tajna_kryjowka_pyziaka
26.01.23, 13:42
Pewnie był już wątek o żenieniu się z obcymi ludźmi, ale go nie znalazłam, a mam w temacie coś nowego do powiedzenia.
Na początek dla przypomnienia:
- Mareczek i Ideczek poznali się trzy miesiące od ślubu w tył licząc, przy czym Ida z dumą przyznała, że już na pierwszej kawie Markowi oświadczyła, że chce z nim być na wieki (chyba przespał ten kawałek skoro nie uciekł?).
- Grzyb i Grzybba niby spotykali się około dwa lata zanim się wzięli za ślub, ale wiemy też, że przez cały pierwszy rok związku żadne z nich kompletnie nic nie wiedziało o rodzinie drugiego (nawet o istnieniu poszczególnych krewnych), pomimo, że mieszkali dosłownie pięć minut od siebie.
- Larwę owinął złoty nicień i na tym etapie jej związek pozostał.
- Indeks Glikemiczny Stryba niby wcześniej znał Agnieszkę z gimnazjum, ale potem kontakt urwał im się całkowicie aż do studiów, więc można śmiało powiedzieć, że sprezentował rodzinie narzeczoną, którą znał trzy dni.
- Podobnież Wąs w Drewniakach, trochę poniańczył kilkuletnią Nutrię, potem przez kilkanaście lat kontaktu brak, potem ponowne spotkanie i parę rozmów, następnie olewanie panny przez rok, by wreszcie wpaść na pomysł natychmiastowych oświadczyn z zaskoczki (przypomnę, że przez cały ten czas byli na "pan/pani").
- Józkiniowiec i jego hoża dziołha ze wsi to rekordziści, u nich pierwsze spojrzenie równa się oświadczynom.
I te małżeństwa, zawierane z kompletnie obcymi osobami, są opisane jako szczęśliwe i bezproblemowe. Nawet Grzegosposia wielbi żonę bezkrytycznie, choć jest przez nią traktowana jak, nie przymierzając, KitchenAid (i to taki z przeceny).
Już samo to jest mało prawdopodobne, ale popatrzcie, co się dzieje z parami, które długo ze sobą chodziły i miały okazję dobrze się poznać:
- Pyziakowie randkowali przez cztery-pięć lat zanim się pobrali
- Pyzofryce jeszcze dłużej, pięć-sześć chyba
Czyli dość czasu by dowiedzieć się jaką osobą jest nasza druga połówka i podjąć tę zasadniczą decyzję mądrzej. I co? I te pary mają małżeństwa burzliwe, nieudane, a na koniec rozbite. Zwłaszcza FryCKNUKowie są bez sensu - "rozwój" ich związku został nam bezpośrednio pokazany w książkach (nie za kulisami jak u Pyziaków) i widzieliśmy, że przez kolejne lata(!) randkowania wciąż pozostają sobie obcy i nie umieją ze sobą rozmawiać. Ciąża i cała akcja wokół niej najlepszym dowodem.
Dlaczego MM pisze związki "na opak"? To zwykły zbieg okoliczności, czy może autorka chciała nam coś zasugerować (nie łapię co)?