kooreczka
05.06.23, 08:14
Czytając biografię Igora Neverly'ego natknęłam się na wątek defraudacji składek- autor wspomina jak jako nastolatek wydał część przechowywanych pieniędzy na wymarzony zestaw do wypalania drewna- zazwyczaj poza jego zasięgiem, pojawił się tanio, ale wciąż w kwocie wyższej niż jego oszczędności. Oddał w terminie z kieszonkowego, ale strach co będzie jak go złapią i co powiedzą rodzice pamiętał po latach.
Na tle przytoczonego przykładu, a także wspomnień moich lat szkolnych i rozmaitych skandalików przykład Laury wydaje mi się bardzo dziwny.
Laura bierze "mocno" cudze pieniądze i wydaje je na siebie- nie gwizdnęła banknotu mamie czy babci ("i tak by mi dała"), żeby kupić coś dla kogoś, albo chociaż coś czego mocno jej odmawiano, nie zamotała się też w planie ewentualnego oddania (oddam z tych na urodziny, nikt nie zauważy). Proceder trwa długo i robi tak duże manko, że sprawa rypie się widowiskowo.
I co? I nic?
In universe- Laury nie gryzie sumienie, nie boi się kary, nie obchodzi jej etykietka złodziejki. Gaba również nie zaprząta sobie głowy ani kwestią kary ani zrozumienia tego, co zaszło, nie myśli o tym co spotka córkę ze strony klasy.
Odatorsko- MM traktuje to bardzo lekko. Coś w sumie zabawnego, nad czym nie warto się zastanawiać i co w sumie -literacko niczemu nie służy. Postacie nie zastanawiają się nad tą kwestią, nie wyciągają wniosków- więc po co to komu?