tajna_kryjowka_pyziaka
11.04.23, 19:12
Przyznam się, że trochę się bałam ujawniać z poniższymi refleksjami. Wiekowo jestem między Anią a Norą i nie znam z autopsji czasów, o których piszę, więc raczej mogę się spodziewać reakcji w stylu "dziecko, co ty wiesz o życiu…". Ale te refleksje i pytania wzięły się właśnie stąd, że jestem ciekawa zdania forumnych skamielin, które osobiście odczuły niżej omawianą "zmianę czasów". Więc co się będę krępować:
W starej dobrej Paleojeżycjadzie jedną z licznych rzeczy, które mi się podobały była duża różnorodność. Postacie wywodziły się z bardzo różnych środowisk, mniej lub bardziej odległych od siebie i nie przeszkadzało im to żyć ze sobą w przyjaźni, np. grupa ESD, od bananowych Pawła i Danki z fiatami mirafiori i zamkami nad Loarą, po Anielę z prowincji i Janusza znikąd, mieszkających kątem i dorabiających na swoje utrzymanie. Główna obsada nie ograniczała się do inteligencji, pojawiały się postacie pozytywne bez wyższego wykształcenia (Robrojek, Pyziaczek, Kasia Kurka, pani Lelujkowa, Lewandowscy, babcia Jedwabińska).
Ale im dalej w przyszłość, tym węższe jest środowisko bohaterów pod względem wykształcenia, statusu społeczno-ekonomicznego i ogólnego "prestiżu" (a potem nawet i pokrewieństwa, ale to już inna sprawa). W Neo- wszyscy idą tą samą drogą: liceum -> studia -> "intelektualny" zawód, względnie artystyczny. I jest na to widoczna presja - prześciganie się w rozpoznawaniu cytatów, żeby nie wydać się niedouczkiem, kto nie czyta poezji ten głupi, z niezdania matury robi się złośliwą rodzinną anegdotkę…
Powoli buduje się też pogarda względem "ludu prostego", którego przedstawiciele opisywani są protekcjonalnie, jako przykłady zepsucia współczesnego świata lub przaśne comic-reliefy. Wyjątek stanowi Robwąs, któremu dla odmiany dopisano kompleksy względem "tak szanowanego człowieka" Ignaca. A ludzie ze wsi to już bez względu na wykształcenie są opisywani jako prymitywy (babcie Rumiankowe).
I zastanawiam się, czy ta zmiana w podejściu do ludzi nie jest trochę odzwierciedleniem zmieniających się realiów?
Jakiś klasizm w społeczeństwie zawsze istniał, jednak w PRL, kiedy inteligencję i robotników odgórnie lokowano w jednym bloku, a ich dzieci w jednej szkole, łatwiej było o konfrontację uprzedzeń z rzeczywistością i (niekiedy) zniwelowanie ich. Potem zmienił się ustrój, a z nim zarobki i dostępność różnych "wygód", pojawiła się możliwość wyboru do jakiej szkoły posłać dzieci, gdzie i przy kim mieszkać (akurat Borejkowie się nie wyprowadzili, ale zrobili to prawie wszyscy ich sąsiedzi, co daje podobny efekt). Więc siłą rzeczy powstały lepsze warunki do segregowania się, tkwienia w swojej bańce i nie stykania z ludźmi spoza niej. No i rozrzut wykształcenia w społeczeństwie się zmienił, już nie sztuka mieć wyższe, a ludzie ze średnim lub poniżej stali się mniejszością.