alexanderson
16.07.05, 21:58
Przykro mi, że wielu ludzi ma zdanie o ateistach jako o ludziach bez
moralności i nienawidzących religii. Prawdziwy ateista opiera się na
kulturowym (a to znaczy też duchowym) dziedzictwie ludzkości i w tym znajduje
uzasadnienie, dlaczego nie wolno zabijać, kłamać, kraść, zdradzać itd. Trwanie
przy tych zasadach jest tym mocniejsze, że nie liczy się na nagrodę po
śmierci, ale nie można też oczekiwać rozgrzeszenia na ziemi - za wszystkie
swoje uczynki odpowiada się przed samym sobą i dlatego trzeba przeżyć to życie
(jedyne, w ujęciu ateisty, jakie jest nam dane) najuczciwiej, jak tylko można
i z miłością i szacunkiem do innych ludzi. Właśnie dlatego, że życie jest
pasmem radości i udręk, i kończy się śmiercią należy je przeżyć jak najlepiej
i wcale nie znaczy to "hulaj dusza, Boga nie ma". Jeśli większość ludzi
oparcie dla zasad etycznych (i sens samego życia) znajduje w religiach, które
niosą im pocieszenie i nadzieję (choć w ujęciu ateisty są tylko produktem
kulturowym, jak państwo, filozofia, nauka, sztuka), to prawdziwy ateista
docenia i szanuje ten wkład religii w budowanie wspólnoty ludzkiej. Każdy kto
z nienawiścią atakuje Kościoły, wyznania i ludzi wierzących jest po prostu
chamem bez zasad i kultury, ale nie znaczy to, że tak wygląda ateizm. W imię
różnych religii i ateizmu popełniano w przeszłości wiele błędów, a nawet
zbrodni, ale też owe prawdziwe religie i prawdziwy ateizm (świecki humanizm)
są nośnikami tych samych (!) najwyższych wartości, które jednoczą myślącą
ludzkość - Dobro, Prawda, Piękno. Jednoczą, bo ciągle mam nadzieję, że przy
wszystkich różnicach możemy razem współdziałać, pomagać sobie nawzajem i
przede wszystkim rozmawiać ze sobą, a to znaczy - rozumieć się. Ta wiara w
ludzkość jest moją religią.
Jeśli zaś chodzi o chrześcijaństwo, to uważam je za najbardziej wzniosłą i
najpiękniejszą z religii, i najbardziej ze wszystkich szanuję (i tu jednak
podziękowania za ukształtowanie mnie w jego duchu). Ale wiem z doświadczenia,
że wielu Polaków-katolików nie ma elementarnej wiedzy o swojej wierze. I to
jest przykre. Bo każdy z nich twardo powie - "jestem katolikiem". Nasz Kościół
zadowala się masowością, ale nie głębokością wiary. Mnie jest obojętne, czy
Polacy będą katolikami, czy nie, chciałbym tylko, by byli uczciwymi i
życzliwymi ludźmi. A nie są.
A wszystko przez to, że: 1) chrzci się dzieci, których nie można spytać o
zgodę 2) katolicyzm w Polsce jest synonimem moralności i automatycznie robi z
człowieka kogoś porządnego, tymczasem przyznanie się do np. ateizmu czy nawet
innej religii budzi podejrzenia, rodzi dystans, niechęć. Zbyt wielką rolę
nadaje się u nas rytuałom i obrzędom, a za mało rzeczywistym postawom. Mówi
się "Polska, ostoja chrześcijaństwa w Europie", ale gdzie jest to
chrześcijaństwo? W pijakach za kierownicą, w łapówkarstwie, w dręczonych
zwierzętach, w bitych dzieciach, w wykonywanych po kryjomu aborcjach, w
chamstwie na każdym kroku, w śmieciach na ulicach i w lasach? Religia jest u
nas kwestią przyzwyczajenia, a nie konsekwentną postawą. Nie jest sprawą
przekonania na podstawie dokonanego wyboru, ale ukształtowaniem od bezwolnego
dzieciństwa i kultywowaną bezrefleksyjnie tradycją. Nasze społeczeństwo nie
jest chrześcijańskie, a właśnie katolickie - liczy się obrzęd, widowisko,
celebra, uroczystość, swoista "soborowość", mechaniczność. Wszystko jest na
obraz i podobieństwo. I obowiązuje wszystkich...
A chciałoby się, żeby ludzie zadali sobie tego trudu i wypracowywali przez
lata własny światopogląd. Chrześcijański, ateistyczny, inny - ale jakiś. Wiąże
się to z wysiłkiem, ale tylko wtedy daje zadowolenie z własnej postawy. Nie
chodzi bowiem o to, by robić to, co wszyscy, ale to, do czego ma się
przekonanie. I czasem z powodu tych przekonań umie się ponosić konsekwencje.
Jak pisała Józefa Hennelowa:
"Światopogląd powinien zawsze trochę człowieka kosztować. Gdy światopogląd się
opłaca, to przestaje być tym, czym być powinien. Powstają zachowania
konformistyczne - fałszywe i rozbieżne z tym, do czego Kościół jest powołany".
Także ateiści niosą przez życie swój krzyż - odpowiedzialność za własne czyny.
Trzeba tak żyć, by móc codziennie ze spokojem spojrzeć w lustro. Dlatego,
odpowiadając na temat z innego wątku na tym forum, trzeba powiedzieć - nie
jest łatwo być ateistą. Ale też w życiu nie chodzi o to, by było łatwo. Z
ateistycznego punktu widzenia - właśnie dlatego powstały religie (choć także
jako czynnik integrujący społeczność): żeby dać wytłumaczenie zjawisk
kosmicznych i biologicznych, i zatrzeć lęki związane ze świadomością końca
egzystencji. Jeśli ludzie tego potrzebują, to religie spełniają bardzo
pożyteczną rolę. Ale żeby wiara przekładała się jeszcze na zachowania
codzienne...
I żeby osobista wiara nie była automatycznie przenoszona na innych ludzi. Żeby
nie używać wciąż generalizujących określeń "wszyscy", "my", "Polacy-katolicy"
itd. Ja ciągle uczę się szanować inne przekonania, odmienności, różnice.
Żebyśmy tak uczyli się wszyscy, każdego dnia. Od nowa...