jerzy.f
06.11.02, 15:38
Z przyjemnością śledzę na forum dyskusję o roli państwa w gospodarce,
szczegółowe analizy wpływu stóp procentowych na wzrost gospodarczy, wpływie
prywatyzacji na bezrobocie itd. Konfrontując jednak te wypowiedzi z wynikami
kolejnych wyborów w Polsce i z narastającą falą populizmu obawiam się, że
dyskusja staje się coraz bardziej wyizolowana od fundamentalnych problemów
które mogą spowodować, że przestanie ona dotyczyć polskiej gospodarki.
Problem polega na tym, że gospodarka funkcjonuje w otoczeniu na który składa
się wiele elementów takich jak system prawny, zespół wartości uznawanych w
społeczeństwie za obowiązujący itd., którego kształt determinują zwykli
ludzie ale przede wszystkim politycy. Politycy są dokładnym odzwierciedleniem
społeczeństwa - inaczej można to sformułować, że naród ma zawsze takich
polityków na jakich zasługuje. W tej sytuacji postępująca od 13 lat w Polsce
erozja edukacji i nauki musi zarówno bezpośrednio i pośrednio wpływać na
fundamenty gospodarki.
Bardzo ciekawa jest dyskusja czy w gospodarce powinny być wyłącznie firmy
prywatne, czy prywatne i państwowe a może prywatne pod pewną kontrolą
państwa. Staje się ona jednak czysto teoretyczna jeżeli prawie 90% Polaków
uważa, że prywatyzacja = złodziejstwo a zdecydowana większość mówi, że każdy
biznesmen a zwłaszcza właściciel prywatnej firmy to złodziej i bandyta.
Ostatno poglądy te śmiało i z całą mocą prezentowane są w Sejmie.
Bardzo interesujące są poglądy MACIEJA na wpływ st.% na wzrost gospodarczy,
ale nie sądzę żeby podobała mu się perspektywa ustalania ich wysokości na
wspólnym wiecu strajkujących stoczniowców i górników.
Nie można oczekiwać, że ludzie będą dokonywali racjonalnych wyborów
politycznych i gospodarczych na podstawie analizy różnych propozycji jeżeli
od 13 lat edukacja i nauka są traktowane jako mało ważne (...dobrze mieć
jakiś dyplom ale po co mi wiedza...?), pozbawione prestiżu (niestety również
na tym forum są głosy pogardliwie krytykujące nic nie rozumiejących
profesorów) a, co widać po tym forum, sporo osób które chcą i potrafią myśleć
już wyjechało z Polski.
O skali zapaści edukacyjnej może świadczyć porównanie ogólnej wiedzy
aktualnych absolwentów liceów ogólnokształcących i osób które ukończyły
szkołę 10-15 lat temu. Niestety obecni maturzyści mają kłopoty z
identyfikacją podstawowych krain i pojęć geograficznych, podstawowych faktów
z historii a zwłaszcza powiązań przyczynowo-skutkowych między nimi, o
matematyce (a więc i logice) nie wspominając.
Powszechna, rzetelna i nowoczesna edukacja oraz idąca z nią w parze nauka są
podstawowym lekarstwem na kłopoty gospodarcze co wyraźnie pokazują przykłady
Korei Południowej czy Finlandii. Bez nich nie pomoże ani Keynes ani Friedman.
Niestety trudno być optymistą. Jest to ogromna, organiczna praca na całe
dziesięciolecia a nie widzę ani woli jej wykonania ani nawet dostrzeżenia
skali problemu u większości ludzi z którymi rozmawiam.
Pozdrawiam
jerzy.f