Dodaj do ulubionych

Moja twórczość powieściowa.

13.05.12, 08:30
Długo się wahałam, ale w końcu wstawiam, moją powiesć, a raczej jej pierwszy rozdział. Narazie mam 100 stron. proszę o opinie, komentarze i uwagi. Wszystke uważnie przeczytam i uwzględnię. no i proszę też o informację, czy dodawać więcej.

Tom 1 -Amersu
Gdzie indziej.

Rozdział 1
Pierwsze spotkanie
04.11. Godz. 9.45. szkoła Amersu.


Trzeba na drugi raz bardziej uważać- pomyślała Amersu i jeszcze bardziej wcisnęła się w kąt. Siedziała w rogu korytarza skulona między koszem na śmieci, ławką, a ścianą.
-Gdzie zrobiłam błąd – zapytała siebie dziewczyna –mój plan był obliczony z dużym marginesem bezpieczeństwa – stwierdziła, jednocześnie zastanawiając się nad wydarzeniami z przed paru minut.
-Nieważne. Każdemu zdarza się wpadka. Nic się nie stało – przekonywała siebie Amersu.
-Może i każdemu się zdarza, ale to nie znaczy, że nic się nie stało – mówiła jej bardziej racjonalna część– ciebie ta „wpadka” może sporo kosztować. Jeżeli ktoś się dowie, ze największa rozrabiara musiała uciekać, twoja reputacja poleci na łeb. Myślisz, że ktoś cię poprosi o wykonanie zadania, skoro raz ci się nie udało? Poza tym, po jakiego grzyba podkładałaś tej Nicole pająka do plecaka. Nie dość, że ci się nie udało, to jeszcze zauważył cię ten Paweł – prawiło jej morały sumienie - a i jeszcze nie zapominaj, że zemsta nie jest szlachetna – dodało sumienie, uprzedzając sprzeciw ze strony Amersu.
- to się dopiero nazywa „bić się z myślami” – zaśmiała się w duchu dziewczyna, – ale nikt jeszcze niczego nie osiągnął siedząc, w kącie. Pewnie mnie jeszcze ten Paweł dopadnie, ale będzie tak na moje własne życzenie – zakończyła kłótnie Amersu
Amersu Rozie była wysoka i szczupła. Czarne, proste i długie do pasa włosy wywoływały zachwyt wielu chłopców, nawet tych z gimnazjum połączonego z podstawówką, do której chodziła. Dziewczyna pozostawała jednakże obojętna na te zachwyty, bo miała inne zajęcia. Być może zaczęłaby się interesować którymś z chłopców, gdyby tylko znalazła na to czas. Na razie jednak go nie miała i nic nie wskazywałoby ta sytuacja miała się zmienić.
- Chyba, że ktoś dowie się o moim niepowodzeniu – uświadomiła sobie Amersu.
Podniosła głowę i zobaczyła pilnie przypatrującą się jej dziewczynę. Była niezwykle podobna do Nicole. Przez głowę Amersu przemknęła myśl „mają mnie”, ale zaraz znikła, gdy Amersu przyjrzała się nieznajomej uważniej. Ta dziewczyna była niższa. No i to spojrzenie… i Nicole i nieznajoma miały oczy w kolorze młodej trawy, ale oczy Nicole zawsze były zimne, a te przyglądały się jej ze zwykłą ciekawością.
Twarz okalała burza lekko kręconych włosów w kolorze platynowy blond.
- Chcesz czegoś ode mnie – spytała Amersu szorstko, bo miała dużo rzeczy do zrobienia przed końcem przerwy, a ta dziewczyna stała jej na drodze.
- N-nie – wyjąkała dziewczyna nieśmiałym głosem – po prosto się przyglądałam, masz bardzo ładny naszyjnik – i wskazała na błękitny kryształ rozmiarów dużego guzika, wiszący na szyi Amersu.
- Rozumiem – odparła – imię. Nazwisko. Klasa – bardziej stwierdziła niż zapytała Amersu. Ta dziewczyna coraz bardziej ją intrygowała. Amersu miała dobrą pamięć i kojarzyła (przynajmniej z widzenia) każdego ucznia tej szkoły, ale tej dziewczyny ni jak nie mogła sobie przypomnieć.
- Jane Croft, 6a – dziewczyna wydawała się być przerażona.
- Spokojnie nie bój się. Nie zjem cię, a stres źle robi na serce. Jestem Amersu Rozie, z 6b. Teoretycznie na imię mam Amersu, ale możesz mnie nazywać jak chcesz. Proszę tylko nie Soresu – Amersu uśmiechnęła się szeroko.
- Ale Soresu to styl walki na miecze świetlne – wykrzyknęła Jane i zaraz ucichła, bo w ich stronę obróciło się kilka osób – należy do formy trzeciej – dodała ciszej.
- Widzę, że lubisz Star Wars, co?
Jane pokiwała głową.
- Bardzo lubię – odparła nieśmiało – właściwie uwielbiam!
- Ja też. Nie bój się mnie. Jestem taka straszna? Mówiłam, że cię nie zjem. Mam swoje śniadanie, a ludzina jest niestrawna. Z resztą ludzi z tego samego roku się nie je, bo to źle wpływa na psychikę. Szczególnie osób, które się zjadło… - Amersu uśmiechnęła się do siebie.
Ta Jane nie może być tutejsza. Pewnie z jakiegoś anglojęzycznego kraju. No i wygląda na zagubioną. Od czasów Sylwii nie miałaś, z kim normalnie pogadać. Odbiło ci tak bardzo, że kłócisz się z sumieniem. No i ona wygląda na uporządkowaną i odpowiedzialną, a kręgosłup moralny ci się przyda!
- Skąd jesteś – spytała Jane uprzedzając Amersu, – bo ja z New York City. Ty też nie wyglądasz na tutejszą. No i to imię…Amersu, nigdy takiego nie słyszałam. Jesteś zza granicy, jestem tego pewna.
- Można tak powiedzieć -zaśmiała się Amersu – jesteś nowa, to widać słychać i czuć – dodała Amersu ( czasem nazywana Amsi np. przez swoich rodziców) przypominając sobie słowa starej piosenki „Jestem z miasta” – z tego, co wiem dzisiaj będą wybory do samorządu szkolnego, a ja nie chcę się spóźnić. Zawsze jest niezły ubaw. No i muszę tam być. Parę tygodni temu trochę nabroiłam i dyrektorka wlepiła mi prace społeczne na rzecz szkoły. Miałam do wyboru sprzątanie toalet lub prowadzenie niektórych apeli, więc wybrałam to drugie. Właściwie nie jest to takie złe zajęcie. Głosowanie jest na następnej lekcji…
W tym momencie jednak pomiędzy rozmawiającymi dziewczynami przebiegł jakiś pierwszak niechcący ochlapując, Amersu i Jane sokiem z butelki. Amersu złapała chłopca za koszulę i podniosła do góry.
- Po korytarzach się nie biega, bo zazwyczaj kończy się to w ten sposób – Amersu wskazała wielką pomarańczową plamę na sukience – zrozumiałeś – zapytała Amsi i, nie czekając na odpowiedź, puściła malucha, który natychmiast się ulotnił
Dziewczyny poszły do łazienki. Po rozpaczliwych próbach zmycia soku z ubrań doszły do wniosku, że dalsze ich pranie jedynie pogorszy sprawę, bo sok zamiast zachodzić rozmazywał się tylko. Amersu oparła się z rezygnacją o ścianę.
- Co ja mam teraz zrobić?! Za chwilę są wybory! Nie mogę się tak pokazać – Amsi zamyśliła się na chwilę – już wiem! Mam pomysł. Chodźmy do pielęgniarki – Amersu ruszyła w stronę drzwi, a Jane o nic nie pytając poszła za nią.


Obserwuj wątek
    • e.silver Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 12:30
      :)) Fajne :) Będzie cd?
      • piotr_c Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 14:08
        Wiem że jest całkiem sporo , gotowe do prezentacji.
    • rigel Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 15:15
      sorki, że dopiero teraz, ale byłem daleko od neta.

      Mnie też się podoba, ale nie publikowałbym tego na forum ;)

      Może ktoś wydrukowałby to w jakimś czasopiśmie? A podobno wydanie książki prywatnym sumptem też nie jest jakoś kosmicznie drogie....

      • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 17:58
        Tu przynajmniej jest spokojnie i fani ludzie, a w czasopiśmie to niewiadomo kto przeczyta. Tu też tak może być, ale jest mniejsze prawdopodobieństwo.
        • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 18:03
          Wstawiam ciąg dalszy:

          Rozdział 2
          Wybory i cała reszta
          04.11. Godz. 9.50 szkoła Amersu


          G
          abinet pielęgniarski był urządzony w kolorach białym i beżowym. W rogu stała kozetka, a naprzeciwko wejścia biurko, za którym siedziała kobieta, wyglądająca na jakieś 25 lat. Gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, odwróciła się.
          - Witaj, Amersu!
          - Dzień dobry pani Jolu – przywitała się grzecznie Amersu.
          - Czego ci potrzeba – zapytała pani Jola z wręcz nieurzędowym zainteresowaniem – chcesz zwolnienie z Wf-u albo z matematyki, a może chcesz świadectwo zgonu…
          - Myślałam, że tylko lekarz może wystawić takie świadectwo – wykrzyknęła Jane, ale Amersu uciszyła ja ruchem dłoni.
          - Nie potrzebuję niczego z tych rzeczy – odparła Amsi śmiejąc się – potrzebne mi trzy rolki bandaży.
          - A po co ci one – dociekała pani pielęgniarka – chcesz kogoś związać? Powiem ci, że do wiązania lepszy jest sznurek, jak chcesz, mogę ci pożyczyć. A może kogoś zabiłaś i chcesz sprawdzić, jak ci idzie robienie mumii? Albo planujesz skoki na linie? Lub…
          W tym momencie przerwała jej Amersu.
          - Nie, nie… i co?! Nieważne. Potrzebuję ich na sukienkę.
          Zarówno Jane jak i pani Jola wytrzeszczyły oczy.
          - Co – wykrzyknęły jednocześnie.
          - Potrzebuję ich na sukienkę – powtórzyła Amersu – prowadzę apel i nie mogę pokazać się z tą plamą – wskazała przód sukienki.
          Pani Jola wyjęła z szafki bandaże i podała je Amsi.
          - Chcesz zrobić sukienkę Ala mumia, prawda?
          Amersu pokiwała głową.
          - Nawet nie musi być specjalnie długa. Mam wysokie buty – wskazała na czarne wysokie do połowy uda muszkieterki – grunt żeby była.
          - Trzeba czymś spiąć te bandaże, bo się rozejdą – zauważyła Jane.
          - Nic się nie martw – odparła Amsi, sięgając do kieszeni i wyjmując pudełko agrafek – to powinno się nadać.
          Parę minut później, gdy sukienka wyglądała jak należy, zabrzmiał dzwonek, i wszystkie klasy zaczęły schodzić na dół, do sali gimnastycznej.
          - Gotowe - oznajmiła pani Jola – a teraz idźcie dziewczynki, bo się spóźnicie.
          Sala gimnastyczna pełna była uczniów i nauczycieli. Pod ścianą ustawiono podwyższenie, na którym mieli prezentować się kandydaci do samorządu szkolnego. Amersu chciała udać się w stronę tego podwyższenia, ale Jane złapała ja za rękę.
          - O co chodziło z tym świadectwem zgonu itp.?
          Amersu westchnęła.
          - Wiedziałam, że zapytasz. Pani jola to przyjaciółka mojej mamy.Za każdym razem, gdy przychodzę z kimś nowym ona robi sobie z niego żarty...Mimo że prosiłam by tego nie robiła.
          - Okay– stwierdziła Jane i poszła znaleźć sobie miejsce.
          W ciągu następnych kilku minut na sali było tak głośno, że nie było można usłyszeć własnych myśli. Jednakże hałas ten ucichł, gdy z głośników rozległ się zdecydowany głos.
          - uczennice, uczniowie i nauczyciele – zawołała Amersu – Tak, chyba w tej kolejności. Jestem Amersu Rozie i mam przyjemność poprowadzić wybory do samorządu szkolnego. Od trzech tygodni w naszej szkole wiszą plakaty reklamujące kandydatów. Część z nich przygotowała dodatkowo przemówienie. Zapraszam!
          Kandydaci weszli do sali i ustawili się w szeregu.
          - Jako pierwsza chce przemówić Emilia Kapitan – Amersu zawahała się i po chwili dodała – jak zwykle – kilka cichych chichotów było jedyną reakcją na ten żart. Pan Malinowska (nauczycielka matematyki) spiorunowała Amersu wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
          - Oto i ona – zawołała Amsi i przesunęła się, by zrobić miejsce Emilii.
          - Drodzy uczniowie – wykrzyknęła Emilia – w tym roku mój program wyborczy uległ zmianie. Zamiast zajmować się wszystkim samodzielnie i samej decydować które imprezy się odbędą, a które nie, będę pytać was. Dodatkowo proponuję rozwinięcie działalności gazetki szkolnej i szkolnego radiowęzła. Chętnie pomogę przy realizacji waszych pomysłów. Dziękuję za uwagę – Emilia zeszła z podwyższenia, z którego przemawiała.
          Po niej prezentowali się inni kandydaci, z mniej lub bardziej głupawymi pomysłami. Gdy wszyscy skończyli mówić Amersu znowu stanęła na środku podwyższenia i poczekała aż uczniowie umilkną.
          - Dziękujemy wszystkim kandydatom. Przypominam, ze w skład samorządu wchodzą: przewodniczący, zastępca i trzech pomocników. Razem pięć osób. Na kartkach piszecie imię, , nazwisko i klasę kandydata, po czym wrzucacie do urny - po chwili namysłu dodała - a i pamiętajcie: przed wyborem przeczytaj uważnie program na plakatach bądź skonsultuj się z przyjacielem lub kolega, gdyż każdy samorząd niewłaściwie wybrany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Tym optymistycznym akcentem kończymy apel. Mówiła dla was Amersu Rozie. Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia – Amersu ukłoniła się i zeszła ze sceny.
          • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 18:04
            Odrazu wstawię trzeci rozdział, bo akurat mam go pod ręką:

            Rozdział 3
            Spotkanie związkowe
            15.11. Godz. 15.30 przed szkołą


