warum
10.08.14, 08:47
Dla Skrotowych / i spiacych jeszcze

/Czytelnikow, wywiad z prof.Jerzym Hausnerem, ktory nie byl moim ulubiencem, /tak jak i prof. Kolodko/,ale ktoremu w wielu fragmentach wypowiedzi przyznaje racje.
wyborcza.pl/magazyn/1,140070,16452059,Jerzy_Hausner__Dokad_idziemy_.html#CukGW
Wywiad dlugi,ale w calosci przeczytany w papierowej GW, wiec wybiorczosc i kolejnosc cytatow moja i swobodna:
....
" Moim zdaniem naszym celem nie powinien być ani rynek, ani państwo, ani magiczny wzrost PKB, chociaż to oczywiście ważne.
Celem jest jakość życia.
Ludzie są zadowoleni nie wtedy, kiedy każdego stać na wypasionego SUV-a i tkwi w nim w korku na Puławskiej, tylko kiedy każdy ma dostęp do wspólnego parku, dobrej komunikacji publicznej, taniego i bezpiecznego metra, czystych chodników, ma blisko żłobek, przedszkole, szkołę i w miarę sprawną służbę zdrowia, w pracy traktują go po ludzku, a nie jak poddanego w folwarku.
Nie da się niczego osiągnąć bez dobrego przykładu. Metodą nakazową niewiele się zmieni, więc staram się zmieniać świat metodą pokazową."
.....
"Zmiana świata zawsze zaczyna się od zmiany perspektywy, mentalności. Dlatego uważam, że te raporty, opracowania - to "gadanie", jak pan to nazwał - coś jednak zmieniają.
Państwo polskie jest...
- Leniwe. Przestało eksperymentować.
To jest wyraźna różnica wobec Polski, którą mieliśmy na początku transformacji.
Pamiętam swoje czasy rządowe. Myśmy próbowali zmieniać świat, a nie wyłącznie dostosowywać się do zastanej rzeczywistości."
....
"Ile udało się zrealizować z planu Hausnera?
- Tę nazwę wymyśliła pana koleżanka z redakcji, ja jej nie używam. To był program naprawy finansów publicznych. Niezbędny.
Ile? Procentowo.
- Połowicznie. Wystarczająco, by zatrzymać szybkie narastanie długu publicznego, i niewystarczająco, by trwale naprawić finanse publiczne.
50 procent?
- Tak, czysto rachunkowo tyle mniej więcej wyszło, bo udało się zaoszczędzić połowę sumy, którą zakładaliśmy.
Jeśli natomiast rzecz mierzyć moim poczuciem sensu, to wynik będzie gorszy.
Ale to dlatego, że większość zmian później zneutralizowano.
Obszar administracyjny - z tego nie zostało nic.
Zmniejszyłem liczbę członków gabinetów politycznych, żeby nie upolityczniać ministerstw - wycofano.
Zmniejszyłem liczbę "erek" - wycofano.
Wprowadziłem rozwiązania zmniejszające zatrudnienie w administracji wojewódzkiej - wycofano.
Ale były obszary - finansowanie armii, weryfikacja zasiłków - gdzie zmiany zostały zachowane.
30 procent?
- Można tak powiedzieć.
Jak to się dzieje, że w Polsce ze 100 procent zawsze się robi 30 albo jeszcze mniej?
Takie doświadczenia ma bardzo wielu ludzi, którzy wchodzili do rządów i próbowali reformować. Jeden z ministrów porównał aparat polskiego państwa do galarety, która potrafi zamortyzować każdy ruch.
"Uderzam pięścią, galareta chwilę się trzęsie, a potem wszystko zamiera".
- Ja nazywam ten proces koleinowaniem: niby jedziemy w inną stronę, ale w końcu trafiamy w te same koleiny.
Gdyby mechanizm państwowy akceptował dziś ludzi, którzy przychodzą z propozycjami - może nie rewolucji, ale jakichkolwiek ważnych zmian - i zostawałoby z tego 30 procent, byłbym spokojny o Polskę.
W okresie pionierskim pewnie musiało być więcej, Balcerowicz i operacja szokowa to momentami było 100 procent.
Potem może trzeba było mieć wynik 50 procent, i za moich czasów udawało się to czasem osiągnąć.
Teraz wystarczyłoby 30 procent, a niechby 20, tyle że nikt nie próbuje, nie ma żadnego wysiłku reformatorskiego.
Państwo polskie, które kiedyś wykazywało sporą inwencję w poszukiwaniu nowych dróg i rozwiązań, zupełnie przestało to robić.
Gdzie to znika? Gdzie jest czarna dziura?
- Nie ma czarnej dziury.
Jest machina państwa, która ma swoją część biurokratyczną i część polityczną.
To najpierw o biurokratycznej.
