko z partnerem.
              W tej chwili cierpię, nie potrafię poczuć bliskości z mężem. Nie dostaję tego,
              czego chcę, a gdy dostaję, nie zauważam tego. Te sprawy z przeszłości ciągną się
              za mną jak cień w nieskończoność. Brak mi już siły do walki... Czuję się
              okropnie samotna
              • ladynemeyeth Re: samotność 15.10.08, 11:15
                Tak, to sa ciężkie tematy, nawet bardzo. Ja też się ostatnio borykam
                z jakimiś wspomnieniami niezbyt przyjemnymi, ale na wczorajszej
                terapii grupowej dla współuzależnionych został poruszony temat, co
                może zrobić żona alkoholika, żeby sobie i dzieciom zapewnić wyjście
                z tej beznadziejnej sytuacji. Terapeutka podała kilka sposóbów -
                generalnie chodzi o to, żeby potrzeby alkoholika zepchnąć najdalej,
                jak się da, a w centrum postawić siebie i dzieci. I przypomniało mi
                się, że moja matka zrobiła kilka z tych rzeczy. Próbowała, walczyła.
                Zobaczyłam ją w bardziej pozytywnym świetle.
                Nie mogę się doczekać następnego spotkania.
                • megg2003 Re: samotność 15.10.08, 14:07
                  Powiem Ci, że ja na grupie współuzależnieniowej (jakieś 5 lat temu) też
                  zobaczyłam swoją matkę w innym świetle. Do tego stopnia, że zaczęłam ją
                  usprawiedliwiać. Jednak pewnych rzeczy usprawiedliwić się nie da. Rozumiem, z
                  czego mogło wynikać jej zachowanie, ale to ją nie usprawiedliwiało.
                  • ladynemeyeth Re: samotność 15.10.08, 14:20
                    Rozumienie wystarczy, wybielać nikogo nie trzeba.
                    Mi pomaga świadomość, że błędy popełniała z niewiedzy i braku
                    umiejętności radzenia sobie z trudną sytuacją, a nie z podłości.
                    Uwolniłam się tez od bagażu emocji związanych z tymi jej błędami
                    wobec mnie, dlatego dużo lżej mi podjąć ten temat.
                    • megg2003 Re: samotność 15.10.08, 14:30
                      To rzeczywiście duży krok naprzód. Oby tak dalej :) Ja matce wybaczyłam, choć
                      jeszcze mnie czasem złoszczą jej teksty. Staram się już nie myśleć, co było.
                      Dlatego jakoś ze sobą żyjemy w zgodzie na razie. Ale było ciężko, potrafiłam jej
                      "rzygnąć" wiele razy, juz będąc dorosła osobą.
                      • ladynemeyeth Re: samotność 15.10.08, 14:55
                        U mnie tez tak bywało, że potrafiłam nieźle nawtykać i matce, i ojcu
                        i każdemu, kto mi się nawinął! Ale potem w miarę uwalniania emocji
                        ten moj wewnętrzny diabeł tasmański się uspokajał, wyciszał,
                        pogodniał i teraz juz nie szaleje.
                        Mój mąż mi ostatnio powiedział po wizycie u moich rodziców, że jest
                        ze mnie dumny, że potrafiłam się od tego wszystkiego tak dobrze
                        odciąć i zacząć żyć normalnie.
                        W moich rodzicach też mnie drażnią jakieś ich teksty, ich myślenie
                        takie niezbyt do przodu, że niby czegoś się nie da, ich
                        nieporadność, ale to akurat jest do zaakceptowania na dłuższą metę.
                        Może na dany moment to rzeczywiście wkurza, ale można sobie z tym
                        poradzić, jeśli to nie ataki wobec mnie.
                        • megg2003 Re: samotność 16.10.08, 07:34
                          > Może na dany moment to rzeczywiście wkurza, ale można sobie z tym
                          > poradzić, jeśli to nie ataki wobec mnie.

                          Oto właśnie chodzi. Moje matka czasem stosuje chwyty poniżej pasa typu "jesteś
                          niewystarczająco dobrą matką". Nie mówi wprost oczywiście, ale sugeruje, że
                          powinnam robić inaczej, tak jak ona to sobie wyobraża. Mało tego, mój mąż
                          zauważył, że ona zwyczajnie ze mną rywalizuje w kontaktach z wnuczką. Otworzyło
                          mi to oczy i nie będę już pozwalać na pewne zachowania z jej strony. Wcześniej
                          nie reagowałam dla świętego spokoju. Teraz już się nie dam :)
                          • mamamisiasia Re: samotność 16.10.08, 23:29
                            dobrze, ze rywalizuje. Moja jak byla ostatnio u mnie, to pobawila sie dzien, a
                            potem usiadla przed telewizorem i kanaly zmieniala. Narzekala, ze wnuczki na nia
                            nie zwracaja uwagi (trudno rywalizowac z telewizorem), a jak powiedzialam, zeby
                            usiadla i sie pobawila z nimi, to stwierdzila, ze swoje dzieci juz odchowala.
                            Jak mysle o swojej mamie, to wiem, ze sie starala i ze bylo jej ciezko. Byla
                            sama i wszystko sama musiala zalatwiac, bo moj ojciec zatrzymal sie w rozwoju w
                            wieku lat 15 i do tej pory mu to zostalo, wiec sie nie dziwie, ze miala nerwice.
                            Ale jest tyle zlosci we mnie w stosunku do niej, ze trudno mi wybaczyc. Pewnych
                            zachowan nic nie usprawiedliwia.

    Nie pamiętasz hasła

    lub ?

     

    Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

    Nakarm Pajacyka