            N
            o i on wtedy mówi: „posłuchaj głosu serca” – Jane z zapałem opowiadała o niedawno widzianym filmie – właściwie to trochę mi się już znudził ten tekst o sercu.
            - Mi też – odparła Amersu – ja na przykład nie słucham głosu serca, ani wątroby, ani żadnego innego ważnego organu. No może poza żołądkiem i rozumem, a mój żołądek mi mówi, że czas coś zjeść.
            - Wiesz, że ilość jedzenia, którą pochłaniasz mnie przeraża – zapytała Jane.
            - Wiem – stwierdziła Amsi – nie ciebie pierwszą i nie ostatnią. Byłam kiedyś u dietetyka i on mi zrobił badania. Miałam zapisywać co zjadłam. Po tygodniu przyszłam do niego. Akurat byli praktykanci. Doktor przeczytał na głos nazwy tego co jem codziennie. Praktykanci się lekko przerazili ilością tego jedzenia. Pan doktor natomiast wpisał w rozpoznaniu: ”nie mam pojęcia co jej jest, ma niewiarygodnie szybki metabolizm. Nie przysyłajcie mi takich przy studentach. „
            - Serio ci tak napisał? – Zapytała z niedowierzaniem Jane.
            - Może nie dokładnie tak, ale chodzi tu o sens.
            Dziewczyny zaczęły się śmiać. Wtem do Amsi podszedł jakiś wysoki blondyn.
            - Robimy dzisiaj spotkanie. Mogłabyś załatwić lokal – zapytał i wlepił wzrok w Jane, jak ciele w malowane wrota.
            - Word, tyle razy wam mówiłam, jak chcecie lokal to macie się do mnie zgłosić tydzień przed. Jasne?
            - Jasne – odparł chłopak – pamiętałem o tym i miałem lokal załatwiony, ale Baca złapał grypę i nie ma szans, żeby zrobić u niego.
            - Dobra, niech wam będzie. Ale to ostatni raz. A i każdy mi wisi po pół litra kefiru – Amersu pokręciła głową.
            - A może być…- próbował zapytać jeszcze o coś.
            - Nie, nie może być maślanka. Zapamiętaj to wreszcie: kefir i maślanka to dwie różne rzeczy. Kefir jest smaczny, maślanka nie. Swoją drogą nie możecie zrobić spotkania u kogoś innego?
            - Nie ma szans. Pytałem Motora, ale powiedział, że ma szlaban, po tym jak dostał dwóję ze sprawdzianu. Mi matka nie pozwoli, bo i tak kręci nosem, jak ktoś przychodzi. Stefek, Krupnik i Lewy nie mają warunków, a Tuptas ma kwarantannę, bo kantował w zakładach.
            - No to rzeczywiście muszę was przyjąć. Macie być najwcześniej na 17.00. Muszę salę przygotować. Krupnik ma przynieść film, a Lewy popcorn i colę. Na dzisiejszym zebraniu trzeba też wybrać nowego prezesa, bo Stonodze ojczym zabronił przychodzić.
            - Kupa roboty – stwierdził chłopak – dobra idę powiedzieć reszcie, że mamy lokal – odwrócił się i odszedł, a Jane spojrzała pytająco na Amersu.
            - Co to było – zapytała.
            - To było ustalanie spotkania związkowego – odparła Amsi.
            - Co to za „spotkanie związkowe”?
            - Spotkanie klubu Still. Spotykamy się raz w tygodniu.
            - A co robicie w tym klubie i dlaczego nazywa się Still – dociekała Jane.
            - Nazywa się Still od pierwszych liter ksywek założycieli: Stonogi, Tuptasa, Igły(który zmienił szkołę i tylko czasem przychodzi, Lupy( to brat Igły. Też zmienił szkołę, ale on zupełnie przestał przychodzić) i Lewego. Teraz do klubu należą: Tuptas, Igła, Motor, Word, Stefek, Lewy, Baca, Krupnik i ja. Na spotkaniach oglądamy filmy, gramy w karty i czasem urządzamy sobie małe nieobowiązkowe zapasy. Też mogłabyś należeć. To kosztuje dychę miesięcznie, na popcorn, cole, wypożyczanie filmów. Jeżeli nie lubisz się bić, to nie musisz. Pierwszy miesiąc jest za darmo. Jeżeli ci się spodoba możesz zostać, jak nie to trudno. Na spotkania mamy klubowe bluzki, ale na razie możesz się ubrać jak chcesz. To co, wpadniesz?
            - Mogę spróbować.
            - Jane, jeszcze jedno…- Amsi podrapała się zmieszana po głowie - miałam umowę z Bacą, że przy następnym spotkaniu mi pomoże, ale jak słyszałaś ma grypę i czy w takim razie ty mogłabyś mi pomóc?
            - Nie ma problemu – uśmiechnęła się Jane.
            - Dzięki. Lepiej już chodźmy, bo mamy tylko półtorej godziny do spotkania.

            • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 18:15
              Rozdział 4 też wstawiam. Jak już pisałam, mam sto stron gotowych do prezentacji. mogę stawiać codziennie po jednym rozdziale i będzie gites. Wtedy ja nadążę z pisaniem a Wy z czytaniem :-). Jeszcze jedno: pierwsza litera każdego rozdziału jest o jedną linijkę wyżej. Jest to efekt kopiowania z dokumetu Microsoft Word, a tam mam w tym miejscu inicjał, no i niestety tak mi się kopiuje.

              Rozdział 4
              Dziwaczna rodzinka
              15.11. Godz. 16.10 Dom Amersu

              D
              om Amersu okazał się być trzypiętrową willą z ogrodem i tarasem. Amersu wstukała kod wejściowy, otwierający furtkę. Dziewczyny stanęły na żwirowej ścieżce prowadzącej do wejścia. Jane rozejrzała się po ogrodzie. Najbardziej rzucało się w oczy ogromne drzewo, niemal dwukrotnie wyższe niż dom. Amersu otworzyła drzwi do domu. Za nimi znajdował się przestronny hall. Podłogę pokryto miękkim dywanem, na widok którego aż chciało się zdjąć buty i chodzić na bosaka. Ściany pomalowano na lekko pomarańczowy kolor. W głębi było widać schody prowadzące do góry i drugie na dół. Po prawej stronie była kuchnia, a po lewej salon.
              Amersu zdjęła buty i rzuciła je byle jak pod ścianę. Zajrzała najpierw do salonu, a potem do kuchni. Przy kuchence stała mama Amsi.
              - Mamo! Wróciłam – zawołała radośnie Amersu – jestem z koleżanką.
              Jane uznała to za znak by się ujawnić. Ściągnęła buty i kurtkę. Buty ustawiła równo pod ścianą, a kurtkę powiesiła na wieszaku – pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz – po czym stanęła w drzwiach kuchni.
              - Mamo, to jest Jane Croft – przedstawiła ją Amsi.
              - Witaj Jane, jestem Marika Rozie, mama Amersu - podały sobie ręce.
              - Mamo…bo ja…- zaczęła Amsi
              - Zaprosiłam kolegów – dokończyła za nią pani R.
              Jane wytrzeszczyła oczy i zaczęła się zastanawiać skąd mama Amsi wie o spotkaniu. Amsi natomiast nie wyglądała na zdziwioną.
              - No tak – zgodziła się Amersu – Baca ma grypę i nie mamy gdzie urządzić spotkania. Swoją drogą co jest na obiad - zapytała spoglądając na garnki stojące na gazie i nie czekając na odpowiedź podniosła pokrywę garnka i jęknęła:
              - Mamo - zawołała stwierdziła z wyrzutem – barszcz czerwony – zajrzała do kolejnego garnka i skrzywiła się jeszcze bardziej – papryka faszerowana?!
              - Jane, zjesz z nami obiad – zapytała niczym niezrażona pani R.
              - Chyba nie zamierzasz faszerować jej swoimi wymysłami –przerwała jej Amsi – ja już się na to uodporniłam, ale Jane nie. Dobra, nalej m trochę, ale bez buraków.
              - Właściwie, to dla ciebie mam chińszczyznę, ale skoro wolisz barszcz…
              Mina, którą w tej chwili zrobiła Amersu, sprawiła, że Jane wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Amersu uniosła jedną brew i zaczęła przypatrywać się Jane. Dziewczyna zaczęła śmiać się jeszcze głośniej.
              - Gdybyś…widziała…swoją minę.
              - Wiem jak wygląda moja mina i nie widzę w niej nic śmiesznego – odparła Amersu – ta mina jest ilustracją mojego wewnętrznego zdumienia, a abstrahując od jej dziwnego wyglądu ma niezwykłą głębię.
              - Jest tak głęboka, że utopić się można –mruknęła Jane.
              - Daruj sobie – zażądała Amsi – i rusz się, bo musimy przygotować salę. I uprzedzając przewidywane pytanie- zwróciła się do pani R. – obiad zjem później, mamo – po czym złapała Jane za rękę i pociągnęła w stronę schodów.
              ᵴᵴᵴ
              Pokój Amersu znajdował się na trzecim piętrze. Gdy Amsi otworzyła drzwi, pierwszą rzeczą, którą zrobiła było podniesienie z podłogi wielkiego pająka i włożenie go z powrotem do terrarium.
              - Rankor, czemu znowu wylazłeś z klatki – zapytała zwierzaka.
              - Czy wiesz, że normalne dziewczyny boją się szczurów, pająków i węży – zapytała Jane, krzywiąc się lekko na widok węża w wielkim terrarium.
              - Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna – odcięła się Amsi – poza tym tylko wąż jest mój, pająka dała mi na przechowanie moja babcia. Wyjechała na urlop i nie mogła wziąć go ze sobą.
              - Fajną masz babcię – mruknęła Jane – w gry sieciowe też gra – zapytała z sarkazmem.
              - A żebyś wiedziała, że gra – odparła Amersu i po chwili dodała
              • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 18:32
                ciąg dalszy rozdziału 4. nie zmieścił mi się w poprzednim poście.

                Dziewczyna podeszła do panelu z guziczkami wbudowanym w ścianę. Nacisnęła kilka z nich. W sufitu na środku Sali wysunęła się półeczka z rzutnikiem, a światło przygasło, tworząc kinową atmosferę. Amersu przeszła na drugą stronę sali i rozwinęła ekran.
                - można ją zamienić w salę kinową – dokończyła Jane.
                - no to zostaje nam już tylko czekanie – to powiedziawszy Amsi usadowiła się wygodnie na poduszkach.
                ᵴᵴᵴ
                Trzy godziny później po udanym spotkaniu( Jane zdecydowała, że zapisze się do klubu, a nowym prezesem została mianowana Amersu) dziewczyny sprzątały salę.
                - Wiesz co – zaczęła Jane – bardzo cię lubię.
                - O dzięki – rozczuliła się Amsi – słodka jesteś. Ja też się lubię – uśmiechnęła się Amsi, ale widząc mordercze spojrzenie Jane, zaraz dodała – oczywiście ciebie też.
                • magdal_l Re: Moja twórczość powieściowa. 14.05.12, 22:40
                  Wciągam się! Plus drink z palemką i jest lektura na plażę :)
        • rigel Re: Moja twórczość powieściowa. 15.05.12, 05:48
          Powiedzieć (napisać) "fan ludzie" o plażowiczach to .... sam nie wiem :)
          Nadużycie, przesada, wolne żarty.. niepotrzebne skreślić.
          Nie wiem, co Ci Tato naopowiadał, ale chyba przesadził ;)

          Dla mnie osobiście lepiej byłoby dostać całość do przeczytania. W odcinkach to Trylogię.... ;)

          A jak skończysz pisać, to przerobimy powieść na scenariusz, zrobimy musical na Broadwayu, film w Holiłudzie, potemjakiś sekel, prekłel a na koniec serial. Najlepiej od razu w dwóch wersjach: ocenzurowany i bez cenzury.... ;)

          I pamiętaj, kto Ci pierwszy wieszczył karierę i podpowiadał dalsze kroki ku bogactwie i sławie :)
          • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 15.05.12, 09:04
            Tyś mi tą drogę wywieszczył, o Riglu. A preqel napiszę jak skończę trzeci tom, albo i czwarty.

            Rozdział 5
            Bójka
            25.11. Godz. 13.47 szkoła Amersu


            P
            rzez małe okienka na trzecim piętrze wpadały słabe promyki listopadowego słońca, oświetlając taką oto scenkę:
            W rogu sali do matematyki stała Amersu, a obok niej wyraźnie przerażona Jane. O ścianę naprzeciwko nich opierał się osłupiały Paweł i uważnie przypatrywał się dziewczynom. Przy drzwiach siedziała na ławce Nicole i malowała paznokcie u rąk, czasem tylko zerkając mimochodem na resztę zgromadzonych. Zamarła w tej pozycji kiedy Paweł, szukając czekoladek w biurku pani Malinowskiej ( był to prezent urodzinowy od któregoś z uczniów ) przypadkiem zauważył Amsi i Jane skulone pod biurkiem. Od czasu tego odkrycia minęło już co najmniej pięć minut, ale Paweł w ciąż stał pod ścianą z dziwnym wyrazem twarzy. Ten czas przyjaciółki wykorzystały na oddalenie się w najdalszy róg klasy. W końcu Paweł się odezwał.
            - to się chyba nazywa „być w sytuacji bez wyjścia” – zaśmiał się – w końcu Wielka Amersu ma kłopoty!
            - nie powiedziałabym „w końcu”, bo ja zawsze mam jakieś kłopoty. Mniejsze lub większe, ale mam, a to nie jest „sytuacja bez wyjścia” tylko „sytuacja wymagająca dogłębnego przemyślenia” – odparła z niezmąconym spokojem Amersu – te przemyślenia nie muszą być nawet tak głębokie jak mi się z początku wydawało, albowiem mam już rozwiązanie. Przerwa zaraz się skończy i do tej klasy wejdzie pani Malinowska. Mam wrażenie, że nie będzie zadowolona, gdy powiem o tym, że chciałeś zjeść jej czekoladki, prawda?
            - Nikt ci nie uwierzy – wykrzyknął Paweł, ale nie tak dziarsko jak przed chwilą.
            - Ach…no tak nie pomyślałam o tym – Amsi załapała się za głowę w udawanym przerażeniu – mi może i nikt nie uwierzy, ale zapominasz o tym, że od paru tygodni nie jestem sama, a myślę, że obecnej tu Jane uwierzy sporo osób.
            Paweł stracił całą pewność siebie. Amersu ciągnęła dalej:
            Podejrzewam, że chcesz powiedzieć mi o tym, że na korytarzu są kamery, więc wszyscy zobaczą, jak wchodzimy. Muszę cię zmartwić. Kamery nie widzą wejścia do tej sali. Ja to wiem i ty to wiesz, więc dalsza przepychanka nie ma sensu. Teraz chyba ty jesteś w sytuacji bez wyjścia. Ale nie martw się! Jest jedno wyjście, a ja chcę rozwiązać całą tą sytuacje przez uczciwy pojedynek. Proponuję dzisiaj za szkołą po tej lekcji. Może być?
            Paweł powoli pokiwał głową.
            - Rozchodzimy się na równych warunkach, ale spróbuj tylko nie przyjść…to nie będzie miło – po tych słowach Amersu i Jane wyszły z klasy odprowadzane wzrokiem Pawła.

