stachenka
20.06.07, 18:32
Czytam to forum drugi tydzień i chyba już najwyższa pora na mnie, choć jak
pomyslę ile mam do napisania...
Żadnego ukąszenia kleszcza nie odnotowano, za to komary zawsze mnie uwielbiały
i bąbli miałam od groma. Infekcje raczej częste.
Już jako kilkumiesięczny berbeć jeździłam z rodzicami na wieś. Spędziłam tam,
w domu bezpośrednio sąsiadującym z lasem, sporą część dzieciństwa.
Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się gdy miałam 13 miesięcy. Były to wciąż i
wciąż powracające anginy. Następnie jeden z pediatrów dosłuchał się szumów w
bodaj dwuletnim serduszku.
W przedszkolu dokuczały mi bóle klatki piersiowej, pediatra (inny) powiedział,
że to dlatego że rosnę

Również jako przedszkolak na pytanie dlaczego płaczę
odpowiadałam..... "nie wiem", „bo mi się chce płakać”, żadnych konkretów.
W międzyczasie zaczęły się bóle nóg. "Ortopeda" zdiagnozował to jako bóle
wzrostowe. Od paru lat mamy w domkach Internet, no i sprawdziłam.... te moje
bóle do bólów wzrostowych ni cholery nie były podobne.
Gdy miałam 9 lat pojawił się w lewym kolanie dodatkowo inny ból. "Ortopeda"
obejrzał zdjęcie RTG i powiedział, że zmyślam (sukinkot, ależ byłam na niego
wściekła!). W Szpitalu Dziecięcym w Lublinie na podstawie tego samego zdjęcia
RTG lekarz rozpoznał martwicę jałową kości (choroba Osgood-Schlattera).
Paskudztwo zamiast 2-4 lat męczyło mnie przez lat 10. Moje najżywsze
wspomnienie z czasów szkolnych to: siedzę na łóżku i ryczę z bólu.
Zauważyłam, że moja potylica jest jakoś szczególnie wrażliwa na zimno, na
ucisk… Byle jaka niedogodność z tyłu głowy i łeb boli.
Zaczęła się bezsenność, która z niewielką przerwą trwa do dziś. Potem pojawila
się krótkowzroczność, a źrenice miałam takie, że prawie nie było widać
tęczówki, ale „ambitne dziewczyny tak mają”.
W liceum miałam taki semestr, że tylko z łóżka do szkoły, ze szkoły do łóżka,
szkoła, wyro, szkoła, wyro… Obudziłam się po 3-4 miesiącach.
Później był ciągły ból głowy. Dzień w dzień. W EEG, coś tam wyszło nie w
porządku, ale neurolog stwierdziła, że jej krewna też tak ma i żyje

Tomografia była czysta, „mózg jak marzenie” ponoć (1999r). Dostałam
psychotropy. Trochę pomagało.
W następnym roku znów mnie ścięło. Nie miałam siły żyć. Nic tylko spać i spać…
Na uczelni rozkładałam się po ławkach i ciało spało, tylko uszy słuchały i
intelekt pracował (wtedy jeszcze) jak należy. Do psychotropów, doszedł
Cardiamid Coffein i tyle. W grudniu „dzięki” blokującym drogi pielęgniarkom
złapałam infekcję jak nigdy wcześniej. Trzymało mnie grubo ponad miesiąc.
Wszyscy zgłupieli, bo próbowałam wszystkiego i nic nie pomagało. Czułam się
fatalnie. Nie pamiętam, ale trudno sobie wyobrazić, żebym nie brała wtedy
antybiotyków… Kiedy w końcu infekcja minęła okazało się, że odżyłam. Na wiosnę
(2001r) zrezygnowałam z usług pani neurolog i na własną rękę odstawiłam
psychotropy. Łatwo nie było, ale wygrałam z nimi. Przez 1,5 roku było cudnie.
Co prawda w wieku 20-21 lat nadal miałam „bóle wzrostowe”

