bupu
30.05.22, 12:18
Zacznijmy od małego coming outu: tak, jestem feministką i to nawet w okularach. Niepalącą, jednakowoż, więc nie dymię nikomu w te biedne oczy, natomiast i owszem, wredna potrafię być. I tak sobie postanowiłam skompilować listę dziesięciu najbardziej zgrzytozębogennych, z punktu widzenia feministki, rzeczy w Sadze.
10. Makjiaż to zuo, skromność niewieścia uber alles. Tendencja wielokrotnie na forum omawiana, w ostatnich tomach doprowadzona do rozmiarów szczytowych. Pannie młodej nawet na własny ślub nie przystoi się zrobić na bóstwo i włożyć kreacji o której wymarzyła, ma zasuwać do ołtarza jak słowiańska dziewoja, we wianeczku, gieźle, z lśniącym nosem, pryszczem na czole i z rozcapierzoną szopą na głowie (nie czarujmy się, Larwa nie miała po demontażu pancernej koafiury weselnej gładkiego warkocza, tylko zjeżoną szczotkę). Otóż jako feministka protestuję gwałtownie przeciw narzucaniu jakichkolwiek standardów w tej kwestii. Jak ktoś ma życzenie nosić makijaż, niech się maluje, komu pasuje z gołą twarzą, niech chodzi z gołą. I niech to będzie WYBÓR posiadacza twarzy, a nie odgórny standard, w dodatku wiażący posiadanie makijażu lub jego brak z walorami moralnymi nosiciela.
9. Role płciowe utrwalone zgoła w betonie. Kobiety są grzeczne, miłe, ciche i uległe, faceci małomówni, nie okazują emocji, za to potrafią zrobić remont. Kto odstaje od szablonu jest pacyfikowany (patrz Laura, do pewnego momentu dziewczę przedsiębiorcze i myślące [niekoniecznie rozsądnie, ale jednak], nie poddające się rodzinnej presji, prezentowana jako Ta Zua, w opozycji do swej cielęcej, patologicznie uległej siostry Róży, lansowanej na drugą Matkę Boskę Jeżycką).
8. Praca zawodowa kobiet zawsze mniej ważna niż praca mężczyzn. Tu zgrzytnęło pierwszy raz dawno temu, w Pulpecji, opisem jak to Milicja cierpliwie słuchała opowieści Marka jak tam było w pracy, bo mężczyzna przecież się musi wygadać na ten temat. Kobieta najwyraźniej nie musi, bo opowieści zawodowych swych córek Milicja nie miała w zwyczaju wysłuchiwać. To widać też w opisach tego, co się dzieje z dawno widzianymi parami bohaterów, dowiadujemy się jakie sukcesy zawodowe odniósł on, ale o niej najwyżej co urodziła. O Cesi wiemy, że ma dzieci i wnuki w ilościach na wagony, ale nawet nie wiemy, czy poszła na swoją wymarzona medycynę. Oraz jeszcze okropna scena z Feblika, wiążąca się też z punktem siódmym, gdy IGS dostrzega w kuchennym zlewie u Pałysów górę brudnych garów, pozostawionych tam przez Marka (Ida akurat siedzi w Rumiankowie), bo przecież Marek jest zbyt zajęty pracą, żeby zmywać. Najwyraźniej tyrająca na dwa etaty (Mediluks i szpital) Ida zbyt zajęta nie jest.
7. Praca zawodowa kobiet zawsze mniej ważna niż zajmowanie się domem. Tu mamy mnóstwo materiału, bo od pewnego czasu wszystkie kobiety Klanu prezentowane są wyłącznie przez pryzmat ich klęczenia przy domowym ognisku, praca plącze się w dalekim tle, jeśli w ogóle, a wzorem kobiecości jest ostatnio Pyza, która w życiu nie pracowała zawodowo, a studiowała mężologię. Zaznaczmy, nie mam nic przeciwko osobom, decydującym się na zostanie niepracującym rodzicem, wręcz przeciwnie, pełen szacunek z mojej strony. Ale, po pierwsze, to powinien być dobrowolny wybór, a nie bo tak należy tudzież wypada, po drugie nie każda kobieta jest stworzona na boginię domowego ogniska, można mieć do zajęć domowych dwie lewe łapy i zywiołowy wstręt i też nie ma w tym nic złego. Obowiązki domowe to coś, co powinno być dzielone między obu partnerów i nie na zasadzie "ty jesteś babą, to ty zmywasz" (Pałys, leniu, wstań jak do ciebie mówię).
6. Człowiek istnieje dla rodziny i tylko w rodzinie, ma zatem być tej rodzinie posłuszny, albowiem rodzina wie lepiej. Przykłady licznie rozsiane po całej Sadze, dlaczego jest to szkodliwe do potęgi entej, tłumaczyć chyba nie muszę?
