kora3
02.06.18, 12:11
Co powiecie na taką sytuację: luźne niezobowiązujące spotkanie w kawiarnianym ogródku kilkorga znajomych. W zasadzie tyle co się zaczęło, znaczy poschodzili sie wszyscy zapowiedziani. Wśród nich jest lekarka - ginekolog. W pewnym momencie dzwoni jej telefon. Przeprasza i odchodzi na moment "na stronę", szybko wraca i komunikuje, że musi "zniknąć" na dosłownie chwilę, w praktyce - wróci do pół godziny. Pani wyjaśnia, że musi pilnie wypisać receptę. No i "znika" potem wraca w terminie jaki podała.
Dla mnie normalna sytuacja, życiowa, taki zawód. Dla niektórych z tamtego grona straszna "fopa", wychodzić ze spotkania umówionego, bo jakas recepta, a i ze strony pacjentki gruby nietakt, dzwonić do lekarki w piątkowe popołudnie, gdzie już nie przyjmuje - mozna sobie podjechać na SOR w pilnej sprawie ...
Mam podejrzenie graniczące z pewnością ze szło o wypisanie recepty na tabletkę "po" lun na antykoncepcję, co nie może poczekać. Jasne, o tym, ze się pastylki kończą się wie i pamieta, ale sa sytuacje awaryjne, np. zgubi się torebkę wraz z nimi. Od keidy mamy rząd jaki mamy, który "pobłogosławił" nas ponownie pastylką "po" na receptę życzę powodzenia każdemu, kto z takim interesem przyjechałby na SOR...Owszem, sa miasta gdzie działa ginekolog24, ale to miasto do nich nie należy.
Tak czy owak - ani wg mnie padi doktor nic złego przeciw SV nie zrobiła, ani pacjentka - zwyczajna życiowa sprawa - jakby lekarka nie mogła w tym momencie odebrać albo spełnic prośby pacjentki, toby nie odebrała, albo nie spelniła. Ale mogla, więc zrobiła dobrze. Pacjentka nie dzwoniła wszak z czymś co mogło poczekać, bo gdyby mogło to lekarka wiedziałaby najlepiej - że może.
A jak Wy odebralibyście taką sytuację ze strony lekarki i pacjentki?