kocynder
08.04.23, 01:10
Nie chodzi mi stricte o przedmioty. Ale raczej o cechy, fakty, które autorka wprowadza, a nie mają żadnego znaczenia, ani (w sumie) celu. Nie mam na myśli zjawiska "product placement" czyli tego, że dżinsy Odra, a soki Dr. Witt. Raczej...
Dorotka jest szachistką. Jest to nam wspomniane. Po co? Czy szachy odgrywają jakąkolwiek rolę w budowaniu postaci tej Merysójki?Czy jest chociaż jedna sytuacja (poza opisem), w której te szachy by jakoś wystąpiły? "Dorota zerknęła na zegarek. Uj, późno! Powinna się kłaść spać, jutro huk roboty. Ale jej wzrok ponownie wrócił do ekranu komputera, na którym widniała szachownica. Dorota analizowała pojedynek Iksińskiego z Igrekowskim i dochodził właśnie do wniosku, że...", albo inaczej "Słońce świeciło prosto w nos Doroty. Kichnęła i obudziła się. Gwałtownie poderwała się z łóżka! Do licha, zaspała! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów! Inna na jej miejscu może by wpadła w panikę, ale nie Dorotka! Szybko ułożyła w głowie plan, co trzeba, w jakiej kolejności i ile czasu musi na to przeznaczyć. Od zawsze tak miała - w sytuacjach stresujących - włączała się w niej królowa szachownicy z wyczuciem stratega planująca na kilkanaście ruchów na przód". Ja - nie pamiętam ANI JEDNEJ wzmianki, sceny, czegokolwiek z tymi szachami. I dla mnie te szachy są takim "zbędnym rekwizytem". Albo ta roczna rezydentura Nutrii na Cyprze. Czy Nutria będąc tam nauczyła się języka? Zwiedziła coś? Nauczyła się jakichś ciekawostek z tamtejszej kuchni? Porobiła tam zdjęcia co cenniejszych zabytków? Poznała kogoś? Czy ten Cypr ją jakkolwiek "zbudował"? Chociażby na zasadzie (ok, wiem, ze nic takiego nie pada, ale może w wersji mniej oczywistej?) "Natalia po powrocie z cypryjskiego wojażu była jak podmieniona. Znikła ta poetyczna, łagodna, zamknięta w sobie i nieco przytłoczona dziewczyna. Jeden rok wystarczył, by Nutria, pomimo niesłabnącego uwielbienia dla poezji, nauczyła się chodzić wyprostowana, nabrała energii w ruchach, a nawet mówiła inaczej, ostrzej, bardziej zdecydowanie. Do tego na Cyprze nauczyła się zestawiać bajecznie kolory, więc jej szafa pękała w szwach od tęczowych apaszek, szali, sukienek, tunik...".
Znalazłyście w książkach inne przykłady "zbędnych rekwizytów"?