            ᵴᵴᵴ
            - Amersu, martwię się – stwierdziła Jane gdy obie dziewczyny dochodziły do miejsca spotkania – on jest od ciebie ze dwa razy większy!
            - No i co z tego – wzruszyła ramionami Amersu – radziłam sobie z większymi.
            - Jesteś pewna, że sobie poradzisz – dopytywała Jane.
            - Nie, nie jestem pewna, ale…- obok nich przebiegła grupka pierwszaków – Kubuś – zawołała za nimi Amersu. Kubuś odwrócił się i podbiegł do Amersu – Kubusiu pofatyguj się do sklepiku i kup mi sok marchwiowy, sobie możesz kupić gumę – to mówiąc Amersu podała mu pięć złotych. Malec tylko kiwnął głową i pobiegł wykonać zadanie.
            - Jak już mówiłam, nie jestem pewna, bo właściwie mało czego można być pewnym, ale można…przynajmniej częściowo…zaufać statystykom. Jest duży i ciężki, więc w dziewięciu przypadkach na dziesięć wolno się porusza. Paweł jest tylko duży i ciężki. Nie ma zbyt wielkiego doświadczenia w walce wręcz, bo rzadko mu się zdarza by musiał walczyć. Ja natomiast…no znasz mnie, więc wiesz, że biję się prawie codziennie.
            - Zdążyłam zauważyć – zaśmiała się Jane – no idź już. Wszyscy czekają na wielkie zwycięstwo Amersu.
            Na chodniku za szkołą ktoś narysował kredą duży kwadrat o boku mniej więcej trzy metry. Wokół niego stało około dwadzieścia osób, które przyszły tu kibicować walczącym. Paweł już czekał. Stał w rogu kwadratu i miał raczej nie tęgą minę. Amersu ustawiła się w przeciwległym rogu i wpatrzyła się w Pawła.
            - Będziemy potrzebować sędziego – odezwała się po chwil – są jacyś chętni – w górę uniosło się kilka rąk – ty rudy, tam z tyłu, tak ty – powiedziała Amersu. Z tłumu wyszedł niski grubawy chłopak, chodzący na oko do trzeciej lub czwartej klasy.
            -Wygrywa ten, kto pierwszy wypchnie przeciwnika za linię lub powali go na dłużej niż pięć sekund. Zaczynacie na trzy. Raz…dwa…
            W tym momencie do Amersu podbiegł Kubuś i wręczył jej sok marchewkowy.
            - Idzie tu Emilia Kapitan – wydyszał. Emilia ostatecznie została przewodniczącą samorządu, ale nadal uwielbiała skarżyć na wszystkich.
            - Dzięki za informację – odparła Amersu – Franek! Piotruś! Jagoda – z tłumu natychmiast wyłoniło się troje innych pierwszaków – pójdziecie do Emilii i ją opóźnicie. Niech któreś udaje ból brzucha, czy coś… -maluchy odbiegły z niezbyt szczęśliwe, bo ominie je takie przestawienie. Amersu ponownie odwróciła się do Pawła.
            - …trzy – dokończył chłopak.
            Paweł i Amersu równocześnie rzucili się ku sobie.
            Paweł próbował kopnąć Amsi w piszczel i zamachnął się nogą, ale Amersu zrobiła unik, przez co noga trafiła w pustkę, pociągają za sobą swojego właściciela. Paweł przez chwile leżał oszołomiony uderzeniem, ale już po chwili kopnął z pozycji leżącej, w brzuch Amersu. Dziewczyna syknęła z bólu. Paweł podniósł się i dodatkowo rąbnął ja w policzek. Amersu upadła. Widownia zamarła. Ale gdy Paweł wziął zamach, by ostatecznie powalić Amsi, ona zrobiła błyskawiczny przewrót w tył i uderzyła Pawła prawą pięścią w tył głowy. Chłopak zwalił się ciężko na ziemię.
            - Chyba go znokautowałaś – odezwał się ktoś z tyłu. Na widowni zapanowało poruszenie. Wszyscy wymieniali szeptem uwagi.
            - Raz…dwa…trzy…cztery…pięć – liczył sędzia – Amersu, wygrałaś!
            - Amersu! – Skandował tłum. Najgłośniej krzyczała Jane dodatkowo klaszcząc i tupiąc.
            - Macie może trochę wody- zapytała dziewczyna – wypadałoby go ocucić.
            Ktoś podał Jane butelkę wody, a ona ochlapała nią Pawła. Paweł otrząsnął się i zerwał na równe nogi.
            - Co się stało – zapytał.
            - Stary, zamroczyło cię.
            - Czysty nokaut – dodał ktoś inny.
            - co tu się dzieje – krzyczała Emilia Kapitan – toż to skandal! Ja na was doniosę, do dyrektorki. Będziecie mieć obniżoną oceną ze sprawowania – krzyczała, ale nikt jej nie słuchał. Wszyscy rozeszli się do swoich spraw.
          • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 15.05.12, 09:11
            Co do tych "fan ludzi" to to miało być "fajni ludzie", literówka od co.
            • rigel Re: Moja twórczość powieściowa. 15.05.12, 17:08
              tramwaj1 napisała:

              > Co do tych "fan ludzi" to to miało być "fajni ludzie", literówka od co.

              co nie zmienia w niczym mojego wcześniejszego komentarza
              • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.05.12, 11:30
                nowy rozdzialik nadchodzi!

                Rozdział 6
                Pamiętniki
                17.12. Godz. 19.30

                A
                mersu usiadła przy biurku w swoim pokoju, otworzyła gruby brulion, mniej więcej w trzech czwartych, wzięła długopis do ręki i zapatrzyła się tępo w ścianę. Myślała o Jane, o Pawle, o szkole i o wielu innych sprawach. Popukała długopisem w wargę i zaczęła pisać:
                (z pamiętnika Amersu)
                „Droga Sylwio!
                Bardzo za tobą tęsknię. Bez ciebie cały ten świat jest szary, zakurzony. W ciągu ostatnich tygodni wszystko jest jeszcze trudniejsze. Tata coraz więcej pracuje. Wraca o domu po nocy, wychodzi wcześnie…
                Nie wiem co robić. Niby mam jeszcze Jane, ale ona nigdy mi ciebie nie zastąpi. Gdybyś tu była…
                Ona nie zna mojej tajemnicy, naszej tajemnicy. Nie zrozumiała by jej. Mało kto by ją zrozumiał jak ty. Niestety ci co mają dobroć w sercu, zawsze zbyt szybko odchodzą.”
                Amersu przewróciła zeszyt o kilkanaście stron do tyłu. Był tam wklejony wycinek z gazety, z przed prawie roku. Nagłówek głosił:
                Wypadek w województwie pomorskim!

                Wczoraj w godzinach porannych, w jednym z miast województwa pomorskiego doszło do zderzenia czołowego dwóch samochodów osobowych. Śledztwo wykazało, że kierowca jednego z samochodów miał we krwi 1,5 promila alkoholu.
                W wypadku zginęły trzy osoby: Sylwia W.(11 L.) Oraz jej matka Marzena W.(37 L.) Trzecią osobą jest…

                Amersu przewróciła stronę. Znała ten artykuł na pamięć. Właściwie nie wiedziała po co go trzyma. Może po to by przypominać sobie czasem, że świat nie jest miejscem całkowicie przyjaznym i doskonałym. Ba…nie jest też miejscem sprawiedliwym. Trzy piwa za dużo u kierowcy tego samochodu i…
                Amersu oparła się głową o stół.
                - Nie martw się tak – usłyszała głos Amersu. Nie poznała własnego głosu. Oczy zaszły jej łzami. Otarła je ręką i sięgnęła na półkę po siódmy tom Harry’ego Potter ‘a.
                „Harry zerknął jeszcze raz na okaleczone stworzenie, dygocące i krztuszące się pod stojącym w oddali krzesłem.
                - Nie żałuj umarłych, Harry. Żałuj żywych, a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości.”
                - Co za ironia - pomyślała Amersu zamykając książkę. Ode chciało się jej czytania. Zdjęła buty i zwaliła się na łóżko. Chciała po prostu przestać myśleć.
                ᵴᵴᵴ
                Jane otworzyła zeszyt, który znalazła w kredensie.
                Wcale nie taki głupi pomysł z tymi pamiętnikami. Zapisać coś można i łatwiej wtedy zapamiętać. Chyba ja też zacznę pisać.
                Sięgnęła po długopis i naskrobała na pierwszej kartce:
                (z pamiętnika Jane)
                „Wpis # 1
                Co się tyczy Amersu?
                1. Wyraża się w dziwny sposób.
                2. Nie chce się przyznać skąd pochodzi.
                3. Jest kimś w rodzaju szkolnego łowcy nagród i szpiega za razem. Wyszukuje informacje, których inni szukają. Rozwiązuje spory, prowadzi śledztwa.
                4. Czasem nuci coś w jakimś niezrozumiałym języku.
                5. Jest niemal zawsze zajęta po szkole, ale nigdy nie wspomniała czym się zajmuje.
                6. Rysuje na marginesie zeszytów dziwaczne symbole.
                7. Czyta jakieś książki, ale nie chce pokazać okładek.
                8. Zawsze nosi czarne skórzane rękawiczki na obu rękach i nigdy ich nie zdejmuje.
                Wnioski:
                1. Amersu coś ukrywa.
                2. Muszę odkryć co to takiego.
                3. Amersu nie może wiedzieć, że mnie to interesuje.”
                Jane zamknęła zeszyt i zamyśliła się.
                Jeżeli coś ukrywa muszę nie tylko odkryć co, ale i dlaczego. Ale zacząć od tego „co?” Czy „dlaczego?”
                Na to pytanie nie znała odpowiedzi.


                • nioszka Re: Moja twórczość powieściowa. 17.05.12, 11:39
                  Małe błędy ortograficzne i interpunkcyjne, ale poza tym podoba mi się, lekko się czyta.
                  Wstawiaj następne rozdziały :)
                  • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 17.05.12, 17:19
                    Wedle życzenia:

                    Rozdział 7
                    Kto chce, a kto nie chce?
                    22.12. Godz. 17.30 szkoła Amersu.

                    O
                    d niemal tygodnia w szkole rozmawiano tylko i wyłącznie, o mającym nastąpić Balu noworocznym. Był to ostatni dzień w nauki przed feriami, więc w szkole aż roiło się od osób zapraszających kogoś, ale i równie dużo było osób przygnębionych po odrzuceniu zaproszenia.
                    Amersu właśnie czytała książkę, gdy zobaczyła nad sobą Pawła. Wydawał się być onieśmielony. Amersu wstała.
                    - Bo…ja…mam…takie pytanie – wyjąkał Paweł – czy nie poszłabyś ze mną na bal – wyrzucił w końcu z siebie.
                    Amersu zaplotła ręce na piersi.
                    - Paweł, z tego co pamiętam zerwaliśmy jakieś dwa lata temu. Zerwaliśmy dla tego, że wolałeś tą plastic fantastic. Rozumiem, że Nicole nie idzie i traktujesz mnie jak zapasowe koło. Nie lubię tego. Więc bądź uprzejmy oddalić się i przestać naruszać moją przestrzeń.
                    - Ale – wtrącił Paweł.
                    - Żadne ale, ale mogłeś sobie robić dwa lata temu. A teraz odsuń się – powiedziała chłodno po czym ominęła Pawła i udała się w bliżej nieokreślonym kierunku.

                    ᵴᵴᵴ
                    Michał Weroński, zwany też Wordem obserwował jak Paweł podchodzi do Amersu, rozmawia z nią chwile, smutnieje i patrzy przygnębiony jak Amsi odchodzi.
                    - Teraz albo nigdy – pomyślał. Zerwał się szybko z ławki, na której i podbiegł do Amsi.
                    - Amersu – zaczął, ale Amsi mu przerwała:
                    - Jeżeli chcesz zaprosić mnie na bal to odpuść sobie, bo nie jestem zainteresowana – po tych słowach próbowała odejść, ale Word ją przytrzymał.
                    - Ale mi nie chodzi o bal, a właściwie chodzi, ale nie o ciebie.
                    Dziewczyna spojrzała na niego z zainteresowaniem.
                    - Chodzi o Jane, prawda – przekrzywiła głowę i dalej patrzyła na Michała.
                    - Tak, właśnie o nią – chłopak opuścił głowę – chciałem zapytać – przerwał.
                    - No wyduś to z siebie – wykrzyknęła Amsi.
                    - Chciałem zapytać, czy ona kogoś ma…czy ktoś ją zaprosił.
                    - Z tego co wiem, nie – odparła Amsi – znajdziesz ją pod klasą od matematyki.
                    Word podziękował po czym odbiegł, zapewne w poszukiwaniu Jane.
                    ᵴᵴᵴ
                    Word przystanął kilka metrów od Jane pogrążonej w lekturze. Wahał się przez chwilę, ale w końcu podszedł dwa kroki do przodu, odchrząknął i zapytał:
                    - Jane, czy ze mną nie poszłabyś może na bal – zabrzmiało to inaczej niż miało zabrzmieć.
                    Jane podniosła głowę
                    - Przepraszam, co – zdziwiła się dziewczyna.
                    Chłopak wziął głęboki oddech i ponowił pytanie, starannie akcentując słowa:
                    - Jane, czy nie poszłaby ze mną na bal?
                    - Oczywiście, że pójdę z tobą na bal – Jane uśmiechnęła się szeroko, a gdy Michał spojrzał na jej twarz, jej mina zdawała się mówić:
                    Widzisz, to było dużo łatwiejsze niż ci się zdawało.
                    Chłopak odetchnął z ulgą.
                    ***

                    Dalsza część tego rodzdziału jest odrobinę wulgarna, więc nie wiem czy ją dodawać. Jeśli uznacie, że nie, to po krótce wam opowiem co było w tym fragmencie ważnego, a jest tam ważnych rzeczy raczej mało. Proszę więc o odpowiedź.
                    • rigel Re: Moja twórczość powieściowa. 18.05.12, 18:45
                      czy możemy dostać od razu całość mailem?

                      Przeczytam, a na forum napiszę jak się kończy ;D

                      dzięks from the mountains
                      • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:29
                        Drogi Riglu!
                        Jak mi podasz maila swego
                        to ci wyślę na owego,
                        mą chistorię na 100 stron,
                        i pozdrowień kilka ton.
                        Co do książki zakończenia,
                        warty post twój uwieczniania,
                        bo ja nie wiem jak się to skończy,
                        koniec umyka mi jak jeleń rączy.
                        mam pomysłów owszem parę,
                        jedne nowe inne stare,
                        ale żaden nie jest tym
                        który by pasował w rym
                        mojej twórczości :)

                        • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:40
                          Dla innych zinteresowanych umieszczam prywatne ogłoszenia parafialne:
                          1.Zalegam wam już kilka rozdziałów, więc teraz wstawię kilka.
                          2.Ponieważ odpowiedzi na mje pytanie ne było, nie wstawiam tego kawałka i powiedamiam iż jedyną ważną rzeczą była informacja o tym, że w kwietniu przyjdzie nwy nauczyciel plastyki, bo stary przechodzi na emeryturę.
                          3.Wszystkim chętnym powiadam iż mogę tak jak Riglowi wysłać całość na maila, ale w tym celu takowego potrzebuję.
                          4.Z twórczością powoli dzuszę z buta do dwóch setek stron i zapodawać je forumiasto będę regularnie.
                          5. Bardzo proszę o jakieś szersze recenzje, bo chciałabym stworzyć jeszcze lepszy klimat i historię. Będę bardzo za to wdzięczna.

                          Rozdział 8
                          Spisek antyzwiązkowy
                          02.01. Godz. 15.40 przed szkołą.

