tajna_kryjowka_pyziaka
15.09.23, 14:29
Wyzywam MM na pojedynek - kto usmęci Robrojka w bardziej wiarygodny sposób! Ja też mam jednoosobową redakcję złożoną z bliskiej osoby, która mi złego słowa nie powie, więc szanse wyrównane. Zatem en garde!
UWAGA! fanfik bardziej gadany niż działany (no co ja poradzę, że takie mi się najbardziej podobają?), postacie trochę OOC, hurt-comfort, fluff, slash M/M (nie MM!)
Impreza sylwestrowa trwała w najlepsze. Z adapteru sączyły się romantyczne tony skrzypiec. Rozłożeni na podłodze goście moczyli chleb w improwizowanym fondue z żółtego sera, popijali piwko słodowe, śmieli się i gadali. Tylko Robert Rojek zwany Robrojkiem siedział z podkurczonymi nogami na parapecie i, odgrodzony firanką od reszty świata, smętnie sączył szampana. To zdecydowanie nie był jego dzień. Liczył, że spędzi tego sylwestra… może nie od razu tak, jak sobie zaplanował (nie był aż tak naiwny), ale przynajmniej przyjemnie. Niestety, jego energia i optymizm powoli wyczerpywały się, a wraz z nimi dzisiejszy repertuar teatru "Zauważ Mnie" im. Anieli Kowalik.
Granie teatru jednego aktora było niełatwe samo w sobie, a dziś było jeszcze o tyle trudniej, że sytuacja wymagała wystawiania jednego spektaklu po drugim. Na widowni bowiem kręciło się wielu nieproszonych gości, na domiar złego przystojnych. Więc by utrzymać uwagę publiki musiał dać z siebie wszystko. O tak, tej nocy Robert pokazał do czego zdolny jest artysta. Owocem jego twórczego szału była soczysta improwizacja pod tytułem "Świat do góry nogami, czyli Janusz Pyziak stratowany". Niestety, artystyczne uniesienia przerwała mu interwencja Aśki i jej zamaszystej kuzynki. Gdy okazało się, że oprócz Pyziaka stratowane zostały również dwa kryształowe kieliszki, Joanna (aż nazbyt otwarcie) powiedziała co myśli o inwencji twórczej Robrojka i wcisnęła mu ręce zmiotkę. W tym czasie jej kuzynka, Gabriela bodajże, zdążyła uprowadzić Anielkę w głąb holu. A Robert? Początkowo miał w planach tylko grzeczne zamiatanie, ale nie wytrzymał. Udając, że jeszcze szuka kryształowych odłamków, przycupnął pod drzwiami wychodzącymi na przedsionek. To, co tam usłyszał… nie motywowało do wystawiania kolejnych spektakli.
- A dajcie mi wreszcie spokój z tym Robrojkiem!
- Poważnie, zastanów się! - nalegała Joanna. - Skacze wokół ciebie jak najbardziej uniżony sługa! Wiesz, że te dzisiejsze popisy też były dla ciebie!
- Popisy, o które go NIE PROSIŁAM, rozumiesz?! A teraz przepuście mnie, jeśli łaska! - Aniela bezskutecznie próbowała przecisnąć się do drzwi, ale Gabriela, koszykarka o budowie wprost idealnej dla bramkarza, skutecznie jej to utrudniała.
- Widzisz, że mu na tobie zależy, tak bardzo się stara zwrócić twoją uwagę! - mówiła dalej Joasia.
- I widać, że robi to szczerze. - dodała Gabrysia. - Stara się… jakby… całym sobą, nie tylko jednym wyświechtanym komplementem jak Pyziak!
- Dobra, dobra, zrozumiałam: Pyziak to palant, który wszystkie rwie na jeden tekst i nie jest wart zachodu. Dotarło do mnie, zadowolone? - Aniela wyraźnie traciła cierpliwość. - Ale nie rozumiem, co do tego ma Robrojek? Że co, że niby jak nie ma pod ręką nikogo lepszego, to mam sobie odpuścić i "brać co dają"?
- A co takiego masz mu do zarzucenia? - to pytanie zabrzmiało dziwnie smutno. Czy Gabrysia aż tak bardzo współczuła Robertowi, czy może poczuła z nim solidarność, bo sama nie była klasyczną pięknością? Jakakolwiek nie byłaby przyczyna tak żałosnego tonu, nie zmiękczył on anielinego serca.
- Dziewczyny, jeśli tak bardzo wam go szkoda, to niech któraś z was się z nim umówi, droga wolna. Ale ja chcę prawdziwego chłopaka, nie małego śmiesznego skrzata.
Atmosfera w holu i okolicach jakby się zagęściła. Skulony za drzwiami Robert wstrzymał oddech.
