Gość: Pak
IP: *.acn.waw.pl
18.06.02, 07:10
Być może taki wątek już był ale nie jestem kolarzem i dotychczas nie czytałem
akurat tego forum.
Generalnie nie mogę zrozumieć dlaczego rowerzyści próbują sami sobie, a przy
okazji innym, zrobić krzywdę
1. coraz więcej rowerów (jeżdżących niestety ulicami) nie posiada wogóle
świateł, część jest wyposażona w dziwnie mrugające światełka (niezgodnie z
przepisami ruchu drogowego). Niestety takie rowery jeżdżą również po zmroku,
nie muszę chyba tłumaczyć jakie stwarza to zagrożenie.
2. mnóstwo rowerzystów przepycha się pomiędzy samochodami stojącymi np. na
czerwonym świetle, niestety również np. pomiędzy krawężnikiem a samochodami
stojącymi na prawym pasie, w tej sytuacji kierowca, który wie, że z prawej
strony nic nie może nadjechać(zgodnie z przepisami takie wyprzedzanie jest
zabronione), chcąc wjechać np. na miejsce parkingowe może wjechać prosto w
kolarza :-(
3. wszelkiego rodzaju kombinowanie na skrzyżowaniach - typu jazda chodnikiem i
nagle zjeżdżanie na ulicę bo właśnie tam pojawia się możliwość pokonania
skrzyżowania
4. wpadanie na "przejście" bez zwalniania. Taki problem miałem głównie przy
skręcie w prawo z Sobieskiego w Bonifacego - ścieżka rowerowa jest bardzo słabo
widoczna z ulicy i bardzo blisko samego zakrętu, niestety prędkość roweru jest
o wiele większa niż pieszego, w tej sytuacji taki pędzący rowerzysta "nagle"
pojawia się na masce samochodu!
5. no i ostatnia rzecz, która mnie boli to jeżdżenie ulicą parami, chyba nie
muszę tłumaczyć, jak utrudnia to właściwy ruch pojazdów.
Zazwyczaj przy tego typu zarzutach pojawiają się teksty o samochodowych
piratach drogowych itd, itp. ale jeśli już nie interesuje was to, że kierowca
samochodu może przeżywać stres po spotkaniu z rowerzystą, to pomyślcie moi
drodzy cykliści również o sobie, wasze zderzenie z samochodem na 95% kończy się
dla was tragicznie!