arek_librant
08.10.21, 12:35
Witam mam na imię Krzysiek na wstępie proszę o dokładne przeczytanie wiadomości a nie od razu wystawienie mi opinii jakim to draniem jestem i skurwsy...
Minęło dużo czasu a ja nadal nie mogę się pozbierać do kupy…
Po krótce o mojej historii od 7 lat spotykałem się o 8 lat od siebie starszą kobietą…
Poznaliśmy się przypadkiem bardzo ciekawa historia 😊 Nie ukrywam, że Marysia bardzo mi się podobała i nie mogłem się powstrzymać aby się z nią zobaczyć. Na pierwszym naszym spotkaniu od razu powiedziałem zresztą nie trzeba było mówić, że jestem żonaty(ona rozwódka od 6 lat) i tego nie ukrywam. Powiedziałem, że bardzo mi się spodobała i chciałbym od czasu do czasu spotkać się pogadać i napić kawy byłem strasznie zestresowany bo mając do czynienia ze starszą od siebie kobietą chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Kawa jak to kawa się skończyła i zaczęło się spotkanie gdzieś po kryjomu doszło do pierwszego zbliżenia było cudownie i oboje byliśmy bardzo szczęśliwi. Myślę, że osoby znające temat wiedzą jak to jest prowadzić podwójne życie. Obiecałem sobie, że jak sprawa potoczą się za daleko będzie trzeba się wycofać ale tego nie zrobiłem. Kobieta się we mnie zakochała i ja po jakimś czasie również w niej. Teraz napiszę zdanie na które odpowiedź będzie na samym końcu postu. Tego samego dnia kiedy powiedziałem jej, że ją kocham i uczucie jest bardzo silne powiedziała mi, że jest chora ale nie była to poważna choroba zresztą nie chce jej za bardzo opisywać aby ludzie czytający nie powiązali faktów i skojarzyli mnie kim jestem. Powiedziała mi, że już wykupiła sobie miejsce na cmentarzu i skoro bóg zesłał jej tak dobrego i uczynnego człowieka jak ja to znaczy, że jej koniec jest bliski. Uwierzcie mi, że tak się stało dokładnie jak pamiętam było na początku miesiąca xy i dokładnie po 7 latach kiedy mi to powiedziała zmarła o tej samej porze i dniu.
Związek nasz był bardzo burzliwy ponieważ z jednej strony moja żona, córka 3 lata i sami tam wiecie jakie to są akcje. Przekroczyłem pewną barierę której nie powinienem poznała moją córkę jeździłem do niej na wakacje itp. Po roku znajomości doszedłem do wniosku, że ją bardzo kocham i chcę być z nią i odejść od żony. Niestety ale nie zgodziła się na to ponieważ moja córka była za mała i jeszcze powiedziała nie ten czas. Powiedziałem, że drugi raz tak mocnej decyzji nie podejmę i jakoś dalej to wszystko szło. Moja żona nie miała o tym żadnego pojęcia aż pewnego razu ktoś bardzo miły z jej koleżanek nie wytrzymał i zadzwonił do pracy do mojej żony i wszystko powiedział. Myślę, że to było z zazdrości, że jej się jakoś układa ma w kimś oparcie i kogoś to bardzo za bolało. Wszystkiego się wyparłem przed żoną bo nie miała twardych dowodów bazowała tylko na tym telefonie który cały czas mówiłem, że ktoś mnie pomawia. Ta sytuacja sprawiła, że jakiś czas się od siebie oddaliśmy ale znowu po jakimś czasie spotykaliśmy nadal. Moja praca pozwalała mi na wyjazdy służbowe na które mogłem ją zabierać i mogliśmy miło i przyjemnie spędzać czas. Od xxx lat zmieniła mi się praca i skończyły się wyjazdy, uczucie cały czas było mocne ale ani jedna ani druga strona nie chciała zmieniać swojego wygodnego życia. Choć Marysia często mnie o to pytała ale ja za każdym razem powtarzałem, że ja niczego nie obiecywałem i chciałbym to kontynuować tak jak jest. Zawsze podobały mi się takie akcje jak tu coś wymyśleć aby się spotkać ten jeden dzień w tygodniu i się udawało. Zawsze przy jakiś kłótniach pytałem czy to jest ten moment, że jesteśmy pod ścianą i inaczej już nie możemy jak tylko być razem ? i zawsze jakoś po kościach i kolejne lata.
Niestety po jakiś tam nudnościach zdiagnozowano u niej raka i to tego najgorszego.
Nie wiedziałem co robić ale powiedziałem sobie, że będę z nią na tyle ile będę mógł ani razu nie poprosiła czy w obecnej sytuacji mogę być tylko z nią. Była operacja, kolejne chemioterapie i jakoś stawała na nogi kilka dni czuła się gorzej ale później wracała do pracy i była pełna wigoru.