ale do tego
byłam przyzwyczajona.
Jesienią 2002 zaczęła się anemia, po której moja mózgownica nie wróciła już do
dawnej sprawności, ale nie było źle. Wiosną 2005 nie mogłam spać. Wcale.
W tym też czasie zaczęłam "leczyć się” u alergologa. Od grudnia doszła do tego
immunoterapia swoista. Tak więc brałam (jak się później okazało -> ) sterydy i
co tydzień dostawałam w układ immunologiczny kopa w postaci zastrzyku z
alergenów.
Na jeden z wziewnych sterydów źle zareagowałam od początku: bóle głowy,
mięśni, brzucha... Alergolog krzywiła się, ze co ja wymyślam, przecież dawka
jak dla dziecka

ale zmieniła na inny. Po kilku miechach zaczęłam mieć
napady gorączki. W końcu zaobserwowałam, że gorączka pojawia się kilka minut
po "wziewnięciu" tego sterydu (że niby wziewne działają miejscowo?). Tym razem
już nie dostałam nic na zmianę, ale dalej brałam pozostałe.
Po szczepionkach od początku było dziwnie.
W dzień zastrzyku czułam się jakbym sobie popiła, a następnego dnia zmęczona.
Później w miejscu podania szczepionki zaczęły pojawiać się coraz większe
bąble, a potem coś do czego nazwa "rumień wędrujący" pasuje idealnie.
Alergolog niedowierzała, bo reakcja skórna jeśli się pojawia, to w ciągu
godziny po zastrzyku (tyle siedzi się po nim w przychodni) i następnego dnia
znika. A u mnie to pojawiało się dopiero wieczorem, czerwona gorąca plama
rozchodziła się po ręce i blednąc od środka przed upływem tygodnia znikała.
Próby zmniejszania dawki, nawet powrót do ostatniej, która była bez bąbla nic
nie dały.
W międzyczasie zaczęłam czuć się ogólnie źle i nienaturalnie tyć.
W końcu za którymś razem zaczęłam buraczeć zaraz po szczepionce. Dostałam 2
zastrzyki. Jeden to był steryd - hydrokortyzon, a drugi nie wiem co. Po 1,5h
wypuścili mnie do domu. Niby było ok, ale wieczorem od nowa wędrujący rumień i
potworny ból ręki. Przez całe święta wielkanocne 2006 w ogóle nie mogłam nią
przez ten ból ruszać.
Więcej mnie alergolog nie zobaczyła.
Od wiosny do późnej jesieni prawie nie mogłam chodzić przez okropne bóle kości
śródstopia. Dreptałam niczym zgarbiona starowinka - stópka za stópką, stópka
za stópką... Ani doustny diklofenak, ani zastrzyki nie pomogły. Pod koniec
lata zauważyłam, że mój stary dobry znajomy, Męt Nr1 ma kolegów (od tamtej
pory ciągle ich przybywa; teraz mam już w oczach jeden wielki SYF). Pojawiło
się notoryczne zmęczenie, śnieg optyczny (teraz po ciemku to już NIC nie
widzę), nasiliły się bóle głowy… W styczniu ni z gruszki ni z pietruszki
schudłam 5kg.
Przebyłam drogę od Annasza do Kajfasza. Dwa razy leżałam w szpitalu i nic.
Żadnej diagnozy. Podobno teraz w maju miałam test na boreliozę i „wszystkie
przeciwciała”, tylko w wypisie jakoś tego nie widać…
Obserwuję u siebie większość objawów boreliozy. Niektóre mam od tak dawna, że
nawet nie pamiętam (np. szumy uszne, nadwrażliwość słuchowa, czy trzeszczenie
szyi).
Najbardziej przeszkadzają mi:
• ciągłe zmęczenie i ból mięśni
• wszystkie objawy boreliozy związane z intelektem
• podwójne (utrzymujące się od stycznia) i rozmyte (od 2 miesięcy) widzenie,
ból oczu
• nadwrażliwość na światło (narastająca od roku w przyspieszonym tempie)
• nadwrażliwość słuchowa: bum tarara bum; tydzień temu przez kilka godzin
słyszałam wszystko 2x, bo najpierw normalnie, a ułamek sekundy później ucho
trąbiło mi to samo, jak je zatkałam, to jakby przez nie tabun koni przebiegał.
• coraz rozmaitsze bóle o różnej lokalizacji
• rozmaite drętwienia, mrowienia i inne zaburzenia czucia
• problemy ze snem.
Zamówiłam w Poznaniu zestaw wysyłkowy i trzymam się nadziei, że w końcu
znalazłam cholerstwo, które mnie toczy.