                          J
                          ane stała szczelnie opatulona kurtką i czekała na Amersu. Poniedziałek był jedynym dniem tygodnia, w którym przyjaciółki kończyły lekcje o różnych godzinach.
                          Amersu obiecała, że uszyje dla niej i dla siebie sukienki na bal. Jane nie mogła się już doczekać, aż zobaczy swoją.
                          Wrzeszczcie przed szkołą pojawiła się Amsi.
                          - Masz? – Zapytała Jane.
                          - Nie, wiesz, nie mam pies mii zjadł – stwierdziła sarkastycznie – jasne, że mam. Przecież obiecałam. Chodźmy do mnie.
                          ᵴᵴᵴ
                          W domu Amersu kłębił się tłum ludzi, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Jane. W salonie siedziało przy stole kilku mężczyzn i rozmawiało, intensywnie gestykulując. Amsi poczekała, aż spotkanie się skończy i mężczyźni zaczną się zbierać do wyjścia, po czym weszła do pokoju, uściskała jednego z nich i zaczęła podskakiwać jak mała dziewczynka.
                          - Tato, tato – wołała wymachując rękami – chcę ci kogoś przedstawić – dziewczyna złapała Jane za rękę i pociągnęła w stronę swojego taty – tato, to jest Jane Croft, moja przyjaciółka – Amsi parę razy okrążyła Jane, cały czas podskakując.
                          - Miło mi cię poznać Jane – uścisnęli sobie dłonie – Jestem Adam Frączak – tata Amersu chwilę obserwował swoją córkę, wciąż radośnie skaczącą dokoła – Amsi zatrzymaj się, bo zaraz dostanę oczopląsu.
                          - Dobrze tato – zatrzymała się – ty z godzinkę czy dwie odpoczniesz, zrobię ci herbatę, a potem zgodnie z umową idziemy na miasto.
                          - Wolałbym dwie godzinki, a herbatę chętnie wypiję – po tych słowach usadowił się na kanapie. A Amsi usiadła obok niego.
                          Od strony drzwi dobiegł odgłos przekręcania kluczy w zamku.
                          - Amersu – zawołała od progu pani R. – choć tu i pomórz mi z zakupami.
                          - Dobrze mamo, już idziemy – Amsi niechętnie podniosła się z kanapy.
                          ᵴᵴᵴ
                          Godzinę później, kompletna rodzina Rozie oraz Jane siedziała przy stole i jadła obiad. Licząc od Amersu, zgodnie z ruchem wskazówek zegara siedzieli kolejno: Amersu, Jane, rodzice Amsi, jej młodsza siostra – Lillar Rozie siedmiolatka – jej brat bliźniak- Maciek –starszy brat Amsi – Kuba lat dziewiętnaście– oraz najmłodszy członek rodziny Rozie – roczna Anetka. Obiady w tym domu zawsze wyglądały osobliwie. Ze względu na dużą ilość domowników, przy stole toczyło się kilka rozmów jednocześnie. Amersu opowiadała Jane o sukienkach, które dla nich uszyła, Kuba omawiał ze swoim tatą plusy i minusy konstrukcji silnika hybrydowego, Lillar i Maciek zawzięcie dyskutowali na temat jakiegoś serialu, a pani R. usiłowała namówić Anetkę do zjedzenia choć odrobiny obiadu. Ten chaos mógłby trwać bez końca, gdyby nie przerwał jej stanowczy głos Kuby:
                          - Lillar, Maciek, idźcie się pobawić na górze.
                          Bliźniaki ucieszone z możliwości wcześniejszego odejścia od stołu, z chęcią wykonały to polecenie.
                          Gdy zapadła cisza chłopak zaczął mówić.
                          - jak sądzę, kojarzycie Karola, mojego kumpla. Prowadzi on intensywne życie prywatne, zmienia dziewczyny co dwa-trzy tygodnie, interesuje go tylko „polowanie”. Karol poprosił mnie o pomoc, bo…a zresztą opowiem wam od początku.
                          Jakieś półtora miesiąca temu pojechałem do jego pokoju w akademiku, żeby tam się pouczyć, bo jak pamiętacie tutaj był remont i nie chciałem monterom siedzieć na głowie. Siedziałem więc sobie wygodnie u niego i pisałem pracę na zajęcia. Wtedy podszedł do mnie Karol i radosnym tonem oznajmił:
                          - wychodzę do klubu.
                          Ja nie zwracając uwagi na te zaczepki, oparłem monotonnym głosem:
                          - to super.
                          - ja będę się świetnie bawił, a ty będziesz zakuwał.
                          - też się cieszę.
                          - no nie bądź taki, nie psuj mi radochy i powiedz, że zachowuję się jak palant i takie tam.
                          - zachowujesz się jak palant i takie tam – powiedziałem nie odrywając wzroku od notatek. Wtedy Karol strzelił udawanego focha i wyszedł.
                          Trzy tygodnie później, po uzbieraniu wystarczającej ilości pieniędzy, udałem się ponownie do nory Karola, co by go do baru wyciągnąć. Wszedłem do jego pokoju i aż się zakrztusiłem. Smród był nie do zniesienia.
                          - Karol, co ty tu wyprawiasz – zawołałem odnośnie smrodu – jak nie chcesz sprzątać, to przynajmniej wywieś na drzwiach tabliczkę „teren skażony”. Śmierdzi tu jakby coś umarło.
                          - No bo umarła moja wiara w to, że kiedykolwiek się jej pozbędę.
                          - Kogo?!
                          - Tej Anki, nie mogę z nią zerwać.
                          - Czyżby pan Karol się zakochał.
                          - Ta nauka ci zaszkodziła, ona nie chce się ode mnie odczepić. Próbowałem już wszystkiego.
                          - Jej, za tydzień będzie miesiąc w związku, to twój rekord.
                          - zamknij się – wrzasnął, wyraźnie wściekły – jak z nią nie zerwę do końca tego tygodnia, to posprzątam tu.
                          Ja pokiwałem głową z powątpiewaniem, bo widać było, że szans na zerwanie z Anką nie ma. W ciągu tego tygodnia, Karol robił wszystko co mógł, aby zerwać z nią, ale na próżno. Zdradził ją cztery razy, a ona na to, że „te głupie k***y podrywają jej misiaczka” i chciała je pobić. Wdał się w bójkę i przegrał, a ona na to „siła nie jest najważniejsza”.
                          Minął tydzień, a on dalej z nią nie zerwał, więc zgodnie z umową posprzątał swój pokój.
                          Po kolejnym tygodniu, Karol popadł w depresję, całe dnie leżał w łóżku, na zajęcia nie chodził, przestał się nawet myć, ale nawet to nie odstraszyło od niego Anki. Ponownie poszedłem z nim porozmawiać.
                          - Karol, trzeba ci pomóc, bo jeszcze tydzień i ty z okna wyskoczysz.
                          Zaczęliśmy więc wspólnie obmyślać plan pozbycia się natrętnej wielbicielki. Karol poprosił tylko, by nie robić niczego nielegalnego. To nasunęło mi pewien pomysł. Postanowiliśmy wykorzystać to, że ta dziewczyna jest strasznie głupia, taka blondynka z kawałów. Do zerwania potrzebne będą:
                          • Mąka
                          • Torebeczki plastikowe
                          • Krótkofalówka
                          • Plastikowe kajdanki z zestawu „mały policjant”
                          • Trzy skórzane czarne kurtki
                          • Czarne BMW i czarna furgonetka.
                          • Obcokrajowiec, lub osoba biegle władająca jakimś językiem, najlepiej Rosyjskim
                          • Replika broni
                          Dlatego też proszę was o pomoc – Kuba spojrzał na swoją bardzo zdziwioną rodzinę – potrzebujemy też aktorów do tej całej szopki.
                          Kuba dalej wpatrywał się w swoją rodzinę.
                          - ja pomogę – pierwsza odezwała się Amersu – mam kilka ty rzeczy, których potrzebujecie, a również chętnie zostanę częścią tego…czegoś.
                          Po kolejnej chwili ciszy członkowie rodziny i Jane zgodzili się pomóc. Po ustaleniu szczegółów planu oraz jego daty (12.01.)Spisek został określony kryptonimem: Noc Zero.
                        • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:42
                          Rozdział 9
                          Bal
                          03.01. Godz. 17.20 dom Amersu
                          W
                          reszcie nadszedł upragniony dzień balu noworocznego. Dlaczego bal noworoczny miał się odbyć dopiero trzeciego stycznia? Tego nie wiedział nikt.
                          Jane i Amersu kończyły przygotowywać się do balu. Amersu tradycyjnie ubrana była w czarną tunikę, jedna tą, którą miała na sobie, trzymała na specjalne okazje. Dekolt i mankiety wyszyte były cekinami – również czarnymi. Dziewczyna założyła swoje ulubione muszkieterki. Na twarzy miała mocny ciemny makijaż, w tym czarne usta. Amsi zaplotła włosy w dwa warkocze i spięła z tyłu w misterną konstrukcję, przywodzącą na myśl fryzurę Księżniczki Leii z „Imperium kontratakuje”
                          Jane natomiast była jej niemal dokładnym przeciwieństwem. Miała na sobie białą tunikę, również obszytą cekinami, w tych samych miejscach co Amsi. Ponieważ nie miała białych muszkieterek, założyła białe kozaki. Makijaż miała delikatny, a usta delikatnie różowe. Włosy rozpuściła, tyko grzywkę podpięła spinką – także białą. Na koniec przyjaciółki narzuciły na siebie materiałowe peleryny z kapturem. Amsi włożyła czarną pelerynę z szarym futerkiem na kapturze i bokami obszytymi takim samym futrem. Jane odpowiednio białą, również z szarym futerkiem.
                          Dziewczyny stanęły koło siebie, a Amersu zrobiła zdjęcie telefonem. Złapały swoje torebki – białą i czarną – i popędziły na bal. W drodze Amersu narzekała, że znowu będzie musiała prowadzić bal i nie będzie mogła się normalnie bawić.
                          - Znowu dyrektorka ci kazała – zapytała Jane.
                          - Nie kazała, ale nikt tego poza mną nie umie robić, bo zawsze ja prowadzę takie uroczystości.
                          Przed szkołą czekał już Word. Wziął Jane pod rękę i wspólnie poszli w kierunku szkoły. Jane pomachała na odchodne i uśmiechnęła się promiennie. Amersu popędziła w kierunku zaplecza technicznego, by sprecyzować przebieg imprezy z resztą organizatorów.
                          ᵴᵴᵴ
                          Gdy Jane weszła do sali gimnastycznej, jej usta wypowiedziały bezgłośnie coś w rodzaju: o ja cię.
                          Sala była pięknie przystrojona, wszelkiego rodzaju girlandami z białej krepiny, lampionami, sztucznym śniegiem i watą. Pod ścianą stały cztery długie stoły nakryte białym obrusem i zastawione różnymi smakołykami. Stały tam na przykład: kosze z owocami, cukierki, chipsy, żelki, lizaki, ciasta i ciasteczka, słodkie bułki, a także kilkadziesiąt butli Coli i tyle samo soków.
                          - i jak wam się podoba – zapytała Amsi, niespodziewanie materializując się obok Jane i Worda – było z tym sporo pracy, ale po waszych minach widać, że było warto.
                          - no – Word pokiwał głową – super dekorację. A jaka będzie muzyka?
                          - więc, początkowo będzie muzyka z płyt, ale potem urządzimy tak zwaną wolną scenę. Każdy kto będzie chciał, będzie mógł zaśpiewać – wyjaśniła Amsi.
                          - to mnie od razu wpisz na listę. W prawdzie nie mam żadnego podkładu, ale może jakoś to wyjdzie – stwierdziła Jane.
                          - ty nie masz podkładu – Amsi uśmiechnęła się jak ktoś, kto właśnie stwierdził, że jest jedyną rozsądną osobą na świecie – ale ja mam. Mam ze sobą party mix Amersu.(Party mix Amersu to zbiór ponad stu ulubionych piosenek Amsi) myślę, że znajdziesz tam coś dla siebie.
                          - dzięki ci wielkie Amsi.
                          - nie ma za co. Pendrive z muzyką wchodzi w skład podstawowego wyposarzenia, zaraz po lince z kotwiczką, rolce foli aluminiowej i gazie łzawiącym.
                          - Co – wykrzyknęli jednocześnie Jane i Word, ale Amersu już odeszła kontynuować przygotowania.
                          ᵴᵴᵴ
                          Bal trwał w najlepsze. Na parkiecie tańczyło mnóstwo par i samotnych osób. Uczniowie zdążyli już wypić większość coli i soków. Na talerzach zostały tylko smętne resztki słodyczy. Word i Jane wywijali na parkiecie do „Telephone” Lady Gagi. Amersu oparła się zmęczona o ścianę, korzystając z ostatnich minut wytchnienia przed „wolną sceną”. W ręku trzymała butelkę kefiru, którą przyniosła specjalnie, aby nie musieć się przedzierać przez tańczących do stoły, z każdym razem, gdy skończy się jej picie. Chłopak, który zastępował ją chwilowo przy mikrofonie zapowiedział, że już z chwilę każdy będzie mógł zaśpiewać dla publiczności.
                          No to koniec wakacji – pomyślała Amsi, niechętnie zakręcając butelkę z niedopitym kefirem i podchodząc do stojącego mikrofonu.
                          - witamy serdecznie na pierwszej szkolnej edycji „ja też mogę wyć na scenie” – powiedziała Amersu do mikrofonu – A tak już na poważnie, to zapraszam do zgłaszania swojej kandydatury – dziewczyna rozejrzała się po sali. Nie było chętnych do śpiewania, a Jane gdzieś wyszła - Dla najlepszych czekają nagrody – dodała z nadzieją, że to coś zmieni.
                          - Ja się zgłaszam – usłyszała głos Jane, przedzierającej się przez tłum. Amsi odetchnęła z ulgą.
                          - Zapraszamy! Zapraszamy na scenę – wołała Amersu. Jane wtarabaniła się na scenę.
                          - wybrałam kilka piosenek, z tej twojej listy. Jeżeli masz tu jakiś komputer, to pokaż go.
                          Amersu wskazała na laptopa, stojącego w rogu sceny.
                          - macie tu rzutnik – zabrzmiało kolejne pytanie Jane.
                          Amersu westchnęła, ale podeszła do panelu sterowania na ścianie i wcisnęła odpowiednie guziki. Ze ściany wysunęła się półeczka z rzutnikiem.
                          - dzięki – mruknęła Jane, po czym wetknęła pendriva do gniazda w laptopie – wykorzystam wizualizację z Windows Media Player.
                          - dobra, rób co chcesz, tylko szybko – ponaglała Amersu.
                          - ok. ok. – uspokoiła ją Jane i przyspieszyła tępo klikania. Wybrał kilka piosenek i włączyła pauzę – jak skończę zapowiadać, wciśniesz play.
                          - pospiesz się – mruknęła pod nosem Amsi.
                          Jane wstała, odgarnęła z twarzy włosy i podeszła do mikrofonu.
                          - witajcie – zawołała – nazywam się Jane Croft i chciałabym zaśpiewać wam kilka piosenek. Pierwsza to „Born this way” Lady Gagi – przez widownię przebiegł pomruk aprobaty. Jane dała znak, by Amersu włączała. Gdy Jane zaczęła śpiewać, cała widownia zamarła, wsłuchując się w piękny śpiew. Gdy Jane skończyła, na widowni rozległ się ogłuszający aplauz. Uczniowie skandowali jej imię i domagali się kolejnych piosenek w jej wykonaniu.
                          Amersu przypomniała sobie o planie. Poleciła chłopakowi, który ją zastępował, żeby dalej sam prowadził imprezę. Dziewczyna narzuciła na siebie pelerynę i wyszła tylnymi drzwiami prowadzącymi na boisko. Potem szybkim krokiem poszła w stronę swojego domu.
                          • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:44
                            Rozdział 10
                            Tajemnica Amersu
                            03.01. Godz. 20.10 szkoła Amersu
                            J
                            ane była w swoim żywiole. Śpiewając kolejne piosenki i słuchając jak zadowolona publiczność wiwatuje czuła się naprawdę szczęśliwa. W tym szale nie zauważyła nawet, że Amersu zniknęła. Gdy to spostrzegła, zdziwiła się bardzo. Przecież Amsi obiecywała, że zostanie do końca imprezy. Jane postanowiła to wyjaśnić. Przeprosiła publiczność o przerwę, na co uczniowie zareagowali jękiem zawodu, ale gdy powiedziała, że to nie potrwa długo, zgodzili się. Dziewczyna podeszła do chłopaka obsługującego laptopa i nagłośnienie.
                            - Wiesz gdzie jest Amersu – zapytała.
                            - Wyszła – odparł tamten nie zwracając na nią uwagi.
                            - Jak to „wyszła”
                            - no normalnie, zostawiła pendriva i wyszła tylnymi drzwiami. Prosiła tylko, że jak będziesz wychodzić, żebyś go wzięła ze sobą.
                            - kiedy to było?
                            - jakieś dwie godziny temu.
                            - jesteś pewien, że tak dawno?
                            - jestem pewien, może nawet więcej niż dwie godziny.
                            - dzięki za informację.
                            - spoko – odparł chłopak i powrócił do ustawień na komputerze.
                            Dwie godziny – zdziwiła się Jane – nie zauważyłam nawet, że minęły dwie godziny. Trzeba się będzie jakoś stąd urwać. Pewnie Amsi poszła do siebie.
                            - Jest mi niezwykle przykro, że muszę was opuścić – zwróciła się do publiczności – ale wynikły pewne…komplikacje – przez widownię przeszedł jęk zawodu – ale na do widzenia, zaśpiewam wam jeszcze jedną piosenkę – na to uczniowie zareagowali wiwatami – niech będzie…”See You Again” Miley Cyrus.
                            ᵴᵴᵴ
                            Jane zadzwoniła domofonem. Przez chwilę nic się nie działo, ale wreszcie rozległ się głos pani R.
                            -słucham.
                            - tutaj Jane, przyszłam zapytać co z Amersu, bo tak nagle zniknęła.
                            - Amersu rozbolała głowa. Wchodź, dziewczyno.
                            Kliknął zamek w furtce. Jane rozglądała się po ciemnym ogrodzie. Ogromne drzewo, rzucało długie cienie na ścieżkę, oświetloną małymi latarenkami. Jane miała jakieś dziwne przeczucie, że pomimo tej spokojnej atmosfery, coś będzie nie tak. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich mama Amsi.
                            - wchodź, wchodź. Na dworze jest tak zimno.
                            Coś nie spodobało się jej w zachowaniu pani R. było jakieś takie sztuczne. Mimo to dziewczyna weszła do domu.
                            Wszystko w hallu wyglądało normalnie, ale to nie uspokoiło Jane. Pani R. otoczona była aurą, niemal namacalnego niepokoju.
                            - Amsi jest na górze.
                            - dziękuję – powiedziała Jane i zaczęła niepewnie wspinać się po schodach. Zapukała do drzwi pokoju Amersu. Ze środka rozległo się stłumione „proszę”. Jane weszła do pokoju i stanęła jak wryta. Jasne światło lampy oświetlało Amersu, siedzącą na swoim łóżku. Wszystko wyglądało jak powinno, oprócz jednego szczegółu: oczy Amersu były żółte i miały pionowe źrenice. Jane przyjrzała się jej dokładniej i wrzasnęła. Amersu miała OGON. Nie wytrzymała, zemdlała.
                            ᵴᵴᵴ
                            Gdy się obudziła, pierwszą rzeczą którą usłyszała była prowadzona półgłosem rozmowa.
                            - Mówiłam ci, nie powinnaś jej była tego pokazywać – Jane rozpoznała głos pani R.
                            - Mamo, przecież wiesz, że ona ma prawo wiedzieć. I tak by nas to czekało. Gdybyś teraz użyła zaklęcia, ona i tak by mnie pamiętała. Co byś wtedy zrobiła? Za mocno wryłam się w jej pamięć. Nie ma szans by nie zauważyła.
                            - Może i masz rację, powinna wiedzieć, ale nie powinna dowiadywać się tego w taki sposób.
                            Amersu mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak: może miałam jej to zaśpiewać.
                            Jane postanowiła się ujawnić. Odchrząknęła. Amersu podeszła do niej i usiadła obok.
                            - jak się czujesz – zapytała z nieudawanym zmartwieniem.
                            - jak ktoś kto właśnie odkrył, że albo jego koleżanka jest kosmitką, albo, że ma głupie poczucie humoru – wykrzyknęła Jane.
                            - Rozumiem – Amsi pokiwała smutno głową – jak chcesz, to możesz stąd iść. Nie będę zła. Ale jak wolisz bym ci to wyjaśniła, to usiądź spokojnie. No to jak będzie?
                            - pójdę, ale najpierw mi to wyjaśnisz – zażądała Jane.
                            - oczywiście – Amsi się rozchmurzyła. Proponuję metodą pytanie-odpowiedź.
                            - niech będzie. Ale twoja mama też mi to wyjaśni.
                            Pani R. podeszła do łóżka na którym siedziała Jane.
                            - chętnie ci to wyjaśnię. Chcesz może herbaty lub soku.
                            - soku.
                            - dla mnie też sok – poprosiła Amsi.
                            Pani R. zniknęła w drzwiach pokoju.
                            • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:46
                              Rozdział 11
                              Międzyświat.
                              03.01. Godz. 21.15 dom Amersu.

