ebrunetka
19.03.12, 09:22
Przypadkiem trafiłam na to forum, przeczytałam wiele wątków i poczułam się jak gdyby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Ale po kolei...
Znaliśmy się tylko z widzenia, parę zdań zamieniliśmy gdzieś ma początku października zeszłego roku.
Dostałam zaproszenie na nk.
Krótka wymiana uprzejmości.
Pierwsze rozmowy na gg.
Potem godziny spędzone na pogaduchach przez komunikator i pierwsze motyle w brzuchu („myślimy tak samo, lubimy to samo”

.
Pierwsze refleksje, w co ja się pakuję oboje mamy rodziny, po cholerę nam to!
Poważna rozmowa o moich wątpliwościach, po której zniknęły wszystkie rozterki.
No, więc spotkanie, zabawna rozmowa, boski sex i szybciutko do domu.
Znowu tygodnie rozmów i ukradkowych spojrzeń podczas przelotnych spotkań w klubie (dzieciaki razem trenują).
Pierwsze czerwone światełko zapaliło się, kiedy powiedział „Kocham Cię Skarbie”, nie odpowiedziałam.
Rozmowa na temat odpowiedzialności i zapewnienia, że nie zamierza nic w swoim życiu zmieniać, czyli dokładnie tak jak ja.
Drugie ostrzeżenie „Jesteś TYLKO moja”, tu już przyszły duże wątpliwości i zastanawianie się co stanie kiedy się skończy, co on zrobi, z drugiej strony jest poważnym facetem na stanowisku więc chyba mu nie odbije???
I wtedy trafiłam tutaj, poczytałam, przetrawiłam i w piątek odważyłam się napisać mu, że to koniec, że nie warto ryzykować tego, co mamy tylko dla własnej satysfakcji.
Odpisał, że nie ma pojęcia, czemu to robię, ale oczywiście uszanuje moją decyzję, chociaż nie wyobraża sobie żebym nagle zniknęła z jego życia.
Nie odpisałam już...
Wykasowałam kontakty, laptopa omijam szerokim łukiem, zablokowałam jego nr w telefonie, boli jak cholera, miotam się okrutnie, ale myślę, że to (jeśli się nie złamię) słuszna decyzja.
Tylko, czemu do jasnej pogody jest mi tak źle??????????