GoĹÄ: emwu
IP: *.wroclaw.dialog.net.pl
01.02.05, 00:23
Ciekawy jestem, ilu katolików byłoby w tym kraju, gdyby nie było zwyczaju (czy
wręcz nakazu) chrzczenia niemowląt.
Pewnie moja sytuacja nie jest wyjątkowa:
Jak każdy przeciętny Polak zostałem ochrzczony zanim jeszcze nauczyłem się
mówić. Przez pierwszych kilkanaście lat życia nie miałem pojęcia, że można
patrzeć na świat inaczej niż przez pryzmat wiary chrześcijańskiej - oczywiste
dla mnie było, że świat został stworzony w siedem dni, że pierwszymi ludźmi
byli Adam i Ewa, itd. Nagle okazało się, że ten opis zupełnie nie zgadza się z
tym, do czego doszła nauka. Oczywiście "pani z religii" tłumaczyła, że te
opisy są tylko symboliczne (aczkolwiek były traktowane dosłownie przez bardzo
długi czas), że religia się z nauką nie kłóci, itp. Jeszcze przez parę lat to
tłumaczenie trafiało do mnie. Doszedłem jednak w końcu do wniosku, że tak
naprawdę wiedza jaką poznałem nie pozwala mi wierzyć w to, co jest wykładane w
kościołach, że żyję w kłamstwie mówiąc, iż jestem katolikiem. Przed samym sobą
i przed garstką znajomych przyznałem, że na pewno nie jestem katolikiem - na
tyle tylko mi starczyło odwagi. Cała reszta (rodzina i inni znajomi) jest
przekonana, że jestem wzorowym członkiem Kościoła. Nie mam nadziei, że ich
kiedyś wyprowadzę z błędu. Byłoby to i dla mnie i dla nich nieprzyjemne
przeżycie. I tak oto żyję sobie, ludzie mają o mnie fałszywe wyobrażenie i
czuję się podle.
Dlaczego? Dlaczego zapisano mnie do tej organizacji wbrew mojej woli? Dlaczego
teraz się wstydzę za każdym razem, kiedy muszę komuś powiedzieć o sobie prawdę
- tak jakbym oznajmiał, że opuściłem swoją rodzinę? To jest nie fair.
Niech ktoś napisze, dlaczego przyjęty jest ten niesprawiedliwy według mnie
zwyczaj.
PS. Swoją drogą przyjęcie tego zwyczaju źle świadczy o samym kościele. Mało
jest takich, którzy powiedzieliby, że świadomie i dobrowolnie zostali jego
członkami...