                              M
                              oje pierwsze pytanie brzmi – Amsi, Jane i pani R. siedziały na fotelach w salonie – dlaczego masz ogon – Jane musiała kilkakrotnie dotknąć ogona Amersu, by uwierzyć, że jest prawdziwy.
                              - to pytanie jest nierozerwalnie złączone z pytaniami: dlaczego mam czarne usta i paznokcie, oraz dlaczego mam pionowe źrenice, a tęczówki zmieniają kolor.
                              - no dobrze, więc niech będzie to pytanie zbiorowe – zgodziła się Jane.
                              - mam to wszystko, bo jestem tylko w połowie człowiekiem, właściwie to nawet w mniej niż połowie. Jestem Cynthianką.
                              - Kim – zdziwiła się Jane.
                              - Cynthianką – powtórzyła Amsi – tak samo jak moja mama – pani R. kiwnęła głową.
                              - no dobrze, ale co w takim razie robisz tutaj?
                              - to wymaga dość dużego wyjaśnienia. W moim świecie trwa teraz wojna.
                              - i postanowiłaś się tu ukryć – przerwała jej Jane – a jak tu przeszłaś ze swojego świata? Przez jakąś magiczna bramę?
                              - poczekaj, zaraz do tego dojdziemy. Żebyś to zrozumiała, muszę ci opowiedzieć legendę, a przynajmniej jej część. Postaraj się nie przerywać. Mój świat został stworzony wiele tysięcy lat temu. Jakieś dwadzieścia siedem. Stworzyła go Najwyższa Rada. Miał on być schronieniem dla wszystkich istot, które będą potrzebowały azylu. Są tam istoty wielu ras. Pieczę nad tym światem sprawowała Najwyższa Rada. Każdy jej członek, miał jeden potężny kryształ, którym mógł wspierać ten świat. Nie do końca wiadomo ile było tych kryształów, ale mamy pewność, że było ich co najmniej sześć: woda, ogień, ziemia, powietrze, kryształ, który ma władzę nad światem metafizycznym i ostatni, pozwalający się przenosić miedzy światami. Nie wiadomo co dokładnie się stało z Najwyższą Radą, ale została ona zniszczona, a kryształy rozniosły się po całym Międzyświecie.
                              - Międzyświecie – zdziwiła się Jane – dlaczego między? No i czy to jest planeta, no bo przecież jakiś kształt musi mieć ten świat, prawda?
                              - Ten świat jest płaski. A „między” dlatego, że nie należy on do żadnej konkretnej galaktyki. Ale proszę nie przerywaj. Więc kryształy rozniosły się po całym świecie.
                              Piętnaście lat temu pewien stwór zwany Tendenem, wpadł na trop jednego z kryształów. Tego, który przenosi między światami. Tenden zapragnął władzy nad całym wszechświatem, zaczynając od Międzyświata. Zaatakował więc inne kraje. Wywiązała się trzyletnia wojna, która zakończyła się zwycięstwem Unii Północnej i klęską Tendena. Uprzedzając twoje pytanie Jane, Unia Północna to unia krajów znajdujących się po środku świata. Ponieważ początkowo należały do niej kraje lezące na północ d centrum, nazwaną ją Unią Północną. Ale wracając do meritum, Tenden jednak nie zginął, jak się wszystkim wydawało, w katastrofie. Przeżył i rok temu postanowił zaatakować ponownie, ze wzmożoną siłą. Odnośnie kryształu, którego szukał; to moja ciocia wykradła mu go i przekazała mojej mamie. Tutaj zwracam się do mamy z prośbą o dokończenie tej historii.
                              - więc po tym jak wojska Tendena zorientowały się, że kryształ ktoś ukradł, zaczęły mnie ścigać. Ja podświadomie użyłam kryształu i przeniosłam się tutaj. Tu też poznałam tatę Amersu, więc po wojnie, pomimo, że miałam taką możliwość, nie wróciłam. Teraz gdy Tenden zaatakował ponownie, władza uznała, że najbezpieczniej będzie, jeżeli Amersu tu zostanie wraz z kryształem.
                              - Ale dlaczego? – Zapytała Jane.
                              - Ponieważ tylko kryształ może otworzyć przejście. Jeżeli zbliży się do siebie wszystkie kryształy, ich moc się powiększa. Gdyby Tenden zdobył wszystkie, byłby niepokonany. Bez możliwości przenoszenia się między światami, jego wpływy ograniczyłyby się tyko do Międzyświata i inne światy byłyby bezpieczne.
                              - Trochę to pokręcone – powiedziała Jane – czegoś tu jeszcze nie rozumiem….
                              - Czego?
                              - dlaczego ty masz włosy czarne jak węgiel, a twoja mama ma jaśniejsze?
                              - Bo we mnie odezwały się geny moich przodków, dzikich Cynthian.
                              -Dzikich? – Jane spojrzała pytająco na Amsi.
                              - Cynthianie dzielą się na dwa podgatunki: Cynthianie i Dzicy Cynthianie. Ci nie dzicy, żyją w złożonych społecznościach, a ich stopień zaawansowania technicznego jest dużo wyższy niż ten na ziemi. Natomiast dzicy, żyją w dżungli, używają łuków itp. No i mają ogony. Część dzikich wychodzi z lasów i żyje normalnie, jak na przykład mój pradziadek, który był z tych dzikich, a moja prababka nie. Po nim odziedziczyłam duża ilość harvestu we krwi. Harvest to taki odpowiednik ludzkiej melaniny.
                              - A w Międzyświecie są ludzie? – Zapytała Jane.
                              - Są – odparła pani R. – właśnie dlatego Amersu mogła się urodzić, bo wiedzieliśmy z mężem, że taka mieszanka genetyczna nie jest szkodliwa. Jednakże było wiadomo, że taki dziecko będzie miało dużo harvestu. Ludzie z Międzyświata, różnią się trochę od tych z Ziemi. W końcu nie mieli ze sobą styczności przez wiele tysięcy lat. Amersu ma więc we krwi maksymalną ilość harvestu. Stąd czarne usta.
                              - dlaczego uznano, że pani będzie najlepsza do chronienia kryształu?
                              - bo jestem czarownicą – odparła poważnie pani R.
                              - i ja też będę, jak tylko skończę trzynaście lat.
                              - jak to czarownicą – wykrzyknęła Jane.
                              - nie taką z baśni – zaśmiała się Amsi – czarownice to starożytny zakon, żyjący w odosobnieniu. Jego członkinie są czarownicami-wojowniczkami, ale raczej nie wtrącają się do konfliktów Unii Północnej.
                              -wiesz, jakoś niezbyt ci wierzę – stwierdziła Jane.
                              - to nie wierz – Amsi wzruszyła ramionami – tylko potem nie wzywaj policji do tajemniczo zaginionej dziewczyny.
                              - udowodnij mi, że to wszystko to prawda – zażądała Jane.
                              • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 10:48
                                cd
                                - to nie wierz – Amsi wzruszyła ramionami – tylko potem nie wzywaj policji do tajemniczo zaginionej dziewczyny.
                                - udowodnij mi, że to wszystko to prawda – zażądała Jane.
                                Amersu podeszła do kredensu i zdjęła z niego zdjęcie nastoletniej rudej dziewczyny.
                                - wiesz kto to jest - Zapytała
                                - mówiłaś mi, to Sylwia Wilczak. Zginęła w wypadku samochodowym.
                                Amersu uśmiechnęła się pod nosem.
                                - to obróć się – Amsi zatoczyła kółko palcem.
                                Jane obróciła się i wrzasnęła. Oparta o kredens stała jakaś postać, lekko prześwitująca i uśmiechała się promiennie. Jane obiecała sobie, że tym razem nie zemdleje.
                                - k-k-kto to – wyjąkała.
                                - nie poznajesz? To Sylwia Wilczak. Stoi tam od początku naszej rozmowy. Cześć Syli – zawołała radośnie Amersu – poznaj Jane.
                                - witaj Jane – duch pomachał dłonią – miło mi cię poznać – Sylwia wyciągnęła rękę w stronę oniemiałej dziewczyny. Jane z ociąganiem również wyciągnęła rękę, ale za nim zdążyła uścisnąć rękę Sylwii – o ile w ogóle można uścisnąć rękę duchowi – ta ją zaprała.
                                - za późno – zaśmiał się duch. Ta dziewczyna miała w sobie więcej energii niż nie jeden z żyjących – widzę, że Amersu cię wtajemnicza – teraz Sylwia lekko usiadła na żyrandolu.
                                - Syli, proszę cię zejdź z tej lampy, to strasznie nie wygodnie tak zadzierać głowę – stwierdziła Amsi. Sylwia sfrunęła z lampy i usiadła na fotelu, na którym przed chwilą siedziała Amersu. Jane mimowolnie wzdrygnęła się.
                                - Tak lepiej – ucieszyła się Amsi – wprawdzie teraz nie mam gdzie siedzieć, ale ok.
                                - chodź tu Amsi – zawołała Sylwia – zmieścisz się – duch przesunął się bardziej w róg fotela, a Amersu usiadła obok.
                                - więc Jane – zaczęła Sylwia – nie jesteś pewna czy wierzyć Amersu, prawda – Jane pokiwała głową – ja też nie wierzyłam, a byłam dużo od ciebie młodsza. Ale potem uwierzyłam i bardzo się polubiłyśmy z Amsi. Ale teraz ja nie żyję, więc ty obejmiesz moje stanowisko.
                                - jaki stanowisko – spytała Jane.
                                - Stanowisko kręgosłupa moralnego i wydziału bezpieczeństwa głupich pomysłów, Amersu.
                                - ej, moje pomysły nie są głupie – oburzyła się Amsi, ale widząc spojrzenia Jane, Sylwii i swojej mamy dodała – w większości.
                                - mam jeszcze kilka pytań do waszej dwójki – stwierdziła Jane – po pierwsze: Amsi, dlaczego twoje oczy zmieniają kolor?
                                - zmieniają kolor pod wpływem emocji. Gdy się cieszę, złoszczę itp. Skład mojej krwi zmienia się minimalnie, na co oczy reagują zmianą koloru tęczówek.
                                -TO jest raczej dziwne. Drugie pytanie: czy masz rodzinę, chłopaka, czy kogoś w Międzyświecie?
                                - mam rodzinę: wujka i ciocię.
                                - trzecie pytanie: jak się poznałyśmy, to podniosłaś pierwszaka jedną ręką, potem znokautowałaś Pawła jednym uderzeniem, więc ja się pytam czy wszyscy Cynthianie są tacy silni? A moje ostatnie pytanie do ciebie: jak bardzo jest rozwinięta technika w Cynthi?
                                - Wtedy kiedy podniosłam chłopczyka, to nie była moja własna ręka – to była proteza. Miałam dziesięć lat. Straciłam rękę tuż nad łokciem, no i teraz mam protezę. To odpowiedź także na twoje czwarte pytanie. Mogę ci ją pokazać.
                                Amersu zdjęła rękawiczkę z prawej dłoni, a oczom Jane ukazała się…normalna ręka. Gdyby nie widoczna blizna po szwie, Jane nigdy nie domyśliłaby się, że to proteza.
                                - wiec wtedy co znokautowałaś Pawła, przywaliłaś mu w łeb kawałem żelastwa. I dlatego nosiłaś te rękawiczki, żeby chronić protezę. Rozumiem, ale dlaczego nosiłaś je na dwóch rękach?
                                - Bo gdybym nosiła na jednej, to dziwnie by to wyglądało, nieprawdaż?
                                -No tak – zgodziła się Jane – ale czemu nie masz ręki?
                                - To długa historia, a ja nie chcę teraz do tego wracać. Powiedzmy, że był to drobny wypadek, z mojej winy. Uparłam się, że udowodnię, że nie da się mnie powstrzymać, no i udowodniłam, tyle, że kiepsko się to skończyło.
                                Jane nie drążyła tematu.
                                -Sylwia, mam pytanie, ale nie wiem czy nie będzie zbyt osobiste.
                                - Pytaj – powiedziała Sylwia – najwyżej strzelę focha.
                                -Myślałam, że duchy są zimne, ale ty nie jesteś.
                                - to bardziej stwierdzenie, niż pytanie, nie sądzisz – zaśmiała się Sylwia – ale odpowiem ci na nie. Duchy to dusze ludzkie, które pozostają na ziemi, bo nie dokończyły swoich spraw. Ja właśnie dlatego tu jestem, chcę żeby Amersu znowu była szczęśliwa. Skoro moja sprawa wiąże się z Amersu, to właśnie ona pożycza mi część swojej energii, bym mogła istnieć. Duchy, które swoją energię czerpią z innych źródeł niż żywi ludzie, są zimne.
                                - strasznie to pokrętne – zauważyła Jane.
                                - wiem – odparła Sylwia.
                                - wyjaśniłyście mi to wszystko bardzo pięknie, ale ja ciągle nie wiem dlaczego, a tego chciałabym się przede wszystkim dowiedzieć.
                                - wyjaśniamy ci to – zaczęła pani R. – bo Amersu zdecydowała, że wróci do Cynthi i tam już zostanie. Żeby nie było kłopotów, w stylu wyzwania policji do zaginionej dziewczyny, użyję bardzo mocnego zaklęcia, które sprawi, że dla tego świata Amersu przestanie istnieć. Zaklęcie to jest nieodwracalne, a zapamiętają ją tylko ci, którzy będą wiedzieli o rzucaniu zaklęcia i będą przy tym obecni. Mam wrażenie, że ty byś chciała pamiętać o Amsi, więc ci o tym mówię.
                                - Ale Amersu miała nakaz pozostania tu.
                                - wiem o tym – wtrąciła Amsi – Ale jak ty byś się czuła, gdyby twoi przyjaciele walczyli za twój kraj, a ty byś sobie bezpiecznie siedziała w domu, nawet nie wiedząc co się z nimi dzieje – wykrzyknęła.
                                - Spokojnie, Amersu. Spokojnie – poprosiła pani R.
                                - Spokojnie – powtórzyła Amsi – spokojnie – dziewczyna była bliska płaczu – ty nie wiesz jak to jest.
                                - mylisz się – mama Amersu podniosła głos – jakbyś nie zauważyła, to twoja ciocia jest moją siostrą.
                                - zauważyłam– rzuciła Amsi i uspokoiła się trochę.
                                - jeszcze jedno pytanie mi przyszło do głowy – jak to się dzieje, że ludzie nie widzą ogona, bo paznokcie można pomalować, tak samo usta, a na oczy można włożyć barwione szkła kontaktowe, ale na ogon nie mam pomysłów.
                                - to też robota mojej mamy, sprytne zaklęcie.
                                - no tak – Jane podrapała się po głowie – mam takie jedno pytanie…chociaż nie to jest strasznie głupie…albo, już sama nie wiem.
                                - jak chcesz to pytaj.
                                - czy ja bym mogła pójść z Amersu – wyrzuciła z siebie w końcu pytanie, które nurtowało ją od początku rozmowy.
                                - musiałabyś zapytać swojego taty, ale wątpię czy się zgodzi. Jane, wojna to nie zabawa. Nawet ja się martwię co będzie z Amersu, a ona za niecałe 5 lat będzie pełnoletnia.
                                - Jak to – zdziwiła się Jane – przecież ma dopiero dwanaście lat!
                                - Cynthianie, osiągają pełnoletność w wieku siedemnastu, nie osiemnastu lat.
                                - Rozumiem. Pogadam z tatą. A teraz muszę już iść, bo babcia się będzie niepokoić.
                                Jane zabrała swoje rzeczy i poszła na przystanek, znajdujący się obok domu Amersu.
                                - Myślisz, że jej pozwolą – zapytała Amsi.
                                - Wątpię – odparła pani R. – gdybym była na miejscu jej rodziców, to zabroniłabym jej kategorycznie się z tobą spotykać, bo uznałabym cię z osobę nienormalną.
                                - dzięki za szczerość, ale swoją drogą nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna.