Starałem się pomagać finansowo i przy jakiś drobnych naprawach oraz kupowałem jakieś prezenty żeby choć na chwilę się uśmiechnęła.
Udało się nam spędzić wspaniały tydzień w wakacje gdzie byliśmy tylko we dwoje i było cudownie.
W następnym miesiącu wakacyjnym zbliżał się mój wyjazd na wakacje z żoną i córką. Zawsze wakacje z moją żoną wywoływały u Marysi niepokój i lęk. Wcześniej wspólnych wakacji żoną nie było ponieważ jakoś trzeba było dzielić się opieką nad córką. W momencie wspaniałej wiadomości o tym co się dzieje od serdecznej przyjaciółki, żona starała się nie dopuszczać już do takich sytuacji abym jeździł tylko sam z córką, choć kilka dni w wakacje byłem sam i to był czas tylko dla nas.
Niestety ale tuż przed wyjazdem powstały między nami jakieś nieporozumienia i przestaliśmy się odzywać. Ja przez cały spotykania się byłem taką osobą, że pomimo nie mojej winy w jakiś kłótniach zawsze wyciągałem rękę dzwoniłem, pisałem smsy martwiłem się tak po ludzku. Zawsze podziwiałem jaka ona była honorowa i z klasą nigdy się pierwsza nie odezwała ale i ja taki też się zrobiłem już pod sam koniec naszej znajomości…
Nie mogłem zrozumieć pytań które mi zadaje, że czemu się z nią spotykam pewnie z litości a ja zawsze, że przecież dobrze wiesz tyle lat razem się bujamy, spotykamy masz we mnie oparcie czy ja to muszę Ci mówić ale dzisiaj wiem, że chciała właśnie wtedy usłyszeć kocham…
Po powrocie z wakacji próbowałem się jakoś skontaktować i porozmawiać ale często dostawałem odpowiedzi dokładnie jak poprzednie albo nawet gorsze zastało mi wykrzyczane, że jej nigdy nie kochałem i się odsunąłem i nie ma we mnie oparcia w tych trudnych chwilach. To było jeszcze nic ale jak proponowałem rozmowę, nie sms albo telefon słyszałem ale co tymi powiesz Arku swoją starą śpiewkę… nie mamy o czym rozmawiać i w końcu nie wytrzymałem i przestałem się odzywać na dobre dwa tygodnie… Przykre to jest ale nauczyłem się tego od niej takiego olania i chciałem żeby chociaż raz poczuła to co ja kiedyś jak były sprzeczki i się do mnie nie odzywała po kilka dni zero sms i telefonów to działanie wywracało mi świat do góry nogami i nie mogłem zrozumieć jak można przez kilka dni nie chcieć wiedzieć co się dzieje z ukochaną osobą.
Pewnego dnia dowiedziałem się od jej starszej córki, że ma przerzuty i pytał czemu mnie nie ma o co chodzi powiedziałem, że się bardzo poróżniliśmy i to są sprawy dorosłych. Następnego dnia zadzwoniłem i spytałem co się dzieje oczywiście znowu wywody ale jakoś rozmowa szła… Zaproponowałem spotkanie, że jak będzie na badaniach w moim mieście to się spotkamy pogadamy i tak czekaliśmy kilka dni…
Którejś nocy śnił mi się sen, że częstuje ją jajkami ale czarnymi zadzwoniłem aby porozmawiać i znowu to samo po co dzwonisz itp. Itd. Inni to się o mnie troszczą a Ty tylko telefony i mam do Ciebie żal, że mnie zostawiłeś w takim momencie i znowu, że nigdy jej nie kochałem i takie tam.
Już nie wytrzymałem i powiedziałem dość spotkajmy się i pogadajmy i tak miało być ale niestety się nie udało ☹ Najgorszy jest fakt, że ja cały czas nie dopuszczałem do siebie myśli, że ona może odejść na tamten świat miała wziąć inną chemię i miało być lepiej niestety ale tak się nie stało.
Nie wiem dlaczego byłem taki zaślepiony nie wsiadałem w auto i pojechałem do niej pomijając wszystko aby czuwać przy niej na tyle ile mogę. Najgorsze jest to że były takie dni mogłem wsiąść do auta i pojechać i być nawet te kilka godzin. Do dzisiaj się zastanawiam co mnie zaślepiło na co liczyłem chyba się bałem, że nie podołam tego i wiem, że nazywa się to tchórzostwem. Na tą chwilę jestem wrakiem człowieka i nie mogę się pozbierać po śmierci mojej ukochanej. Jestem bardzo uczuciowym człowiekiem i powiem, że żal i smutek to jest chyba moja kara z którą będę musiał się mierzyć do końca swoich dni. Nie udało mi się z nią pożegnać chociaż zamienić słowo i to tak człowieka dołuje.