pi.asia
13.07.11, 18:51
Witam wszystkich!
Jestem tu nowa, przejrzałam trochę starych wątków, w tym "koszmarne tłumaczenie" i chciałam podzielić się moimi odczuciami na temat koszmarnych tłumaczeń.
Wychowałam się na Aniach wydanych przez Naszą Księgarnię, w uroczym przekładzie Janiny Zawiszy-Krasuckiej. Język lekko staroświecki, romantyczny - taki jak sama Ania.
Ponieważ niektóre tomy zaginęły mi w pomroce dziejów, kupiłam sobie je w nowym wydaniu i - niestety - nowym tłumaczeniu Jolanty Bartosik.
Konkretnie chodzi o "Anię z Szumiących Topoli" i "Wymarzony Dom Ani"
Ludzie, co ta kobieta zrobiła z tych książek, to nóż się w kieszeni otwiera!!!
Pomijam zupełnie zmienione imiona bohaterów - z Rebeki Dew jakimś cudem zrobiła się Monika Rosa, ciocia Kasia jest ciocią Krysią, Ewa Moore stała się Leslie, ale tego czepiać się nie będę, być może takie imiona były w oryginale. Chociaż zamiany Ciotki Wywąchiwacz w ciocię Myszkę jej nie wybaczę.
Gorzej, że tłumaczka na siłę uwspółcześnia język, którym posługują się bohaterowie, a wyczucia nie ma za grosz, i wychodzą jej z tego rzeczy potworne.
Najbardziej spektakularne przykłady:
Ania z Szumiących Topoli:
Ania opisuje Gilbertowi swój pokój, pisze, że na półce stoi dzbanek "błękitny jak jaja dzięcioła" ( w wydaniu NK było "jak jajeczka raszki")
Ania rozmawia z Hazel, która jej mówi: "pani wszystko rozumie... nadajemy na tej samej fali"
W czasach przedradiowych ????
Frank Westcott do Ani: "Ojciec Jarvisa złamał serce trzem dziewczętom, bo ich rodziny wciskały mu je na siłę"
wyrażenie współczesne i prostackie
I mój "ulubiony" kwiatek - zakończenie "Wymarzonego Domu..." Ania chodzi po pokojach, żegnając się ze swym domkiem, piękna wzruszająca scena:
"Ona odjedzie, ale stary dom nadal będzie stał i spoglądał na morze swoimi dziwnymi oknami. Jesienne, żałobne wiatry będą go owiewały, szary deszcz będzie go grzmocił..."
W tym momencie ryknęłam śmiechem.
Jak Wam się to podoba?