przymrozki
17.06.22, 18:58
„Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni w Jeżycjadzie”, napisałby poeta, ale nie do końca miałby rację. Na drugim planie, w tle matrymonialno-prokreacyjnych osiągnięć pozostałych członków rodziny, dzieje się bowiem, najwyraźniej, przyjaźń Ani Górskiej i Łucji Pałys.
Ania, przypomnijmy, jest w oczach rodziny uważana za towar niepełnowartościowy. Jest albo wyjącą grubaską, albo tępawą dziouszką czekającą na bardziej udaną kuzynkę, żeby móc wreszcie bawić się w fajne zabawy, a proces dojrzewania kończy efektownym telemarkiem i zostaje różowym mydełkiem. Kiedy Ania wyjeżdża na studia do samiuśkiego Posen, matka z przykrością konstatuje, że wyprowadzka starszej córki boli ją mniej niż przyszła wyprowadzka Nory. Tyle dobrego, uznaje Patrycja, że pierworodna, wbrew obawom rodziny, w ogóle zdała maturę, a cud ten przypisywany jest dobremu wpływowi Łucji.
No właśnie, Łucji. Ukochanej wnuczce, zawsze szczupłej, nigdy niewyjącej, temu jeżyckiemu Prometeuszowi, który stękającej grubasce przyniósł w olimpijskim darze dobre zabawy utrzymane w stanie najwyższej poprawności gramatycznej. Cóż za Łucja z tej Łucji, proszę państwa. Nie dość, że bystra, bardzo bystra, to żadna z niej kokietka, nic w niej z mydła, Ignacy wręcz nadziwić się nie może, że Ida urodziła kogoś takiego.
Co zatem Łucja zobaczyła w Ani, a Ania w Łucji, że narodziła się między nimi przyjaźń? Jak bardzo Anię musiało ciągnąć do Łucji, że tej bezmyślnej kokietce, temu nieukowi i tłukowi chciało się przysiąść fałdów, żeby zdać na najbardziej oblegany kierunek w Polsce z jednym z najwyższych, jeżeli nie najwyższym, progiem przyjęcia? A wszystko to, najwyraźniej, tylko po to, żeby być bliżej mężologii Łucji? Wreszcie jak bardzo Łucję musiało uzależnić towarzystwo Ani, że oddała swój cenny czas dziewczynie, w której zalet nie doszukała się nawet jej własna rodzona matka?