don.kichote
24.03.23, 20:17
A będzie tak:
Ciągłe i notoryczne hejtowanie Hołownii i Kosiniaka przez polityków PO/KO z Tuskiem na czele, ich media i ich internetowych harcowników, da efekt taki, że - ku uciesze hejterów - nie przekroczą oni progu wyborczego (8%) i znikną ze sceny politycznej.
D'Hondt wynagrodzi ten hejt, dodatkowymi mandatami dla zwycięskiej partii i... nie będzie to PO a PiS, może zdobyć ponad 40%.
I to by było na tyle, ale... czy można jakoś temu zaradzić?
Owszem, ale trzeba chcieć.
A jak widać, "wiodącej" partii na wygranej nie zależy i taki, wyżej opisany układ im bardzo pasuje.
Gdyby poważnie myśleli o wygranej z PiS-em i wspólnej liście, to - na początek - rozmowy z "chcącą" lewicą już od dawna by trwały. Nie dość, że nic się w tej sprawie nie dzieje, to ze strony PO wysyłane są sygnały, że z lewicą to raczej nie, Tusk udaje, że nie zauważa wiernopoddańczych deklaracji Czarzastego i Biedronia i otwartym tekstem mówi, że jeśli opozycja się nie zgodzi na jego warunki (czytaj hegemonię na opozycji) to on pójdzie do wyborów sam.
Dlaczego tak?
Wiadomo nie od dziś, że po ewentualnej wygranej opozycji, elektorat wiodącej partii, będzie domagał się od rządzących zdecydowanego zerwania z dotychczasową polityką społeczną jaką prowadził PiS, nawet pod groźbą buntu wewnętrznego i wywiezienia rządzących na traczkach włącznie.
Wiadomo też, że działania oczekiwane przez elektorat PO/KO na pewno nie spodobają się znacznemu, przegranemu a przez to sfrustrowanemu elektoratowi PiS i reszcie roszczeniowego społeczeństwa.
W obu przypadkach "rumakowanie" może się skończyć w połowie kadencji a wtedy - PiS wróci na "dobre" i na długo.
Dlatego Tusk gada dużo, jeszcze więcej obiecuje a w tym, czasie jego harcownicy obrzuca goownem pozostałą opozycję, wskazując tym samym swojemu elektoratowi wroga, odpowiedzialnego za przyszłą klęskę wyborczą i kolejne lata rządów PiS!