5. Związki męsko-damskie jako więź mistyczna, nie wymagająca rozmów, ani żadnej tam pracy emocjonalnej i mentalnej, po prostu jedno spojrzenie w okna... pardon, oczy i wypełza złoty nicień, po czym żyli długo i szczęśliwie, ona wsparta ufnie na jego silnej męskiej pierwsi. Spojrzysz i będziesz wiedziała, bzdura toksyczna tak, że należałoby ją zabetonować 100 m pod ziemią, w ołowianym pojemniku. Jest to oczywiście więź wymagająca przypieczętowania przed ołtarzem, zawarta na wieki i po grób. Śluby cywilne i rozwody to domena CKNUKów i fubrawców.
4. Związki męsko-damskie i płodzenie progenitury jako jedyny właściwy sposób realizowania się w życiu, zwłaszcza przez osoby płci żeńskiej. Nieważne, moja droga, jakim jesteś człowiekiem i co chcesz osiągnąć w życiu, ważne co urodzisz i ile to będzie miało punktów w skali Apgan, hehe (tak, piję do odrażającego zakończenia CZ). Jeśli jesteś singielką, zapomnij o szczęściu. Możesz bowiem być nieszczęsną firaną, smutną, albowiem żaden dzidziuś na ciebie nie czeka, albo wrednym babsztylem, wyżywającym się na innych. Zadowolona z życia singielka? Takie w Sadze nie występuja.
3. Promowanie koszmarnie toksycznych wzorców "prawdziwej męskości". Generalnie rzecz biorąc jakiekolwiek wzorce ról płciowych nie budzą mojego entuzjazmu, niech każdy sobie żyje tak, jak chce i jak mu pasuje, nie musimy wtykać ludzi w przegródki, natomiast to, co MM promuje jako ideały męskości, będę szczera, jeży mi włos na głowie. Mamy Józefa troglodytę, który bija słabszych, ku aplauzowi całej rodziny, przekonanej, że bycie tłuczonym utwardza charakter (WOMIT), a namolnymi niewiastami trzęsie jak szczurem, co nie przeszkadza mu robić za rycerza. To, że jest nader jadowitym mizoginem, gardzącym kobietami z całego serca, też nie przeszkadza. A w charakterze drugiego wzoru mamy Maszpana, traktującego swoją wybrankę jak słabo rozgarniętą pięciolatkę, za którą trzeba podejmować wszelkie decyzje (nawet kiedy jej zawieźć gacie na nowe mieszkanie), ba, nawet jej buzię trzeba umyć nad zlewem jak dziecku. Coś podejrzewam, że zlobotomizowana złotym nicieniem Larwa za dużo do powiedzenia w swoim związku nie ma. W dodatku ten wzór menskości i obiekt płomiennych zachwytów Józwy, jest absolutnym egoistą, swoje potrzeby i uczucia traktującym jako priorytet ("nie rycz, durna, nad tą kiecką utraconą, mnie ona nie była potrzebna"). Pojawienie się Podeszwy, stalkera, ciągnącego się za Norą, mimo, że ta mu wielokrotnie komunikowała brak zainteresowania, ani trochę nie poprawia sytuacji w zakresie wzorców męskich Sagi.
2. Groteskowe i przerażające poglądy na temat przemocy, w tym również tej na tle seksualnym. Tu mamy Józwę, trzęsącego Magdusią jak szczurem, choć przed niechcianym dotykiem z jej strony mógł się obronić na tysiąc innych sposobów (jak na przykład Klaudiusz, na którego rzuciła się Ida, on zaś odskoczył i wyraził protesta werbalnie), no ale panna zachowała się w sposób niegodny damy, to trzeba ją ukarać, c'nie, więc to nie przemoc. Przemoc to Bogatka, rzucający się na Derotkę (no to się zgadza) ALE gdy ta Dorotka wali agresora w cyferblat, zaraz potem się wstydzi, tego co zrobiła, bo znowuż, kobiecie nie przystoi. Nie, serio? Kobiecie nie przystoi się bronić?
[Zanim ktoś mi zacznie porównywać te dwie sceny, Józwy z Magdusią i Doroty z Igorem, zwrócę tylko uwagę że w pierwszym przypadku zaatakowanym był dwumetrowy drągal, agresorem dziewczę wzrostu hobbita, a rzecz działa się w pełnym ludzi mieszkaniu, w przypadku drugim dzieweczka z nogą w gipsie została na odludziu zaatakowana przez napakowanego osiłka. Taka drobna różnica w okolicznościach.]
1. Rozmowa Flobrego z Norą z CZ, po tym jak ją Gałdęty napadł. Tak, ten moment zdecydowanie takes the cake, jak mawiają Anglosasi. A dlaczego ta scena bierze torcik? Gdyż Flobry tłumaczy tam swojej latorośli nie jak się bronić przed natrętami, czy cuś. O nie. On jej prawi, że ma się ona inaczej zachowywać. Rozsądku i powagi nabrać, no. Tak jakby to ona odpowiadała za zachowanie cymbała, który ją napadł.