                        • rigel Re: Moja twórczość powieściowa. 20.05.12, 13:58
                          żeby wysłać maila wystarczy kliknąć w nicka adresata ....
                          • piotr_c Re: Moja twórczość powieściowa. 23.05.12, 09:02
                            Z dobrze poinformowanych źródeł wiem że Tramwaj jest chwilowo mocno obłozony pracą z powodu końca roku szkolnego.
                            Może to spowodowac lekkie zawirowania w cyklu wydawniczym :) ale za to po zakonczeniu roku to ho ho!!
                            • piotr_c Re: Moja twórczość powieściowa. 12.07.12, 22:27
                              Wkrótce następne odcinki.
                              Tramwaj wraca do domu na chwilę :)
                              • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.07.12, 18:44
                                ciąg alszy po powrocie z działki. Narazie wstawię 4 rozdziały:

                                Rozdział 12
                                Spisek antyzwiązkowy – noc zero.
                                12.01. Godz. 18.30.
                                J
                                ane przyszła do Amersu, bo dręczyło ją jeszcze kilka pytań odnośnie Cynthi i „tego wszystkiego” jak to w myślach nazwała. Drzwi otworzył jej pan R. Jane weszła do środka i zapytała:
                                - jest Amersu?
                                - jest na dole – odparł tata Amsi i powrócił do przeglądania dokumentów rozwalonych na stole.
                                Jane zeszła na dół. Na ostatnim stopniu stanęła jak wryta. W sali trwał zacięty pojedynek. Amersu i pani R. walczyły czymś pomiędzy mieczem, a dużym nożem - o ile nożem można nazwać cos, co ma pół metra długości - Jednakże od miecza i noża różniło je to, że ostrza broni były zakrzywione.
                                Amersu wielokrotnie opowiadała jej o tych ćwiczebnych pojedynkach, jednakże dopiero teraz Jane miała okazję zobaczyć je na własne oczy. Gdy Jane przyjrzała się uważniej zauważyła, że Amsi używa dwóch takich samych ostrzy.
                                Jane oparła się o ścianę i obserwowała walkę. Czasem do jej uszu docierały rady, które pani R. dawała córce. Po dwudziestu minutach Amersu zarządziła przerwę. Dopiero teraz zauważyła Jane.
                                - No i jak ci się podobało – zapytała.
                                - to było raczej dziwne – stwierdziła Jane.
                                - Amsi musi jeszcze popracować nad stylem – dodała pani R.
                                - nie chodzi mi o styl, tylko tak jakoś ogólnie.
                                - nie cierpię rozmów o stylu - przerwała Amsi - dziś jest noc zero. Trzeba się przygotować.
                                ᵴᵴᵴ
                                Trwały ostateczne przygotowania do planu pozbycia się Anki. Rolę Rosjanina miała zagrać Jane, która jak się ku wielkiemu zdziwieniu Amersu, władała biegle: oczywiście Polskim i Angielskim, a do tego Rosyjskim, Włoskim, Hiszpańskim, Francuskim, Niemieckim, Arabskim, Suahili i znała podstawy Chińskiego. Amersu pożyczyła jej jedną ze swoich skórzanych kurtek. Sama również jedną założyła. Dodatkowo włożyła Jane na nos ciemne okulary. Niestety kurtka Amersu była za mała na Kubę, a większego rozmiaru nie było, to też trzeba było użyć materiału zastępczego, w postaci kurtki ortalionowej. Teraz, gdy Jane już znała tajemnicę Amersu, dziewczyna przestała się ukrywać z tym co robi po szkole. Okazało się, że oprócz walki na mieczo-noże, Amsi ćwiczy także strzelanie z dwóch pistoletów. Tak więc za replikę broni posłużyły owe pistolety, oczywiście nienaładowane.
                                Gdy Jane zapytała, o pozwolenie na posiadanie broni Amsi odparła, że nie uwierzy, że ktoś pójdzie na policję i powie: pannie komendancie, w domy państwa Rozie jest broń, która nie jest znana ludzkiej technologii.
                                To nie jest zwykła broń, pocisk jest wyciągany z lufy, przez elektromagnes, a nie jak w wypadku broni palnej wypychany. Ta broń ma większy zasięg, celność i ciszej działa – wytłumaczyła jej Amsi.
                                Czarne BMW, czyli służbowy samochód taty Amersu, tak jak i czarną furgonetkę, mieli już na miejscu. Amersu skończyła przesypywać mąkę do małych foliowych torebeczek, po czym wręczyła je Jane.
                                - Schowaj je do kieszeni, ale jak ci się wysypią to…-mruknęła Amsi i również nałożyła ciemne okulary.
                                Zarówno plastikowe kajdanki, jak i krótkofalówkę, a właściwie Walkie Talkie , pożyczyli od Maćka.
                                - Jesteście gotowi? - Zapytał Kuba – jak tak to ruszajmy. Dla porządku, wy jesteście grupa A – wskazał na Jane i panią R. – A my jesteśmy grupą B.
                                - dlaczego my musimy być B? – Zapytała Amsi.
                                - dla porządku. I przestań narzekać.
                                Cała piątka: pani i pan R., Kuba, Jane i Amersu, zeszli do garażu i wsiedli do samochodów. Mama Amersu i Jane, wsiadły do furgonetki, a cała reszta do BMW. Zgodnie z planem, pani R. miała wysadzić Jane na starym parkingu, a samej jeździć dookoła samochodem i czekać na wezwanie przez krótkofalówkę. Pani R. wyjechała pierwsza, a zaraz za nią jej mąż.
                                Pani R. skręciła w lewo, a pan R. w prawo. Dwie przecznice dalej Amsi zobaczyła jak Karol i Anka wsiadają do samochodu. Grupa B obserwowała ich uważnie.
                                Gdy w końcu wsiedli do samochodu. Zgodnie z planem, prowadziła Anka. Pan R. powoli ruszył z nimi, utrzymując pięćdziesięciometrowy odstęp. Karol miał przekonać swoją dziewczynę, by na chwilę zatrzymali się na starym parkingu. Udało się. Samochód przed nimi skręcił w bok. Pan R. zatrzymał samochód za załomem domu i otworzył okno. Grupa B patrzyła jak Karol podchodzi do Jane, ta wręcza mu woreczki z mąką, mówi po rosyjsku, by uważał, bo coraz częściej zdarzają się wpadki. Po tych słowach Jane oddaliła się, a Karol wrócił do samochodu. W tym momencie drogę zajechało im czarne BMW, a ze środka wyskoczyli Amersu i Kuba.
                                Kuba wyciągnął Karola z samochodu i rzucił na ziemię.
                                Amersu wyciągnęła broń i zaczęła krzyczeć, że jeżeli się ruszy to strzela. W tym czasie z samochodu wysiadła Anka.
                                Kuba podniósł Karola i rzucił na maskę samochodu. Wyjął mu z kieszeni torebki z mąką, ponownie rzucił go na maskę, po czym skuł go plastikowymi kajdankami. Amersu wezwała przez krótkofalówkę swoją mamę.
                                W tym czasie Kuba zaczął tłumaczyć Ance, że właśnie złapali europejskiego bossa handlu narkotykami, który zostanie osądzony, a następnie osadzony w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
                                Anka zaczęła krzyczeć na Karola, że z nimi koniec, że jak on mógł ją tak oszukiwać, a na koniec wypaliła mu z liścia w twarz. Na parking wjechała furgonetka. Pani R., która zdążyła już zgarnąć Jane, otworzyła drzwi.
                                Kuba i Amersu wprowadzili tam Karola, a Kuba zatrzasnął drzwi. Amsi poprosiła jeszcze Ankę, by zapomniała o Karolu. Gdy ta powiedziała, że nic go już z nim nie łączy, Amsi kiwnęła głową i wskoczyła do BMW.
                                Wszyscy śmiali się przez całą drogę do domu, gdzie wyprawili małe, ale huczne przyjęcie, ciesząc się z odzyskania dawnego Karola.


