positronium
07.09.18, 09:56
Czasy się zmieniają, a wraz z nimi powoli także zasady zachowania i to, co uznajemy za grzeczne.
Zastanawiam się, czy w świecie, w którym nieliczny procent (wręcz - promil) ludzi ma pieniądze dzięki koligacjom rodzinnym i "żyje z procenta", czy w takim świecie faktycznie ma sens zasada, że o pieniądzach się nie rozmawia?
Bo skąd w ogóle wzięła się ta zasada?
Teraz służy utrzymaniu ludzi w niewiedzy i co najwyżej buduje niezdrowe emocje. Powszechne są komentarze w rodzaju "jak ona sobie może pozwolić na wakacje w X, przecież pracuje na kasie?", albo "maja kasy jak lodu, ale skąpią dziecku na obiad i chodzą do MCD"
Mam wrażenie, że poza zwykłym wtykaniem nosa w nie swoje sprawy, takie komentarze biorą się z tego, że z jednej strony pieniądze są tabu, ale z drugiej - każdy z nas ich używa (i potrzebuje).
Nie mam oporów, żeby powiedzieć znajomym czy współpracownikom ile zarabiam, albo ile kosztowała rzecz/usługa, o której opowiadam. Nie chodzi o chwalenie się, ale po prostu jedną z informacji. W końcu, podobnie jak pieniądze, wolny czas też jest jednym z zasobów, którego jedni mają więcej, a inni mniej - a nikt nie robi ceregieli kiedy przychodzi do określenia ile godzin poświęca np. na ćwiczenia czy hobby.
Zatem dlaczego informacja o np. cenie mieszkania jest traktowana jako poufna?