bez_zarzutu
15.10.22, 22:09
w moim przypadku Robin z Janki z Latarniowego Wzgórza. Kobieta-dziecko, która poświęcała swoje dziecko na ołtarzu Świętego Spokoju. Irytują mnie te peany Janki (zrozumiałe oczywiście), te zachwyty, jaki to mają sekretny język z matką, przesyłają sobie błyski przy stole oczyma. No odwaga niesamowita.
Ja wiem, że Robin była łamana od małego przez babkę, ale nie bardzo to wpływa na moją jej ocenę.
Zbiorczo, ci wszyscy tatusiowie, którzy wyjechali po śmierci żony a dzieci zostawili pod opieką strasznych babek/na poniewierkę. Na myśl przychodzi mi tylko ojciec Elżbiety, ale chyba w opowiadaniach przewinął się ten motyw. Iście po męsku: zrobić dziecko, a potem jak zrobi się ciężko, to zostawić wszystko za sobą.
Pat ze Srebrnego Gaju. Książki uwielbiałam za atmosferę, plastyczne opisy (dzbanek-krowa to moje marzenie od dzieciństwa), za postacie drugoplanowe, ale niestety, niestety- heroina jest mocno irytująca, wkurza to poczucie wyższości i oczekiwanie, że inni dostosują się do jej wizji świata. Sid miał zostać z nią na farmie, prawda? Ciekawe co o tym sądził...
Tadzio z Emilki. Przez pierwsze dwa tomy- ok, takie mydło w tle. Ale w ostatnim tomie, łooo panie... to co zaserwował Emilce, Ilzie i sobie, to było okrutne. Ilza i Emilka mogły z różnych przyczyn godzić się na taki stan rzeczy, ale on nie kochał Ilzy, był świadomy, że jej nie pokocha (mówimy o świecie LMM, gdzie prawdziwa miłość jest po grób, nieprawdaż), a jednak decydował się na coś takiego. Fuj.
Hilary ze Srebrnego Gaju. Wstyd mi, ale nie potrafiłam się do niego przekonać.