lgirl
26.09.05, 23:37
Wiecie co - niechętnie się przyznaję
-ale ostatnio doświadczam pewnego
rodzaju zniesmaczenie, zniechęcenie
i kij wie co jeszcze.....
Zdaje sobie sprawe z tego ze juz
tak dużo za mną, ze 40 kilo przeca
zgubione piechotą nie chodzi,
ze lepiej wygladam, lepiej fizycznie sie
czuje....
ale jednak, wiecie....
mam taki dołek - ze tak naprawdę
to nie mam sie z kim tym cieszyć.
niby spotkane osoby sie zachwycają
ale to jednak nie to....
wiem, ze ludzie mają gorsze problemy
-patrz Tunia, Yorki i pewnie x z nas
ale jednak....
chyba mam juz przesyt dietowania,
odchudzania, i w ogole wszystkiego
włącznie z pracowymi szopkami.
I tak naprawdę mój dzien zajmuje
mi - pobudkę (dzieki Lince)
wyjscie do roboty i użeranie się z baranami
a potem spacer do chaty, żarcie
jakaś drzemka i głupie seriale,
no ewentualnie klepanie w kompa.
qurde, czuje jak mi zycie przecieka przez palce,
a jakkolwiek na to nie patrzec, to zwykle
ludzie w moim wieku są już w jakikolwiek
sposób ustabilizowani....
A tu czasem po wzięciu telefonu do ręki okazuje sie
ze nie ma do kogo zadzwonic....
to najbardziej boli i wkurza zarazem...
Nie pisze tego, zebyscie sie teraz nade mną użalały
ale po to, zeby troche tego z siebie zrzucić,
bo miło jest mieć gdzie wylać troche swoich żalów...
zwłaszcza jak na żywo nie ma gdzie.
Qurde jakbym żyła na pustyni.... zupełnej pustyni....
to tyle ode mnie.
Dzięki ze dotrwałyście do konca wywodu.
Pozdroowki