filifionka-listopadowa
19.06.11, 18:25
UWAGA ZAWIERA SPOJLERY!
Właśnie skończyłam czytać „Anie z Wyspy Księcia Edwarda”. To był mój pierwszy kontakt z tym tekstem nie czytałam „Spełnionych Marzeń” ani wydanego po angielsku „The Blythes Are Quoted”, jednie po recenzjach tu na forum wiedziałam na co się nastawić. I bardzo dobrze, że wiedziałam bo inaczej potężnie bym się rozczarowała.
Ogromny minus dla Wydawnictwa Literackiego za tytuł. Bardzo mocno sugeruje ciąg dalszy historii Ani, gdzie będziemy mogli mieć wgląd w jej myśli i uczucia. A tu niespodzianka, tak jak w angielskim tytule Ania jest jedynie wspomniana. Bardzo brzydki chwyt marketingowy, zgrzytało mi podczas lektury jak piasek w zębach.
Minus dla LMM za wykreowanie obrazu zbyt idealnych Blytheów. Wspominani są i owszem, ale wyłącznie jako niedościgniony ideał dla reszty świata. Cudowny dom w którym czuje się miłość, Gilbert jedyny godny zaufania lekarz w okolicy, Ania jako jedyna osoba, która jest bez wątpienia szczęśliwa, A i G jako najidealniejsza para małżeńska, dzieci ze Złotego Domu jako wzór dla innych dzieci, Zuzanna najlepiej gotująca itd itd. Zbyt cukrowo dla moich biednych zębów, podniszczonych już zgrzytaniem nad tytułem. Bardzo przypominało mi to „Anię ze Złotego Brzegu”, gdzie wszystko mocno skąpane jest w tych oczeretach budyniu (określenie z forum Fanów M. Musierowicz). To, co stanowi największą zaletę opowiadań stanowiących kolejne rozdziały czyli sięgniecie po trudne tematy takie jak nieślubne ciąże, nienawiść, porzucone bądź zaniedbane dzieci etc. I wykorzystanie większej swobody obyczajowej do pisania o nich bardziej w wprost, nie dotyczy Blytheów. Złego Gilberta nie stwierdzono, wątek jego zdrady pojawia się w jednym zdaniu, w ustach postaci mocno kreowanej na mało wiarygodną. Nie wiele wiadomo o dzieciach i wnukach Ani, a na to mocno czekałam, strasznie chciałabym poznać ich koleje losu.
Bliżej z Blytheami spotykamy się podczas wieczorów na ogrodzie podczas których Ania czyta swoje wiersze. Po II WŚ sięga też do poezji Waltera. Kilka stałych osób przysłuchuje się im i komentuje, dla mnie te fragmenty robiły wrażenie wklejonych na siłę, nie wnosiły zbyt dużo nowego do rysunku postaci, nie przynosiły informacji o ich losach. Wiemy jedynie, że Ania bardzo mocno przeżyła śmierć Waltera. Oczywiście to bardzo subiektywne, ale przypomnienie o II WŚ (pojawia się nawet słowo Holocaust) nie pasuje do tych opowiadań o miłości. Kochankowie W Kanadzie gnają samochodami by spotkać się ze swoją miłością i jedzą truskawki z pola, gdy w Polsce dymią kominy krematoriów, a Armia Czerwona gwałci i zabija dziewczęta, które powinny tańczyć na polanie z ukochanym. Nie mają tej szansy bo pechowo urodziły się po złej stronie oceanu. Poczucie niesprawiedliwości psuło mi lekturę jak rozgryzione ziarnko pieprzu psuje smak potrawy. Podkreślam jeszcze raz, że to osobiste odczucie, zapewne dla kogoś to może być urealnienie świata z książek o Ani, szczypta soli w słodkim cieście, dodająca smaku.
Nie wiem czy zakwalifikować to jako wadę czy zaletę, ale „wszystko już było”. Osoba, która przeczytała większość książek LMM znajdzie tu stare historie ubrane w nowe postacie i nowe motywy. Dzieci szukające domu, pokłóceni kochankowie, niezrozumiali marzyciele, pogmatwane losy kochanków… Wszystko to już czytaliśmy u niej, ale mi nie przeszkadzało przeczytać jeszcze raz. Wiem jak smakuje czekolada, ale nie stoi mi to na przeszkodzie by zjeść jeszcze jedną i na nowo cieszyć się jej smakiem.
Zalety? To, co sprawiło, że piszemy na forum nazwanym „Miłośnicy/ czki LMM”. Piękny, zapomniany świat (bo kto z nas ma okazje wybrać się na tańce w lesie, przy świetle księżyca), ciekawie zarysowane postacie, interesujące historie oraz sposób ich prowadzenia (zabawy z narracją). I oczywiście szczęśliwe zakończenia, idealne dla duszy starganej sesją oraz wybojami na ścieżce życia.
A jakie są Wasze wrażenia? Na pewno jest wiele elementów o których nie wspomniałam, ale to jest recenzja pisana na gorąco, takie są moje pierwsze wrażenia. Za jakiś czas sięgnę na nowo po AzWKE i ciekawa jestem jak zmieni się mój odbiór.