                                • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.07.12, 18:45
                                  Rozdział 13
                                  Rodzina
                                  03.02. Godz. 13.40 szkoła Amersu.
                                  M
                                  ogę o coś zapytać – Jane spojrzała na Amsi wyczekująco.
                                  - właśnie to zrobiłaś – zaśmiała się dziewczyna.
                                  - No to mogę spytać o coś jeszcze?
                                  - właśnie to zrobiłaś – powtórzyła Amsi.
                                  - no to mogę zadać dwa pytania?
                                  - znowu to zrobiłaś.
                                  - Kiedy?
                                  - Teraz – odparła Amsi. Jane zorientowała się, że dziewczyna wciągnęła ją w dowcip.
                                  -No to teraz zapytam bez pozwolenia – stwierdziła Jane - mówiłaś, że masz w Międzyświecie rodzinę.
                                  - ino mówiłam – potwierdziła Amsi.
                                  - z opowieści twojej mamy, na temat pierwszego ataku Tendena, wynikałoby, że twoja rodzina jest bezpośrednio zamieszana w walkę.
                                  - to nie jest pytanie, a skoro to nie jest pytanie, to nie mogę ci odpowiedzieć.
                                  - chodzi mi o to, kim właściwie są członkowie twojej rodziny?
                                  - to raczej skomplikowane – stwierdziła Amsi i umilkła.
                                  - więc mi to wyjaśnij – poprosiła Jane.
                                  - właśnie się zastanawiam jak to zrobić – odparła Amsi – jest to na tyle skomplikowane, że wymaga kefiru – Amsi wyjęła z plecaka butelkę i upiła parę łyków - mój wujek, Dass Temra jest Strażnikiem.
                                  - Kim? – Zdziwiła się Jane.
                                  - Strażnikiem – powtórzyła Amsi – to takie jakby służby specjalne albo…
                                  - trochę jak Jedi – podpowiedziała Jane.
                                  - tak jakby, tylko, że bez Mocy, mieczy świetlnych i tego wszystkiego. Rany… jak trudno ci to wszystko opowiedzieć – Amsi westchnęła – co ja mam z tobą zrobić – mruknęła.
                                  - spróbuj mi to po prostu wyjaśnić – zasugerowała Jane.
                                  - dobra, niech będzie po kolei. Moja ciocia, czyli siostra mojej mamy, nazywa się Jumika Rozie. Wraz z moją mamą mieszkały w Międzyświecie w Centralnej Cynthi. Moja mama jest starsza od swojej siostry o trzy lata. Ich rodzice wiedzieli o tym, że moja mama jest czarownicą, ale wiedzieli też, że Jumika nie jest. Tu muszę ci wyjaśnić, jak to jest z czarownicami i magią w ogóle. Są cztery poziomy magiczności. Tak wiem, że głupio to brzmi, ale w Cynthi są na to specjalne określenia, więc uprzejmie proszę przestań się głupio śmiać – Amersu spojrzała na Jane z wyrzutem – są więc cztery poziomy: pierwszy najniższy, kiedy nie jest się w ogóle magicznym, to rozumiesz – zapytała Amsi, Jane pokiwała głową –potem następny, kiedy pojawiają się takie rzeczy jak zupełnie niezawodna intuicja, telepatia, telekineza. Na tym poziomie znajduje się moja ciocia, ale nie jest czarownicą. Następny poziom to ten w którym, możesz rzucać zaklęcia i tak naprawdę możesz używać magii, ogarniasz – zapytała Amsi, a Jane ponownie kiwnęła głową – no i ostatni, który jest bardzo rzadki, możesz mieć mniejszą lub większą kontrolę nad którymś żywiołem. Ale jak już mówiłam zdarza się to bardzo rzadko, a do tego by używać któregoś z żywiołów trzeba mieć odpowiedni nastrój, charakter i te rzeczy. Jeszcze małe wyjaśnienie, kiedy masz na przykład trzeci poziom, to wtedy masz także to co jest na pierwszym i drugim. Czy masz jakieś pytania odnośnie tego, Jane?
                                  Jane przez chwilę milczała, porządkując nowe wiadomości.
                                  - A ty, na którym poziomie jesteś – zapytała w końcu.
                                  - Ja prawdopodobnie, jestem na trzecim. Ale trzeba też wiedzieć, że te poziomy nie są skwantowane.
                                  - jakie nie są – wykrzyknęła Jane.
                                  - skwantowane, w sensie, że nie ma konkretnego poziomu, tylko można je określić z nieskończenie wielką liczbą cyfr po przecinku.
                                  - nie za bardzo to rozumiem.
                                  - chodzi o to, że możesz być odrobinę gorszy od osoby, która jest na tym samym poziomie, ale równie dobrze możesz być lepszy. Czy teraz rozumiesz?
                                  - mniej więcej – odparła Jane.
                                  - to ci wystarczy – stwierdziła Amsi – wracając do historii mojej cioci. Jumika była zazdrosna o swoją starszą siostrę. Nie miej jej tego z złe, miała tylko dziesięć lat. Moja mama skończyła trzynaście lat i wyjechała uczyć się o magii w siedzibie czarownic. Rodzice dziewczyn zawsze uważali Marikę za bardziej dorosłą i lepszą, faworyzowali ją, bo była czarownicą. Jumika przez to zamknęła się w sobie i kiedy również skończyła trzynaście lat, uciekła z domu. Wplątała się w niezbyt miłe towarzystwo, różnych wyrzutków społecznych i szumowin, ale tam już została. Przez lata utrzymywała się z mniej lub bardziej nielegalnych źródeł. Gdy uciekła z domu, używała innego nazwiska i imienia. Przedstawiała się jako Miwia Sorne, pod tym imieniem zna ją naprawdę dużo osób. Podczas pierwszego ataku Tendena, poznała Dassa. Nie pytaj jak, bo to jest okropnie pokręcona historia i wymagałaby tony wyjaśnień, a i tak byś nie zrozumiała. Zakochali się w sobie, ale po wojnie stracili ze sobą kontakt. Spotkali się ponownie dopiero jakiś rok temu. Planują ślub, jak tylko sytuacja uspokoi się na tyle, by było to możliwe. Masz jeszcze jakieś pytanie?
                                  - a czy zanim skończysz trzynaście lat, możesz używać magii?
                                  - nie mogę, takie są zasady. Teoretycznie mogłabym uczyć się sama, ale szanuję te zasady. Za to mogę…
                                  - coś podobnego! TY SZANUJESZ ZASADY!
                                  - Za to mogę – ciągnęła niczym niezrażona Amersu – używać telekinezy, telepatii i innych drobiazgów.
                                  - A pokażesz mi jak to robisz – zapytała Jane z miną bobasa, który właśnie przejął kontrolę nad swoja mamą.
                                  - zwariowałaś – wykrzyknęła Amersu – tutaj – wskazała na korytarz. Jane dopiero teraz przypomniała sobie, że są w szkole.
                                  - no może to rzeczywiście, to nie jest najlepszy pomysł. No ale przynajmniej powiedz jak ci się ta telepatia objawia.
                                  - po prostu czuję to, co czują inne osoby, widzę ich aurę, jeżeli chodzi o osoby mi bliskie, to kiedy coś by się im stało, ja bym to poczuła. Takie zdolności mają swoje zalety, ale także i wady. Widzę istotę rzeczy lepiej niż inni, przez co zawsze jestem wybierana do jakiś zadań, które innym nie wychodzą.
                                  - to po…
                                  - chcesz, żebym powiedziała o czym myślisz.
                                  -wcale nie…
                                  - teraz spróbujesz mi wmówić, że nie o tym myślałaś.
                                  - ty…
                                  - nie, nie jestem stuknięta.
                                  Jane zaklęła w myślach.
                                  - nie przeklinaj – mruknęła Amersu.
                                  - mówiłaś, że widzisz aurę, a jaką ja mam – zaciekawiła się Jane.
                                  - Jane, aury nie można określić, jako koloru, bo jest zbyt złożona. To tak jakbyś próbowała wyjaśnić znaczenie słowa: kolor, komuś kto od urodzenia nie widzi. I od razu dodam, że to tylko porównanie, nie jakaś aluzja.
                                  - A wracając do twojej rodziny, czy to już wszyscy?
                                  - nie, jest jeszcze Jay.
                                  - A któż to taki?
                                  - to uczeń Dassa. Dlaczego z tobą się tak trudno rozmawia? Oficjalnie nie należy do naszej rodziny, ale i tak traktujemy go jakby do niej należał. On tak samo. Mnie traktuje jak młodszą siostrę, mówi do mnie „młoda”.
                                  - wiesz czemu tak bardzo lubię twoją rodzinę – zapytała Jane. Amersu pokręciła głową – bo jest bardziej pokręcona od mojej – zaśmiała się.
                                  - coś w tym jest.
                                  - jeszcze jedno: skoro Międzyświat, jest tak różny i jest tam tyle krajów, to jak rozmawiacie?
                                  - Tak jak tutaj. Językiem międzynarodowym. Cynthiański jest takim językiem. Cynthia jest stolicą Unii Północnej, i w ogóle znajduje się w centrum świata. Jednakże jest językiem międzynarodowym na większą skalę, niż Angielski tutaj. Każde dziecko, włada płynnie ojczystym językiem oraz Cynthiańskim.
                                  - no to masz ułatwione zadanie, bo nie musisz się uczyć drugiego języka.
                                  - ty też masz ułatwione zadanie. Znasz od urodzenia Angielski.
                                  - tak, ale Angielski-Amerykański, a językiem międzynarodowym jest Brytyjski, te języki się trochę różnią.
                                  - A ja posługuję się dialektem Dinae, czyli tym z dzikiej Cynthi, a oficjalny jest ten z Centralnej. Jesteśmy więc w identycznej sytuacji – stwierdziła Amsi.
                                  - A nauczysz mnie Cynthiańskiego – zapytała Jane.
                                  - dobra – mruknęła Amsi – jeżeli planujesz się wybrać ze mną, to ci się ten język przyda.
                                  - Amersu! Amersu – przez korytarz biegł Kubuś, ten sam, który przynosił Amersu sok, podczas bójki z Pawłem – Amersu! Dorwali Krzys
                                  • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.07.12, 18:46
                                    Rozdział 14
                                    Po kolana w bagnie.
                                    03.02. Godz. 14.20 przed szkołą.