- Ona kieruje się logiką przetrwania, najczęściej są to rozmaite strategie zabezpieczania się. Zmiany są neutralizowane, bo po prostu mogą być niebezpieczne.
....
Przychodzę do rządu pełen pomysłów i?
- Zostaje pan ministrem, wysyła sygnał: "Zróbmy to", a ze studni wraca odpowiedź: "Nie da się".
Następnie echo to powtarza."
...
Ale żeby być skuteczny, muszę dokładnie wiedzieć, do czego zmierzam.
No jak to do czego? Żeby wygrać kolejne wybory.
- Nie! Mnie to kompletnie nie zaprzątało głowy.
To nie jest tak, że przychodzi pan do rządu i wszystko wie; teraz będzie nowy pontyfikat, bo jestem światły, poznałem prawdę.
Przychodzi się do rządu lepiej lub gorzej przygotowanym i przede wszystkim warto sprawdzić, co jest w ministerialnej agendzie, a co w realnym życiu. I czy te dwa światy w ogóle się widzą.
W agendzie?
- Czy to, co panu przynoszą na biurko, jest spójne z tym, co pan widzi na zewnątrz budynku.
Jaki jest procent zgodności?
- Na początku prawie zero. Zamulanie.
To aż zaskakujące, czym minister według podległej mu biurokracji powinien się zajmować, bo na pewno nie realnymi problemami widocznymi w życiu obywateli.
Musiałem odwrócić proporcje - 70 procent spraw to był mój wybór, a tylko 30 procent brałem z tego, co podsuwała hydra."
...
"Cała reforma emerytalna była przygotowana przez specjalne biuro, Andrzej Bączkowski je stworzył, bo nigdy struktura urzędnicza nie byłaby w stanie wygenerować takiego konceptu, nie mieliby kompetencji i czasu.
Czasem aparat nie sabotuje co prawda reform, ale stosuje strategię przerabiania ich na własną korzyść....
Po wejściu do Unii pojawiła się jeszcze inna strategia: "Zwal wszystko na Brukselę".
Tworzy się niepotrzebnie skomplikowane przepisy, które zabezpieczają hydrę urzędniczą przed podejmowaniem decyzji i odpowiedzialnością.
"Bo Unia tego wymaga" - tłumaczy urzędnik konieczność wypełniania jakiejś idiotycznej tabelki, która jest czysto polskim innowacyjnym wkładem.."
...
"A druga część hydry - ta polityczna?
- Są różne typy polityków, ale podział z grubsza od zawsze był taki: jedni są od zdobywania władzy, drudzy od rozwiązywania problemów.
W każdej formacji politycznej muszą być ludzie, którzy są mistrzami marketingu politycznego i PR.
Jak mówi klasyk Grzegorz Kołodko: "Nie wystarczy mieć rację, trzeba mieć 50 procent plus jeden".
Ale muszą też być w polityce ludzie od rozwiązywania problemów.
Teraz w polityce są wyłącznie ci pierwsi?
- Nie wyłącznie, ale proporcja się zmieniła.
Na początku wolnej Polski dominowali ludzie, którzy na marketingu politycznym kompletnie się nie znali, natomiast chcieli rozwiązywać problemy państwa, i stworzono strukturę, która to umożliwiała.
Nasz system polityczny stopniowo zmieniał się w taki sposób, żeby neutralizować znaczenie osób od rozwiązywania problemów, a wzmacniać tych od zdobywania władzy.
I władza stała się celem samym w sobie.
Jest nie po to, żeby zmieniać świat, tylko po to, żeby jej nie oddać.
Lęk przed oddaniem władzy to obecnie najsilniejszy motor w polskiej polityce.
Temu jest wszystko podporządkowane.
Lęk?
- Większość polityków jest święcie przekonana, że jak straci władzę, to pójdzie do więzienia. Przyjdą oponenci i nas powsadzają. I to jest strach realny."
...
" Dlaczego Polacy uważają, że oni sami sobie dobrze radzą, tylko państwo sobie nie radzi? Dlaczego u siebie jesteśmy szczęśliwi, a jako wspólnota - nie bardzo?
Bo za rzeczy bliskie chętnie wzięliśmy odpowiedzialność, nie boimy się jej. Radzimy sobie raz lepiej, raz gorzej, ale radzimy.
Natomiast całkowicie uciekamy od odpowiedzialności za rzeczy dalsze niż na wyciągnięcie ręki. I to jest ucieczka wszystkich. I rządzących, i rządzonych.
Trzeba nam więcej odwagi i zaufania, wtedy góry można przenosić.
Bo Polak potrafi.
- Potrafiłby dużo więcej, gdyby mógł i potrafił zaufać drugiemu."
*Jerzy Hausner - ur. w 1949 r., jeden z najbardziej znanych polskich ekonomistów