croyance
11.10.08, 13:15
Moje drogie – rozwiązałam zagadkę włosów Ani! Z tego, co wiem, nie
było to jeszcze poruszane na forum – jeśli tak, bardzo przepraszam i
proszę o usunięcie posta.
Z tego, co wiemy, Ania miała rude włosy i jej celem było
pofarbowanie ich na kolor kasztanowy. Podejrzewam, że w tamtych
czasach dostęp miała jedynie do barwników naturalnych, czyli henny.
Tu muszę zaznaczyć, że obecnie sprzedawane kosmetyki z basmą/rubiną
etc. z prawdziwą henną nie mają nic wspólnego (nie mają też z nią
nic wspólnego tatuaże z henny).
Są trzy rodzaje henny:
Henna naturalna (Cassia Obovata, senna) – ‘henna’ bezbarwna,
stosowana jako odżywka i jako proszek ‘rozcieńczający’ hennę
czerwoną (kiedy człowiek chce uzyskać np. strawberry blond)
Henna czerwona (Lawsonia Inermis, henna) –
tradycyjna, ‘pomarańczowa’ henna, dostępna kiedyś do kupienia w
Polsce w postaci proszku (podejrzewam, że był to jedyny okres, kiedy
można było kupić autentyczną hennę)
Czarna Henna (Indigofera Tinctoria, Indigo) – barwiąca włosy na
czarno; używana do barwienia na różne odcienie brązu i kasztanu
poprzez użycie razem z henną czerwoną.
Jeśli ma się jasne włosy, i chce uzyskać kolor brązowy, należy
zmieszać hennę czerwoną z indigo, albo najpierw nałożyć hennę, a
potem indigo. Jest to cała procedura, bo proszek trzeba zmieszać z
sokiem cytryny (lub czymś kwaśnym) i odstawić na kilkanaście godzin,
żeby wyzwolił się barwnik (henna; indigo nakłada się od razu – jeśli
więc ma się ochotę na kasztan, jest trochę paprania się, mieszania
składników, czekania, nakładania jednego, potem drugiego etc.).
Teraz dochodzimy do pierwszej wskazówki co do Ani. Zakładając, że
wędrowny sprzedawca handlował farbą do włosów, możemy założyć
bezpiecznie, że na składzie miał jedynie hennę czerwoną i indigo.
Sprzedawanie Ani henny nie miało sensu, całkiem sensownie więc
polecił jej to drugie. Tu istnieją trzy możliwości: albo chłop nie
wiedział, bo i skąd, że zanim nałoży się indigo, należy nałożyć
hennę; albo uznał, że skoro Ania już jest ruda, to pierwsza faza
farbowania nie jest jej potrzebna; albo nie powiadomił jej, jak
wygląda proces farbowania i czego należy się spodziewać. To by mnie
nie dziwiło: podejrzewam, że handlarz nie miał pojęcia o meandrach
kosmetyki, i po prostu sprzedał to, co miał.
W tym momencie następuje druga część dramatu, czyli Ania farbuje
włosy. Z tego, co pisałam wcześniej, łatwo się zorientować, że nie
wiedziała, jak się do tego zabrać: prawdopodobnie nie czekała
wystarczająco długo na wyzwolenie się barwnika, być może wymieszała
indigo z wodą. Istnieje jeszcze opcja, że sprzedano jej chemiczny
wynalazek, czyli indigo zmieszane z czymś dziwnym – ale musiało to
być indigo, bo nic innego nie byłoby w stanie spowodować takich
rezultatów (ale o tym zaraz).
Ania nieumiejętnie nakłada mieszankę, trzyma ją za długo/za krótko,
potem jeszcze nieumiejętniej suszy (kolor zależy od tego, czy suszy
się na powietrzu, czy w pomieszczeniu; np. jeśli ma się ciemne włosy
i chce uzyskać granatowy połysk, powinno się suszyć włosy na
powietrzu). Efekt jest taki, jak wiemy: włosy są zielone. I tu
dochodzimy do clue całej sprawy.
Bardzo częstym efektem jest, że indigo nadaje włosom zielony kolor.
Przy czym jest to faktycznie kolor nieciekawy, w stylu zdechłych
wodorostów. Ania nie została uprzedzona (znowu, nie podejrzewałabym
handlarza o taką wiedzę), że jest to proces normalny i jest jedną z
faz zachodzących we włosach procesów. W takich przypadkach zaleca
się przeczekanie, bo jest to – uwaga! – kwestia tymczasowa.
Na ten moment czekałam przez cały swój wywód, przejdę więc do niego
z przyjemnością :-)
Ania niepotrzebnie ścinała włosy. Gdyby poczekała tydzień, proces
utleniania by zmieniła zieleń na piękny kasztan. Każdy, kto farbuje
włosy henną – prawdziwą henna – wie, że włosy FARBUJĄ się jeszcze
przez kilka dni od nałożenia farby, poprzez reakcję z tlenem. Jaki
więc kolor wyszedł, można tak naprawdę powiedzieć po co najmniej
siedmiu dniach.
Ponieważ mam dostęp do henny jemeńskiej i indigo, zrobiłam
eksperyment i nałożyłam indigo na pasmo włosów z tyłu głowy. Wyszło
jak wspomniany wodorost – miejscami czarne, miejscami zielone. Po
tygodniu wyglądało na ciemny brąz, po dwóch na jasny, śliczny
kasztan.
Biedna Ania, obstrzyżona na zapałkę zupełnie bez potrzeby. Ale, to o
czym pisałam tłumaczyłoby też komentarz Gilberta, że ‘włosy
odrastające wyglądają na zupełnie kasztanowe’ :-D