                                    P
                                    ierwszą rzeczą, którą Amersu i Jane zobaczyły, gdy wybiegły przed szkołę, było dwóch dryblasów pochylających się nad przerażonym Krzysiem. Jeden z nich popchnął malucha na śnieg. Obok stał Paweł i przyglądał się widowisku. Amersu podbiegła i zatrzymała się parę kroków od nich, nic nie robiąc sobie z tego, że stoi przy -15°C, w cienkiej skórzanej kurteczce.
                                    - co się tu dzieje – zapytała.
                                    - Amersu, idź stąd – odparł Paweł – my tylko dbamy o sprawiedliwość, więc nam nie przeszkadzaj.
                                    - zanim odejdę, muszę się upewnić, czy to na pewno jest sprawiedliwość. Więc zapytam jeszcze raz: co tu się dzieje?
                                    - ten śmierdziel, pożyczył kasę, a teraz nie chce oddać – krzyknął jeden z dryblasów, Amersu przypomniała sobie, że chłopak ma na imię Marcin.
                                    - nie chce, czy nie może – spytała Amersu, cały czas trzymając w ręku butelką kefiru.
                                    - nie mam na dzisiaj pieniędzy – wyjąkał Krzyś – miałem odłożone, ale zapomniałem przynieść, na jutro będę miał.
                                    - już trzy razy to mówiłeś – krzyknął Marcin.
                                    - panowie – zawołała Amsi – nie ma potrzeby tak krzyczeć, a w ogóle, to cóż to z zawrotna kwota.
                                    - pięć złotych – zmieszał się lekko Paweł.
                                    - oj, panowie. Zawiodłam się na was. Robić takie zamieszanie o pięć złotych. Ja wam zapłacę, ale zostawcie w spokoju tego chłopca.
                                    - bo co nam zrobisz, zbijesz nas – zakpił Marcin.
                                    - jeżeli nie będę miała wyboru – odparła lodowatym tonem, Amersu, która teraz stała tylko pół metra od Marcina.
                                    - ojej, już się boję – zaśmiał się Marcin – proszę, no dajesz – krzyknął.
                                    - Marcin, to nie jest dobry pomysł – wtrącił Paweł.
                                    - zamknij się Paweł, ktoś wreszcie powinien dać tej Usremie nauczkę.
                                    Jane poczuła zimny dreszcz, „Usrema” to było jedno z tych nielicznych przezwisk, na które Amersu reagowała niepochamowaną wściekłością, pomimo tego, że było to tylko jej imię czytane od tyłu.
                                    - Paweł, Marcin ma rację – dodała Amersu – zamknij się. Chce się bić, to proszę bardzo. Jane potrzymaj mi plecak – podała go dziewczynie.
                                    - Marcin, to nie jest dobry pomysł – powtórzył Paweł, ale teraz już dużo ciszej. Nie widząc efektów swojej uwagi, odwrócił się na pięcie i odszedł. Drugi dryblas, który nie odezwał się ani słowem, postanowił zostać przy Marcinie.
                                    - no, to co, Amersu – zapytał Marcin.
                                    - no, to to – odparła Amsi, łapiąc Marcina za ramiona i uderzając go czołem w nos. Marcin nie spodziewał się takiego zagrania więc złapał się za nos, usiłując zatamować krwotok. Amsi kopnęła go w tył kolan, podcinając chłopaka. Tamten podniósł się błyskawiczne i ruszył do ataku. Amersu uderzyła go butelką kefiru w twarz. Plastikowa butelka pękła, ochlapując Marcina swoją zawartością.
                                    - co za marnotrawstwo – mruknęła Amersu, patrząc na pęknięta butelkę i umazanego kefirem Marcina, leżącego na śniegu – ale gdzie się podział ten drugi – zastanowiła się Amersu. Odpowiedź uzyskała, gdy tylko się obróciła. Dryblas leżał skulony na śniegu i jęczał. Obok niego stała Jane z plecakiem Amersu w lewej dłoni i dziwna miną na twarzy.
                                    - co mu się stało – zapytała Amsi.
                                    - rzucił się na mnie, to mu chciałam przyłożyć tym plecakiem w brzuch, żeby go trochę zatrzymać, ale uderzyłam go trochę niżej, no i taki efekt. A tamtemu, co jest – wskazała na Marcina.
                                    - rozwaliłam mu nos, chyba – stwierdziła Amersu.
                                    - Amsi, to już drugi nos w tym miesiącu, opanowałabyś się trochę – poprosiła Jane.
                                    Ale Amersu już nie słuchała. Patrzyła w górę, prosto w kamerę monitoringu.
                                    - ups – stwierdziła Jane – chyba mamy kłopoty. Ale, przecież nagrało się wszystko, więc chyba nie ma problemu.
                                    - obawiam się, że jest – Amersu pokręciła z rezygnacją głową – nagrała się tylko ta część, gdy biję Marcina, reszta nie zmieściła się w kadrze. Wyleją mnie z tej szkoły, jak nic. No, ale im trzeba pomóc – Amsi podbiegła do jednego z okien szkoły i zastukała w nie. Ze środka wyłoniła się głowa pani Joli – szkolnej pielęgniarki.
                                    - pani Jolu, tym chłopakom trzeba pomóc, ja muszę stąd szybko zwiewać. Mam tym razem poważne kłopoty.
                                    - co się stało – zapytała pielęgniarka – zabiłaś ich, czy co?
                                    - nie zabiłam, ale jednemu rozwaliłam nos, a drugi dostał w…no pani wie gdzie oberwał.
                                    Pani Jola pokiwała smutno głową.
                                    - dobra, idź już.
                                    - dziękuje pani Jolu, jak ja się pani odwdzięczę?
                                    - mogłabyś przestać się bić, ale wątpię czy to realne.
                                    - i słusznie pani wątpi – krzyknęła Amersu, biegnąc w stronę Jane – zabieramy się stąd – krzyknęła pociągając za sobą Jane.
                                    - a kurtki – oponowała Jane – jest za zimno na latanie w samym swetrze.
                                    - trudno – odparła Amsi – a okazję do zabrania kurtki, będziesz miała jeszcze dzisiaj.
                                    - o co ci chodzi – zapytała Jane.
                                    - oto, że jesteśmy po kolana w bagnie, a mam przeczucie, że będziemy jeszcze głębiej.
                                    • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.07.12, 18:48
                                      Rozdział 15
                                      Po uszy w bagnie.
                                      03.02. Godz.: 14.40 dom Amersu.
                                      A
                                      msi, dzwoniła dyrektorka z twojej szkoły, chce zemną rozmawiać. Czy powinnam o czymś wiedzieć? – Były to pierwsze słowa, które usłyszały dziewczyny, gdy weszły do domu.
                                      - właściwie, to tak – odparła Amersu i opowiedziała co wydarzyło się przed szkołą.
                                      - cóż to dziwne, bo dyrektorka opowiedziała mi inną wersję, podobno pokłóciłaś się z Marcinem, bo nie chciał ci oddać pieniędzy.
                                      - CO – krzyknęły równocześnie Amersu i Jane – przecież wiesz, że ja nigdy…- oburzyła się Amsi.
                                      - spokojnie, wierzę ci, ale według twojej wersji, był tam jeszcze ten Krzyś. Natomiast według wersji tamtych dwóch Krzyśkowi nic się nie stało i w ogóle tylko przyglądał się tej sytuacji.
                                      - A co twierdzi rzeczony Krzyś – zapytała Jane.
                                      - rzeczony Krzyś potwierdza wersję chłopaków.
                                      - Jak on mógł – wykrzyknęła oburzona Jane – przecież Amsi mu pomogła, a on tak…
                                      - wątpię, by o to chodziło – przerwała jej Amsi – prawdopodobnie go zastraszyli.
                                      - to możliwe… - zastanowiła się pani R. – ale po co oni tak grają, przecież i tak mają złą opinię.
                                      - obawiam się, że oni knują jakąś większą aferę – stwierdziła Amsi – Marcin nie jest głupi, pewnie się jeszcze okaże, że im niby groziłam i spróbują mnie wysłać do poprawczaka – gdyby potrafiła przewidzieć przyszłość, zdziwiłaby się trafnością swojego stwierdzenia.
                                      - dobra, chodźcie – przerwała dyskusję Marika Rozie.
                                      - ale, ja też… - zdziwiła się Jane.
                                      - ty też, twój tata już tam na ciebie czeka.
                                      Jane nerwowo przełknęła ślinę.
                                      ***
                                      Gabinet dyrektorki urządzony był w typowo biurowym stylu, Amersu odniosła wrażenie, że działał tu jakiś spec od feng shui. Okna zasłaniały wertykale, w rogu pokoju stała paprotka, nad którą wisiała półka ze stojącym dyplomem. Za biurkiem stało krzesło z wysokim oparciem, na krześle siedziała pani dyrektor i wpatrywała się w obecnych tu ludzi. Dookoła stało jeszcze kilka krzeseł. W gabinecie stali: Jane, jej tata, Amersu z mamą, Marcin z tatą oraz drugi obecny podczas bójki chłopak, z obojgiem rodziców. Z powodu tej ilości osób, w gabinecie zrobiło się ciasno. Potęgował ten tłok, ogromny plecak Amersu, bez którego dziewczyna nigdzie się nie ruszała.
                                      Oto jak jest być Amersu Jax Kahiro Rozie w tej chwili:
                                      Chociaż niemal wszyscy dookoła cię oskarżają, ty sobie z tego absolutnie nic nie robisz, bo i po co. Ty wiesz, że jesteś niewinna i wiesz równie dobrze, że i tak dyrektorka przyzna rację „poszkodowanym”. Wiele razy już miałaś kłopoty, doskonale zdajesz sobie sprawę, że najwyżej wywalą cię ze szkoły. Lepiej ucierpieć w imię prawdy i sprawiedliwości, niż zyskać na oszustwie. Myślisz sobie: szkoda tylko, że Jane ma kłopoty. A potem zdajesz sobie sprawę, że tu chodzi o coś większego, że Marcin, dysząc ci na kark, kpiąco się uśmiecha. Gdyby chodziło tylko o rozwalony nos, nie uśmiechałby się w ten sposób. Twoje wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, chwieje się niebezpiecznie.
                                      Może znaleźli to konto administracyjne, które zrobiłaś kilka miesięcy temu, aby mieć dostęp do kamer monitoringu.
                                      Może znaleźli w koszu ostatnie zlecenie i już wiedzą, że to ty zrobiłaś zwolnienie z lekcji jednego chłopaka „Nie należało brać tego zlecenia. Pomaganie innym to jedno, fałszowanie zwolnień to drugie” rozmyślasz, aż w końcu dochodzisz do wniosku, że nie mieli szans znaleźć konta, ani zlecenia. Ze tu chodzi o coś innego, więc o co? Pozostaje ci tylko czekać na rozwój wydarzeń…
                                      Dyrektorka powoli podniosła się z fotela i spojrzała na mały tłumek w gabinecie.
                                      - Pozwolicie państwo, że porozmawiam z każdym z was po kolei. Żeby uniknąć takiego tłoku. Pani Rozie i Amersu, czy mogłybyście być pierwsze?
                                      Pani R. pokiwała głową. Reszta zgromadzenia wyszła z gabinetu.
                                      - Proszę usiąść – powiedziała chłodno dyrektorka, patrząc sceptycznie na Amersu – czy pani wie dlaczego tu jesteśmy?
                                      - Amersu wdała się w bójkę, rozwaliła chłopakowi nos. Poszkodowany prawdopodobnie zastraszył świadka, by ten zeznawał przeciwko mojej córce – wyrzuciła z siebie jednym tchem mama Amersu.
                                      - dlaczego pani myśli, że Krzyś został zastraszony?
                                      - Proszę pani, nigdy nie miałam powodów, by nie ufać Amsi. Jeżeli ona twierdzi, że był tam Krzyś, ja jej wierzę.
                                      - dowody są jednoznaczne i mówią na niekorzyść Amersu.
                                      - Dowody nie są jednoznaczne – wtrąciła Amersu – jest to tylko końcówka całego zdarzenia. Marcin żądał od Krzysia natychmiastowego spłacenia długu, w wysokości pięciu złotych polskich. Krzyś odmówił spłacenia długu, bo nie miał przy sobie pieniędzy. Zaproponowałam, że ja go spłacę. Marcin nie zgodził się i zaczął mnie obrażać oraz prowokować bójkę. Na nagraniu nie słychać tego co mówił Marcin, ale poszkodowany groził mi, wiec moją reakcję uznaję z obronę konieczną.
                                      Jeżeli uzna pani, ze granice obrony koniecznej, przekroczyłam, przyjmę karę za to, ale na pewno nie przyjmę kary za nieuzasadniony atak na Marcina. Po prostu nie mam w zwyczaju dawać się ukarać za coś, czego nie zrobiłam.
                                      - czy pani to słyszy – zapytała dyrektorka.
                                      - słyszę doskonale i wyraźnie – potwierdziła pani R. – i jestem dumna z mojej córki, ze potrafi w tak zwięzły sposób przedstawić swoja wersję.
                                      - czy zdaje sobie pani sprawę, że Marcin Nowak, zgłosił iż Amersu groziła mu na jednym z komunikatorów internetowych?
                                      Pani R. przez chwilę się zawahała.
                                      - czy może mi pani przedstawić treść tych gróźb?
                                      - oczywiście – wyjęła z szuflady kartkę - Cytuję: wiem gdzie mieszkasz! Nie wywiniesz się, powiedz Pawłowi, że on też zapłaci za to co zrobił, a przede wszystkim z zmarnowane dwa lata mojego życia. Strzeż się!!!
                                      Dyrektorka podniosła głowę znad kartki.
                                      - Co pani o tym myśli? Czy nadal uważa pani, że Amersu jest niewiniątkiem?
                                      - nigdy nie mówiłam, że Amersu jest całkowicie niewinna. Myślę, że dokument sfałszował ktoś kto zna styl pisania Amersu.
                                      - O! Nawet rozpoznaje pani jej styl pisania! To chyba tylko jeszcze pogarsza jej sytuację.
                                      - proszę pani, styl pisania mojej córki jest tak charakterystyczny, ze nie sposób go pomylić. Czy u kogokolwiek innego widziała pani tak długie i wielokrotnie złożone zdania? Przecież ten styl rozpoznałby każdy, kto czytał kilka jej prac, bądź miał szansę przeprowadzić z nią dłuższą rozmowę. Przez swoją charakterystyczność jest bardzo łatwy do podrobienia. Jednakże brakuje w tym tekście słów tak typowych dla Amersu jak: iż, azaliż…oraz słów rzadziej używanych w języku polskim, nalężących do terminów fachowych i tym podobnych dodatków!
                                      - A zresztą, po co miałabym pisać kapitalikami, skoro mi osobiście wystarczy treść przekazu, a nie forma jego zapisu – dodała Amsi.
                                      - A może celowo napisałaś w ten sposób, aby odwrócić od siebie podejrzenia?
                                      - czy pani sugeruje, że nie potrafię odwrócić od siebie podejrzeń?
                                      - powiedziałam, że napisałaś tak by odwrócić od siebie uwagę!
                                      - no właśnie, a skoro tu jestem, to gdybym to zrobiła, świadczyłoby o mojej niekompetencji, czyż nie? Poza tym z tego co wiem istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności. Mam pytanie, czy Marcin wie, że za składanie fałszywych zeznań grozi pozbawienie wolności?
                                      - Nie jesteśmy w sądzie!
                                      - O! Cóż z odkrycie pani dyrektor! Ale możemy zaraz być! Jeżeli Marcin nie wycofa zarzutów, dzwonię na policję! Mogę porozmawiać z Krzysiem i on potwierdzi, że moja wersja wydarzeń jest prawdziwa.
                                      - spokojnie – powiedziała Pani R. nie róbmy takiego zamieszania. Chyba możemy się zachować jak cywilizowani ludzie?
                                      - To rozwiąże sprawę. Krzyś jeszcze jest w szkole – dyrektorka wystukała numer na telefonie i przez chwilę z kimś rozmawiała, wreszcie odłożyła słuchawkę - Krzyś zaraz tu będzie – powiedziała.
                                      ***
                                      Jane patrzyła na swojego tatę, czekając aż się odezwie. Już wolałaby, żeby krzyczał, a nie tak milczał i patrzył na nią.
                                      - No powiedz coś – prawie krzyknęła.
                                      - Co mam ci powiedzieć? Ze się na tobie z
                                      • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 16.07.12, 18:50
                                        - Amsi nie jest niezrównoważona. Nie wierzysz mi? Myślę, że mama na pewno by mi uwierzyła! Pamiętasz jak było w trzeciej klasie? W ogóle nie miałam przyjaciół? Teraz przynajmniej mam kogoś, kto nie ma przede mną tajemnic, na kogo mogę liczyć – zawahała się. Czy Amersu nie ma przede mną tajemnic? Nie, na pewno nie zataja niczego, co powinnam wiedzieć!
                                        Pan Croft nie odpowiedział. Przez kolejne chwile trwali w milczeniu.
                                        ***
                                        Rozległo się pukanie.
                                        - Proszę – powiedziała dyrektorka.
                                        Do pokoju wszedł Krzyś. Wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego, niż kiedy widziała go ostatnio.
                                        - Usiądź – poprosiła – kiedy ostatnio tu byłeś, powiedziałeś, ze nic nie wiesz o tym co się działo przed szkołą. Czy nadal utrzymujesz tą wersję? Informuję cię, że Amersu może zostać nawet wyrzucona ze szkoły. To jak?
                                        Krzyś zaczął pochlipywać pod nosem.
                                        - b-bo ja nie chciałeeem! Oni m-mniee zmuuusiliii – szlochał – powiedzieliii, że w-wiedzą, gdzie mieeeszka moja maaamusia i żee jeeej zrobią krzywdeee! Aleee ja nie chce, żeby Amsiii wyrzucili ze szkołyyy. Ja tam byłem i-i oni mnie pobiliii, a Amsiii mnie broniła, ale jaaa tak bardzo się bałem o moją mamusie, żeee skłamałeee – dalsza cześć jego wypowiedzi zamieniła się w jeden wielki płacz. Chłopczyk podbiegł i wtulił twarz w brzuch Amsi. Dziewczyna objęła go i mocno przycisnęła do siebie. Spojrzała na osłupiałą dyrektorkę.
                                        - sprawa jest chyba jasna? Rozumiem, że poweźmie pani odpowiednie kroki i ponownie ustosunkuje się do tej sprawy.
                                        - tak, cóż nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić za zamieszanie. A z tymi draniami to ja sobie jeszcze porozmawiam! Żeby tak dziecko straszyć! To straszne!
                                        Na twarzy Amersu i jej mamy wykwitł drobny uśmiech satysfakcji. Udało się!

                                        (Bardzo proszę o recenzje)
                                        z góry dziękuję, wasza młoda pseudopowieściopisarka
                                        Tramwaj1
                                      • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 18.07.12, 10:40
                                        - Co mam powiedzieć? że się na tobie zawiodłem? że dałem ci wolną rękę, a ty nadużyłaś tej wolności? że spotykasz się z jakąś niezrównoważoną psychicznie dziewczyną? To chcesz usłyszeć?
                                        (przepraszam za te machniacje z postami, ale cuś mi się wyrypło)
                                        • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 18.09.12, 14:25
                                          Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale totalnie zmieniła mi się koncepcja i muszę bardzo dużo przemyśleć. Moja twórczość musi poczekać kilka miesięcy, może rok, aż dowiem się trochę więcej o tym co właściwie chcę osiągnąć. Przepraszam! Tramwaj1
                                          • bassooner Re: Moja twórczość powieściowa. 19.09.12, 08:34
                                            tak kilka błędzików, które zauważyłem z początku, na szybcika...


                                            -Gdzie zrobiłam błąd – zapytała siebie dziewczyna –mój plan był obliczony z dużym marginesem bezpieczeństwa – stwierdziła, jednocześnie zastanawiając się nad wydarzeniami z przed paru minut.
                                            _____________________________________________________________________________
                                            powinno być:
                                            -Gdzie zrobiłam błąd? – zapytała siebie dziewczyna. – Mój plan był obliczony z dużym marginesem bezpieczeństwa – stwierdziła, jednocześnie zastanawiając się nad wydarzeniami z przed paru minut.

                                            _____________________________________________________________________________

                                            -Nieważne. Każdemu zdarza się wpadka. Nic się nie stało – przekonywała siebie Amersu.
                                            -Może i każdemu się zdarza, ale to nie znaczy, że nic się nie stało – mówiła jej bardziej racjonalna część– ciebie ta „wpadka” może sporo kosztować. Jeżeli ktoś się dowie, ze największa rozrabiara musiała uciekać, twoja reputacja poleci na łeb. Myślisz, że ktoś cię poprosi o wykonanie zadania, skoro raz ci się nie udało? Poza tym, po jakiego grzyba podkładałaś tej Nicole pająka do plecaka. Nie dość, że ci się nie udało, to jeszcze zauważył cię ten Paweł – prawiło jej morały sumienie - a i jeszcze nie zapominaj, że zemsta nie jest szlachetna – dodało sumienie, uprzedzając sprzeciw ze strony Amersu.
                                            ____________________________________________________________________________
                                            "sięjoza"
                                            ____________________________________________________________________________
                                            - to się dopiero nazywa „bić się z myślami” – zaśmiała się w duchu dziewczyna, – ale nikt jeszcze niczego nie osiągnął siedząc, w kącie. Pewnie mnie jeszcze ten Paweł dopadnie, ale będzie tak na moje własne życzenie – zakończyła kłótnie Amersu
                                • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 10.03.13, 12:10
                                  Chciałam tu przeprosić użytkowników strony Piekielni.pl. A w szczególność użytkownika Enduro, od którego tą historię skopiowałam.
                                  Tu macie linka do jego oryginalnej historii:
                                  oto ona
                                  Wiem, że odkąd wrzucałam ten rozdział minął już ponad rok, ale teraz przeglądając moje posty, mi się przypomniało.
                                  Jak ktoś mi powie jak, to skasuję tego posta.
                                  • Gość: X Re: Moja twórczość powieściowa. IP: *.elblag.vectranet.pl 13.03.13, 10:12
                                    napisz do admina, dane znajdziesz na "forum o forum".
                                    • tramwaj1 Re: Moja twórczość powieściowa. 08.05.13, 21:51
                                      Mam wyrzuty sumienia, bo nie tylko ten post wymaga skasowania.
                                      W całej tej historii były mocne inspiracje książkami: Felix, Net i Nika; Wszystko Czerwone;
                                      LO-teria.
                                      Ponieważ pisząc tę historię byłam małą dziewczynką, mogłam mieć problemy z rozróżnianiem co jest inspiracją, a co się zaczyna robić plagiatem.

                                      Tak więc proszę o wyrozumiałość.
                                      Z góry dziękuję
                                      Tramwaj1.
Inne wątki na temat:

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka