tajna_kryjowka_pyziaka
16.05.23, 12:38
O ile klasyczne wypełnianie ramion jest w Jeżycjadzie wręcz gloryfikowane, o tyle wzięcie na siebie stałej opieki nad nie swoim dzieckiem (typu adopcja, macoching/ojczyming przy braku jednego z rodziców), traktowana jest przez autorkę per noga.
No bo zobaczmy, według komentarza odautorskiego Mila może swobodnie olać swoją starzejącą się przybraną matkę, a Gaba i Ida (niemożliwe by Gizeli nie pamiętały) mogą wyprzeć jej istnienie ze świadomości.
Jest jescze to dziwne tłumaczenie dlaczego mała Mila nie nazywa Gizeli matką, bo "jest wierna". Oczywiście w samym fakcie, że dziecko ma takie preferencje nie ma absolutnie nic złego, najważniejsze jest tu jego dobro. Ale tłumaczenie tego wyboru w ten sposób dość mocno sugeruje, że odpowiednie tytułowanie rodziców adopcyjnych jest jakąś zdradą wobec rodziców biologicznych.
Podobnie mamy w przypadku Aurelii, tam jest wprost powiedzianie, że ona uważa dogadywanie się z macochą za zdradę matki. I jeszcze nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to były po prostu wyobrażenia nastolatki przechodzącej żałobę. Ale nie, Monika jest też odautorsko opisana jako be i fu. I potem do zmiany Eugeniusza na lepsze trzeba dopisać odejście od niej.
Mamy też nieznanego ojczyma rodzeństwa Bitnerów, który nigdy nawet nie został nazwany ojczymem. Jego rola sprowadza się do przetrzymywania ich matki w USA.
Pomimo, że Grzyborz jest postacią odautorsko pozytywną, Gaba z jakiegoś powodu uważa, że to mijanie się i niewchodzenie sobie w drogę jego i Pyziakówien to najlepsze rozwiązanie. Gdzieś już pisałam, że zrozumiałabym takie przekonanie, gdyby ta trójka się nie dogadywała i miała burzliwą relację. Lub gdyby Pyziak aktywnie uczestniczył w życiu córek i zakres obowiązków Grzegorza byłby dużo mniejszy. Ale nic takiego się nie dzieje, nie ma żadnych argumentów za tym, by wzajemny olew był najlepszą opcją. Mało tego, jak chłop ten jeden jedyny raz próbuje postąpić jak odpowiedzialny opiekun (reprymenda dla Larwy), to zaraz jest od tego odwodzony.
W DP mamy próby dogadywania się Grzesia z Pyziakównami i dzięki boru, że w ogóle powstał taki wątek. Ale, niestety, nic z niego nie wynika, bo przez kolejne tomy widać, że nijak się do siebie nie zbliżyli i Grzegorz w interakcjach z pasierbicami dalej nie wychodzi ponad poziom dalekiego wujka z Ameryki, choć od lat żyje z nimi w jednym domu. Do tego stopnia, że nie można ich razem wysłać na wspólne wakacje.
Macochy borejkowskie są pisane tak, żeby nie musiały być macochami - gdy wiążą się z dzieciatymi mężczyznami, to te dzieci są już prawie dorosłe i zaraz wynoszą się z domu rodzinnego na swoje. O ile w relację Rozmamłalii z Bellą nie mamy wglądu, Gabę jesteśmy zmuszeni oglądać non stop i można dostrzec dość nieciekawy obraz jej relacji z Elką.
Znajomość zaczyna od zaproszenia jej ojca na Wigilię bez niej, czyli z marszu dostajemy wizytówkę poglądu Gaby na macochowanie. Gdy Beton rozmawia z Elką (nie wiedząc, że to córka Grzegorza!), mamy dość szybkie budowanie się poztywnej relacji i na koniec tekst, że młoda często bywała na Rusfelta, ale tylko po to, by w kolejnych tomach wydźwięk tych scen trafił szlag. Ela znika, w P jest tylko pobieżnie wspomniana (i to bynajmniej nie w kontekście wspólnego spędzania czasu z Gąbką), w DP też, w NiN nawet autorka dostrzega, że trzeba wreszcie wytłumaczyć jej nieobecność, więc ją wysyła do Wiednia. I wspomina o tym jedynie w kontekście żalu, że Gabuś nie ma darmowej niańki dla córek. W CR Elka bierze ślub z Tomkiem (dość wcześnie jak na swoje pokolenie) i od tamtej pory znika całkowicie, nie jest już potrzebna nawet jako niańka dla rodzeństwa (co u Borejków jest akurat częstą praktyką). Pomimo, że bynajmniej nie od razu wyniosła się do tej Japonii - jest wyraźnie napisane, że mieszkają u Cyryla i Metodego.
(Offtop, skoro MM chciała się permanentnie pozbyć Elki z fabuły, to czemu nie mogła jej wysłać na studia do innego miasta?)
I żeby nie było, macocha nie musi nie wiem ile robić przy "już odchowanej" pasierbicy, ale to nie równa się udawaniu, że córka męża nie istnieje! A tutaj mamy prawie całkowite zerwanie kontaktów. Dla Gabusi układ bardzo wygodny, ale dla jej betonowej reputacji już mniej. Również jej rozmowy z Elką w N z perspektywy czasu wypadają gorzej, bo wychodzi na to, że to wcale nie była podstawa do budowania relacji, tylko taka jednorazowa, niezobowiązująca gadka, którą Gabba mogła równie dobrze zasunąć byle randomowi z ulicy. Zwłaszcza, że technicznie Elka BYŁA dla Gaby randomem, przecież Betoniarka nie wiedziała, że to córka jej faceta.
To wszystko jest o tyle smutne, że w N od Elki bije na kilometr potrzeba posiadania matki (świetna robota Grzechu) i jest dość bezpośrednio sugerowane, że wszechkochająca Gabrysia ma jej wypełnić tę potrzebę. I co?
Taki sposób przedstawiania w cyklu opiekunów prawnych acz nie biologicznych nie jest zbyt zachęcający. No bo co z niego wynika? Że taki opiekun tylko ktoś na doczepkę, mniej ważny dla dziecka niż "prawdziwa" rodzina? I dlatego wszystko jedno czy uczestniczy w życiu dziecka czy nie?