maszrumka
11.02.05, 00:38
Czy u Was seks kończy się zarażeniem partnera? U mnie to wygląda troszkę
dziwnie. Z moim pierwszym mężem, z którym mam dziecko (właśnie od tej ciąży
zaczęły się moje pieczarkowe problemy:) mogliśmy się kochać bezproblemowo,
nigdy się ode mnie nie zarażał, zresztą ja także problemy z grzybkami miałam
sporadycznie. Po rozstaniu z mężem miałam kilku partnerów- również bez
żadnych powikłań... Z moim obecnym mężem, dopóki się tylko spotykaliśmy-
również nie było żadnych kłopotów- ani ze mną, ani z nim. Dopiero kiedy
zamieszkaliśmy razem, zaczęły się schody. Ja załapałam grzyba na dobre, a
każde nasze zbliżenie kończyło się zarażeniem mojego męża. Teraz praktycznie
w ogóle się nie kochamy, bo ani on nie ma ochoty na takie przejścia, ani ja
nie chcę przysparzać mu cierpienia.... I już sama nie wiem- może to
mieszkanie jest jakieś 'trefne'? Bo w zasadzie nasze problemy zaczęły się, od
kiedy się tutaj wprowadziliśmy... Kurde, jestem jeszcze w miarę młodą osobą
(26 lat), pełną temperamentu, mam swoje potrzeby, a przez to dziadostwo nie
jestem w stanie normalnie funkcjonować. Ostatni raz kochaliśmy się jakieś 3
miesiące temu, co miało finał oczywisty. Teraz nawet się nie
zastanawiam: 'kiedy', tylko 'czy w ogóle'. A najgorsze jest to, że oboje mamy
pracę wymagającą całkowitej dyspozycyjności, w domu czasu spędzam niewiele i
nawet nie mam czasu na latanie po lekarzach. Poza tym, czy to jeszcze ma
sens? Na sobie wypróbowałam już chyba wszelkie możliwe środki, niczym królik
doświadczalny, więc po co? Co jeszcze można zrobić? Hm, chyba jestem o krok
od depresji, o ile już w nią nie wpadłam.
A jak to jest u Was? Jak Wasi partnerzy podchodzą do tego problemu?