- Oj, nie róbcie takich min. Nie miałam na myśli nic złego, chodzi mi tylko o to, że… no wiecie? - kolejne sekundy niezręcznej ciszy. - Jasne, można z nim konie kraść, świetny z niego kumpel, ale to nie jest materiał do randkowania.
- Dlaczego?
- Och, po prostu nie jest w moim typie, jasne?! - jęknęła Aniela, już z nutką histerii. - Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
- Powiedziałabym mu to wprost, a nie ciągle robiła mu nadzieje! - odparła Joasia.
- Nie robię…
- Właśnie, że tak! Jakoś nigdy nie protestujesz, kiedy się do ciebie wdzięczy! Przeciwnie, chętnie pozwalasz mu wokół siebie skakać, jakby cię to w jakiś sposób cieszyło. - głos Joanny był pełen niesmaku. - On na pewno myśli, że ma u ciebie jakieś szanse! Nie sądzisz, że to trochę nie fair?
- Ja tylko nie chcę, żeby mu było przykro!
Znów zapadło milczenie. I znów niepokojąco się przedłużało. Przerwał je dopiero stuk obcasa o podłogę - Aniela zrobiła krok w przód.
- Dziewczyny, wy pewnie myślicie, że jestem samolubna - powiedziała łagodnie. - ale ja naprawdę chcę dobrze. Robrojek… on jest…, och, no wiecie, tak się stara, taki jest zdesperowany… Po prostu szkoda mi go. Więc pomyślałam, że dam mu się nacieszyć, niech ma…
Dalszego ciągu rozmowy Robert już nie usłyszał, bo po tych słowach błyskawicznie wygramolił się zza drzwi, szczodrze nalał sobie oszczędzanego na północ szampana i skrył się w tym kąciku za zasłoną utopić swe smutki.
I tu dzisiejszy repertuar jego teatru powinien się zakończyć. Powinien, ale Robert nie chciał jeszcze opuszczać kurtyny. Owszem, skłamałby, mówiąc, że przyjemnie mu się słuchało tych barwnych epitetów pod swoim adresem, ale czy to jego wina, że jest taki niewyjściowy? Czy to od razu musi go dyskwalifikować jako potencjalnego chłopaka? Nie, nie może się poddać! Nie teraz, gdy noc jeszcze młoda, a Anielka właśnie samotnie coś podgryza przy fondue. Teraz albo nigdy!
Robert odstawił kieliszek i udał się w jej stronę. Nie miał już pomysłów na kolejne popisy. Nie miał już na nie siły. Ale może krótka rozmowa, króciutka, wystarczy by mógł jej pokazać, że…
- Odpuść sobie, stary. - usłyszał nagle zza pleców. Z kryształowym kieliszkiem i kamienną twarzą, stał za nim Janusz Pyziak. - Skórka niewarta wyprawki, wierz mi.
- Dzięki za darmową poradę specjalisty. - burknął Robrojek i ponownie ruszył w stronę fondue, ale Pyziak zastąpił mu drogę.
- Naprawdę, wiem co mówię. - Robert dawno nie widział kogoś z tak poważnym wyrazem twarzy. - Zresztą sam widziałeś, wystarczyło jedno moje spojrzenie, żeby się na ciebie wypięła. Ja ci mówię Robertino, daj sobie spokój z tą Anielicą i znajdź pannę bardziej z twojej ligi.
- Mojej ligi. - powtórzył Robrojek powoli. Czuł jak cała nadzieja momentalnie z niego wyparowuje i ustępuje miejsca innemu uczuciu. - Mojej czyli jakiej? Brzydszej? Mniej ciekawej? A może niższej, żebym nie wyglądał jak pieprzony leśny ludek?! - nawet nie zauważył kiedy zaczął krzyczeć. Nie zauważył też jak cały pokój nagle ucichł i wszyscy skierowali wzrok w jego stronę.
- Robek, ile ty już wypiłeś? - rozległ się zaniepokojony szept któregoś z kolegów. Ale nie dotarł do uszu Robrojka. Wypełniała je jedynie ponura mantra, powtarzające się na przemian "szkoda mi go" i "mały śmieszny skrzat". Robert poczuł, że coś w nim pęka. Bezceremonialnie przepchnął się między blokującą wyjście parą i wybiegł z pokoju, a następnie z mieszkania. Na nic się zdało wołanie. Nie zważając na nie, ani na czternastostopniowy mróz, Robrojek zbiegł po schodach i wypadł na ganek. Gdy tylko przekroczył próg, lodowaty wiatr smagnął go po twarzy. Ale i zimno nie robiło na nim wrażenia, bo Robert czuł, że się w nim gotuje. I kiedy pomyślał, że tego wieczoru nie da się już bardziej zepsuć, na zaśnieżonym krajobrazie osiedlowego parkingu zamajaczył znajomy mu kształt. Syrenka. I wtedy go uderzyło: pił. Nie może prowadzić.