ruda_z_zielonymi
31.03.20, 16:45
Właśnie przeczytałam kolejny raz Błękitny Zamek. Tym razem w oryginale. Za każdym razem mam trochę inny odbiór, ale zawsze chętnie wracam do tej lektury. Postanowiłam, że podzielę się tutaj swoimi uwagami, może macie podobne lub chcielibyście podyskutować.
Pierwsza refleksja jakie mnie naszła to to, że że książkę bardzo fajnie czytało mi się do połowy, dopóki Joanna nie wyszła za Edwarda - w oryginale oczywiście Valancy i Barney ;) Do tego momentu jest wartka akcja, dużo śmiesznych momentów, wyrazistych postaci i ogólnie wszystko jest dosyć realistycznie przedstawione. W momencie gdy Joanna staje się Panią na Błękitnym Zamku zaczyna wiać nudą, sentymentalizmem, ogólnie robi się zbyt cudownie i różowo, a przez to mało realnie. Dwoje praktycznie obcych sobie ludzi zaczyna nagle mieszkać razem i przebywać ze sobą 24/h i zero problemów, wszystko cacy, sielanka. Montgomery aspirowała by ta powieść była przeznaczona dla dorosłych, ale w tej części książki brak odniesień do prawdziwego życia i realnych problemów. A szkoda, bo mogłoby być ciekawie, gdyby autorka opisała ich wspólne życie bardziej realistycznie. Druga część przypomina trochę tanie romansidło, podczas gdy pierwsza dobrą powieść obyczajową.
Inną rzeczą, która mnie nurtuje jest cała ta tajemnica związana z Johnem Fosterem. Rozumiem, że Edward chciał pozostać anonimowy dla świata zewnętrznego, bo chciał mieć święty spokój, dość miał bycia "celebrytą" jako syn Redferna, ale dlaczego u licha ukrywał to przed Joanną już po ślubie ? Tym bardziej, że wiedział, że jest fanką jego pisarstwa ?
Nie podoba mi się też zakończenie powieści, podobne zresztą do zakończenia "Jany ze Wzgórza Latarni". Dlaczego para decyduje się opuścić chatkę na wyspie i zamieszkać w Montrealu ? Dlaczego nagle porzucają swoje ideały prostego życia w zgodzie z naturą ? Mam wrażenie, że zakończenie było pisane bardzo pod publiczkę i pod oczekiwania wydawców. Nie licuje mi zupełnie z charakterami i wcześniejszymi deklaracjami bohaterów. Dlaczego nagłe pojawienie się Redferna odwraca ich życie o 180` i Edward z głupia frant przypomina sobie nagle o ojcu i że może warto by wreszcie zrobić użytek z nagromadzonej kasy. Dla mnie to zakończenie jest rozczarowujące. Myślę, że byliby dużo szczęśliwsi mieszkając dalej na wyspie i odwiedzając tylko od czasu do czasu starego Redferna. Poza tym w jaki sposób Edward planował pisać dalej swoje książki mieszkając w mieście lub nawet na przedmieściach, a nie na łonie dzikiej przyrody ?
Mimo tych niedociągnięć książka była jak zawsze miłą odskocznią, zwłaszcza w obecnej sytuacji, dającą nadzieję, ze zawsze można coś w swoim życiu zmienić. Ma to pewną cenę, ale czasami warto zaryzykować.