tajna_kryjowka_pyziaka
08.06.22, 22:33
Ostatnio chodzi mi po głowie myśl, że w naszej ulubionej rodzince dość popularna jest praktyka wymiany (bądź jednostronnego wciskania) potomków. Oddawanie ich dziadkom, ciotkom, ogólnie krewnym niebędącym rodzicami. I to nie raz na jakiś czas, ale prawie w każdym tomie. Przynajmniej ja to tak odebrałam.
I żeby nie było, wcale nie twierdzę, że mama i tata mają nad dzieciakiem wisieć 24h, a reszta krewnych won. Zastanawiam się tylko z kim poszczególne borejczątka spędzały najwięcej czasu i kto miał faktyczny wpływ na ich ukształtowanie jako ludzi. Zatem moje pytanie brzmi:
KTO TAM KOGO TAK NAPRAWDĘ WYCHOWUJE?
Co do Ignasia odpowiedź już mamy - został wychowany wspólnymi siłami przez dziada Boreja (rozwój intelektualny) i kuzyna Józkiniowca (fizyczny i psychiczny, z tym, że nie rozwój, a zwój). Czasem tylko Grzendron mu się wślizgiwał do pokoju z nielegalnym przemytem lektur (i biedulek omal przy tym nie zszedł na zawał, bo przecież za drzwiami mógł się czaić dziadzio).
Pyziakówny:
Tu chyba wychowywali głównie dziadkowie. Bo to do nich Lelujki przychodzą pytać o zgodę na randki z Różą i to oni rozmawiają z Frycem, a później z resztą Szopów o różanej ciąży. To dziadek odbywa z Larwą rozmowę o poszukiwanym Januszu P. i to dziadek barykaduje jej balkon przed absztyfikantem (w sensie, że to on wykazuje zainteresowanie życiem uczuciowym młodej, a nie jej własna matka).
Może jeszcze Matolia by się załapała jako potencjalny wychowawca tej dwójki, przez słynne "To są też twoje dzieci (i nie waż się zaprzeczać, bo w zęby!)".
Macie jeszcze jakieś przykłady, bardziej dokładne i rzetelne od moich wspominków?
I czy teoria o wymianie obowiązkami rodzicielskimi jest do obronienia czy to raczej moje subiektywne nadinterpretacje wynikłe z faktu, że nie mam książek pod ręką?